[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pani Makowiecka zgodziła się, ponieważ w przeciwnym razie dworekstałby pustką i nikomu by pożytku nie, przyniósł.Po owej rozmowie Ketling zniknął i nie pokazywał się więcej ani w gospodzie, ani pózniejw okolicach Mokotowa, gdy pani Makowiecka wraz z pannami na wieś wróciła.Lecz jednatylko Krzysia odczuwała tę nieobecność, pan Zagłoba bowiem cały zajęty był zbliżającą sięelekcją, zaś Basia i stolnikowa tak dalece wzięły do serca nagłe postanowienie Krzysine, żenie mogły o niczym innym myśleć.Jednakże pani Makowiecka nie próbowała nawet odmawiać Krzysi od tego kroku i wątpi-ła, czy mąż będzie odmawiał; w owych czasach bowiem sprzeciwianie się podobnym przed-sięwzięciom wydawało się ludziom krzywdą i obrazą bożą.Jeden pan Zagłoba, przy całej swej pobożności, miałby był odwagę protestować, gdyby mucokolwiek na tym zależało, ale że mu nic nie zależało, więc cicho siedział; owszem, kontentbył w duszy, że rzeczy układały się w ten sposób, iż Krzysia usuwała się spomiędzy Woło-dyjowskiego a hajduczka.Teraz pan Zagłoba był przekonany o pomyślnym spełnieniu sięswych najtajniejszych życzeń i z całą swobodą oddał się pracom elekcyjnym; objeżdżałszlachtę przybyłą do stolicy lub spędzał czas na rozmowach z księdzem Olszowskim, któregow końcu polubił bardzo i stał się poufałym wspólnikiem.Po każdej też takiej rozmowie wracał do domu coraz gorliwszym partyzantem Piasta , acoraz zaciętszym wrogiem cudzoziemców.Stosując się do instrukcji księdza podkanclerzego,cicho z tym jeszcze siedział, ale nie upłynął dzień, by kogoś dla tej kryjącej się kandydaturynie skaptował i stało się to, co zwykle w takich razach się dzieje: oto zacietrzewił się samtak dalece, że ta kandydatura stała się obok połączenia Basi z Wołodyjowskim drugim wżyciu jego celem.Tymczasem do elekcji było coraz bliżej.Już wiosna rozpętała wody z lodów; już poczęły wiać wiatry ciepłe, duże, pod których od-dechem drzewa obsypują się pąkami, a łańcuchy jaskółek rozczepiają się, wedle wiary pro-stactwa, by lada chwila wychynąć z zimnej topieli na jasny świat słoneczny.Więc razem zjaskółkami i innym wędrownym ptactwem poczęli ściągać goście na elekcję.Naprzód kupcy, którym znaczyło się obfite żniwo zysku tam, gdzie miało się zgromadzićprzeszło pół miliona ludu licząc panów, ich poczty, szlachtę, sługi, wojsko.Ciągnęli tedyAnglicy, Holendrzy, Niemcy, Moskale, ciągnęli Tatarzy, Turcy, Ormianie, Persowie nawet,przywożąc sukna, płótna, adamaszki i złotogłowy, futra, klejnoty, wonności, bakalie.Pousta-wiano budy na ulicach i za miastem, a w nich wszelaki towar.Niektóre bazary poustawiałysię nawet we wsiach podmiejskich, wiadomo bowiem było, że gospody stołeczne nie obejmądziesiątej części elektorów, ale że ogromna ich większość stanie obozem za obrębem murów,jak zresztą zawsze czyniono podczas elekcji.89Poczęła wreszcie ściągać i szlachta tak rojnie, tak tłumno, że gdyby podobnie u zagrożo-nych granic Rzeczypospolitej stawała, nigdy by ich noga nieprzyjacielska nie mogła przekro-czyć.Chodziły słuchy, że elekcja będzie burzliwą, bo cały kraj był rozdarty między trzech głów-nych kandydatów: Kondeusza, księcia Neyburskiego i Lotaryńskiego.Mówiono, że każdapartia będzie się starała choćby siłą przeprowadzić swego kandydata.Niepokój ogarniał serca, dusze rozpaliły się stronniczą zawziętością.Niektórzy przepo-wiadali wojnę domową, a wieści te znajdowały wiarę wobec olbrzymich drużyn wojennych,jakimi otaczali się magnaci.Ciągnęli i oni na wczesny termin, by mieć czas do praktykwszelakich.Gdy Rzeczpospolita bywała w potrzebie, gdy nieprzyjaciel ostrze do gardła jej przykładał,nie mógł król, nie mogli hetmani więcej jak lichą garść wojska przeciw niemu wyprowadzić;teraz zaś sami Radziwiłłowie przyciągnęli wbrew prawu i postanowieniom z armią kilka-naście tysięcy ludzi liczącą.Pacowie równą niemal wiedli ze sobą siłę; z nie mniejszą goto-wali się potężni Potoccy; z niewiele mniejszą inne królewięta polskie, litewskie i ruskie. Kędyż zapłyniesz, skołatana ojczyzny nawo? powtarzał coraz częściej ksiądz Olszowski,ale on sam prywatę miał w sercu; o sobie i potędze domów własnych myślało tylko zepsute, zmałymi wyjątkami, do szpiku kości możnowładztwo, gotowe w każdej chwili wzniecić wi-churę wojny domowej.Tłumy szlachty rosły z każdym dniem i znać już było, że gdy po sejmie sama elekcja siępocznie, przerosną choćby największą moc magnacką.Ale i te tłumy niezdolne były szczę-śliwie nawą Rzeczypospolitej na ciche wody pokierować, bo głowy ich pogrążone były wmroku i ciemności, a serca przeważnie popsute.Więc elekcja zapowiadała się potwornie i nikt nie przewidywał, że wypadnie tylko nędz-nie, bo prócz pana Zagłoby ci nawet, którzy pracowali dla Piasta , nie mogąc odgadnąć, o ileim bezmyślność szlachecka i praktyki magnackie pomogą, niewiele mieli nadziei, by mogliprzeprowadzić takiego, jak książę Michał, kandydata.Lecz pan Zagłoba pływał w tym morzujak ryba.Z chwilą rozpoczęcia sejmu zamieszkał stale w mieście i w dworku Ketlingowymbywał tylko o tyle, o ile zatęsknił czasem za swoim hajduczkiem, lecz że i Basia wielce zpowodu Krzysinego postanowienia strąciła na wesołości, zabierał ją czasem pan Zagłoba domiasta, aby się mogła rozerwać i oczy widokiem bazarów rozweselić.Wyjeżdżali zwykle z rana, a odwoził ją pan Zagłoba nieraz póznym dopiero wieczorem.Po drodze i w samym mieście cieszyło się serce dziewczynine widokiem rzeczy i ludów nie-znanych, tłumów różnobarwnych, wojsk pysznych.Wówczas oczy jej poczynały świecić jak dwa węgielki, głowa obracała się jak na śrub-kach; nie mogła się napatrzeć, naoglądać i zasypywała pana Zagłobę tysiącami pytań, on zaśrad odpowiadał, bo mógł przez to swe doświadczenie i uczoność okazać.Nieraz też i grzecz-na kompania wojskowych otaczała skarbniczek, w którym jezdzili; podziwiało wielce rycer-stwo Basiną urodę, bystrość dowcipu i rezolutność, a pan Zagłoba jeszcze im zawsze historięTatara ustrzelonego kaczym śrutem opowiadał, by ich do reszty w osłupieniu i zachwycie pogrążyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Pani Makowiecka zgodziła się, ponieważ w przeciwnym razie dworekstałby pustką i nikomu by pożytku nie, przyniósł.Po owej rozmowie Ketling zniknął i nie pokazywał się więcej ani w gospodzie, ani pózniejw okolicach Mokotowa, gdy pani Makowiecka wraz z pannami na wieś wróciła.Lecz jednatylko Krzysia odczuwała tę nieobecność, pan Zagłoba bowiem cały zajęty był zbliżającą sięelekcją, zaś Basia i stolnikowa tak dalece wzięły do serca nagłe postanowienie Krzysine, żenie mogły o niczym innym myśleć.Jednakże pani Makowiecka nie próbowała nawet odmawiać Krzysi od tego kroku i wątpi-ła, czy mąż będzie odmawiał; w owych czasach bowiem sprzeciwianie się podobnym przed-sięwzięciom wydawało się ludziom krzywdą i obrazą bożą.Jeden pan Zagłoba, przy całej swej pobożności, miałby był odwagę protestować, gdyby mucokolwiek na tym zależało, ale że mu nic nie zależało, więc cicho siedział; owszem, kontentbył w duszy, że rzeczy układały się w ten sposób, iż Krzysia usuwała się spomiędzy Woło-dyjowskiego a hajduczka.Teraz pan Zagłoba był przekonany o pomyślnym spełnieniu sięswych najtajniejszych życzeń i z całą swobodą oddał się pracom elekcyjnym; objeżdżałszlachtę przybyłą do stolicy lub spędzał czas na rozmowach z księdzem Olszowskim, któregow końcu polubił bardzo i stał się poufałym wspólnikiem.Po każdej też takiej rozmowie wracał do domu coraz gorliwszym partyzantem Piasta , acoraz zaciętszym wrogiem cudzoziemców.Stosując się do instrukcji księdza podkanclerzego,cicho z tym jeszcze siedział, ale nie upłynął dzień, by kogoś dla tej kryjącej się kandydaturynie skaptował i stało się to, co zwykle w takich razach się dzieje: oto zacietrzewił się samtak dalece, że ta kandydatura stała się obok połączenia Basi z Wołodyjowskim drugim wżyciu jego celem.Tymczasem do elekcji było coraz bliżej.Już wiosna rozpętała wody z lodów; już poczęły wiać wiatry ciepłe, duże, pod których od-dechem drzewa obsypują się pąkami, a łańcuchy jaskółek rozczepiają się, wedle wiary pro-stactwa, by lada chwila wychynąć z zimnej topieli na jasny świat słoneczny.Więc razem zjaskółkami i innym wędrownym ptactwem poczęli ściągać goście na elekcję.Naprzód kupcy, którym znaczyło się obfite żniwo zysku tam, gdzie miało się zgromadzićprzeszło pół miliona ludu licząc panów, ich poczty, szlachtę, sługi, wojsko.Ciągnęli tedyAnglicy, Holendrzy, Niemcy, Moskale, ciągnęli Tatarzy, Turcy, Ormianie, Persowie nawet,przywożąc sukna, płótna, adamaszki i złotogłowy, futra, klejnoty, wonności, bakalie.Pousta-wiano budy na ulicach i za miastem, a w nich wszelaki towar.Niektóre bazary poustawiałysię nawet we wsiach podmiejskich, wiadomo bowiem było, że gospody stołeczne nie obejmądziesiątej części elektorów, ale że ogromna ich większość stanie obozem za obrębem murów,jak zresztą zawsze czyniono podczas elekcji.89Poczęła wreszcie ściągać i szlachta tak rojnie, tak tłumno, że gdyby podobnie u zagrożo-nych granic Rzeczypospolitej stawała, nigdy by ich noga nieprzyjacielska nie mogła przekro-czyć.Chodziły słuchy, że elekcja będzie burzliwą, bo cały kraj był rozdarty między trzech głów-nych kandydatów: Kondeusza, księcia Neyburskiego i Lotaryńskiego.Mówiono, że każdapartia będzie się starała choćby siłą przeprowadzić swego kandydata.Niepokój ogarniał serca, dusze rozpaliły się stronniczą zawziętością.Niektórzy przepo-wiadali wojnę domową, a wieści te znajdowały wiarę wobec olbrzymich drużyn wojennych,jakimi otaczali się magnaci.Ciągnęli i oni na wczesny termin, by mieć czas do praktykwszelakich.Gdy Rzeczpospolita bywała w potrzebie, gdy nieprzyjaciel ostrze do gardła jej przykładał,nie mógł król, nie mogli hetmani więcej jak lichą garść wojska przeciw niemu wyprowadzić;teraz zaś sami Radziwiłłowie przyciągnęli wbrew prawu i postanowieniom z armią kilka-naście tysięcy ludzi liczącą.Pacowie równą niemal wiedli ze sobą siłę; z nie mniejszą goto-wali się potężni Potoccy; z niewiele mniejszą inne królewięta polskie, litewskie i ruskie. Kędyż zapłyniesz, skołatana ojczyzny nawo? powtarzał coraz częściej ksiądz Olszowski,ale on sam prywatę miał w sercu; o sobie i potędze domów własnych myślało tylko zepsute, zmałymi wyjątkami, do szpiku kości możnowładztwo, gotowe w każdej chwili wzniecić wi-churę wojny domowej.Tłumy szlachty rosły z każdym dniem i znać już było, że gdy po sejmie sama elekcja siępocznie, przerosną choćby największą moc magnacką.Ale i te tłumy niezdolne były szczę-śliwie nawą Rzeczypospolitej na ciche wody pokierować, bo głowy ich pogrążone były wmroku i ciemności, a serca przeważnie popsute.Więc elekcja zapowiadała się potwornie i nikt nie przewidywał, że wypadnie tylko nędz-nie, bo prócz pana Zagłoby ci nawet, którzy pracowali dla Piasta , nie mogąc odgadnąć, o ileim bezmyślność szlachecka i praktyki magnackie pomogą, niewiele mieli nadziei, by mogliprzeprowadzić takiego, jak książę Michał, kandydata.Lecz pan Zagłoba pływał w tym morzujak ryba.Z chwilą rozpoczęcia sejmu zamieszkał stale w mieście i w dworku Ketlingowymbywał tylko o tyle, o ile zatęsknił czasem za swoim hajduczkiem, lecz że i Basia wielce zpowodu Krzysinego postanowienia strąciła na wesołości, zabierał ją czasem pan Zagłoba domiasta, aby się mogła rozerwać i oczy widokiem bazarów rozweselić.Wyjeżdżali zwykle z rana, a odwoził ją pan Zagłoba nieraz póznym dopiero wieczorem.Po drodze i w samym mieście cieszyło się serce dziewczynine widokiem rzeczy i ludów nie-znanych, tłumów różnobarwnych, wojsk pysznych.Wówczas oczy jej poczynały świecić jak dwa węgielki, głowa obracała się jak na śrub-kach; nie mogła się napatrzeć, naoglądać i zasypywała pana Zagłobę tysiącami pytań, on zaśrad odpowiadał, bo mógł przez to swe doświadczenie i uczoność okazać.Nieraz też i grzecz-na kompania wojskowych otaczała skarbniczek, w którym jezdzili; podziwiało wielce rycer-stwo Basiną urodę, bystrość dowcipu i rezolutność, a pan Zagłoba jeszcze im zawsze historięTatara ustrzelonego kaczym śrutem opowiadał, by ich do reszty w osłupieniu i zachwycie pogrążyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]