[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Lord Gabriel podał Mariiramię.- Pójdziemy, panno Butterfield?174Maria zawahała się, lecz zdała sobie sprawę, że towarzystwo bratamarkiza będzie znacznie bezpieczniejsze dla jej stanu ducha.- Dziękuję, sir - powiedziała, biorąc go pod rękę.- Jedną chwileczkę.Nie możesz.- Być przyjacielski wobec naszego gościa? - spyta! lord Gabriel zniewinnym obliczem.- Doprawdy, staruszku, nie przypuszczałem, żeto dla ciebie takie ważne.Ale jeśli denerwuje cię widok pannyButterfield u boku innego mężczyzny, oczywiście ustąpię pola.Te słowa zdawały się powstrzymać Olivera.Zerknął na Marię, apotem na brata, i uśmiechnął się, choć jego oczy pozostały chłodne.- Nie, nie trzeba - rzekł sztywno.- Wszystko jest w jak najlepszymporządku.Gdy ruszyli korytarzem, z Oliverem parę kroków z tyłu, lordGabriel posłał Marii konspiracyjny uśmiech.Dziewczyna nie byłapewna, na czym polegała ta konspiracja, ale jako że za cel miałanajwyrazniej granie Oliverowi na nerwach, postanowiła korzystać zokazji.To zdarzenie było pierwszym z serii podobnych wypadków w ciągunastępnego tygodnia.Gdy tylko choćby na chwilę znalezli się zOliverem sam na sam, któreś z rodzeństwa pojawiało się z propozycjąrozrywki - spaceru po ogrodzie, przejażdżki do Ealing, partyjki gier.Zniewiadomych dla niej przyczyn Oliver za każdym razem stawał sięcoraz bardziej poirytowany.Chyba że.Nie, to było szaleństwo.Jeśli jawne starania jegorodziny, by ich rozdzielić, drażniły lorda Stoneville, to z pewnościątylko dlatego, że nie chciał tracić okazji, by ją uwieść.W końcuzaproponował, że uczyni ją swą kochanką.Tak naprawdę wcale mu naniej nie zależało.Nie było więc sensu żywić nadziei na coś więcejmiędzy nimi.175Nadziei? Cóż za absurd.Niczego od niego nie oczekiwała, miałajuż narzeczonego.Problem tkwił jednak w tym, że w Halstead Halltrudno jej było o Nathanie pamiętać.To miejsce wyglądało jak zinnego świata, przez co każdego dnia człowiek czuł się, jakby żył nakartach powieści.Co dziwniejsze, raz natykała się na zawieszony wbuduarze obraz Rembrandta, a innym razem szczur przebiegał jejdrogę.A gdzie się nie odwrócić, służący! Litości, krążyli wokół niej jakpszczoły robotnice wokół królowej.Nie potrafiła tego pojąć - nie byłoich przecież tak wielu.Jak więc to robili, że zawsze dwoje łub trojeznajdowało się pod ręką, gdy tylko niosła coś lub chciała przesunąćkrzesło bliżej światła, by poczytać, albo miała chęć udać się do kuchnipo przekąskę? Nie wiedziała, jak rodzina Sharpe'ow to znosiła.Tymczasem rodzeństwo Olivera nie przestawało trajkotać na tematnadchodzących walentynek i balu wydawanego z tej okazji przezksiężną Foxmoor.Im bliżej do tego wieczoru, tym bardziej Maria byłazdenerwowana, albowiem pani Plumtree nalegała, by wtedy Oliverogłosił ich zaręczyny.Najwyrazniej nie wycofywała swoich żądań, takjak spodziewał się jej wnuk.Maria poczuła wielką ulgę, gdy w przeddzień balu służącapoinformowała ją, że jego lordowska mość życzył sobie porozmawiaćz nią w swym gabinecie.Miała okazję pomówić z nim na osobności.Pospieszyła więc na spotkanie, modląc się, by tym razem nikt im nieprzeszkodził.Gdy tylko weszła i zamknęła drzwi, Oliver gestem nakazał jejusiąść.Sam zaczął krążyć po pokoju, wyraznie skrępowany.SerceMarii waliło jak młotem.Czyżby otrzymał jakieś złe wieści od panaPintera?Markiz wreszcie stanął za biurkiem.- Czy moi służący czymś panią urazili?176Dziewczyna zamrugała zaskoczona.- W żadnym wypadku.- Odnoszę wrażenie, że jednak tak.- Doprawdy, nie mam pojęcia dlaczego.- Powiadają, że sama, pani, ścielisz rano łóżko.- Cóż, istotnie.Markiz uniósł brew.- Sama też rozpala pani w kominku oraz przynosi sobie herbatę.- Dlaczego miałabym tego nie robić?- Czy u siebie nie ma pani służby? - spytał, zmrużywszy oczy.- Oczywiście - odparła, unosząc podbródek.- Mieliśmy woznicę ikoniuszego oraz dwie pokojówki do pomocy mnie i ciotce przy praniui gotowaniu.- Aha - uśmiechnął się.- Chyba wiem, w czym rzecz.- Mam nadzieję, że zechce mi pan to wytłumaczyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Lord Gabriel podał Mariiramię.- Pójdziemy, panno Butterfield?174Maria zawahała się, lecz zdała sobie sprawę, że towarzystwo bratamarkiza będzie znacznie bezpieczniejsze dla jej stanu ducha.- Dziękuję, sir - powiedziała, biorąc go pod rękę.- Jedną chwileczkę.Nie możesz.- Być przyjacielski wobec naszego gościa? - spyta! lord Gabriel zniewinnym obliczem.- Doprawdy, staruszku, nie przypuszczałem, żeto dla ciebie takie ważne.Ale jeśli denerwuje cię widok pannyButterfield u boku innego mężczyzny, oczywiście ustąpię pola.Te słowa zdawały się powstrzymać Olivera.Zerknął na Marię, apotem na brata, i uśmiechnął się, choć jego oczy pozostały chłodne.- Nie, nie trzeba - rzekł sztywno.- Wszystko jest w jak najlepszymporządku.Gdy ruszyli korytarzem, z Oliverem parę kroków z tyłu, lordGabriel posłał Marii konspiracyjny uśmiech.Dziewczyna nie byłapewna, na czym polegała ta konspiracja, ale jako że za cel miałanajwyrazniej granie Oliverowi na nerwach, postanowiła korzystać zokazji.To zdarzenie było pierwszym z serii podobnych wypadków w ciągunastępnego tygodnia.Gdy tylko choćby na chwilę znalezli się zOliverem sam na sam, któreś z rodzeństwa pojawiało się z propozycjąrozrywki - spaceru po ogrodzie, przejażdżki do Ealing, partyjki gier.Zniewiadomych dla niej przyczyn Oliver za każdym razem stawał sięcoraz bardziej poirytowany.Chyba że.Nie, to było szaleństwo.Jeśli jawne starania jegorodziny, by ich rozdzielić, drażniły lorda Stoneville, to z pewnościątylko dlatego, że nie chciał tracić okazji, by ją uwieść.W końcuzaproponował, że uczyni ją swą kochanką.Tak naprawdę wcale mu naniej nie zależało.Nie było więc sensu żywić nadziei na coś więcejmiędzy nimi.175Nadziei? Cóż za absurd.Niczego od niego nie oczekiwała, miałajuż narzeczonego.Problem tkwił jednak w tym, że w Halstead Halltrudno jej było o Nathanie pamiętać.To miejsce wyglądało jak zinnego świata, przez co każdego dnia człowiek czuł się, jakby żył nakartach powieści.Co dziwniejsze, raz natykała się na zawieszony wbuduarze obraz Rembrandta, a innym razem szczur przebiegał jejdrogę.A gdzie się nie odwrócić, służący! Litości, krążyli wokół niej jakpszczoły robotnice wokół królowej.Nie potrafiła tego pojąć - nie byłoich przecież tak wielu.Jak więc to robili, że zawsze dwoje łub trojeznajdowało się pod ręką, gdy tylko niosła coś lub chciała przesunąćkrzesło bliżej światła, by poczytać, albo miała chęć udać się do kuchnipo przekąskę? Nie wiedziała, jak rodzina Sharpe'ow to znosiła.Tymczasem rodzeństwo Olivera nie przestawało trajkotać na tematnadchodzących walentynek i balu wydawanego z tej okazji przezksiężną Foxmoor.Im bliżej do tego wieczoru, tym bardziej Maria byłazdenerwowana, albowiem pani Plumtree nalegała, by wtedy Oliverogłosił ich zaręczyny.Najwyrazniej nie wycofywała swoich żądań, takjak spodziewał się jej wnuk.Maria poczuła wielką ulgę, gdy w przeddzień balu służącapoinformowała ją, że jego lordowska mość życzył sobie porozmawiaćz nią w swym gabinecie.Miała okazję pomówić z nim na osobności.Pospieszyła więc na spotkanie, modląc się, by tym razem nikt im nieprzeszkodził.Gdy tylko weszła i zamknęła drzwi, Oliver gestem nakazał jejusiąść.Sam zaczął krążyć po pokoju, wyraznie skrępowany.SerceMarii waliło jak młotem.Czyżby otrzymał jakieś złe wieści od panaPintera?Markiz wreszcie stanął za biurkiem.- Czy moi służący czymś panią urazili?176Dziewczyna zamrugała zaskoczona.- W żadnym wypadku.- Odnoszę wrażenie, że jednak tak.- Doprawdy, nie mam pojęcia dlaczego.- Powiadają, że sama, pani, ścielisz rano łóżko.- Cóż, istotnie.Markiz uniósł brew.- Sama też rozpala pani w kominku oraz przynosi sobie herbatę.- Dlaczego miałabym tego nie robić?- Czy u siebie nie ma pani służby? - spytał, zmrużywszy oczy.- Oczywiście - odparła, unosząc podbródek.- Mieliśmy woznicę ikoniuszego oraz dwie pokojówki do pomocy mnie i ciotce przy praniui gotowaniu.- Aha - uśmiechnął się.- Chyba wiem, w czym rzecz.- Mam nadzieję, że zechce mi pan to wytłumaczyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]