[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ustalił wszystko tak, że tytuł mógłprzejść na Meredith, a potem na męskiego potomka.Jejprawowitego męskiego spadkobiercę, czy jak to się nazywa. Więc to dlatego Meredith zachowała nazwisko Calcottmimo ślubu? I twoja matka też? Ale w takim razie dlaczego tyi Beth je nosicie? Bo Meredith wymusiła to na moich rodzicach.Biednytata, nie miał z nią najmniejszych szans.Powiedziała, żenazwisko Calcott jest zbyt cenne, żeby je zmieniać.Najwyrazniej Allen nie brzmi tak dostojnie. Dziwne, że zostawiła dom wam, skoro tytuł przeszedł nawaszego wujka, i że tak jej zależało na podtrzymaniu rodu i całejreszcie mówi zamyślony, przelewając kawę na dnie kubka. To Meredith była dziwna.Nie miała wpływu na to, ktoodziedziczy tytuł, ale domem mogła dysponować wedle uznania.Może widziała w nas największą szansę na podtrzymanierodzinnych tradycji. Więc po śmierci Clifforda tytuł. Wygaśnie.Koniec z lordami w rodzinie.Teoretycznie,Clifford mógłby znów pójść do sądu i przepisać je na Eddiego,ale Beth za nic w świecie na to nie pozwoli. Nie? Nie chce mieć z tym nic wspólnego.Ani z domem,szczerze mówiąc.W ten sposób decyzja została podjęta za mnie.%7łeby go zatrzymać, musiałybyśmy obie tu zamieszkać.Dinny milczy przez chwilę.Czuję, jak niechęć Beth i jejpowód nabierają kształtów i usiłują wedrzeć się do naszejrozmowy. Właściwie mnie to nie dziwi mruczy w końcu Dinny. Nie? pytam, pochylając się do przodu.Ale Dinny wzrusza ramionami, odsuwa się od stołu. W takim razie po co tu przyjechałyście? Skoro niezamierzacie zostać? Uznałam, że powinnyśmy.%7łe to dobrze zrobi Beth.A właściwie nam obu.Wrócić tu na jakiś czas i. machamręką, szukając odpowiednich słów. Zmierzyć się z tym.Rozumiesz. Dlaczego myślisz, że to jej dobrze zrobi? Nie wydaje misię, żeby chciała o tym myśleć, a na pewno nie chce się z tymzmierzyć.Mówię o waszym dzieciństwie tutaj. Dinny. przerywam. Kiedy przyszedłeś do domu,żeby się z nią zobaczyć, co miałeś na myśli, mówiąc, że powinnawiedzieć o pewnych sprawach? O czym chciałeś jej powiedzieć? A więc naprawdę podsłuchiwałaś? mówi zagadkowymtonem.Próbuję okazać skruchę. Jakie to sprawy, Dinny? Coś związanego z Henrym? naciskam, serce wali mi w piersi.Dinny patrzy na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Myślę, że jestem jej winny.nie, nie winny.To złe słowo.Uważam, że powinna się dowiedzieć paru rzeczy o waszymdzieciństwie.Nie wiem, co ona myśli, ale.niektóre sprawymogły wyglądać inaczej, niż się wydawało mówi delikatnie. Jakie sprawy? Wychylam się do przodu, szukam jegospojrzenia.Dinny waha się, nie odpowiada. Beth ciągle mipowtarza, że nie można cofnąć czasu, że nic nie może być takjak dawniej. Podnoszę na niego wzrok. Ale chcę, żebyświedział, że.że możesz mi zaufać, Dinny. W czym miałbym ci zaufać, Erico? pyta, a w jego głosiesłyszę smutek. We wszystkim.Jestem po twojej stronie.Nieważne, cosię stanie i co się stało mówię.Wiem, że nie wyrażam się jasno.Nie umiem inaczej.Dinnykładzie palce na grzbiecie nosa, na sekundę zaciska powieki.Kiedy otwiera oczy, ze zdumieniem dostrzegam w nich ślad łez. Nie wiesz, o czym mówisz odpowiada cicho. Co masz na myśli?Znów milczy, zatopiony w myślach. To jak, załatwiłaś już wszystko w mieście? pyta,gotowy do wyjścia.Kiedy sprawdzam komórkę, widzę trzy nieodebranepołączenia od mojej współlokatorki, Annabel.To imię wydajesię pochodzić z innej epoki, z zupełnie innego świata.Zastanawiam się obojętnie, czy chodzi o jakiś problemz czynszem, a może o kaloryfer w moim pokoju, który staleprzecieka i plami dywan.Ale te sprawy zdają się takie odległe,pozbawione znaczenia.I wtedy do mnie dociera: to już nie jestmoje życie.To życie, które prowadziłam wcześniej, alew pewnym momencie porzuciłam, nawet nie zdając sobie z tegosprawy.I mam niewiele czasu na decyzję, co dalej.Idę doswojego pokoju poczytać listy, pomyśleć.Słucham ciszy, któradzwięczy mi w uszach po miejskim zgiełku.Stłumione okrzykigawronów na zewnątrz.Tu nie słychać czarującego śpiewuptaków, dzwonów kościelnych, śmiechu dzieci.Panuje głębokacisza, która początkowo tak mnie denerwowała.Pozwalam, bymnie znów wypełniła.Niesamowite, że kiedyś czułam się tu jakw domu.We wtorek jadę do West Hutch, mrużąc oczy w leniwychpromieniach słońca.Wioska nie jest duża.Objeżdżam ją dwarazy, zanim znajduję to, czego szukam.Przed zgrabnymparterowym domkiem z cegły stoi stary, zdezelowany samochódkempingowy, zajmując cały podjazd.Kiedyś był nowy,kremowy, z szerokim, kawowym pasem po każdej stronie.Terazzazielenił się od glonów, nie ma opon.Ale wiem, że to on.Byłam w środku, siedziałam na wyściełanej, lepkiej plastikowejławce i piłam domową lemoniadę.Zatyka mnie na jego widok.Dom Myszki Miki.Wyobrażam sobie Mo taką, jaką była wtedy,korpulentną i nieco kpiarską, jak opiera się o drzwi, wycierającdłonie w niebieską szmatkę, kiedy Dinny, Beth i ja wychodzimyz obozu.I Mickeya z sumiastym wąsem, w kombinezonie stalepoplamionym olejem samochodowym i z czarnymi od brududłońmi.Przed drzwiami przeszywa mnie lekki dreszcz, raczejz podekscytowania niż ze strachu.Dzwonek rozbrzmiewadelikatnym, elektronicznym dzwiękiem.Ding, dong.Niesądziłam, że Mo mogłaby mieć taki dzwonek, ale oto i ona.Wydaje się mniejsza, starsza, jakby obnażona, a mimo torozpoznaję ją od razu.Ma więcej zmarszczek i włosyw dziwnym orzechowym odcieniu, ale wciąż ten samprzenikliwy wzrok.Mierzy mnie spokojnym, badawczymspojrzeniem.Cieszę się, że nie próbuję jej niczego sprzedać. Tak? Eee, przyszłam odwiedzić Honey.I dzidziusia.To ja,Erica.Erica Calcott [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Ustalił wszystko tak, że tytuł mógłprzejść na Meredith, a potem na męskiego potomka.Jejprawowitego męskiego spadkobiercę, czy jak to się nazywa. Więc to dlatego Meredith zachowała nazwisko Calcottmimo ślubu? I twoja matka też? Ale w takim razie dlaczego tyi Beth je nosicie? Bo Meredith wymusiła to na moich rodzicach.Biednytata, nie miał z nią najmniejszych szans.Powiedziała, żenazwisko Calcott jest zbyt cenne, żeby je zmieniać.Najwyrazniej Allen nie brzmi tak dostojnie. Dziwne, że zostawiła dom wam, skoro tytuł przeszedł nawaszego wujka, i że tak jej zależało na podtrzymaniu rodu i całejreszcie mówi zamyślony, przelewając kawę na dnie kubka. To Meredith była dziwna.Nie miała wpływu na to, ktoodziedziczy tytuł, ale domem mogła dysponować wedle uznania.Może widziała w nas największą szansę na podtrzymanierodzinnych tradycji. Więc po śmierci Clifforda tytuł. Wygaśnie.Koniec z lordami w rodzinie.Teoretycznie,Clifford mógłby znów pójść do sądu i przepisać je na Eddiego,ale Beth za nic w świecie na to nie pozwoli. Nie? Nie chce mieć z tym nic wspólnego.Ani z domem,szczerze mówiąc.W ten sposób decyzja została podjęta za mnie.%7łeby go zatrzymać, musiałybyśmy obie tu zamieszkać.Dinny milczy przez chwilę.Czuję, jak niechęć Beth i jejpowód nabierają kształtów i usiłują wedrzeć się do naszejrozmowy. Właściwie mnie to nie dziwi mruczy w końcu Dinny. Nie? pytam, pochylając się do przodu.Ale Dinny wzrusza ramionami, odsuwa się od stołu. W takim razie po co tu przyjechałyście? Skoro niezamierzacie zostać? Uznałam, że powinnyśmy.%7łe to dobrze zrobi Beth.A właściwie nam obu.Wrócić tu na jakiś czas i. machamręką, szukając odpowiednich słów. Zmierzyć się z tym.Rozumiesz. Dlaczego myślisz, że to jej dobrze zrobi? Nie wydaje misię, żeby chciała o tym myśleć, a na pewno nie chce się z tymzmierzyć.Mówię o waszym dzieciństwie tutaj. Dinny. przerywam. Kiedy przyszedłeś do domu,żeby się z nią zobaczyć, co miałeś na myśli, mówiąc, że powinnawiedzieć o pewnych sprawach? O czym chciałeś jej powiedzieć? A więc naprawdę podsłuchiwałaś? mówi zagadkowymtonem.Próbuję okazać skruchę. Jakie to sprawy, Dinny? Coś związanego z Henrym? naciskam, serce wali mi w piersi.Dinny patrzy na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Myślę, że jestem jej winny.nie, nie winny.To złe słowo.Uważam, że powinna się dowiedzieć paru rzeczy o waszymdzieciństwie.Nie wiem, co ona myśli, ale.niektóre sprawymogły wyglądać inaczej, niż się wydawało mówi delikatnie. Jakie sprawy? Wychylam się do przodu, szukam jegospojrzenia.Dinny waha się, nie odpowiada. Beth ciągle mipowtarza, że nie można cofnąć czasu, że nic nie może być takjak dawniej. Podnoszę na niego wzrok. Ale chcę, żebyświedział, że.że możesz mi zaufać, Dinny. W czym miałbym ci zaufać, Erico? pyta, a w jego głosiesłyszę smutek. We wszystkim.Jestem po twojej stronie.Nieważne, cosię stanie i co się stało mówię.Wiem, że nie wyrażam się jasno.Nie umiem inaczej.Dinnykładzie palce na grzbiecie nosa, na sekundę zaciska powieki.Kiedy otwiera oczy, ze zdumieniem dostrzegam w nich ślad łez. Nie wiesz, o czym mówisz odpowiada cicho. Co masz na myśli?Znów milczy, zatopiony w myślach. To jak, załatwiłaś już wszystko w mieście? pyta,gotowy do wyjścia.Kiedy sprawdzam komórkę, widzę trzy nieodebranepołączenia od mojej współlokatorki, Annabel.To imię wydajesię pochodzić z innej epoki, z zupełnie innego świata.Zastanawiam się obojętnie, czy chodzi o jakiś problemz czynszem, a może o kaloryfer w moim pokoju, który staleprzecieka i plami dywan.Ale te sprawy zdają się takie odległe,pozbawione znaczenia.I wtedy do mnie dociera: to już nie jestmoje życie.To życie, które prowadziłam wcześniej, alew pewnym momencie porzuciłam, nawet nie zdając sobie z tegosprawy.I mam niewiele czasu na decyzję, co dalej.Idę doswojego pokoju poczytać listy, pomyśleć.Słucham ciszy, któradzwięczy mi w uszach po miejskim zgiełku.Stłumione okrzykigawronów na zewnątrz.Tu nie słychać czarującego śpiewuptaków, dzwonów kościelnych, śmiechu dzieci.Panuje głębokacisza, która początkowo tak mnie denerwowała.Pozwalam, bymnie znów wypełniła.Niesamowite, że kiedyś czułam się tu jakw domu.We wtorek jadę do West Hutch, mrużąc oczy w leniwychpromieniach słońca.Wioska nie jest duża.Objeżdżam ją dwarazy, zanim znajduję to, czego szukam.Przed zgrabnymparterowym domkiem z cegły stoi stary, zdezelowany samochódkempingowy, zajmując cały podjazd.Kiedyś był nowy,kremowy, z szerokim, kawowym pasem po każdej stronie.Terazzazielenił się od glonów, nie ma opon.Ale wiem, że to on.Byłam w środku, siedziałam na wyściełanej, lepkiej plastikowejławce i piłam domową lemoniadę.Zatyka mnie na jego widok.Dom Myszki Miki.Wyobrażam sobie Mo taką, jaką była wtedy,korpulentną i nieco kpiarską, jak opiera się o drzwi, wycierającdłonie w niebieską szmatkę, kiedy Dinny, Beth i ja wychodzimyz obozu.I Mickeya z sumiastym wąsem, w kombinezonie stalepoplamionym olejem samochodowym i z czarnymi od brududłońmi.Przed drzwiami przeszywa mnie lekki dreszcz, raczejz podekscytowania niż ze strachu.Dzwonek rozbrzmiewadelikatnym, elektronicznym dzwiękiem.Ding, dong.Niesądziłam, że Mo mogłaby mieć taki dzwonek, ale oto i ona.Wydaje się mniejsza, starsza, jakby obnażona, a mimo torozpoznaję ją od razu.Ma więcej zmarszczek i włosyw dziwnym orzechowym odcieniu, ale wciąż ten samprzenikliwy wzrok.Mierzy mnie spokojnym, badawczymspojrzeniem.Cieszę się, że nie próbuję jej niczego sprzedać. Tak? Eee, przyszłam odwiedzić Honey.I dzidziusia.To ja,Erica.Erica Calcott [ Pobierz całość w formacie PDF ]