[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Umarłeś to umarłeś.Ale co się czuje, jeśli w króciuteńkim ułamku sekundy tużprzed tym zrozumie się, że to już koniec? Była tam wąska szczelina, niczym ledwie uchylonedrzwi, w którą starałem się wcisnąć, bo chciałem się tam dostać, z tej szczeliny sączyło się namoje powieki złociste światło słońca, i nagle się przez nią prześlizgnąłem, byłem tam z całąpewnością przez moment i wcale się nie wystraszyłem, tylko zasmuciłem i zdziwiłempanującą dookoła ciszą.Kiedy otworzyłem oczy, to uczucie we mnie pozostało.Popatrzyłemprzez wodę na drugi brzeg i zobaczyłem, że wciąż tam jest.Popatrzyłem na twarz mojegoojca, jakby gdzieś z daleka, mrugnąłem kilka razy, wziąłem głęboki oddech i może lekkozadrżałem, bo ojciec uśmiechnął się zaciekawiony i spytał: Wszystko w porządku, szefie? Jasne odparłem po chwili.Ale gdy przybijaliśmy do brzegu, gdy cumowaliśmyłódz i gdy szliśmy wzdłuż ogrodzenia przez łąkę, czułem gdzieś w sobie jakąś maleńkądrobinę, całkiem żółtą plamkę, i nie wiedziałem, czy kiedykolwiek zdołam się jej pozbyć.Kiedy dotarliśmy na północną łąkę, byli już tam ludzie.Sam Barkald stał przy kosiarcez lejcami w dłoni i właśnie miał na nią wsiąść.Konia poznałem, wciąż bolało mnie krocze ponaszej wspólnej jezdzie; stało tam też dwóch mężczyzn z wioski i nieznajoma kobieta, któranie wyglądała na wieśniaczkę, ale może była krewną gospodarzy, a pani Barkald rozmawiałaz matką Jona.Obie miały włosy zebrane w niestaranne koki, sprane, przylegające do ciałasukienki z bawełny w kwiatki i gołe nogi w półbutach, a w rękach trzymały grabie zestyliskami dwa razy wyższymi od nich.Już na drodze słyszeliśmy ich głosy niesione wprzedpołudniowym powietrzu, matka Jona na łące wyglądała inaczej niż w ciasnym domu,rzucało się to w oczy tak bardzo, że zauważyłem to od razu, i bez wątpienia mój ojciecrównież zwrócił na to uwagę.Prawie niechętnie odwróciliśmy głowy i wymieniliśmyspojrzenia, sprawdzając, co zauważył ten drugi.Poczerwieniałem na twarzy, spięty, azarazem nieprzyjemnie nieswój, ale nie wiedziałem, czy to z powodu własnychzaskakujących myśli, czy też dlatego, że zobaczyłem, że mój ojciec pomyślał to samo.Kiedyspostrzegł, że się rumienię, roześmiał się cicho, lecz bez cienia pogardy, to trzeba muprzyznać.Po prostu się śmiał.Niemal z entuzjazmem.Podeszliśmy przez trawę do kosiarki, przywitaliśmy się z Barkaldem i jego żoną, amatka Jona podała nam rękę i podziękowała za przyjście na pogrzeb Odda.Była poważna, alenie przybita.Aadnie opalona, miała niebieską sukienkę i niebieskie, błyszczące, choć trochęzapuchnięte oczy, i była zaledwie o kilka lat młodsza od mojej matki.Wprost biło od niejświatło, miałem wrażenie, że pierwszy raz widzę ją tak wyraznie, i zastanawiałem się, czy toz powodu tego, co się stało, czy coś takiego może sprawić, by człowiek zaczął świecić sam zsiebie.Musiałem wpatrywać się w ziemię, a pózniej w łąkę, żeby uniknąć jej spojrzenia.Wkońcu podszedłem do stosu pali, gdzie stały narzędzia, i wyciągnąłem widły do siana,oparłem się o nie, nie patrząc już na nic i czekając, aż Barkald wezmie się do roboty.Ojciecchwilę postał i pogadał, a potem też podszedł, podniósł widły leżące na trawie między dwomazwojami drutu na kołowrotkach, wbił je w ziemię i czekał tak jak ja, unikaliśmy patrzenia nasiebie, wreszcie Barkald, usadowiony już na kosiarce, cmoknął na konia, opuścił noże iruszył.Aąka została podzielona na cztery części, bo tyle płotków do suszenia siana mieliśmyustawić, a Barkald zaczął kosić trawę w prostej linii przez środek pierwszej części.Kilkametrów od skraju łąki młotem wbiliśmy ukosem w ziemię mocny kołek, obwiązaliśmy jegokoniec drutem z jednego ze zwojów i dobrze umocowaliśmy, a potem do mnie należałopodniesienie kołowrotka za dwa wyświecone uchwyty i rozwijanie cały czas naprężonegodrutu, musiałem przy tym iść tyłem po linii skoszonej przez Barkalda.To była ciężka praca,już po kilku metrach zaczęły mnie boleć nadgarstki, bolały też barki, ponieważ musiałemrobić trzy rzeczy jednocześnie, trzymając w rękach ciężki kołowrotek, a mięśnie jeszcze misię nie rozgrzały [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Umarłeś to umarłeś.Ale co się czuje, jeśli w króciuteńkim ułamku sekundy tużprzed tym zrozumie się, że to już koniec? Była tam wąska szczelina, niczym ledwie uchylonedrzwi, w którą starałem się wcisnąć, bo chciałem się tam dostać, z tej szczeliny sączyło się namoje powieki złociste światło słońca, i nagle się przez nią prześlizgnąłem, byłem tam z całąpewnością przez moment i wcale się nie wystraszyłem, tylko zasmuciłem i zdziwiłempanującą dookoła ciszą.Kiedy otworzyłem oczy, to uczucie we mnie pozostało.Popatrzyłemprzez wodę na drugi brzeg i zobaczyłem, że wciąż tam jest.Popatrzyłem na twarz mojegoojca, jakby gdzieś z daleka, mrugnąłem kilka razy, wziąłem głęboki oddech i może lekkozadrżałem, bo ojciec uśmiechnął się zaciekawiony i spytał: Wszystko w porządku, szefie? Jasne odparłem po chwili.Ale gdy przybijaliśmy do brzegu, gdy cumowaliśmyłódz i gdy szliśmy wzdłuż ogrodzenia przez łąkę, czułem gdzieś w sobie jakąś maleńkądrobinę, całkiem żółtą plamkę, i nie wiedziałem, czy kiedykolwiek zdołam się jej pozbyć.Kiedy dotarliśmy na północną łąkę, byli już tam ludzie.Sam Barkald stał przy kosiarcez lejcami w dłoni i właśnie miał na nią wsiąść.Konia poznałem, wciąż bolało mnie krocze ponaszej wspólnej jezdzie; stało tam też dwóch mężczyzn z wioski i nieznajoma kobieta, któranie wyglądała na wieśniaczkę, ale może była krewną gospodarzy, a pani Barkald rozmawiałaz matką Jona.Obie miały włosy zebrane w niestaranne koki, sprane, przylegające do ciałasukienki z bawełny w kwiatki i gołe nogi w półbutach, a w rękach trzymały grabie zestyliskami dwa razy wyższymi od nich.Już na drodze słyszeliśmy ich głosy niesione wprzedpołudniowym powietrzu, matka Jona na łące wyglądała inaczej niż w ciasnym domu,rzucało się to w oczy tak bardzo, że zauważyłem to od razu, i bez wątpienia mój ojciecrównież zwrócił na to uwagę.Prawie niechętnie odwróciliśmy głowy i wymieniliśmyspojrzenia, sprawdzając, co zauważył ten drugi.Poczerwieniałem na twarzy, spięty, azarazem nieprzyjemnie nieswój, ale nie wiedziałem, czy to z powodu własnychzaskakujących myśli, czy też dlatego, że zobaczyłem, że mój ojciec pomyślał to samo.Kiedyspostrzegł, że się rumienię, roześmiał się cicho, lecz bez cienia pogardy, to trzeba muprzyznać.Po prostu się śmiał.Niemal z entuzjazmem.Podeszliśmy przez trawę do kosiarki, przywitaliśmy się z Barkaldem i jego żoną, amatka Jona podała nam rękę i podziękowała za przyjście na pogrzeb Odda.Była poważna, alenie przybita.Aadnie opalona, miała niebieską sukienkę i niebieskie, błyszczące, choć trochęzapuchnięte oczy, i była zaledwie o kilka lat młodsza od mojej matki.Wprost biło od niejświatło, miałem wrażenie, że pierwszy raz widzę ją tak wyraznie, i zastanawiałem się, czy toz powodu tego, co się stało, czy coś takiego może sprawić, by człowiek zaczął świecić sam zsiebie.Musiałem wpatrywać się w ziemię, a pózniej w łąkę, żeby uniknąć jej spojrzenia.Wkońcu podszedłem do stosu pali, gdzie stały narzędzia, i wyciągnąłem widły do siana,oparłem się o nie, nie patrząc już na nic i czekając, aż Barkald wezmie się do roboty.Ojciecchwilę postał i pogadał, a potem też podszedł, podniósł widły leżące na trawie między dwomazwojami drutu na kołowrotkach, wbił je w ziemię i czekał tak jak ja, unikaliśmy patrzenia nasiebie, wreszcie Barkald, usadowiony już na kosiarce, cmoknął na konia, opuścił noże iruszył.Aąka została podzielona na cztery części, bo tyle płotków do suszenia siana mieliśmyustawić, a Barkald zaczął kosić trawę w prostej linii przez środek pierwszej części.Kilkametrów od skraju łąki młotem wbiliśmy ukosem w ziemię mocny kołek, obwiązaliśmy jegokoniec drutem z jednego ze zwojów i dobrze umocowaliśmy, a potem do mnie należałopodniesienie kołowrotka za dwa wyświecone uchwyty i rozwijanie cały czas naprężonegodrutu, musiałem przy tym iść tyłem po linii skoszonej przez Barkalda.To była ciężka praca,już po kilku metrach zaczęły mnie boleć nadgarstki, bolały też barki, ponieważ musiałemrobić trzy rzeczy jednocześnie, trzymając w rękach ciężki kołowrotek, a mięśnie jeszcze misię nie rozgrzały [ Pobierz całość w formacie PDF ]