[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Gdzie? Zobaczy sz, chodz. Pociągnęła go za łokieć.Hubert miał wrażenie, że pogrążeni w rozmowie mężczy zni wcale nie zauważy liich wy jścia.Iza poprowadziła kolegów kory tarzem do przestronnego salonu.Siedziało tam jużkilka osób.Niektóre by ły od nich młodsze, a inne o wiele starsze. Wreszcie westchnął jakiś młodzieniec. My śleliśmy, że już nigdy się niewy rwiecie.Iza szy bko przedstawiła Kasi i Hubertowi wszy stkich w pokoju, ale chłopak i tak niezapamiętał nawet połowy imion.Dwudziestoletni sy n sołty sa, Marcin, przy niósł coś do picia, trochę ciasta, kawałszy nki i chleb.Na stoliku stojący m na środku pokoju pojawiły się również dwa wielkie kwiatysłonecznika pełne ziaren.Hubert od razu się rozbudził.Przy siadła się do niego dziewczy na z krótkimi włosami. Jesteś nowy w Zwięcinie? Dlaczego dla wszy stkich ciągle jestem nowy ? zezłościł się. Wprowadziłem siętam na wiosnę wy jaśnił. Aaa. Dziewczy na pokiwała głową. Jestem Julka. Hubert. Z wdzięcznością podał jej dłoń.By li już sobie przedstawieni przez Izę,ale zdąży ł zapomnieć, jak dziewczy na ma na imię. Czy m się zajmujesz? dopy ty wała. Jestem strażnikiem. Wzruszy ł ramionami.Ostatnio miał wrażenie, że całe to strażnikowanie ogranicza się do pracy w stajni ipomaganiu mieszkańcom we wszelkich brudny ch pracach. Super ucieszy ła się Julka. Spodziewaliśmy się was trochę wcześniej. Tak? Uniósł brwi, udając zainteresowanie. Uhm. Pokiwała głową. Ale fajnie, że wzięliście ty m razem na szaber noweosoby.Zazwy czaj jest więcej starszy ch, nie ma za bardzo z kim pogadać, a teraz aż czworomłody ch.Hubert się wy łączy ł.Powoli zaczął pogrążać się we własny ch my ślach.Usiłowałprzy pomnieć sobie Gdańsk.Co mógł tam robić? Kim by ł ten drugi ? Nie przy pomniał mu siężaden, nawet najmniejszy szczegół.Czasem, jeszcze kiedy by ł w Zwięcinie, miał wrażenie, żeostatnie siedem lat dla niego w ogóle się nie wy darzy ło.%7łe jakoś je przespał, a obudził się dopieroteraz.Spotkanie Czarneckiego dowodziło, że wcale tak nie by ło.Coś się jednak wy darzy ło, i topoważnego.Naprawdę go ciekawiło, co się wtedy stało, Czarnecki mówił, że prawie przez niegozginął.Lecz, z drugiej strony, czy roztrząsanie przeszłości jest takie ważne? Czy nie lepiej skupićsię na tu i teraz? Podniósł wzrok na przy jaciół.Aukasz siedział przy Kasi i obejmował ją zdrowąręką.Wy dawali się tacy szczęśliwi.Potem przeniósł wzrok na Izę.Wesoło z kimś rozmawiała,głośno się śmiejąc.To właśnie by ło jego tu i teraz.Podświadomie zarejestrował, że Julka o coś go zapy tała.Patrzy ła na niego,najwy razniej oczekując odpowiedzi. Słucham? Miał nadzieję, że powtórzy py tanie. Czy jesteś chłopakiem Izy ?Zatkała go jej bezpośredniość. Ee, nie zająknął się. A mógłby m by ć na chwilę się rozmarzy ł. Chociaż nie, nie wy trzy małby m znią. Aha. Julka wy raznie się ucieszy ła. A więc polowanie na mnie nie jest skończone pomy ślał.Po kilkunastu minutach delikatnie, acz stanowczo wy kręcił się od rozmowy z Julką,która wy raznie zaczęła go podry wać, i zagadnął jakiegoś chłopaka.Miło by ło dla odmianyporozmawiać z kimś, kto nie wy czuwał w nim świeżej krwi.W salonie sołty sa siedzieli do trzeciej nad ranem.Przez cały czas przy chodzilinowi ludzie, inni wy chodzili.Hubert już dawno nie widział ty lu nowy ch twarzy.W końcu Izazadecy dowała, że powinni wrócić do szkoły.Kasia już przy sy piała na ramieniu Aukasza, zresztącała czwórka by ła zmęczona.Kilka osób odprowadziło ich pod salę, gdzie mieli nocować. Za dużo ludzi naraz stwierdziła Kasia, kiedy zostali sami.Henry k i Marek jeszcze nie wrócili.Aukasz zapalił dwie lampki naftowe, żeby mogli przy gotować się do snu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
. Gdzie? Zobaczy sz, chodz. Pociągnęła go za łokieć.Hubert miał wrażenie, że pogrążeni w rozmowie mężczy zni wcale nie zauważy liich wy jścia.Iza poprowadziła kolegów kory tarzem do przestronnego salonu.Siedziało tam jużkilka osób.Niektóre by ły od nich młodsze, a inne o wiele starsze. Wreszcie westchnął jakiś młodzieniec. My śleliśmy, że już nigdy się niewy rwiecie.Iza szy bko przedstawiła Kasi i Hubertowi wszy stkich w pokoju, ale chłopak i tak niezapamiętał nawet połowy imion.Dwudziestoletni sy n sołty sa, Marcin, przy niósł coś do picia, trochę ciasta, kawałszy nki i chleb.Na stoliku stojący m na środku pokoju pojawiły się również dwa wielkie kwiatysłonecznika pełne ziaren.Hubert od razu się rozbudził.Przy siadła się do niego dziewczy na z krótkimi włosami. Jesteś nowy w Zwięcinie? Dlaczego dla wszy stkich ciągle jestem nowy ? zezłościł się. Wprowadziłem siętam na wiosnę wy jaśnił. Aaa. Dziewczy na pokiwała głową. Jestem Julka. Hubert. Z wdzięcznością podał jej dłoń.By li już sobie przedstawieni przez Izę,ale zdąży ł zapomnieć, jak dziewczy na ma na imię. Czy m się zajmujesz? dopy ty wała. Jestem strażnikiem. Wzruszy ł ramionami.Ostatnio miał wrażenie, że całe to strażnikowanie ogranicza się do pracy w stajni ipomaganiu mieszkańcom we wszelkich brudny ch pracach. Super ucieszy ła się Julka. Spodziewaliśmy się was trochę wcześniej. Tak? Uniósł brwi, udając zainteresowanie. Uhm. Pokiwała głową. Ale fajnie, że wzięliście ty m razem na szaber noweosoby.Zazwy czaj jest więcej starszy ch, nie ma za bardzo z kim pogadać, a teraz aż czworomłody ch.Hubert się wy łączy ł.Powoli zaczął pogrążać się we własny ch my ślach.Usiłowałprzy pomnieć sobie Gdańsk.Co mógł tam robić? Kim by ł ten drugi ? Nie przy pomniał mu siężaden, nawet najmniejszy szczegół.Czasem, jeszcze kiedy by ł w Zwięcinie, miał wrażenie, żeostatnie siedem lat dla niego w ogóle się nie wy darzy ło.%7łe jakoś je przespał, a obudził się dopieroteraz.Spotkanie Czarneckiego dowodziło, że wcale tak nie by ło.Coś się jednak wy darzy ło, i topoważnego.Naprawdę go ciekawiło, co się wtedy stało, Czarnecki mówił, że prawie przez niegozginął.Lecz, z drugiej strony, czy roztrząsanie przeszłości jest takie ważne? Czy nie lepiej skupićsię na tu i teraz? Podniósł wzrok na przy jaciół.Aukasz siedział przy Kasi i obejmował ją zdrowąręką.Wy dawali się tacy szczęśliwi.Potem przeniósł wzrok na Izę.Wesoło z kimś rozmawiała,głośno się śmiejąc.To właśnie by ło jego tu i teraz.Podświadomie zarejestrował, że Julka o coś go zapy tała.Patrzy ła na niego,najwy razniej oczekując odpowiedzi. Słucham? Miał nadzieję, że powtórzy py tanie. Czy jesteś chłopakiem Izy ?Zatkała go jej bezpośredniość. Ee, nie zająknął się. A mógłby m by ć na chwilę się rozmarzy ł. Chociaż nie, nie wy trzy małby m znią. Aha. Julka wy raznie się ucieszy ła. A więc polowanie na mnie nie jest skończone pomy ślał.Po kilkunastu minutach delikatnie, acz stanowczo wy kręcił się od rozmowy z Julką,która wy raznie zaczęła go podry wać, i zagadnął jakiegoś chłopaka.Miło by ło dla odmianyporozmawiać z kimś, kto nie wy czuwał w nim świeżej krwi.W salonie sołty sa siedzieli do trzeciej nad ranem.Przez cały czas przy chodzilinowi ludzie, inni wy chodzili.Hubert już dawno nie widział ty lu nowy ch twarzy.W końcu Izazadecy dowała, że powinni wrócić do szkoły.Kasia już przy sy piała na ramieniu Aukasza, zresztącała czwórka by ła zmęczona.Kilka osób odprowadziło ich pod salę, gdzie mieli nocować. Za dużo ludzi naraz stwierdziła Kasia, kiedy zostali sami.Henry k i Marek jeszcze nie wrócili.Aukasz zapalił dwie lampki naftowe, żeby mogli przy gotować się do snu [ Pobierz całość w formacie PDF ]