[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szliśmy w kierunku Jeziora Leśniańskiego.Gdy byliśmy u stóp północnego skrzydła,gdzie nocowaliśmy, zerknąłem do góry.Okna naszego pokoju znajdowały się ponaddwadzieścia metrów nad nami.Chłopiec trochę się zmęczył i usiedliśmy na zwalonym pniuna skarpie nad brzegiem jeziora.- Czy w takich zamkach były ukryte skarby? - zapytał mnie Michał.- Były.- A tajne przejścia?- Pewnie też.- A gdzie były skrytki ze skarbami?- W różnych miejscach, najczęściej w piwnicach.- A czemu rycerz postawił tutaj zamek?- Bo to dobre miejsce.Widziałeś, że zamek stoi na skale?- Hmm - chłopiec pokiwał głową.- Kiedyś była tu rzeka Kwisa, która po wybudowaniu tamy zamieniła się w jezioro.Zamek wybudowano w pierwszej połowie XIII wieku i jego właścicielem był czeski królWacław II.- To tu mieszkał król?- Może kiedyś odwiedził to miejsce.Pózniej, w 1264 roku przekazał zamekbiskupstwu miśnieńskiemu, które jako kasztelana, dowódcę zamku, umieściło tu Hinka vonLesna, potem zamek miał wielu właścicieli - szybko zakończyłem opowieść widząc, że jest tojeszcze za trudne dla chłopca.- Idziemy na śniadanie?- Tak.Po półgodzinie dotarliśmy do jadalni.Byliśmy tam jedynymi konsumentami.- Reszta gości wyjechała? - zapytałem panią Zosię.- Nie wiem, jeszcze nikt nie schodził na śniadanie - odpowiedziała.Widziałem, jak na zapleczu szykowała tacę z jedzeniem.Wszystko przykryła lnianąściereczką i wyszła.Bardzo mnie interesowało, dla kogo było to jedzenie, ale nie chciałemokazać się zbyt wścibskim.Po posiłku poszliśmy do pokoju po mały plecak na zakupy, a potem zeszliśmy dorecepcji.Szkatułkę zostawiłem wśród rycerzy, bo byłem pewien, że nikt jej nie ukradnie -wyglądała tak niepozornie.Pani Agnieszki nie było w pokoju pracowników hotelu.- Czy zapowiedziały się na dziś jakieś wycieczki? - zapytałem recepcjonistkę.-Pytam, bo chciałem wreszcie zwiedzić zamek, a jak widzę, bez wycieczki nie da rady.- No nie - pracownica hotelu uśmiechnęła się, starając się w ten sposób wynagrodzićmi nieco dziwne zachowanie przewodniczki.- Nie wiem, czy ktoś przyjedzie.Obiecuję panu,że jeśli nie uda się panu w dzień zwiedzić zamku, to osobiście oprowadzę pana wieczorem.Dziś jest zresztą Wieczór rycerski - może się pan przyłączy?- A na czym polega to spotkanie?- Zapraszamy na nie wszystkich gości hotelowych, którzy tego dnia u nas nocują.Razem z pracownikami ucztują i bawią się.- Przyjdziemy - zapewniłem.- Czy jest tu wypożyczalnia rowerów? - zapytałem.- Tak.- A znalazłby się taki z fotelikiem dla tego obywatela? - wskazałem Michałazapatrzonego w makietę zamku.- Chyba mamy taki.Dziewczyna poprosiła panią Zosię, by na moment zastąpiła ją za kontuarem wrecepcji.Poprowadziła mnie przez salę rycerską, klatkę schodową w dół przez drzwi dokawiarenki, boczną bramę na dziedziniec, schody na dolny dziedziniec i do piwnicy poniżejkrużganków obronnych na północy.Podziemia miały sklepienie kolebkowe i składały się zdwóch pomieszczeń.Głębiej były półki z różnymi gratami i sterta desek w kącie, bliżejwejścia stojaki z rowerami, częściami zapasowymi do nich i osprzętem.Dostałem kaski dlasiebie i Michała, sprawdziłem mocowanie specjalnego fotelika umieszczonego za siodełkiemw miejscu bagażnika.- Co tu wcześniej było? - zapytałem.- Podobno jedna ze zbrojowni - odpowiedziała.- Tam - wskazała masywne drzwi -podobno były magazyny na proch.- Można zwiedzać piwnice?- Można, ale tylko z dyrektorem.Podziękowałem recepcjonistce szerokim uśmiechem i wyprowadziłem rower na dolnydziedziniec.Gdy obok zabudowań dawnego folwarku zaczął się asfalt, posadziłem Michała wfoteliku.Dalej prowadziłem pojazd idąc obok.Zauważyłem na podjezdzie forda Izabeli ijeszcze dwa auta: eleganckiego mercedesa i sportową alfę romeo.Byłem pewien, że alfaromeo należy do bruneta, a mercedes do tajemniczego osobnika, który zakradał się do mojegopokoju.Ukłoniłem się strażnikowi piklującemu bramy.- Gdzie jedziemy? - zapytał mnie Michał, gdy usiadłem na siodełko.- Do Leśnej - odpowiedziałem.- Dlaczego?- Musimy coś kupić.- Dla mnie?- Tak - odpowiedziałem z uśmiechem.Powód mej radości był jeszcze jeden.Cieszyłem się, że wpadłem na pomysł zrowerem.Droga do Leśnej, z górki upłynęła mi bardzo szybko, a z powrotem nawet gdybymnie dawał rady pedałować, to chłopiec i tak jechał nie męcząc się.Na pierwszej krzyżówceskręciłem w kierunku centrum, ku wieży kościoła widocznej z daleka.Rynek z małym, ale uroczym, siedemnastowiecznym ratuszem idziewiętnastowiecznymi kamieniczkami podcieniowymi w jednej z pierzei, wyglądałdobrotliwie i zachęcał do postoju.Nie było jeszcze dziesiątej, kiedy otwierano sklep zzabawkami, więc musiałem poczekać z Michałem na jednej z ławeczek koło ratusza.Wkiosku kupiłem tygodnik społeczno-polityczny, przyrządy do pielęgnacji paznokci, aMichałowi książeczkę z historyjką obrazkową.Obaj zatopiliśmy się w lekturze.Niespodziewanie kątem oka dostrzegłem mercedesa, tego samego, który stał na podjezdzieprzed zamkiem.Objechał rynek i skręcił w jedną z uliczek.Za kierownicą siedział szczupłymężczyzna ubrany w czarną koszulę.Jednak najbardziej charakterystycznym elementem jegoosoby była blada twarz niczym maska, orli nos, ponure spojrzenie.Czarne kreski brwizbiegały się rysując równą, grozną linię.Przypomniał mi się wizerunek Tomasa deTorquemady, hiszpańskiego inkwizytora z XV wieku, który widziałem w jednej z książek.Torquemada - tak przezwałem w myślach kierowcę mercedesa - minął nas, nawet niezerkając w naszym kierunku.Może dlatego, że byliśmy trochę ukryci przez zaparkowane przychodniku samochody i przechodniów.Gdy otwarto sklep, zostawiłem rower przed wystawą,by mieć go na oku, a z Michałem wszedłem do środka.Chłopiec był zafascynowanykolorowym światem i patrzył na półki z szeroko otwartą buzią.- Popatrz, co by ci się podobało - zachęcałem chłopca.Gdy Michał poszedł między półki, zająłem się zakupami.- Mikroskop - poprosiłem sprzedawcę.Spojrzał na mnie zdziwiony.- Pan jest turystą? - zapytał podając niewielkie urządzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Szliśmy w kierunku Jeziora Leśniańskiego.Gdy byliśmy u stóp północnego skrzydła,gdzie nocowaliśmy, zerknąłem do góry.Okna naszego pokoju znajdowały się ponaddwadzieścia metrów nad nami.Chłopiec trochę się zmęczył i usiedliśmy na zwalonym pniuna skarpie nad brzegiem jeziora.- Czy w takich zamkach były ukryte skarby? - zapytał mnie Michał.- Były.- A tajne przejścia?- Pewnie też.- A gdzie były skrytki ze skarbami?- W różnych miejscach, najczęściej w piwnicach.- A czemu rycerz postawił tutaj zamek?- Bo to dobre miejsce.Widziałeś, że zamek stoi na skale?- Hmm - chłopiec pokiwał głową.- Kiedyś była tu rzeka Kwisa, która po wybudowaniu tamy zamieniła się w jezioro.Zamek wybudowano w pierwszej połowie XIII wieku i jego właścicielem był czeski królWacław II.- To tu mieszkał król?- Może kiedyś odwiedził to miejsce.Pózniej, w 1264 roku przekazał zamekbiskupstwu miśnieńskiemu, które jako kasztelana, dowódcę zamku, umieściło tu Hinka vonLesna, potem zamek miał wielu właścicieli - szybko zakończyłem opowieść widząc, że jest tojeszcze za trudne dla chłopca.- Idziemy na śniadanie?- Tak.Po półgodzinie dotarliśmy do jadalni.Byliśmy tam jedynymi konsumentami.- Reszta gości wyjechała? - zapytałem panią Zosię.- Nie wiem, jeszcze nikt nie schodził na śniadanie - odpowiedziała.Widziałem, jak na zapleczu szykowała tacę z jedzeniem.Wszystko przykryła lnianąściereczką i wyszła.Bardzo mnie interesowało, dla kogo było to jedzenie, ale nie chciałemokazać się zbyt wścibskim.Po posiłku poszliśmy do pokoju po mały plecak na zakupy, a potem zeszliśmy dorecepcji.Szkatułkę zostawiłem wśród rycerzy, bo byłem pewien, że nikt jej nie ukradnie -wyglądała tak niepozornie.Pani Agnieszki nie było w pokoju pracowników hotelu.- Czy zapowiedziały się na dziś jakieś wycieczki? - zapytałem recepcjonistkę.-Pytam, bo chciałem wreszcie zwiedzić zamek, a jak widzę, bez wycieczki nie da rady.- No nie - pracownica hotelu uśmiechnęła się, starając się w ten sposób wynagrodzićmi nieco dziwne zachowanie przewodniczki.- Nie wiem, czy ktoś przyjedzie.Obiecuję panu,że jeśli nie uda się panu w dzień zwiedzić zamku, to osobiście oprowadzę pana wieczorem.Dziś jest zresztą Wieczór rycerski - może się pan przyłączy?- A na czym polega to spotkanie?- Zapraszamy na nie wszystkich gości hotelowych, którzy tego dnia u nas nocują.Razem z pracownikami ucztują i bawią się.- Przyjdziemy - zapewniłem.- Czy jest tu wypożyczalnia rowerów? - zapytałem.- Tak.- A znalazłby się taki z fotelikiem dla tego obywatela? - wskazałem Michałazapatrzonego w makietę zamku.- Chyba mamy taki.Dziewczyna poprosiła panią Zosię, by na moment zastąpiła ją za kontuarem wrecepcji.Poprowadziła mnie przez salę rycerską, klatkę schodową w dół przez drzwi dokawiarenki, boczną bramę na dziedziniec, schody na dolny dziedziniec i do piwnicy poniżejkrużganków obronnych na północy.Podziemia miały sklepienie kolebkowe i składały się zdwóch pomieszczeń.Głębiej były półki z różnymi gratami i sterta desek w kącie, bliżejwejścia stojaki z rowerami, częściami zapasowymi do nich i osprzętem.Dostałem kaski dlasiebie i Michała, sprawdziłem mocowanie specjalnego fotelika umieszczonego za siodełkiemw miejscu bagażnika.- Co tu wcześniej było? - zapytałem.- Podobno jedna ze zbrojowni - odpowiedziała.- Tam - wskazała masywne drzwi -podobno były magazyny na proch.- Można zwiedzać piwnice?- Można, ale tylko z dyrektorem.Podziękowałem recepcjonistce szerokim uśmiechem i wyprowadziłem rower na dolnydziedziniec.Gdy obok zabudowań dawnego folwarku zaczął się asfalt, posadziłem Michała wfoteliku.Dalej prowadziłem pojazd idąc obok.Zauważyłem na podjezdzie forda Izabeli ijeszcze dwa auta: eleganckiego mercedesa i sportową alfę romeo.Byłem pewien, że alfaromeo należy do bruneta, a mercedes do tajemniczego osobnika, który zakradał się do mojegopokoju.Ukłoniłem się strażnikowi piklującemu bramy.- Gdzie jedziemy? - zapytał mnie Michał, gdy usiadłem na siodełko.- Do Leśnej - odpowiedziałem.- Dlaczego?- Musimy coś kupić.- Dla mnie?- Tak - odpowiedziałem z uśmiechem.Powód mej radości był jeszcze jeden.Cieszyłem się, że wpadłem na pomysł zrowerem.Droga do Leśnej, z górki upłynęła mi bardzo szybko, a z powrotem nawet gdybymnie dawał rady pedałować, to chłopiec i tak jechał nie męcząc się.Na pierwszej krzyżówceskręciłem w kierunku centrum, ku wieży kościoła widocznej z daleka.Rynek z małym, ale uroczym, siedemnastowiecznym ratuszem idziewiętnastowiecznymi kamieniczkami podcieniowymi w jednej z pierzei, wyglądałdobrotliwie i zachęcał do postoju.Nie było jeszcze dziesiątej, kiedy otwierano sklep zzabawkami, więc musiałem poczekać z Michałem na jednej z ławeczek koło ratusza.Wkiosku kupiłem tygodnik społeczno-polityczny, przyrządy do pielęgnacji paznokci, aMichałowi książeczkę z historyjką obrazkową.Obaj zatopiliśmy się w lekturze.Niespodziewanie kątem oka dostrzegłem mercedesa, tego samego, który stał na podjezdzieprzed zamkiem.Objechał rynek i skręcił w jedną z uliczek.Za kierownicą siedział szczupłymężczyzna ubrany w czarną koszulę.Jednak najbardziej charakterystycznym elementem jegoosoby była blada twarz niczym maska, orli nos, ponure spojrzenie.Czarne kreski brwizbiegały się rysując równą, grozną linię.Przypomniał mi się wizerunek Tomasa deTorquemady, hiszpańskiego inkwizytora z XV wieku, który widziałem w jednej z książek.Torquemada - tak przezwałem w myślach kierowcę mercedesa - minął nas, nawet niezerkając w naszym kierunku.Może dlatego, że byliśmy trochę ukryci przez zaparkowane przychodniku samochody i przechodniów.Gdy otwarto sklep, zostawiłem rower przed wystawą,by mieć go na oku, a z Michałem wszedłem do środka.Chłopiec był zafascynowanykolorowym światem i patrzył na półki z szeroko otwartą buzią.- Popatrz, co by ci się podobało - zachęcałem chłopca.Gdy Michał poszedł między półki, zająłem się zakupami.- Mikroskop - poprosiłem sprzedawcę.Spojrzał na mnie zdziwiony.- Pan jest turystą? - zapytał podając niewielkie urządzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]