[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.7 — Wyspa Snów97Janinę położyła rękę na głowie Pandory.— Nie myśl o tym dzisiaj.Musisz się nauczyć nie skakać jak żabaz myśli na myśl.Teraz zaśniesz i zobaczysz swojego Richarda.Nie wyglądana szczęśliwego.— Podniosła w górę palec, badając wiatr.— Wiatr sięporusza, Octo przypłynie na swojej łodzi.Muszę do niego iść.— Uśmiechnęłasię.— Jutro znajdziemy twoje zaklęcie, twoje słowo mocy.To będzieszczególny dzień.Nie jedz aż do późna.— Znowu? — Ben siedział na werandzie, myśląc że wolałby miłośćzamiast tych czarów.— Ty możesz jeść, ile chcesz.Mężczyźni i tak nie mogą uprawiać magii.Tylko kobiety.— Janinę odrzuciła do tyłu głowę i roześmiała się.— Kobietyod wieków miały swoje czary.To dlatego byłyśmy zawsze silniejszą płcią.Mężczyźni mogą ustanawiać tyle reguł, ile chcą, my i tak je złamiemy.Wszyscy mężczyźni boją się kobiet.— Nawet Octo?Popatrzyła na Bena.— Jak myślisz?— O.K., O.K., nawet Octo.A teraz nauczysz pewnie Pandorę, jakzatruwać moje jedzenie i żebym opadał z sił przy innych kobietach.Kiedy Janinę odeszła, Pandora wzięła Bena za rękę.— Nie wygłupiaj się.Jestem taka zmęczona.Chodźmy spać.Słuchaj,Janinę już poszła.Pozmywam jutro.— Idź spać, a ja pozmywam.Masz przecież śnić o Richardzie.Widziałból w jej oczach, kiedy wpatrywała się w kulę.Bolało go serce, kiedy wkładałnaczynia do zlewu.Tak bardzo ją kochał, ale wiedział, że ona nie zostaniez nim na zawsze.Nie na tej małej wyspie.Wiedział też, że on nie może stądwyjechać.Kiedy wreszcie go opuści, zostanie na niebie, ponad nim, jegogwiazda.Po tym jak zobaczyła smutną twarz Richarda w kuli Janinę, rzeczywiście śniła o nim przez całą noc.Jego widok, najwyraźniej sennego i samotnegoprzy stole, zmartwił ją do bólu.Sen zaczął się od ich pierwszegospotkania w teatrze w Bostonie.Marcus lubił pokazywać się w teatrze.Pandora była wtedy już trzy lata po ślubie i niewiele jej pozostałozłudzeń co do tego, kim był Marcus i jak się zachowywał.Tegowieczoru włożyła suknię z czarnego jedwabiu z wysoko zasłoniętąszyją, obramowaną srebrnym futerkiem z lisa.Poprzedniej nocy Marcuszawiązał jedwabny sznur wokół jej szyi tak ciasno, że czerwone ślady,jak zastygła krew, zakwitły na bladej skórze.Usiłowała nie dotykaćszyi, bo wiedziała, że Marcusowi dostarczyłaby dodatkowej przyjemności,pokazując, że jeszcze odczuwa ból.Miała chrypę, nie bardzo mogłamówić, na szczęście nie musiała, bo był z nimi Reginald.Reggie był transwestytą, prostytutką, ulubionym przyjacielem Marcusa.Czasami, po zażyciu dostatecznej ilości tabletek, Pandora kochała sięz obydwoma.Tego wieczora wiedziała, że jest naćpana, ale wzięła belladonnęi jej wielkie, zielone oczy zalśniły blaskiem.Zauważyła Richarda, który siedział w loży niedaleko.Była z nim znaczniestarsza kobieta w bardzo drogim futrze z norek.Pandora uśmiechnęła się dosiebie, zadowolona, że tak szybko oceniła wartość futra.Czasem zapamiętujesię takie szczegóły na całe życie.Pamiętasz jakąś folię aluminiową, sznureki szampon spłukiwany z włosów.Richard miał na sobie smoking.Pomyślała,99że musi być Anglikiem.Tylko Anglik mógł włożyć coś takiego i nie wyglądać idiotycznie.Patrzyła na niego, on na nią.Przez chwilę tak zatracili się w tychspojrzeniach, że przestraszyła się, iż Marcus coś zauważy.Spojrzała w bok.Marcus pieścił kolano Reggiego.Opowiadał mu najświeższy dowcip o ekskrementach, powtarzany na ulicach Bostonu.Skądś wiedziała, że znowu zobaczy Richarda.Popatrzyła na niegoostatni raz i uśmiechnęła się.Odpowiedział jej uśmiechem i uniósłw górę dłoń, jakby miał w niej szklankę.Ach tak, w barze.Marcusrzadko wychodził na drinka.Jak na człowieka opętanego seksem, małointeresował się jedzeniem czy piciem.Pandora uwielbiała zarówno dobrejedzenie, jak wino.Perspektywa kieliszka dobrego szampana bardzoją cieszyła.Grano „Tramwaj zwany pożądaniem".Czuła się taka kruchaoglądając przedstawienie i zdała sobie sprawę, jak doskonale TennesseeWilliams rozumiał ludzkie życie z jego wszystkimi nieszczęściami.Czyto było przyczyną jego własnych niepowodzeń? Niekiedy wiedzieć zadużo znaczyło pozwalać na zbyt wiele bólu.O ile lepiej żyć bez wzlotówi upadków niż cierpieć wewnętrzne dramaty.Tak cierpiały kobiety,przychodzące na cotygodniowe sesje terapeutyczne do Marcusa.Onatakże miała tam chodzić.Teraz, kiedy rozbłysły reflektory, popatrzyłana Marcusa i delikatnie dotknęła szyi, wiedząc, że sprawi mu to przyjemność.Wyszeptała chrapliwie:— Wyjdę do baru, żeby się czegoś napić.Dobrze, kochanie?Nauczyła się już, że Marcus oczekiwał od niej mentalności niewolnika.Spojrzał na nią i pokiwał głową.Był zajęty rozmową z ich wspólnymprzyjacielem, też dewiantem.Odrzucił głowę do tyłu, uniósł lekko brwi.Kokietował, w jego głosie brzmiały słodkie, wysokie trele.Wstała, lekko się chwiejąc z powodu zażytych pigułek, i poszła do baru.— Musiałem się z tobą zobaczyć — Richard zaczął bez wstępów.— Całeżycie marzyłem o takiej dziewczynie.Płomienne włosy i migdałowe oczy.Przy okazji — zaczerwienił się i spocił.— Zazwyczaj nie podrywam —spojrzał na jej obrączkę — zamężnych kobiet.Pandora spłonęła rumieńcem.— Zazwyczaj nie chodzę na drinka z żonatymi mężczyznami.— Obecnie nie jestem żonaty.Pandorze zachciało się śmiać, jeszcze nigdy nie słyszała tego angielskiego„obecnie".— Zamówić coś dla ciebie?— Tak, proszę.Mam ochotę na kieliszek dobrze schłodzonego szampana.Lekkiego szampana, jeśli można.— Chwileczkę — zwrócił się do barmana, który zachowywał się tak,jakby go znał.— Butelkę tego, co zwykle.Pandora znów się uśmiechnęła.Jak miło było być przy kimś, kto miał100w sobie tyle osobistego autorytetu.Marcus nie miał żadnego, oprócz tych chwil, kiedy krzyczał i maltretował kobiety.Richard podał jej kieliszek z szampanem, który był dobrze schłodzonyi koił jej przełyk.— Jestem tu dziś z ciotką Normą.Ona przysyłała mi ciastka i słodycze,kiedy byłem w szkole.— Nigdy nie mogłam zrozumieć, jak Anglicy mogą wysyłać małe dziecitak daleko.— Nie wiem.W Anglii wysyłają cię do podstawówki, kiedy ukończyszsiedem lat, potem do szkoły prywatnej.W sumie większość czasu praktyczniespędzasz z dala od rodziców.Przyzwyczajasz się do tego.A niekiedy nawetw czasie wakacji przebywałem u ciotki Normy.Teraz niewiele się widujemyz kochaną staruszką, ale przyjechała tu na wakacje.Jak podoba ci się sztuka?Zamyślona sączyła szampana.— Kiedy przychodzą zabrać Blanche i pytają, jak będzie żyła, a onamówi: „Zawsze polegałam na dobroci obcych", za każdym razem poruszamnie to.— Roześmiała się i poczuła łzy w oczach.Richard gapił się na swoje nogi.Wprawiłam go w zakłopotanie, pomyślała.— Cóż, jeśli poczujesz kiedyś, że potrzeba ci czyjegoś wsparcia i przyja­źni, oto moja wizytówka.Podał jej białą kartkę z nazwiskiem Richard Townsend i bostońskimadresem.— Jutro wracam do Idaho, ale dziękuję.Zatrzymam tę wizytówkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl