[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cała trójka wstała, mężczyzni podali sobie dłonie,a kiedy mijali zamknięte drzwi sypialni, na chwilęzwolnili.Sandra spojrzała na ojca, ale ten pokręciłgłową. Kiepski dzień  powiedział. Lepiej jej niemęczyć.Wyszli więc, a potem oboje pomachali staremumężczyznie w mroczniejącym powietrzu, on zaś po-machał im i z dziecięcą radością wskazał rozgwież-dżone niebo.Jego trzy pracePonieważ Birmingham w stanie Alabama byłowielkim, pełnym nadziei miastem, więc rodziceprzenieśli się tam i ojciec zaczął szukać swego szczę-ścia.Zdążyła ich wyprzedzić fama o jego wielkiej sile,inteligenci i wytrwałości, ojciec jednak wiedział, żejako człowiek młody wiele się jeszcze musi naha-rować, zanim zyska należne mu miejsce.Pierwszą pracę znalazł jako pomocnik weteryna-rza.Jako pomocnik weterynarza był przede wszystkimodpowiedzialny za czystość psich bud i kocich klatek.Każdego ranka zastawał je pełne odchodów.Częśćspoczywała na papierach, którymi wieczoremwykładał budy i klatki, ale część przywarła do ścian, anawet do samych zwierząt.Ojciec robił z tym po-rządek każdego ranka i każdego wieczoru.Szorowałtak długo, aż klatki błyszczały taką czystością, że naich podłogach można było spożywać posiłek.Wy- starczyła jednak chwilka, ą pojawiał się dawny brud,praca ta rodziła więc prawdziwie Syzyfową frustrację:pies potrafił patrzyć ci w oczy, ty z miłością spo-glądałeś w jego ślepia, a on w tym czasie srał napodłogę.Drugą pracę dostał jako sprzedawca w dziale bieli-zny w dużym magazynie Smith's na przedmieściach.Fakt, iż wylądował w dziale bielizny, zakrawał naokrutny żart i ojcu istotnie bardzo doskwierały pi-kantne uwagi, jakie czynili sprzedawcy z innychdziałów, przede wszystkim ze strojów sportowych.Wytrwał jednak i w końcu zaskarbił sobie sympatięregularnych klientek Smith's, a stał się też ulubieńcemkoleżanek z pracy, które bardzo sobie ceniły jegobystre oko.Była jednak pewna niewiasta, która nigdy nie za-akceptowała go jako sprzedawcy.Nazywała się MurielRainwater i od urodzenia mieszkała w Birmingham.Dwukrotnie wyszła za mąż, dwukrotnie owdowiała,nie miała dzieci, miała za to niezliczoną ilośćpieniędzy, żeby żyć wystawnie, dopóki i jej nie przyj-dzie odejść.Podówczas miała już niemal osiemdziesiątlat; niczym drzewo każdego roku przybierała w pasie,aż wreszcie stała się monstrualna.A do tego byłapróżna.Ani myślała chudnąć, z pewnością jednakchciała wyglądać na szczuplejszą, dlatego też częstoodwiedzała dział bielizny damskiej w Smith's,przeglądając nowości w dziedzinie pasów i gorsetówI tak każdego miesiąca pani Rainwater wkraczałado Smith's, siadała w jednym z wielkich, miękko wy- moszczonych, przeznaczonych dla klientów foteli, apotem bez słowa tylko kiwała na sprzedawcę, któryposłusznie znosił jej najnowsze pasy.Jednak nigdysprzedawcą tym nie był Edward Bloom.Był to oczywisty afront, ale po prawdzie także iEdward nie był szczególnie dobrego zdania o paniRainwater.Nikt zresztą nie był  jej stopy śmierdziałykulkami antymolowymi, jej włosy przywodziły namyśl nadpaloną tkaninę, jej ręce się trzęsły, gdypokazywała, czego chce.Ponieważ jednak stanowczonie pozwalała, by obsługiwał ją Edward, stała się jegonajbardziej wyglądaną klientką.Postanowił któregośdnia zaczaić się na panią Rainwater.W tym celu najnowszą dostawę gorsetów chytrzetak ukrył w kącie magazynu, że tylko on mógł ją od-nalezć.Pani Rainwater zjawiła się już nazajutrz.Roz-siadła się w fotelu i kiwnęła na jedną z ekspedientek. Ej, ty!  powiedziała. Pokaż no mi nowegorsety.Dziewczyna wpadła w popłoch, gdyż bardzo lę-kała się pani Rainwater. Ale żadne nowe nie nadeszły  wybąkała. Też mi gadanie!  obruszyła się pani Rainwa-ter, ciężko oddychając przez usta rozwarte niczymjama. Dobrze wiem, że nadeszły! Ty!  Wskazałainną sprzedawczynię, wyciągając ramię przelewającesię jak pęcherz z wodą. Tamta to niezguła, ty miprzyniesiesz gorset.Dziewczyna z płaczem uciekła na zaplecze, trzeciapadła na kolana przed panią Rainwater, zanim ta odezwała się słowem.No i na koniec został tylko mój ojciec.Wysoki,dumnie wyprostowany stał w odległym rogu sali.Widziała go, ale udawała, że nie widzi.Udawała, że wogóle go nie ma. Czy ktoś mi w końcu pomoże?!  krzyknęła.Chcę nowy gorset! Niechże mnie ktoś tutaj obsłuży!Ojciec przeszedł przez salę i stanął przed paniąRainwater. Czego chcesz? Obsłużyć panią, pani Rainwater.Pokręciła głową i popatrzyła na jego stopy, jakgdyby zamierzała na nie plunąć. Nic po mężczyznie w dziale bielizny!  po-wiedziała z oburzeniem. Jednak tutaj pracuję, a co więcej, tylko ja wiem,gdzie są nowe gorsety, zatem tylko ja mogę pani po-móc. Nie!  wrzasnęła, kręcąc głową z niedowie-rzaniem, a w jej wielkich krowich oczach widać byłogłęboki szok. To.to nie do wiary! Ja.ja. Będę bardziej niż szczęśliwy, mogąc spełnićpani życzenia, pani Rainwater. Niech więc będzie!  krzyknęła, a w kącikachust zebrała się odrobina śliny. Przynoś!I przyniósł.Pani Rainwater wstała i poczłapała doprzymierzalni, gdzie na stoliku spoczywał już nowygorset.Zatrzasnęła za sobą drzwi, zza których ojciecsłyszał pomrukiwania, pochrząkiwania, jęki i trzaski,aż wreszcie po kilkunastu minutach wyszła na zewnątrz.Tyle że nie była to już pani Rainwater.Przeisto-czyła się zupełnie.Gorset przemienił tę wielorybicę wprawdziwą piękność [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl