[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Już? Jak długo tu była? Dziwne.Weszła tu i krzątała się po domu, kiedyspałam i brałam prysznic?121RLTDałam sobie spokój, przecież na tym polegały jej obowiązki.Poza tymjedno spojrzenie na kawę i talerz ciepłych rogalików wystarczyło, żebympozbyła się wszelkich wątpliwości. Dziękuję za śniadanie mruknęłam, ziewnęłam i nalałam sobie kubekkawy. To wspaniałe.Naprawdę.Zjemy razem? Może pózniej, kiedy skończę pracę odparła gospodyni cierpko.Muszę jeszcze umyć okna.A zatem Iris krzątała się po domu, myła okna wodą z octem, odkurzała,rozwieszała pranie i polerowała boazerię, a ja sterczałam bezczynnie,gnębiona wyrzutami sumienia.W dzieciństwie nie zaznałam luksusuposiadania gosposi.A teraz młoda, zdrowa kobieta siedziałam bez ruchuna powiększającym się z każdym dniem tyłku i patrzyłam na zaharowującąsię, wymizerowaną Iris w długiej czarnej sukni i praktycznych trzewikach.Parę razy oferowałam pomoc, ale odmawiała lodowato. To moja praca, panienko.Zajmowałam się tym domem, kiedy jeszczenie było cię na świecie.Pozwól mi pracować tak, jak lubię.Proszę bardzo.Wycofałam się do swojego pokoju.Niech Iris poleruje tuwszystko przez cały dzień, skoro tak chce.Nie musiałam nad nią czuwać.Rozpaliłam ogień w kominku i przez całe przedpołudnie czytałam dobrąksiążkę, skulona przy oknie.Od czasu do czasu patrzyłam, jak deszcz smagapowierzchnię jeziora.Takie poranki kocham najbardziej: gdy pogoda niesprzyja temu, by zająć się czymś pożytecznym, jak ćwiczenia albo pielenieogrodu.Zadzwonił telefon. Wiem, kogo spotkałaś w nocy powiedział Jonah. Mówisz o tym facecie w powozie, który chciał mnie rozjechać?122RLT To John Stroud.I nie zamierzał cię przejechać.Był w kawiarni, gdyzjawiłaś się w niej po raz pierwszy.Dziś też przyszedł i opowiedział mi, co sięstało.Zobaczył cię w ostatniej chwili.Przestraszył się na śmierć.Mało niedostał zawału. Ja przestraszyłam jego? Kazał mi przekazać, że cię przeprasza. No myślę. Więc tajemnica się wyjaśniła.Nie chciał cię skrzywdzić.To wypadek.Przestań już o tym myśleć.Chciałabym, żeby mieszkańcy wyspy zrobili to samo.Zamierzali mnienienawidzić do końca życia? A może tylko wydawało mi się, że czuję ichdezaprobatę, bo miałam wyrzuty sumienia z powodu roli, jaką odegrałam wzabójstwie Julie Sutton? Czy w ten sposób ujmowałam się za ojcem?Nie wyjawiłam tych myśli Jonahowi.Pogawędziliśmy od niechcenia, poczym zaproponował, żebym wkrótce do niego wpadła. Postawię ci latte obiecał i odłożył słuchawkę.W pokoju rozległy sięjakieś trzaski, a potem głos: Panienko, obiad podany.Rozejrzałam się i zauważyłam na ścianie mały interkom.Podbiegłam doniego i wcisnęłam guzik. Dziękuję! rzuciłam za głośno. Zaraz zejdę.Zbiegając po schodach, poczułam smakowity zapach.Na kuchence stałgarnek z gęstym gulaszem, a Iris wyjmowała właśnie z piekarnika bochenekświeżego, chrupiącego chleba.Na stole było jedno nakrycie. Nie zjesz ze mną? spytałam. Pewnie zgłodniałaś po takiej pracy.123RLT Już zjadłam, panienko oznajmiła gospodyni.Nałożyła gulaszu domałej ceramicznej miseczki i postawiła ją przede mną wraz z koszykiem zparoma kromkami ciepłego chleba oraz maselniczką. To twój obiad.Alechętnie wypiję filiżankę herbaty.Zdaje się, że chciałaś posłuchać historiiswojej rodziny.Już tylko ja mogę ci ją przekazać.W przeciwnym raziezostanie zapomniana na zawsze.Deszcz bębnił o szyby za naszymi plecami.Nabrałam na łyżkęparującego gulaszu, a Iris zaczęła opowiadać.124RLTCZZ DRUGA13Hannah i Simeon Hillowie, twoi pradziadkowie, przybyli na wyspę jakonowożeńcy w początkach zeszłego stulecia.Hannah miała zaledwiesiedemnaście lat.Simeon o wiele więcej trzydzieści, może trzydzieści pięć.Mógł być nawet jeszcze starszy.Oboje leżą na cmentarzu po drugiej stroniewyspy.Widziałaś go? O, tak.Niedawno koło niego przejeżdżaliśmy. Dobrze.Znajdziesz na ich nagrobkach dokładne daty narodzin iśmierci.W każdym razie Simeon urodził się o wiele wcześniej niż jegooblubienica.W chwili ślubu posiadał już spory majątek.Zaczął go gromadzićdziesięć lat wcześniej.Założył wtedy z braćmi tartak, a potem przejął go nawłasność.Dużą część spadku zawdzięczasz Simeonowi Hillowi, któryrozważnie ulokował swoje oszczędności.Rozejrzałam się po wspaniałej kuchni i w duchu podziękowałamprzedsiębiorczemu pradziadkowi.Tymczasem Iris pociągnęła łyk herbaty imówiła dalej, spoglądając przed siebie zamglonymi oczami. Zatem Simeon przywiózł nowo poślubioną małżonkę na tę wyspę.Wowych czasach już od stu lat handlowano tu futrami, jednak w początkachdwudziestego wieku traperzy znikli, a Grand Manitou zaczęła się zmieniać wletnisko dla bogaczy z Chicago, Minneapolis i innych miast [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Już? Jak długo tu była? Dziwne.Weszła tu i krzątała się po domu, kiedyspałam i brałam prysznic?121RLTDałam sobie spokój, przecież na tym polegały jej obowiązki.Poza tymjedno spojrzenie na kawę i talerz ciepłych rogalików wystarczyło, żebympozbyła się wszelkich wątpliwości. Dziękuję za śniadanie mruknęłam, ziewnęłam i nalałam sobie kubekkawy. To wspaniałe.Naprawdę.Zjemy razem? Może pózniej, kiedy skończę pracę odparła gospodyni cierpko.Muszę jeszcze umyć okna.A zatem Iris krzątała się po domu, myła okna wodą z octem, odkurzała,rozwieszała pranie i polerowała boazerię, a ja sterczałam bezczynnie,gnębiona wyrzutami sumienia.W dzieciństwie nie zaznałam luksusuposiadania gosposi.A teraz młoda, zdrowa kobieta siedziałam bez ruchuna powiększającym się z każdym dniem tyłku i patrzyłam na zaharowującąsię, wymizerowaną Iris w długiej czarnej sukni i praktycznych trzewikach.Parę razy oferowałam pomoc, ale odmawiała lodowato. To moja praca, panienko.Zajmowałam się tym domem, kiedy jeszczenie było cię na świecie.Pozwól mi pracować tak, jak lubię.Proszę bardzo.Wycofałam się do swojego pokoju.Niech Iris poleruje tuwszystko przez cały dzień, skoro tak chce.Nie musiałam nad nią czuwać.Rozpaliłam ogień w kominku i przez całe przedpołudnie czytałam dobrąksiążkę, skulona przy oknie.Od czasu do czasu patrzyłam, jak deszcz smagapowierzchnię jeziora.Takie poranki kocham najbardziej: gdy pogoda niesprzyja temu, by zająć się czymś pożytecznym, jak ćwiczenia albo pielenieogrodu.Zadzwonił telefon. Wiem, kogo spotkałaś w nocy powiedział Jonah. Mówisz o tym facecie w powozie, który chciał mnie rozjechać?122RLT To John Stroud.I nie zamierzał cię przejechać.Był w kawiarni, gdyzjawiłaś się w niej po raz pierwszy.Dziś też przyszedł i opowiedział mi, co sięstało.Zobaczył cię w ostatniej chwili.Przestraszył się na śmierć.Mało niedostał zawału. Ja przestraszyłam jego? Kazał mi przekazać, że cię przeprasza. No myślę. Więc tajemnica się wyjaśniła.Nie chciał cię skrzywdzić.To wypadek.Przestań już o tym myśleć.Chciałabym, żeby mieszkańcy wyspy zrobili to samo.Zamierzali mnienienawidzić do końca życia? A może tylko wydawało mi się, że czuję ichdezaprobatę, bo miałam wyrzuty sumienia z powodu roli, jaką odegrałam wzabójstwie Julie Sutton? Czy w ten sposób ujmowałam się za ojcem?Nie wyjawiłam tych myśli Jonahowi.Pogawędziliśmy od niechcenia, poczym zaproponował, żebym wkrótce do niego wpadła. Postawię ci latte obiecał i odłożył słuchawkę.W pokoju rozległy sięjakieś trzaski, a potem głos: Panienko, obiad podany.Rozejrzałam się i zauważyłam na ścianie mały interkom.Podbiegłam doniego i wcisnęłam guzik. Dziękuję! rzuciłam za głośno. Zaraz zejdę.Zbiegając po schodach, poczułam smakowity zapach.Na kuchence stałgarnek z gęstym gulaszem, a Iris wyjmowała właśnie z piekarnika bochenekświeżego, chrupiącego chleba.Na stole było jedno nakrycie. Nie zjesz ze mną? spytałam. Pewnie zgłodniałaś po takiej pracy.123RLT Już zjadłam, panienko oznajmiła gospodyni.Nałożyła gulaszu domałej ceramicznej miseczki i postawiła ją przede mną wraz z koszykiem zparoma kromkami ciepłego chleba oraz maselniczką. To twój obiad.Alechętnie wypiję filiżankę herbaty.Zdaje się, że chciałaś posłuchać historiiswojej rodziny.Już tylko ja mogę ci ją przekazać.W przeciwnym raziezostanie zapomniana na zawsze.Deszcz bębnił o szyby za naszymi plecami.Nabrałam na łyżkęparującego gulaszu, a Iris zaczęła opowiadać.124RLTCZZ DRUGA13Hannah i Simeon Hillowie, twoi pradziadkowie, przybyli na wyspę jakonowożeńcy w początkach zeszłego stulecia.Hannah miała zaledwiesiedemnaście lat.Simeon o wiele więcej trzydzieści, może trzydzieści pięć.Mógł być nawet jeszcze starszy.Oboje leżą na cmentarzu po drugiej stroniewyspy.Widziałaś go? O, tak.Niedawno koło niego przejeżdżaliśmy. Dobrze.Znajdziesz na ich nagrobkach dokładne daty narodzin iśmierci.W każdym razie Simeon urodził się o wiele wcześniej niż jegooblubienica.W chwili ślubu posiadał już spory majątek.Zaczął go gromadzićdziesięć lat wcześniej.Założył wtedy z braćmi tartak, a potem przejął go nawłasność.Dużą część spadku zawdzięczasz Simeonowi Hillowi, któryrozważnie ulokował swoje oszczędności.Rozejrzałam się po wspaniałej kuchni i w duchu podziękowałamprzedsiębiorczemu pradziadkowi.Tymczasem Iris pociągnęła łyk herbaty imówiła dalej, spoglądając przed siebie zamglonymi oczami. Zatem Simeon przywiózł nowo poślubioną małżonkę na tę wyspę.Wowych czasach już od stu lat handlowano tu futrami, jednak w początkachdwudziestego wieku traperzy znikli, a Grand Manitou zaczęła się zmieniać wletnisko dla bogaczy z Chicago, Minneapolis i innych miast [ Pobierz całość w formacie PDF ]