[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Twarz miałrozjaśnioną uśmiechem, oczy wilgotne.- Szalom! - powiedział Donner.- Szalom! - odparł Sabra, pędząc do wyjścia przed wszystkimi.Donner okazałbrytyjski paszport, jak wszyscy inni przeszedł z bagażem przez punkt kontroli celnej i wsiadłdo autobusu jadącego do centrum Jerozolimy.Z powodu dużej migracji %7łydów z północnejAfryki uwielbiających uliczne restauracje i kramy, miasto wyglądało i pachniało bardziejśródziemnomorskim Wschodem i Arabią niż Europą.Wziął pokój w Hiltonie, wszedł podprysznic i zaaplikował sobie dwie nieodzowne godziny snu.Gdy wstał, zatelefonował doWeintrauba i następnie wsiadł do autobusu jadącego za miasto w kierunku kwatery głównejMossadu.Z dwu godzin snu całkowicie się rozgrzeszył.Przecież gdyby sprawa byłanadzwyczaj pilna, to ktoś czekałby na niego na lotnisku, i dyskretnie, żeby nie demaskować,zabrał do szefostwa.Zanim autobus stanął na ostatnim przystanku o sto pięćdziesiąt metrów od wejścia naogrodzony teren, wszyscy pasażerowie już powysiadali i Donner jechał sam.Wokółogrodzenia teren był płaski i pusty.Do jedynej bramy Donner szedł po spalonej słońcemziemi.Okazał przepustkę i obszedł wielki centralny okrągły budynek, udając się dopomniejszego na tyłach.Mossad żył skromnie, ale miał własną ochronę łącznie z zamkniętymobwodem telewizyjnym i czujnikami.Pracownicy sztabowi zachowywali się swobodnie w obecności przełożonych, zgodniez obyczajem Izraelczyków.Kiedy Donner minął trzeci punkt kontrolny i znalazł się w strefieograniczonego dostępu, młodzi mężczyzni i kobiety przy biurkach wstawali, aby go powitać.Eskortujący agent wprowadził go do gabinetu szefa.Skończyły się uprzejmości.Dyrektor był łysiejącym, przerazliwie chudym mężczyzną o jakieś dziesięć latstarszym od Donnera.Koszula khaki, jaką miał na sobie, była zbyt duża na wąziutkiej klatcepiersiowej i nie pasowała do śmiertelnie białej skóry rąk i twarzy.Patrzył na Donnera z nieukrywanym niesmakiem.Był z nim Zwi Weintraub, weteran terrorystycznej organizacji Irgun w czasachpodziału Palestyny, przyjaciel i mentor Donnera.Czerwony na twarzy tłuścioch.UściskałDonnera serdecznie.Pod mylącą powłoką grały postronki mięśni.Obrócił się do dyrektora i spytał:- Znasz Milesa?- Aż za dobrze!W siedemdziesiątym trzecim roku dyrektor był agentem terenowym.Działał jakoprofesor filologii na niemieckim uniwersytecie.On i Donner, niezależnie od siebie, zdobyliszczegóły egipsko-syryjskich planów wojennych.Dwa równoległe zródła podająceidentyczne szczegóły wzbudziły podejrzenie analityków Mossadu, którzy zakładalimożliwość dywersji wroga i wahali się z uznaniem materiału za autentyczny.Filolog miałzupełnie niesłusznie pretensję do Donnera za fiasko swoich wysiłków.Był to brak logiki wprofesorskim myśleniu.Na pierwszym miejscu bowiem pozostał profesorem głębokowierzącym w naukowe procedury i jasność akademickiego myślenia.- Cześć! - powiedział Donner.- Gratulacje z powodu awansu.- Nie jestem zupełnie przekonany, czy Mossad potrzebował jako dyrektorastarzejącego się agenta.- Odpowiedz była wygłoszona ze sztywną godnością.- Następnemiesiące pokażą, czy mieli rację.- Wobec tego gratulacje z powodu osobistych sukcesów - poprawił Donner zuśmiechem.- Zbyt wysoko ceni pan osobiste osiągnięcia, Donner! - usłyszał w odpowiedzi.-Pańska postawa prowadzi do takich rzeczy, jak plan, który pan wypichcił wspólnie zWeintraubem.Donner podniósł rękę lekko strofującym gestem.- Jeśli to błąd, to wyłącznie mój.Planbył mój!- Tak też myślałem.- Dyrektor zerknął na Weintrauba, który obdarzył go łagodnymuśmiechem.- No i co pan sądzi o tym planie? - spytał Donner widząc, że Weintraub nie mazamiaru zabierać głosu.- Szaleństwo! - warknął dyrektor.- Jesteśmy prawnie uznanym państwem.Prawnieuznane i prawem kierujące się państwa nie uprawiają piractwa na otwartym morzu.- Nasi wrogowie odmawiają uznania nas - odparował Donner.- I dlatego mamy zwiększać liczbę wrogów? - usłyszał w odpowiedzi.Weintraub zmarszczył czoło i twarz jego straciła rumianą niewinność.- To jest dobryplan! - powiedział poważnie.- Bardzo odważny, a jednocześnie zawiera minimalne dla nasryzyko.I bardzo spektakularny, jeśli się uda.- Nawet gdyby tak było - odparł dyrektor - jest to operacja dla komórki specjalnej, anie robota dla szefa sektoru czy agenta w terenie,- Komórka specjalna nie wpadła na ten pomysł - odparł cicho Donner.- Z tego planu należy natychmiast zrezygnować - oświadczył dyrektor.Donner poczuł się tak, jakby mu zadano cios obuchem.Oczekiwał dyskusji, ale niepotępienia z góry.Obrócił się do Weintrauba.Zwi uśmiechnął się uspokajająco.- Plan Milesa- powiedział - będzie dziś po południu omawiany na posiedzeniu Komitetu Bezpieczeństwa iSpraw Zagranicznych Rady Ministrów.Komitet podejmie decyzję.Dyrektor Mossadu był zły.Komitet składał się z premiera, głównych ministrów i ichdoradców.Członkiem Komitetu był zarówno Weintraub, jak i obecny szef Mossadu.Weintraub odebrał mu prawo decyzji w sprawie wewnętrznej polityki instytucji i przeniósł jeo szczebel wyżej.- Dobrze - syknął dyrektor.- Tak będzie najlepiej.A kiedy się z tym uporamy, tozajmiemy się problemem zakresu samodzielności Donnera.- Przez dłuższą chwilę wpatrywałsię w Milesa, a potem utkwił wzrok w papierach leżących na biurku.Weintraub dał znak Donnerowi.Był to odpowiedni moment na dyplomatyczneodejście.Gdy wyszli z budynku, objął Donnera ramieniem.- Nie martw się nim.Bez względuna wynik sprawy, tej sprawy, nie dopuszczę, aby cię podszczypywał i przeszkadzał.Donner bez specjalnego entuzjazmu pokiwał głową.Słowa "bez względu na wyniksprawy" nie zapowiadały zbyt gorącego poparcia.Poszli do kantyny w budynkach Ministerstwa Obrony.Z ironią pomyślał, że owejnocy, w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym trzecim roku, przed wybuchem wojny, właśnietutaj razem z obecnym szefem oczekiwali, przejęci zebranymi informacjami; obydwajpragnęli, aby eksperci Mossadu odczytali implikacje w ten sam sposób.Byli przerażeni, żeupływ czasu unicestwi wszystko, tak jak słońce topi szybko rożek z lodami.Weintraub zamówił herbatę i zaczął wypytywać o Anglię.Jednakże Donnersprowadził rozmowę na sprawę Hardina.Ale stary przyjaciel nie chciał o tym mówić iDonner zrozumiał, że się po prostu wstydzi, iż decyzja wymknęła mu się z rąk.- Komitet nie poprze, prawda? - spytał Donner.Weintraub wzruszył ramionami.- Skierowanie sprawy do Komitetu było jedyną drogąominięcia nowego dyrektora.Z kilkoma osobami już rozmawiałem.Masz pewne szansę.- Ale jak on się o tym dowiedział?- Specjalnie za tobą węszył.- Przecież nawet moi ludzie nie wiedzą.Tylko najbliżsi.- Na twoim miejscu przyjrzałbym się baczniej Grandigowi.- Skąd to wiesz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Twarz miałrozjaśnioną uśmiechem, oczy wilgotne.- Szalom! - powiedział Donner.- Szalom! - odparł Sabra, pędząc do wyjścia przed wszystkimi.Donner okazałbrytyjski paszport, jak wszyscy inni przeszedł z bagażem przez punkt kontroli celnej i wsiadłdo autobusu jadącego do centrum Jerozolimy.Z powodu dużej migracji %7łydów z północnejAfryki uwielbiających uliczne restauracje i kramy, miasto wyglądało i pachniało bardziejśródziemnomorskim Wschodem i Arabią niż Europą.Wziął pokój w Hiltonie, wszedł podprysznic i zaaplikował sobie dwie nieodzowne godziny snu.Gdy wstał, zatelefonował doWeintrauba i następnie wsiadł do autobusu jadącego za miasto w kierunku kwatery głównejMossadu.Z dwu godzin snu całkowicie się rozgrzeszył.Przecież gdyby sprawa byłanadzwyczaj pilna, to ktoś czekałby na niego na lotnisku, i dyskretnie, żeby nie demaskować,zabrał do szefostwa.Zanim autobus stanął na ostatnim przystanku o sto pięćdziesiąt metrów od wejścia naogrodzony teren, wszyscy pasażerowie już powysiadali i Donner jechał sam.Wokółogrodzenia teren był płaski i pusty.Do jedynej bramy Donner szedł po spalonej słońcemziemi.Okazał przepustkę i obszedł wielki centralny okrągły budynek, udając się dopomniejszego na tyłach.Mossad żył skromnie, ale miał własną ochronę łącznie z zamkniętymobwodem telewizyjnym i czujnikami.Pracownicy sztabowi zachowywali się swobodnie w obecności przełożonych, zgodniez obyczajem Izraelczyków.Kiedy Donner minął trzeci punkt kontrolny i znalazł się w strefieograniczonego dostępu, młodzi mężczyzni i kobiety przy biurkach wstawali, aby go powitać.Eskortujący agent wprowadził go do gabinetu szefa.Skończyły się uprzejmości.Dyrektor był łysiejącym, przerazliwie chudym mężczyzną o jakieś dziesięć latstarszym od Donnera.Koszula khaki, jaką miał na sobie, była zbyt duża na wąziutkiej klatcepiersiowej i nie pasowała do śmiertelnie białej skóry rąk i twarzy.Patrzył na Donnera z nieukrywanym niesmakiem.Był z nim Zwi Weintraub, weteran terrorystycznej organizacji Irgun w czasachpodziału Palestyny, przyjaciel i mentor Donnera.Czerwony na twarzy tłuścioch.UściskałDonnera serdecznie.Pod mylącą powłoką grały postronki mięśni.Obrócił się do dyrektora i spytał:- Znasz Milesa?- Aż za dobrze!W siedemdziesiątym trzecim roku dyrektor był agentem terenowym.Działał jakoprofesor filologii na niemieckim uniwersytecie.On i Donner, niezależnie od siebie, zdobyliszczegóły egipsko-syryjskich planów wojennych.Dwa równoległe zródła podająceidentyczne szczegóły wzbudziły podejrzenie analityków Mossadu, którzy zakładalimożliwość dywersji wroga i wahali się z uznaniem materiału za autentyczny.Filolog miałzupełnie niesłusznie pretensję do Donnera za fiasko swoich wysiłków.Był to brak logiki wprofesorskim myśleniu.Na pierwszym miejscu bowiem pozostał profesorem głębokowierzącym w naukowe procedury i jasność akademickiego myślenia.- Cześć! - powiedział Donner.- Gratulacje z powodu awansu.- Nie jestem zupełnie przekonany, czy Mossad potrzebował jako dyrektorastarzejącego się agenta.- Odpowiedz była wygłoszona ze sztywną godnością.- Następnemiesiące pokażą, czy mieli rację.- Wobec tego gratulacje z powodu osobistych sukcesów - poprawił Donner zuśmiechem.- Zbyt wysoko ceni pan osobiste osiągnięcia, Donner! - usłyszał w odpowiedzi.-Pańska postawa prowadzi do takich rzeczy, jak plan, który pan wypichcił wspólnie zWeintraubem.Donner podniósł rękę lekko strofującym gestem.- Jeśli to błąd, to wyłącznie mój.Planbył mój!- Tak też myślałem.- Dyrektor zerknął na Weintrauba, który obdarzył go łagodnymuśmiechem.- No i co pan sądzi o tym planie? - spytał Donner widząc, że Weintraub nie mazamiaru zabierać głosu.- Szaleństwo! - warknął dyrektor.- Jesteśmy prawnie uznanym państwem.Prawnieuznane i prawem kierujące się państwa nie uprawiają piractwa na otwartym morzu.- Nasi wrogowie odmawiają uznania nas - odparował Donner.- I dlatego mamy zwiększać liczbę wrogów? - usłyszał w odpowiedzi.Weintraub zmarszczył czoło i twarz jego straciła rumianą niewinność.- To jest dobryplan! - powiedział poważnie.- Bardzo odważny, a jednocześnie zawiera minimalne dla nasryzyko.I bardzo spektakularny, jeśli się uda.- Nawet gdyby tak było - odparł dyrektor - jest to operacja dla komórki specjalnej, anie robota dla szefa sektoru czy agenta w terenie,- Komórka specjalna nie wpadła na ten pomysł - odparł cicho Donner.- Z tego planu należy natychmiast zrezygnować - oświadczył dyrektor.Donner poczuł się tak, jakby mu zadano cios obuchem.Oczekiwał dyskusji, ale niepotępienia z góry.Obrócił się do Weintrauba.Zwi uśmiechnął się uspokajająco.- Plan Milesa- powiedział - będzie dziś po południu omawiany na posiedzeniu Komitetu Bezpieczeństwa iSpraw Zagranicznych Rady Ministrów.Komitet podejmie decyzję.Dyrektor Mossadu był zły.Komitet składał się z premiera, głównych ministrów i ichdoradców.Członkiem Komitetu był zarówno Weintraub, jak i obecny szef Mossadu.Weintraub odebrał mu prawo decyzji w sprawie wewnętrznej polityki instytucji i przeniósł jeo szczebel wyżej.- Dobrze - syknął dyrektor.- Tak będzie najlepiej.A kiedy się z tym uporamy, tozajmiemy się problemem zakresu samodzielności Donnera.- Przez dłuższą chwilę wpatrywałsię w Milesa, a potem utkwił wzrok w papierach leżących na biurku.Weintraub dał znak Donnerowi.Był to odpowiedni moment na dyplomatyczneodejście.Gdy wyszli z budynku, objął Donnera ramieniem.- Nie martw się nim.Bez względuna wynik sprawy, tej sprawy, nie dopuszczę, aby cię podszczypywał i przeszkadzał.Donner bez specjalnego entuzjazmu pokiwał głową.Słowa "bez względu na wyniksprawy" nie zapowiadały zbyt gorącego poparcia.Poszli do kantyny w budynkach Ministerstwa Obrony.Z ironią pomyślał, że owejnocy, w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym trzecim roku, przed wybuchem wojny, właśnietutaj razem z obecnym szefem oczekiwali, przejęci zebranymi informacjami; obydwajpragnęli, aby eksperci Mossadu odczytali implikacje w ten sam sposób.Byli przerażeni, żeupływ czasu unicestwi wszystko, tak jak słońce topi szybko rożek z lodami.Weintraub zamówił herbatę i zaczął wypytywać o Anglię.Jednakże Donnersprowadził rozmowę na sprawę Hardina.Ale stary przyjaciel nie chciał o tym mówić iDonner zrozumiał, że się po prostu wstydzi, iż decyzja wymknęła mu się z rąk.- Komitet nie poprze, prawda? - spytał Donner.Weintraub wzruszył ramionami.- Skierowanie sprawy do Komitetu było jedyną drogąominięcia nowego dyrektora.Z kilkoma osobami już rozmawiałem.Masz pewne szansę.- Ale jak on się o tym dowiedział?- Specjalnie za tobą węszył.- Przecież nawet moi ludzie nie wiedzą.Tylko najbliżsi.- Na twoim miejscu przyjrzałbym się baczniej Grandigowi.- Skąd to wiesz [ Pobierz całość w formacie PDF ]