[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prawdę mówiąc, historia była istotnie skomplikowana.Ważną rolęodegrała w niej solidna popijawa, trzy oddzielne zakłady z kolegami orazskłonność Jacka do absurdalnych kawałów.Nie był z niej specjalniedumny.- A ze mnie nie najlepsza amazonka - stwierdziła Grace.Nie była to próba usprawiedliwienia się, tylko rzeczowa ocenaumiejętności.- Nie chciało się pani poćwiczyć czy zabrakło czasu?- Chyba po trosze jedno i drugie - odparła.Na jej twarzy odbiło się zdziwienie, jakby nigdy nie przyszło jej dogłowy, że można zadać podobne pytanie.- Powinna pani od czasu do czasu pojezdzić ze mną.Uśmiechnęła sięz żalem.- Trudno by to było pogodzić z resztą obowiązków, których księżnami nie szczędzi.Jack miał nieco inne zdanie na ten temat.%7ływił poważne podejrzeniaco do motywów, jakimi kierowała się starsza dama w stosunku do Grace.Miał wrażenie, że przysyła do niego dziewczynę z byle powodu, jakbyrzucała mu pod nogi dojrzały owoc lub wymachiwała nim przed samymjego nosem, żeby zachęcić go do pozostania w Belgrave Castle.Te240RSmanipulacje budziły w nim niesmak, ale nie zamierzał wyrzekać siętowarzystwa Grace tylko po to, by zrobić na złość starej księżnie.- E tam! - zaoponował.- Wszystkie liczące się damy do towarzystwajeżdżą konno z gośćmi swoich pracodawców.- Czyżby? - spytała z powątpiewaniem.- W każdym razie ja tak to sobie wyobrażam.Grace pokręciła głową, nawet nie próbując ukryć uśmiechu.- Panie Audley.Jack zaczął rozglądać się na wszystkie strony, niby to ukradkiem.Wyglądało to bardzo zabawnie.- Chyba jesteśmy sami - szepnął.Pochyliła się ku niemu z figlarnym uśmiechem.- I co z tego?- Możesz mi mówić Jack".Udała, że się zastanawia.- Chyba się nie odważę.- Nikomu nie powiem.- Mhm.- Zmarszczyła nos i stwierdziła rzeczowym tonem: - Nic ztego!- Raz już to zrobiłaś.Zacisnęła wargi, by powstrzymać już nie uśmiech, ale głośny śmiech.- To był błąd.- Doprawdy? - rozległ się za nimi jakiś głos.Grace zabrakło tchu.Odwróciła się.Thomas!- Skąd on się, u diabła, wziął? - mruknął pan Audley.Z małego saloniku - pomyślała smętnie Grace.Wejście do niegoznajdowało się tuż za nimi.Thomas często spędzał tam czas na czytaniu241RSksiążek albo pisaniu listów.Zwykł mawiać, że odpowiada mupopołudniowe światło.Ale do popołudnia było jeszcze daleko.A od Thomasa wyraznieczuć było koniak.- Urocza pogawędka - wycedził książę.- Założę się, że to jedna zwielu podobnych.- Podsłuchiwałeś? - spytał pan Audley z łagodnym wyrzutem.- A fe,milordzie!- Wasza książęca mość - zaczęła Grace.- Ja.- Mam na imię Thomas - przerwał jej ironicznym tonem.-Czyżbyśzapomniała? Mówiłaś mi już po imieniu, i to nieraz!- Doprawdy? - odezwał się Audley.- W takim razie nalegam, żebyś imnie mówiła po imieniu.- Odwrócił się do Thomasa i wzruszyłramionami.- Sprawiedliwość tego wymaga.Książę nie odezwał się ani słowem, choć wyraz jego twarzy byłniezwykle wymowny.Jack Audley zwrócił się znów do dziewczyny ioświadczył:- A ja będę mówił do ciebie Grace.- Nie będziesz! - warknął Thomas.Jack spytał z całkowitymspokojem:- Czy on zawsze podejmuje za ciebie decyzje?- Przypominam, że to mój dom! - odparował Thomas.- Nie wiadomo, jak długo jeszcze - mruknął Jack.Grace zbierała się w sobie, by ich rozdzielić; była pewna, że Thomaszaraz się rzuci na Jacka.Ale w końcu książę tylko się roześmiał.To byłokropny śmiech.242RS- Lepiej, żebyś to wiedział - oświadczył, spoglądając panuAudleyowi prosto w oczy.- Ona nie należy do wyposażenia domu.Grace patrzyła na niego zaszokowana.- Cóż to miało znaczyć? - spytał Audley gładkim, uprzejmymgłosem, w którym pobrzękiwała stal.- Myślę, że wiesz.- Thomasie! - odezwała się Grace, próbując interweniować.- A więc znów jesteśmy po imieniu?- On się chyba w pani podkochuje, panno Eversleigh - rzucił lekkimtonem Jack.- Nie bądz śmieszny! - odparowała bez namysłu.To było nie do pomyślenia! Gdyby Thomas.W ciągu tychwszystkich lat musiałby się przecież z tym zdradzić.Co zresztą wcale nieznaczy, że coś by z tego wynikło.Thomas skrzyżował ramiona na piersi i zmierzył przeciwnika takimwzrokiem, że chyba każdy schowałby się w mysią dziurę.Ale pan Audleytylko się uśmiechnął.Potem zaś powiedział:- Nie chciałbym cię odrywać od twoich obowiązków, milordzie.Była to odprawa, elegancko sformułowana i wysoce obrazliwa.Grace nie wierzyła własnym uszom.Jeszcze nikt nie odezwał się w tensposób do Thomasa!Ten jednak uśmiechnął się w odpowiedzi.- Przyznajesz więc, że to moje obowiązki?- Póki dom nadal należy do ciebie.- Nie chodzi tylko o dom, Audley!243RS- Myślisz, że nie wiem? - Głos Jacka przypominał raczej syk, cichy inatarczywy.I czaił się w nim lęk.- Państwo wybaczą - mruknął Thomas.Odwrócił się i wszedł z powrotem do małego salonu, zatrzaskując zasobą drzwi.Przez chwilę dłużącą się jak wieczność Grace wpatrywała się wpomalowane białą farbą drzwi.Potem odwróciła się znów do Jacka.- Nie powinieneś był go prowokować!- A więc to ja go prowokowałem?! Odetchnęła z wysiłkiem.- Chyba rozumiesz, w jakiej trudnej jest sytuacji!- A ja to nie?! - odparował wyjątkowo niemiłym tonem.- Po prostuubóstwiam, kiedy mnie porywają i zatrzymują wbrew mojej woli!- Nikt ci nie przystawiał pistoletu do głowy!- Tak ci się zdaje? - spytał z sarkazmem.Wyraz jego oczu mówił wyraznie: Cóż za niewiarygodna naiwność!- Ależ ty tego wcale nie chcesz! - zdumiała się Grace.Jak to się stało,że do tej pory tego nie spostrzegła?- Czego nie chcę? - warknął.- Książęcej mitry.Wcale jej nie potrzebujesz, prawda?- To książęca mitra - odparł zimnym jak lód głosem - nie chcespocząć na takiej głowie jak ta.Odwrócił się raptownie i odszedł.Spoglądała za nim, pełna lęku.244RS15Błądząc po komnatach Belgrave Castle w pewien ulewny dzień,Jack odkrył kolekcję książek poświęconych sztuce.Nie było to łatwe.Zamek mógł poszczycić się aż dwiema bibliotekami, z których każdazawierała co najmniej pięćset tomów.Jack zauważył jednak, że dziełapoświęcone sztuce były zazwyczaj większych formatów, co trochęułatwiło mu poszukiwania.Wyciągał księgi o wyjątkowo pokaznychgrzbietach, przeglądał te tomiska i metodą prób i błędów znalazł wreszcieto, czego szukał.Nie zamierzał jednak pozostać w bibliotece; tak ogromny zbiórksiążek działał nań przytłaczająco.Zgarnął więc te, które wydały mu sięnajbardziej interesujące, i zaniósł je do swojego ulubionego pokoju -kremowo-złotego salonu na tyłach domu.Pokój Grace.Zawsze tak o nim myślał.Tam właśnie schronił się po ambarasującym spotkaniu z Grace wgłównym holu.Był zły na siebie, ilekroć gniew go poniósł.Ale tym razembył wręcz wściekły.Przesiedział kilka godzin w pokoju Grace, w kąciku przeznaczonymdo czytania, podnosząc się co jakiś czas zza stołu, by rozprostować nogi.Dotarł do ostatniego tomu poświęconego francuskiej sztuce w stylurokoko, gdy lokaj zajrzał przez uchylone drzwi i na widok zajętego lekturądżentelmena cofnął się pospiesznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Prawdę mówiąc, historia była istotnie skomplikowana.Ważną rolęodegrała w niej solidna popijawa, trzy oddzielne zakłady z kolegami orazskłonność Jacka do absurdalnych kawałów.Nie był z niej specjalniedumny.- A ze mnie nie najlepsza amazonka - stwierdziła Grace.Nie była to próba usprawiedliwienia się, tylko rzeczowa ocenaumiejętności.- Nie chciało się pani poćwiczyć czy zabrakło czasu?- Chyba po trosze jedno i drugie - odparła.Na jej twarzy odbiło się zdziwienie, jakby nigdy nie przyszło jej dogłowy, że można zadać podobne pytanie.- Powinna pani od czasu do czasu pojezdzić ze mną.Uśmiechnęła sięz żalem.- Trudno by to było pogodzić z resztą obowiązków, których księżnami nie szczędzi.Jack miał nieco inne zdanie na ten temat.%7ływił poważne podejrzeniaco do motywów, jakimi kierowała się starsza dama w stosunku do Grace.Miał wrażenie, że przysyła do niego dziewczynę z byle powodu, jakbyrzucała mu pod nogi dojrzały owoc lub wymachiwała nim przed samymjego nosem, żeby zachęcić go do pozostania w Belgrave Castle.Te240RSmanipulacje budziły w nim niesmak, ale nie zamierzał wyrzekać siętowarzystwa Grace tylko po to, by zrobić na złość starej księżnie.- E tam! - zaoponował.- Wszystkie liczące się damy do towarzystwajeżdżą konno z gośćmi swoich pracodawców.- Czyżby? - spytała z powątpiewaniem.- W każdym razie ja tak to sobie wyobrażam.Grace pokręciła głową, nawet nie próbując ukryć uśmiechu.- Panie Audley.Jack zaczął rozglądać się na wszystkie strony, niby to ukradkiem.Wyglądało to bardzo zabawnie.- Chyba jesteśmy sami - szepnął.Pochyliła się ku niemu z figlarnym uśmiechem.- I co z tego?- Możesz mi mówić Jack".Udała, że się zastanawia.- Chyba się nie odważę.- Nikomu nie powiem.- Mhm.- Zmarszczyła nos i stwierdziła rzeczowym tonem: - Nic ztego!- Raz już to zrobiłaś.Zacisnęła wargi, by powstrzymać już nie uśmiech, ale głośny śmiech.- To był błąd.- Doprawdy? - rozległ się za nimi jakiś głos.Grace zabrakło tchu.Odwróciła się.Thomas!- Skąd on się, u diabła, wziął? - mruknął pan Audley.Z małego saloniku - pomyślała smętnie Grace.Wejście do niegoznajdowało się tuż za nimi.Thomas często spędzał tam czas na czytaniu241RSksiążek albo pisaniu listów.Zwykł mawiać, że odpowiada mupopołudniowe światło.Ale do popołudnia było jeszcze daleko.A od Thomasa wyraznieczuć było koniak.- Urocza pogawędka - wycedził książę.- Założę się, że to jedna zwielu podobnych.- Podsłuchiwałeś? - spytał pan Audley z łagodnym wyrzutem.- A fe,milordzie!- Wasza książęca mość - zaczęła Grace.- Ja.- Mam na imię Thomas - przerwał jej ironicznym tonem.-Czyżbyśzapomniała? Mówiłaś mi już po imieniu, i to nieraz!- Doprawdy? - odezwał się Audley.- W takim razie nalegam, żebyś imnie mówiła po imieniu.- Odwrócił się do Thomasa i wzruszyłramionami.- Sprawiedliwość tego wymaga.Książę nie odezwał się ani słowem, choć wyraz jego twarzy byłniezwykle wymowny.Jack Audley zwrócił się znów do dziewczyny ioświadczył:- A ja będę mówił do ciebie Grace.- Nie będziesz! - warknął Thomas.Jack spytał z całkowitymspokojem:- Czy on zawsze podejmuje za ciebie decyzje?- Przypominam, że to mój dom! - odparował Thomas.- Nie wiadomo, jak długo jeszcze - mruknął Jack.Grace zbierała się w sobie, by ich rozdzielić; była pewna, że Thomaszaraz się rzuci na Jacka.Ale w końcu książę tylko się roześmiał.To byłokropny śmiech.242RS- Lepiej, żebyś to wiedział - oświadczył, spoglądając panuAudleyowi prosto w oczy.- Ona nie należy do wyposażenia domu.Grace patrzyła na niego zaszokowana.- Cóż to miało znaczyć? - spytał Audley gładkim, uprzejmymgłosem, w którym pobrzękiwała stal.- Myślę, że wiesz.- Thomasie! - odezwała się Grace, próbując interweniować.- A więc znów jesteśmy po imieniu?- On się chyba w pani podkochuje, panno Eversleigh - rzucił lekkimtonem Jack.- Nie bądz śmieszny! - odparowała bez namysłu.To było nie do pomyślenia! Gdyby Thomas.W ciągu tychwszystkich lat musiałby się przecież z tym zdradzić.Co zresztą wcale nieznaczy, że coś by z tego wynikło.Thomas skrzyżował ramiona na piersi i zmierzył przeciwnika takimwzrokiem, że chyba każdy schowałby się w mysią dziurę.Ale pan Audleytylko się uśmiechnął.Potem zaś powiedział:- Nie chciałbym cię odrywać od twoich obowiązków, milordzie.Była to odprawa, elegancko sformułowana i wysoce obrazliwa.Grace nie wierzyła własnym uszom.Jeszcze nikt nie odezwał się w tensposób do Thomasa!Ten jednak uśmiechnął się w odpowiedzi.- Przyznajesz więc, że to moje obowiązki?- Póki dom nadal należy do ciebie.- Nie chodzi tylko o dom, Audley!243RS- Myślisz, że nie wiem? - Głos Jacka przypominał raczej syk, cichy inatarczywy.I czaił się w nim lęk.- Państwo wybaczą - mruknął Thomas.Odwrócił się i wszedł z powrotem do małego salonu, zatrzaskując zasobą drzwi.Przez chwilę dłużącą się jak wieczność Grace wpatrywała się wpomalowane białą farbą drzwi.Potem odwróciła się znów do Jacka.- Nie powinieneś był go prowokować!- A więc to ja go prowokowałem?! Odetchnęła z wysiłkiem.- Chyba rozumiesz, w jakiej trudnej jest sytuacji!- A ja to nie?! - odparował wyjątkowo niemiłym tonem.- Po prostuubóstwiam, kiedy mnie porywają i zatrzymują wbrew mojej woli!- Nikt ci nie przystawiał pistoletu do głowy!- Tak ci się zdaje? - spytał z sarkazmem.Wyraz jego oczu mówił wyraznie: Cóż za niewiarygodna naiwność!- Ależ ty tego wcale nie chcesz! - zdumiała się Grace.Jak to się stało,że do tej pory tego nie spostrzegła?- Czego nie chcę? - warknął.- Książęcej mitry.Wcale jej nie potrzebujesz, prawda?- To książęca mitra - odparł zimnym jak lód głosem - nie chcespocząć na takiej głowie jak ta.Odwrócił się raptownie i odszedł.Spoglądała za nim, pełna lęku.244RS15Błądząc po komnatach Belgrave Castle w pewien ulewny dzień,Jack odkrył kolekcję książek poświęconych sztuce.Nie było to łatwe.Zamek mógł poszczycić się aż dwiema bibliotekami, z których każdazawierała co najmniej pięćset tomów.Jack zauważył jednak, że dziełapoświęcone sztuce były zazwyczaj większych formatów, co trochęułatwiło mu poszukiwania.Wyciągał księgi o wyjątkowo pokaznychgrzbietach, przeglądał te tomiska i metodą prób i błędów znalazł wreszcieto, czego szukał.Nie zamierzał jednak pozostać w bibliotece; tak ogromny zbiórksiążek działał nań przytłaczająco.Zgarnął więc te, które wydały mu sięnajbardziej interesujące, i zaniósł je do swojego ulubionego pokoju -kremowo-złotego salonu na tyłach domu.Pokój Grace.Zawsze tak o nim myślał.Tam właśnie schronił się po ambarasującym spotkaniu z Grace wgłównym holu.Był zły na siebie, ilekroć gniew go poniósł.Ale tym razembył wręcz wściekły.Przesiedział kilka godzin w pokoju Grace, w kąciku przeznaczonymdo czytania, podnosząc się co jakiś czas zza stołu, by rozprostować nogi.Dotarł do ostatniego tomu poświęconego francuskiej sztuce w stylurokoko, gdy lokaj zajrzał przez uchylone drzwi i na widok zajętego lekturądżentelmena cofnął się pospiesznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]