[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obawia się jednak, że już niedługo - o wieleza szybko - na tym obrazku wszystko będzie w porządku.W domuZapomniało, kim jest.Co prawda, tutaj na dole nie ma to żadnego znaczenia.Jaki pożytek z imienia, gdy niema go komu używać? To stworzenie tutaj nie pamięta, skąd pochodzi.Nie pamięta mętnegozmierzchu Prądu Północnopacyficznego ani hałasu i benzynowego posmaku, który wypłoszyłje pod termoklinę.Nie pamięta galaretowatej nadbudowy języka i kultury, która tkwiłaniegdyś na samym czubku jego rdzenia kręgowego.Nie pamięta nawet, jak ten pan i władcarozpadał się na dziesiątki niezależnych, mamroczących do siebie podprogramów.Teraz naweti one umilkły.W ogóle ostatnio niewiele się ta kora odzywa.Czasem jakiś niskopoziomowy impulsprzyjdzie z płatu ciemieniowego albo potylicznego.Pierwszorzędowa kora ruchowa szumisobie w tle.Od czasu do czasu ośrodek Broki mruknie coś do siebie.Reszta jest na ogółmartwa i cicha, wygładzona przez leniwy, czarny, zimny jak odmrażacz ocean.To, co zostało,to czysty żywy gad.Prze naprzód, ślepy i bezmyślny, niepomny ciśnienia czterystu płynnych atmosfer.Iżywi się wszystkim co znajdzie.Odsalacze i recyrkulatory dają mu pić.Czasami stara ssacza skóra robi się lepka odwłasnych wydzielin; wtedy druga, nowsza skóra na wierzchu otwiera pory na ocean i spłukujewszystko do czysta odmierzonymi porcjami destylowanej wody morskiej.Gad nigdy nie zastanawia się nad tym sygnałem we własnej głowie, kierującym go wewłaściwą stronę.Nie wie, dokąd płynie i dlaczego.Wie tylko, siłą gołego, prymitywnegoinstynktu, jak tam dotrzeć.I oczywiście umiera, ale powoli.Nie przejąłby się tym, nawet gdyby wiedział.***Teraz coś puka mu we wnętrzności.Nieskończenie słabe fale uderzeniowe maszerująw precyzyjnych odstępach skądś przed nim i bębnią o maszynerię, którą ma w piersi.Gad nie rozpoznaje tego dzwięku.To nie okresowe pomruki napierających na siebiedna morskiego i szelfu kontynentalnego.To nie niskie częstotliwości impulsów termometrówakustycznych, oddalające się cichutkim echem ku Cieśninie Beringa.To dzwonienie -metaliczne - mruczy ośrodek Broki, chociaż gad nie wie, co to znaczy.Dzwięk raptownie się wzmaga.Nagłe, jaskrawe rozbłyski oślepiają gada.Mruga - taki nawyk, z czasów, których niepamięta.Nasadki na oczach przyciemniają się automatycznie.yrenice pod nimi, ograniczoneszybkością odruchów, zwężają się do punkcików parę sekund pózniej.W ciemności przed nim błyszczy miedzianym ogniem punkt orientacyjny - za ostry,zbyt nieruchomy, o wiele jaskrawszy niż bioluminescencyjne ogniki, które czasami wskazujądrogę w głębinach.One przynajmniej są na tyle słabe, że coś przy nich widać; ulepszone oczygada potrafią wzmocnić nawet słabiutkie migotanie ryb głębinowych i ulepić z niego cośprzypominającego półmrok.Jednakże przy tym nowym świetle reszta świata robi się czarna.Zwiatło nigdy nie bywa takie jasne, nigdy odkąd.Z kory dobiega jakaś iskra rozpoznania.Zawisa bez ruchu, waha się.Jest prawie świadom rozbrzmiewających gdzieśniedaleko cichutkich, niecierpliwych głosów.Ale odkąd pamięta, podążał tym kursem, któryma tylko jeden możliwy cel.Opuszcza się do dna i, lądując na nim, wzbija mulistą chmurę.Pełznie naprzód po dnie.Zwiatło płonie kilka metrów nad podłożem.Z bliska rozpada się na ciąg ułożonych w łuk mniejszych światełek, przypominającychfotofory na boku jakiejś gigantycznej ryby.Broka znów przysyła jakiś szum: lampy sodowe.Gad brnie przez wodę, powoli kręcącgłową.I zamiera, nagle przestraszony.Za kręgiem świateł czai się coś ogromnego, wielkiszary masyw na tle czerni.Wisi nad dnem jak gigantyczny, gładki kamień, w zagadkowysposób pływający, na równiku otoczony kręgiem świateł.Prążkowane nitki łączą go z dnem.Zmienia się coś jeszcze.Chwilę trwa, zanim gad się zorientuje, co to takiego - bębnienie w pierś ustało.Rozgląda się nerwowo, od cienia do światła, od światła do cienia.- Zbliżasz się do stacji Linke w Aleuckiej Baterii Geotermalnej.Miło cię widzieć zpowrotem.Gad odskakuje z powrotem w ciemność, skłębiając za sobą muł.Cofa się o dobredwadzieścia metrów, zanim zacznie mu coś mętnie świtać - ośrodek Broki zna te dzwięki.Nierozumie ich - bo on w ogóle poza powtarzaniem mało co umie - ale coś takiego już kiedyśsłyszał.Gad czuje jakieś nieznajome drgnienie.Ostatni raz ciekawość na coś mu się przydaładawno temu.Odwraca się twarzą tam, skąd dopiero co uciekł.Z odległości światła rozmazują się wmętne smugi.W piersi wibruje delikatne staccato rytmu.Gad podkrada się z powrotem do świetlnego punktu.Zwiatło znów dzieli się na wieleświateł, a za nimi znów czai się ten ciemny, złowrogi korpus.I znów, gdy się zbliża, rytm cichnie.Dziwny przedmiot otoczony wianuszkiemświatełek wisi nad jego głową.W niektórych miejscach jest gładki, w innych krostowaty.Zbliska widać równiutkie rzędy kolistych wypukłości i kanciaste wystające elementy.- Zbliżasz się do stacji Linke w Aleuckiej Baterii Geotermalnej.Miło cię widzieć zpowrotem.Gad drga, ale tym razem pozostaje na kursie.- Nie jesteśmy w stanie cię zidentyfikować na podstawie echa z sonaru.- Dzwiękwypełnia ocean.- Prawdopodobnie jesteś Deborah Linden.Deborah Linden.Odpowiedz, jeślijesteś Deborah Linden.Deborah Linden.To wywołuje jakieś wspomnienie: coś o czterech znajomychkończynach, ale stojące prosto, poruszające się w grawitacji, w jasnym świetle, wydającedziwne chropowate odgłosy.śmiech.- Odpowiedz.Kręci głową, nie wiedząc dlaczego.-.jeśli jesteś Deborah Linden.Judy Caraco, mówi coś blisko, bardzo blisko.- Deborah Linden.Jeśli nie możesz mówić, pomachaj rękoma.Zwiatła u góry oświetlają ząbkowany krąg na dnie oceanu.Pośrodku niego stoipojemnik, wystarczająco duży, żeby do niego wejść.Na pulpicie na jej boku migocą dwa zielone światełka.- Proszę wejść do azylu pod stacją.Jest tam żywność i aparatura medyczna.W jednym końcu pojemnika zieje otwór; wewnątrz widać skryte w cieniach delikatneprzegubowe sprzęty.- Wszystko jest automatyczne.Wejdz do azylu i nic ci się nie stanie.Ekipa ratunkowajest w drodze.Automatyczne.Ten odgłos też odróżnia się od reszty.Całkiem, jakby automatyczne coś znaczyło.Coś bezpośrednio dotyczącego gada.Gad z powrotem patrzy na kształt wiszący mu nad głową jak, jak.jak pięść.jak pięść.Spód kuli jest chłodną, ciemną kryjówką - światełka wzdłuż równika niesięgają tutaj, zakryte wypukłością powierzchni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Obawia się jednak, że już niedługo - o wieleza szybko - na tym obrazku wszystko będzie w porządku.W domuZapomniało, kim jest.Co prawda, tutaj na dole nie ma to żadnego znaczenia.Jaki pożytek z imienia, gdy niema go komu używać? To stworzenie tutaj nie pamięta, skąd pochodzi.Nie pamięta mętnegozmierzchu Prądu Północnopacyficznego ani hałasu i benzynowego posmaku, który wypłoszyłje pod termoklinę.Nie pamięta galaretowatej nadbudowy języka i kultury, która tkwiłaniegdyś na samym czubku jego rdzenia kręgowego.Nie pamięta nawet, jak ten pan i władcarozpadał się na dziesiątki niezależnych, mamroczących do siebie podprogramów.Teraz naweti one umilkły.W ogóle ostatnio niewiele się ta kora odzywa.Czasem jakiś niskopoziomowy impulsprzyjdzie z płatu ciemieniowego albo potylicznego.Pierwszorzędowa kora ruchowa szumisobie w tle.Od czasu do czasu ośrodek Broki mruknie coś do siebie.Reszta jest na ogółmartwa i cicha, wygładzona przez leniwy, czarny, zimny jak odmrażacz ocean.To, co zostało,to czysty żywy gad.Prze naprzód, ślepy i bezmyślny, niepomny ciśnienia czterystu płynnych atmosfer.Iżywi się wszystkim co znajdzie.Odsalacze i recyrkulatory dają mu pić.Czasami stara ssacza skóra robi się lepka odwłasnych wydzielin; wtedy druga, nowsza skóra na wierzchu otwiera pory na ocean i spłukujewszystko do czysta odmierzonymi porcjami destylowanej wody morskiej.Gad nigdy nie zastanawia się nad tym sygnałem we własnej głowie, kierującym go wewłaściwą stronę.Nie wie, dokąd płynie i dlaczego.Wie tylko, siłą gołego, prymitywnegoinstynktu, jak tam dotrzeć.I oczywiście umiera, ale powoli.Nie przejąłby się tym, nawet gdyby wiedział.***Teraz coś puka mu we wnętrzności.Nieskończenie słabe fale uderzeniowe maszerująw precyzyjnych odstępach skądś przed nim i bębnią o maszynerię, którą ma w piersi.Gad nie rozpoznaje tego dzwięku.To nie okresowe pomruki napierających na siebiedna morskiego i szelfu kontynentalnego.To nie niskie częstotliwości impulsów termometrówakustycznych, oddalające się cichutkim echem ku Cieśninie Beringa.To dzwonienie -metaliczne - mruczy ośrodek Broki, chociaż gad nie wie, co to znaczy.Dzwięk raptownie się wzmaga.Nagłe, jaskrawe rozbłyski oślepiają gada.Mruga - taki nawyk, z czasów, których niepamięta.Nasadki na oczach przyciemniają się automatycznie.yrenice pod nimi, ograniczoneszybkością odruchów, zwężają się do punkcików parę sekund pózniej.W ciemności przed nim błyszczy miedzianym ogniem punkt orientacyjny - za ostry,zbyt nieruchomy, o wiele jaskrawszy niż bioluminescencyjne ogniki, które czasami wskazujądrogę w głębinach.One przynajmniej są na tyle słabe, że coś przy nich widać; ulepszone oczygada potrafią wzmocnić nawet słabiutkie migotanie ryb głębinowych i ulepić z niego cośprzypominającego półmrok.Jednakże przy tym nowym świetle reszta świata robi się czarna.Zwiatło nigdy nie bywa takie jasne, nigdy odkąd.Z kory dobiega jakaś iskra rozpoznania.Zawisa bez ruchu, waha się.Jest prawie świadom rozbrzmiewających gdzieśniedaleko cichutkich, niecierpliwych głosów.Ale odkąd pamięta, podążał tym kursem, któryma tylko jeden możliwy cel.Opuszcza się do dna i, lądując na nim, wzbija mulistą chmurę.Pełznie naprzód po dnie.Zwiatło płonie kilka metrów nad podłożem.Z bliska rozpada się na ciąg ułożonych w łuk mniejszych światełek, przypominającychfotofory na boku jakiejś gigantycznej ryby.Broka znów przysyła jakiś szum: lampy sodowe.Gad brnie przez wodę, powoli kręcącgłową.I zamiera, nagle przestraszony.Za kręgiem świateł czai się coś ogromnego, wielkiszary masyw na tle czerni.Wisi nad dnem jak gigantyczny, gładki kamień, w zagadkowysposób pływający, na równiku otoczony kręgiem świateł.Prążkowane nitki łączą go z dnem.Zmienia się coś jeszcze.Chwilę trwa, zanim gad się zorientuje, co to takiego - bębnienie w pierś ustało.Rozgląda się nerwowo, od cienia do światła, od światła do cienia.- Zbliżasz się do stacji Linke w Aleuckiej Baterii Geotermalnej.Miło cię widzieć zpowrotem.Gad odskakuje z powrotem w ciemność, skłębiając za sobą muł.Cofa się o dobredwadzieścia metrów, zanim zacznie mu coś mętnie świtać - ośrodek Broki zna te dzwięki.Nierozumie ich - bo on w ogóle poza powtarzaniem mało co umie - ale coś takiego już kiedyśsłyszał.Gad czuje jakieś nieznajome drgnienie.Ostatni raz ciekawość na coś mu się przydaładawno temu.Odwraca się twarzą tam, skąd dopiero co uciekł.Z odległości światła rozmazują się wmętne smugi.W piersi wibruje delikatne staccato rytmu.Gad podkrada się z powrotem do świetlnego punktu.Zwiatło znów dzieli się na wieleświateł, a za nimi znów czai się ten ciemny, złowrogi korpus.I znów, gdy się zbliża, rytm cichnie.Dziwny przedmiot otoczony wianuszkiemświatełek wisi nad jego głową.W niektórych miejscach jest gładki, w innych krostowaty.Zbliska widać równiutkie rzędy kolistych wypukłości i kanciaste wystające elementy.- Zbliżasz się do stacji Linke w Aleuckiej Baterii Geotermalnej.Miło cię widzieć zpowrotem.Gad drga, ale tym razem pozostaje na kursie.- Nie jesteśmy w stanie cię zidentyfikować na podstawie echa z sonaru.- Dzwiękwypełnia ocean.- Prawdopodobnie jesteś Deborah Linden.Deborah Linden.Odpowiedz, jeślijesteś Deborah Linden.Deborah Linden.To wywołuje jakieś wspomnienie: coś o czterech znajomychkończynach, ale stojące prosto, poruszające się w grawitacji, w jasnym świetle, wydającedziwne chropowate odgłosy.śmiech.- Odpowiedz.Kręci głową, nie wiedząc dlaczego.-.jeśli jesteś Deborah Linden.Judy Caraco, mówi coś blisko, bardzo blisko.- Deborah Linden.Jeśli nie możesz mówić, pomachaj rękoma.Zwiatła u góry oświetlają ząbkowany krąg na dnie oceanu.Pośrodku niego stoipojemnik, wystarczająco duży, żeby do niego wejść.Na pulpicie na jej boku migocą dwa zielone światełka.- Proszę wejść do azylu pod stacją.Jest tam żywność i aparatura medyczna.W jednym końcu pojemnika zieje otwór; wewnątrz widać skryte w cieniach delikatneprzegubowe sprzęty.- Wszystko jest automatyczne.Wejdz do azylu i nic ci się nie stanie.Ekipa ratunkowajest w drodze.Automatyczne.Ten odgłos też odróżnia się od reszty.Całkiem, jakby automatyczne coś znaczyło.Coś bezpośrednio dotyczącego gada.Gad z powrotem patrzy na kształt wiszący mu nad głową jak, jak.jak pięść.jak pięść.Spód kuli jest chłodną, ciemną kryjówką - światełka wzdłuż równika niesięgają tutaj, zakryte wypukłością powierzchni [ Pobierz całość w formacie PDF ]