[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do zobaczenia więc za dwa lata w Warszawie.Zmartwiałam.Jerzy.Na małą chwilę odechciało mi się żyć.- Nie wiem jeszcze - powiedziałam, ale już byłam smutna.%7łycie się powtarza i to na ogół jego smutne fragmenty.Unikałam pózniej bruneta, alejednak dałam mu adres.Obiecał napisać.Aadny chłopak i dziwna historia, poczułam do niegowielkie zaufanie.Niepotrzebnie tylko wyjechał z tym za dwa lata.Pan Prahoreckizmontował mi śliczną scenę zazdrości, ale skończyło się na pocałowaniu pod sosną.Ostatniraz, myślę sobie, już i tak nic nie wskrzesi cnoty moich ust.Byłam rozmarzona,sentymentalna i w ogóle do niczego.Chciałam być dla wszystkich miła i dobra,, i tylko,przysięgam, tylko dlatego przytuliłam się do Sławka.po raz pierwszy gwałtownie i zuczuciem.Było mi obojętne,, czy to Sławek, czy kto inny; lecz on wyłowił z tego tylko -uczucie i także - po raz pierwszy - był wzruszony i nie posuwał się zbyt daleko.Rozstaniebyło poważne, melancholijne.Na cześć zielonej komendantki odbyło się trzykrotnie hip hip- hurra. Podrzucano mnie do góry jak worek kartofli.Niezapomniana noc.PózniejJuż byłam skłonna przypuszczać, że Sławek się we mnie naprawdę zakochał, żeporuszyłam w nim jakieś szlachetniejsze struny, gdy tymczasem przyszedł przed chwilą list.Z pożegnania mogłam wnioskować, że to będzie prosty, miłosny list.Tymczasem brednie naczterech stronach i zakończenie:Czy miłość jest namiętnością? Lub czy bez niej może istnieć?Cudowny splot miłości i namiętności śle swojej Psyche - Eros.Nie, takiego to już nic nie zmieni.Na mnie takie rzeczy nie działają.Stanął mi przedoczami taki, jaki jest w istocie: porcelanowy komediant.Ale odpiszę mu, niech tam. Drogi Erosie. Ha, ha, ha! Psyche na cienkich nogach.17 sierpnia 1949 r.Jestem leniwa jak stary kocur, który wyleguje się u ciotki w ogródku.Siedzę uwujostwa już trzeci tydzień i nudzę się ponad wszelkie pojęcie.Książek tu mało, towarzystwożadne.W przystępie obłąkanej nudy pomyślałam: %7łebym chociaż miała podręcznik fizyki.Z rozpaczy pisuję tasiemcowe listy do wszystkich osób, których adres znam.Wygrzebałamnawet mojego pierwszego nauczyciela angielskiego z czasów okupacji.Był %7łydem, ukrywałsię na wsi, gdzie przelotnie byłyśmy z matką.W braku innych rozrywek kulturalno -oświatowych wtłaczał mi do głowy: I am, you are, he.Zrewanżowałam mu się, wyciągającgo na odpust.Bał się bardzo, ale jak wsiadł na karuzelę, humor mu się od razu poprawił.Dobrym był chłopcem, inteligentnym.Przeżył.Po okupacji odnalazł nas,, wtedy zauważyłam,że jest przystojny.Powiedział, że ja pomogłam mu przetrwać i że tego odpustu nigdy niezapomni.Wujkowi obóz pozwoliła przetrwać cebula, mnie okupację - głupota, a temu -karuzela.Zwłaszcza, że naciągnęłam go ohydnie, za jego pieniądze jezdziłam sześćdziesiątrazy.Ale rozumiem, musiał być u kresu wytrzymałości psychicznej: stodoły, obory, piwnice -i taki zastrzyk życia jako tako normalnego dobrze mu zrobił.Wymieniają do dziś dnia z matką życzenia noworoczne.No więc ni z tego ni z owegonapisałam list, a w nim:Chwile, które spędziłam z panem jako dziecko, do dziś nie tracą ma sileoddziaływania.Dopiero teraz, po tym wszystkim, puknęłam się w głowę, że to można różnieprzeczytać.On przeczytał niewłaściwie napisał mi wzruszający list i zrobił rzecz najgorszą.Pojechał do matki i oświadczył się o moją rękę.Skończył prawo, mieszka w Warszawie,przysięgał matce, że będzie mi dobrze, że się będę kształcić itp.Matka powiedziała mu tylko:- Lilka ma piętnaście lat.Wycofał się więc z roli konkurenta, przerażony, ale chciał mnie zobaczyć.Matka niewiedząc, co z tym fantem.zrobić, łaskawie pozwoliła mu tu przyjechać.Przyjechaliobydwoje.Leżałam pod jabłonką i omal nie udusiłam się dwudziestą piątą pyzą, bo właśniesię nabożnie posilałam.(Na marginesie - jem i jem, a chuda jestem okrutnie).Bardzo miłyczłowiek.O miłości nic nie mówił, tylko żałośnie westchnął:- Myślałem, że pani ma przynajmniej osiemnaście lat.Chodziliśmy po lesie, nad rzeką, odprowadziłam go na stację.Kiedy pociąg ruszył -krzyknęłam:- Do zobaczenia w Warszawie, za dwa lata.Do widzenia, Maurycy!Jemu zrobiłam przyjemność i sama w ten sposób odcięłam " się od pewnych smutnychspraw.Ja to powiedziałam.Za dwa lata.Za dwa lata.Ha.Po powrocie do domu matkaprzyjrzała mi się uważnie.Może zrozumiała nareszcie, że piątą rocznicę urodzin obchodziłamjednak dziesięć lat temu.25 sierpnia 1949 r.Jeszcze tu.Nie pisałam, bo byłam zbombardowana listami, na które trzeba byłoodpowiedzieć, no i znalazłam trochę książek.Między innymi Biblię.Brnęłam dzielnie.Przeczytałam całą furę romansów, o których istnieniu ciotka nie wiedziała.Jeszcze tylko pięćdni do szkoły.O Boże, żeby to szybko zeszło! Przyznać muszę, że nie za nauką tak tęsknię,tylko za szkołą.Brunet przysłał pozdrowienia z Karpacza, matka mi przekazała.Tylko pozdrowienia?To zapewne ostatni znak życia od niego, już chyba w jego wyobrazni dokładnie sięwymieszałam z szarym tłumem harcerek.A gdybym była bardziej naiwna, to na nastrojujednego wieczoru zbudowałabym sobie olbrzymią konstrukcję romantycznej miłości naodległość.Jutro stąd wyjeżdżam i budżet ciotki wróci do równowagi.2 września 1949 r.Oddałabym wszystkich Erosów świata, z tym greckim i rzymskim Amorem na czele,za jednego dobrego kolegę.W tym roku nie rozflancowali nas.Jednak.Zostaliśmy w pełnymskładzie, z Brukwią jako wychowawczynią na czele.Dyzio zdał dziś poprawkę z matmy.Mdlałam prawie pod drzwiami.Jaka to cudowna klasa! Gadamy już z Hindusem.Mówię:- Jak tam w ZMP, kolego dyktatorze świata?A on:- Nie bądz głupia, Lilka, ja muszę walczyć, obojętnie w jaki sposób [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Do zobaczenia więc za dwa lata w Warszawie.Zmartwiałam.Jerzy.Na małą chwilę odechciało mi się żyć.- Nie wiem jeszcze - powiedziałam, ale już byłam smutna.%7łycie się powtarza i to na ogół jego smutne fragmenty.Unikałam pózniej bruneta, alejednak dałam mu adres.Obiecał napisać.Aadny chłopak i dziwna historia, poczułam do niegowielkie zaufanie.Niepotrzebnie tylko wyjechał z tym za dwa lata.Pan Prahoreckizmontował mi śliczną scenę zazdrości, ale skończyło się na pocałowaniu pod sosną.Ostatniraz, myślę sobie, już i tak nic nie wskrzesi cnoty moich ust.Byłam rozmarzona,sentymentalna i w ogóle do niczego.Chciałam być dla wszystkich miła i dobra,, i tylko,przysięgam, tylko dlatego przytuliłam się do Sławka.po raz pierwszy gwałtownie i zuczuciem.Było mi obojętne,, czy to Sławek, czy kto inny; lecz on wyłowił z tego tylko -uczucie i także - po raz pierwszy - był wzruszony i nie posuwał się zbyt daleko.Rozstaniebyło poważne, melancholijne.Na cześć zielonej komendantki odbyło się trzykrotnie hip hip- hurra. Podrzucano mnie do góry jak worek kartofli.Niezapomniana noc.PózniejJuż byłam skłonna przypuszczać, że Sławek się we mnie naprawdę zakochał, żeporuszyłam w nim jakieś szlachetniejsze struny, gdy tymczasem przyszedł przed chwilą list.Z pożegnania mogłam wnioskować, że to będzie prosty, miłosny list.Tymczasem brednie naczterech stronach i zakończenie:Czy miłość jest namiętnością? Lub czy bez niej może istnieć?Cudowny splot miłości i namiętności śle swojej Psyche - Eros.Nie, takiego to już nic nie zmieni.Na mnie takie rzeczy nie działają.Stanął mi przedoczami taki, jaki jest w istocie: porcelanowy komediant.Ale odpiszę mu, niech tam. Drogi Erosie. Ha, ha, ha! Psyche na cienkich nogach.17 sierpnia 1949 r.Jestem leniwa jak stary kocur, który wyleguje się u ciotki w ogródku.Siedzę uwujostwa już trzeci tydzień i nudzę się ponad wszelkie pojęcie.Książek tu mało, towarzystwożadne.W przystępie obłąkanej nudy pomyślałam: %7łebym chociaż miała podręcznik fizyki.Z rozpaczy pisuję tasiemcowe listy do wszystkich osób, których adres znam.Wygrzebałamnawet mojego pierwszego nauczyciela angielskiego z czasów okupacji.Był %7łydem, ukrywałsię na wsi, gdzie przelotnie byłyśmy z matką.W braku innych rozrywek kulturalno -oświatowych wtłaczał mi do głowy: I am, you are, he.Zrewanżowałam mu się, wyciągającgo na odpust.Bał się bardzo, ale jak wsiadł na karuzelę, humor mu się od razu poprawił.Dobrym był chłopcem, inteligentnym.Przeżył.Po okupacji odnalazł nas,, wtedy zauważyłam,że jest przystojny.Powiedział, że ja pomogłam mu przetrwać i że tego odpustu nigdy niezapomni.Wujkowi obóz pozwoliła przetrwać cebula, mnie okupację - głupota, a temu -karuzela.Zwłaszcza, że naciągnęłam go ohydnie, za jego pieniądze jezdziłam sześćdziesiątrazy.Ale rozumiem, musiał być u kresu wytrzymałości psychicznej: stodoły, obory, piwnice -i taki zastrzyk życia jako tako normalnego dobrze mu zrobił.Wymieniają do dziś dnia z matką życzenia noworoczne.No więc ni z tego ni z owegonapisałam list, a w nim:Chwile, które spędziłam z panem jako dziecko, do dziś nie tracą ma sileoddziaływania.Dopiero teraz, po tym wszystkim, puknęłam się w głowę, że to można różnieprzeczytać.On przeczytał niewłaściwie napisał mi wzruszający list i zrobił rzecz najgorszą.Pojechał do matki i oświadczył się o moją rękę.Skończył prawo, mieszka w Warszawie,przysięgał matce, że będzie mi dobrze, że się będę kształcić itp.Matka powiedziała mu tylko:- Lilka ma piętnaście lat.Wycofał się więc z roli konkurenta, przerażony, ale chciał mnie zobaczyć.Matka niewiedząc, co z tym fantem.zrobić, łaskawie pozwoliła mu tu przyjechać.Przyjechaliobydwoje.Leżałam pod jabłonką i omal nie udusiłam się dwudziestą piątą pyzą, bo właśniesię nabożnie posilałam.(Na marginesie - jem i jem, a chuda jestem okrutnie).Bardzo miłyczłowiek.O miłości nic nie mówił, tylko żałośnie westchnął:- Myślałem, że pani ma przynajmniej osiemnaście lat.Chodziliśmy po lesie, nad rzeką, odprowadziłam go na stację.Kiedy pociąg ruszył -krzyknęłam:- Do zobaczenia w Warszawie, za dwa lata.Do widzenia, Maurycy!Jemu zrobiłam przyjemność i sama w ten sposób odcięłam " się od pewnych smutnychspraw.Ja to powiedziałam.Za dwa lata.Za dwa lata.Ha.Po powrocie do domu matkaprzyjrzała mi się uważnie.Może zrozumiała nareszcie, że piątą rocznicę urodzin obchodziłamjednak dziesięć lat temu.25 sierpnia 1949 r.Jeszcze tu.Nie pisałam, bo byłam zbombardowana listami, na które trzeba byłoodpowiedzieć, no i znalazłam trochę książek.Między innymi Biblię.Brnęłam dzielnie.Przeczytałam całą furę romansów, o których istnieniu ciotka nie wiedziała.Jeszcze tylko pięćdni do szkoły.O Boże, żeby to szybko zeszło! Przyznać muszę, że nie za nauką tak tęsknię,tylko za szkołą.Brunet przysłał pozdrowienia z Karpacza, matka mi przekazała.Tylko pozdrowienia?To zapewne ostatni znak życia od niego, już chyba w jego wyobrazni dokładnie sięwymieszałam z szarym tłumem harcerek.A gdybym była bardziej naiwna, to na nastrojujednego wieczoru zbudowałabym sobie olbrzymią konstrukcję romantycznej miłości naodległość.Jutro stąd wyjeżdżam i budżet ciotki wróci do równowagi.2 września 1949 r.Oddałabym wszystkich Erosów świata, z tym greckim i rzymskim Amorem na czele,za jednego dobrego kolegę.W tym roku nie rozflancowali nas.Jednak.Zostaliśmy w pełnymskładzie, z Brukwią jako wychowawczynią na czele.Dyzio zdał dziś poprawkę z matmy.Mdlałam prawie pod drzwiami.Jaka to cudowna klasa! Gadamy już z Hindusem.Mówię:- Jak tam w ZMP, kolego dyktatorze świata?A on:- Nie bądz głupia, Lilka, ja muszę walczyć, obojętnie w jaki sposób [ Pobierz całość w formacie PDF ]