[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niektóre z nich znajdo-wały się na tyle wysoko, by ustawić w nich lampy, a inne wykuto na wysokości pasa albo tuż nadziemią.Zcieżka skręciła i zakończyła się nagle na dużym, kwadratowym placu.W głębi było widać to-porną budowlę, wykonaną z kłód i czarnego kamienia, posiadającą tylko jedno duże, niezachęcaj-ące wejście pośrodku.Szare światło dnia ukazywało wewnątrz niewielki odcinek ciemnego tunelu.Zciany skalne otaczające pozostałe części placu były takie same, jak te ograniczające ścieżkę, którątu przyszli, poza tym, że po lewej stronie skała opadała, ukazując wąski kanał.- To miejsce sprawia wrażenie całkiem opuszczonego - stwierdził ostrożnie Gerard.Byłowyraznie widać, że krawędzie kamieni wygładził czas i nie natrafili jak dotąd na żaden ślad żyj-ących mieszkańców.Wpatrując się przed siebie, Tremaine potknęła się na nierównym bruku.Trudno było ocenić roz-miary budynku, gdyż mgła zakrywała miejsca, w którym się kończył, a zaczynały lite głazy.Gerardskierował się do wejścia, Florian zbliżyła do kanału, a Tremaine podążyła za nią.Był na tyle szeroki, by zmieścić dużą łódz wiosłową.Wydawało się, że przeciwległy brzeg zrobi-ono również z podłużnych kamieni, tak samo jak budynek, ale na jego krawędzi rosły gęste, ciem-nozielone krzaki i palmy.Mgła całkowicie zasłaniała widok.Sam kanał porastała gęsto trzcina, anieruchoma woda cuchnęła paskudnie.Jaskrawozielony wąż, mający na grzbiecie wzór z czarnychrombów, prześlizgnął się pośród roślin wodnych.- Pierwszy znak życia - stwierdziła Florian.Nie wyglądała na zachwyconą tym widokiem.Zadr-żała i potarła przedramiona.- Gerard, to chyba nie Gardier to zbudowali, prawda? - zapytała Tremaine.Narożniki kamienibyły zaokrąglone, zagłębienia i szczeliny zapełnił piasek i zarósł mech; wszystko sprawiało wraże-nie starej, zaniedbanej ruiny.- Nie tego się spodziewałam.- Nie była pewna, czego właściwie ocze-kiwała, ale nie czegoś takiego.Zdała sobie sprawę, że nie wyobrażała sobie, żeby życie codziennenieprzyjaciela różniło się bardzo od tego, co znała.- Masz rację, to raczej przypomina pozostałości po jakiejś wymarłej cywilizacji - odparł Gerard.Machnął ręką i nad jego głową pojawiło się małe, magiczne światełko.- Musimy zaryzykować, żenie mieszkają tu ani Gardier, ani nikt inny.I musimy się gdzieś ukryć.Florian chyba nie była do tego przekonana, a Tremaine czuła to samo, ale nie mieli wyboru.Ge-rard wszedł do środka, a magiczne światełko unosiło się przed nim.Korytarz był wysoki i suchy, a ścianom z litej skały czyjeś ręce już dawno temu nadały gładkość.- Hmm - stwierdził Gerard i ruszył w głąb tunelu.- Nie przypuszczam, żeby w naszych zapasachznajdowały się latarki elektryczne, baterie i lampa karbidowa.Florian z powątpiewaniem zajrzała do chlebaka.- N-no, nie.Mam zapalić lampę naftową?- Tak, nie ma co czekać na lepszą okazję.- Po krótkiej chwili korytarz skręcił w lewo, a Gerardprzystanął, klepiąc się po kieszeniach.- Gdzie ja schowałem kompas&- Moment, ja go mam.- Tremaine pogrzebała w kieszeni płaszcza i wydobyła mały mosiężnykompas.Gerard sprawdził na nim kierunek, a Tremaine wzięła od niego lampę, żeby mógł zrobić notatkęw swym sfatygowanym notesie.Uśmiechnął się lekko, chowając zapiski.- Twój ojciec miewał przy sobie materiały wybuchowe nawet gdy był w smokingu. - W dawnych dobrych czasach? - podsunęła z powątpiewaniem Florian.- Wiele, wiele lat temu.- Tremaine oddała Gerardowi lampę.Wolałaby nie ujawniać Florian zbytwielu faktów z życia swojej rodziny.- Właśnie.- Gerard westchnął.Poszli nowym korytarzem, a światło dobiegające z wejścia szybko przestało być widoczne.Gdzieś z przodu dochodził do nich chłodny powiew.Tremaine poprawiła sobie chlebak na rami-eniu, niemile odczuwając fakt, że morska piana zmoczyła jej pończochy.Po kilku kolejnych zakrę-tach, które Gerard starannie notował, korytarz się poszerzył.Tremaine zauważyła, że sufit znajdujesię teraz wyżej, a delikatny blask magicznego światełka nie dociera do ścian.Potem znowu skręcilii korytarz otworzył się nagle na jakąś ciemną przestrzeń, w której ich kroki odbiły się głośnym ec-hem.Zwiatło wydobyło z mroku kolejny mur sięgający mniej więcej do wysokości pasa, całkiemniedaleko przed nimi.Ruszyli naprzód, a Gerard nakazał swemu magicznemu światełku unieść się wyżej.W jego blas-ku ujrzeli fragmenty tajemniczej przestrzeni znajdującej się za murem: kamienne mostki, galerie,rzędy filarów.Kolumny zbudowane z wielkiej liczby kamiennych kłód wspierały most, któryprzechodził nad ich głowami i niknął w ciemnościach.Od ściany prowadziły na dół szerokie, zakrę-cone schody, wiodące ku podłodze z czarnego, polerowanego kamienia.Nie, to nie tak, spostrzegłapo chwili Tremaine, zauważając unoszące się na powierzchni wodorosty.To jest tafla wody, nieruc-homa jak szyba.Wszystko było na pół zalane wodą.Tremaine wpatrywała się w nią, myśląc: To jest Kimeria.W jej ostatniej sztuce była scena, którąwycięto z powodu niemożności wystawienia w teatrze - bohaterowie, badając ukrytą wyspę należą-cą do jednego z królestw odmieńców, natrafili na zatopione miasto.To, co teraz widziała, niewieleróżniło się od tego, co próbowała opisać.- Ojej - powiedziała cicho Florian.- Podzielam.- Gerard potrząsnął głową, marszcząc brwi.- Powietrze jest stosunkowo świeże.Azatem musi tu być gdzieś w pobliżu jakiś otwór prowadzący na zewnątrz.Tremaine kiwnęła głową.- Pachnie bardzo zastałą morską wodą.Chociaż to miejsce wyglądało zupełnie tak jak miasto, które sobie wyobraziła, nie miało wielewspólnego ze statkiem, który zauważyła tuż przed katastrofą.Widziała go tylko przez chwilę, aledoskonale zapamiętała kolorowe żagle i wzory namalowane na dziobie.Ktokolwiek zaś tutaj budo-wał, nie należał do miłośników ani barw, ani ozdób, a przynajmniej nie takich, w jakich gustowałaTremaine.- Zaczekajcie.- Gerard znowu wykonał gest w stronę swego magicznego światełka, przygaszającje do maleńkiej, przyćmionej iskierki. Czas dłużył się Tremaine, gdy czekała, aż wzrok przyzwyczai się jej do ciemności.Stojąca obokniej Florian poruszyła się niespokojnie, a Tremaine przygryzła wargi, gdyż odniosła wrażenie, że ci-emności ją powoli osaczają.Potem dostrzegła poświatę dobiegającą z drugiego końca komnaty,szary odblask bladego światła dnia.Wskazała ręką w tamtą stronę.- Tam! Widzicie?- Rzeczywiście.- Gerard obudził swoje światełko i znowu ujrzeli czarne kamienie.- Jeśli damy radę przeskoczyć do tej złamanej kolumny u stóp schodów, to zdołamy sięgnąć doszczytu tamtego muru.Ruszajmy - rzekł dziarsko.Ostrożnie zeszli po szerokich schodach, pokrytych wilgotnym błotem, i udało się im wskoczyćna złamaną kolumnę, która wystawała z ciemnej wody.Tremaine zrobiła niepewny krok w stronę następnego kamiennego bloku i, wciąż myśląc oprzypadkowym podobieństwie do sceny z jej sztuki, powiedziała:- Ciekawe kto tutaj mieszkał.- Nad linią wody małe, blade jaszczurki uciekały przed ich świat-łem.- Masz na myśli istoty ludzkie? - zapytała Florian, chwytając wyciągniętą ku niej dłoń Gerarda iprzedostając się na następny kamień [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Niektóre z nich znajdo-wały się na tyle wysoko, by ustawić w nich lampy, a inne wykuto na wysokości pasa albo tuż nadziemią.Zcieżka skręciła i zakończyła się nagle na dużym, kwadratowym placu.W głębi było widać to-porną budowlę, wykonaną z kłód i czarnego kamienia, posiadającą tylko jedno duże, niezachęcaj-ące wejście pośrodku.Szare światło dnia ukazywało wewnątrz niewielki odcinek ciemnego tunelu.Zciany skalne otaczające pozostałe części placu były takie same, jak te ograniczające ścieżkę, którątu przyszli, poza tym, że po lewej stronie skała opadała, ukazując wąski kanał.- To miejsce sprawia wrażenie całkiem opuszczonego - stwierdził ostrożnie Gerard.Byłowyraznie widać, że krawędzie kamieni wygładził czas i nie natrafili jak dotąd na żaden ślad żyj-ących mieszkańców.Wpatrując się przed siebie, Tremaine potknęła się na nierównym bruku.Trudno było ocenić roz-miary budynku, gdyż mgła zakrywała miejsca, w którym się kończył, a zaczynały lite głazy.Gerardskierował się do wejścia, Florian zbliżyła do kanału, a Tremaine podążyła za nią.Był na tyle szeroki, by zmieścić dużą łódz wiosłową.Wydawało się, że przeciwległy brzeg zrobi-ono również z podłużnych kamieni, tak samo jak budynek, ale na jego krawędzi rosły gęste, ciem-nozielone krzaki i palmy.Mgła całkowicie zasłaniała widok.Sam kanał porastała gęsto trzcina, anieruchoma woda cuchnęła paskudnie.Jaskrawozielony wąż, mający na grzbiecie wzór z czarnychrombów, prześlizgnął się pośród roślin wodnych.- Pierwszy znak życia - stwierdziła Florian.Nie wyglądała na zachwyconą tym widokiem.Zadr-żała i potarła przedramiona.- Gerard, to chyba nie Gardier to zbudowali, prawda? - zapytała Tremaine.Narożniki kamienibyły zaokrąglone, zagłębienia i szczeliny zapełnił piasek i zarósł mech; wszystko sprawiało wraże-nie starej, zaniedbanej ruiny.- Nie tego się spodziewałam.- Nie była pewna, czego właściwie ocze-kiwała, ale nie czegoś takiego.Zdała sobie sprawę, że nie wyobrażała sobie, żeby życie codziennenieprzyjaciela różniło się bardzo od tego, co znała.- Masz rację, to raczej przypomina pozostałości po jakiejś wymarłej cywilizacji - odparł Gerard.Machnął ręką i nad jego głową pojawiło się małe, magiczne światełko.- Musimy zaryzykować, żenie mieszkają tu ani Gardier, ani nikt inny.I musimy się gdzieś ukryć.Florian chyba nie była do tego przekonana, a Tremaine czuła to samo, ale nie mieli wyboru.Ge-rard wszedł do środka, a magiczne światełko unosiło się przed nim.Korytarz był wysoki i suchy, a ścianom z litej skały czyjeś ręce już dawno temu nadały gładkość.- Hmm - stwierdził Gerard i ruszył w głąb tunelu.- Nie przypuszczam, żeby w naszych zapasachznajdowały się latarki elektryczne, baterie i lampa karbidowa.Florian z powątpiewaniem zajrzała do chlebaka.- N-no, nie.Mam zapalić lampę naftową?- Tak, nie ma co czekać na lepszą okazję.- Po krótkiej chwili korytarz skręcił w lewo, a Gerardprzystanął, klepiąc się po kieszeniach.- Gdzie ja schowałem kompas&- Moment, ja go mam.- Tremaine pogrzebała w kieszeni płaszcza i wydobyła mały mosiężnykompas.Gerard sprawdził na nim kierunek, a Tremaine wzięła od niego lampę, żeby mógł zrobić notatkęw swym sfatygowanym notesie.Uśmiechnął się lekko, chowając zapiski.- Twój ojciec miewał przy sobie materiały wybuchowe nawet gdy był w smokingu. - W dawnych dobrych czasach? - podsunęła z powątpiewaniem Florian.- Wiele, wiele lat temu.- Tremaine oddała Gerardowi lampę.Wolałaby nie ujawniać Florian zbytwielu faktów z życia swojej rodziny.- Właśnie.- Gerard westchnął.Poszli nowym korytarzem, a światło dobiegające z wejścia szybko przestało być widoczne.Gdzieś z przodu dochodził do nich chłodny powiew.Tremaine poprawiła sobie chlebak na rami-eniu, niemile odczuwając fakt, że morska piana zmoczyła jej pończochy.Po kilku kolejnych zakrę-tach, które Gerard starannie notował, korytarz się poszerzył.Tremaine zauważyła, że sufit znajdujesię teraz wyżej, a delikatny blask magicznego światełka nie dociera do ścian.Potem znowu skręcilii korytarz otworzył się nagle na jakąś ciemną przestrzeń, w której ich kroki odbiły się głośnym ec-hem.Zwiatło wydobyło z mroku kolejny mur sięgający mniej więcej do wysokości pasa, całkiemniedaleko przed nimi.Ruszyli naprzód, a Gerard nakazał swemu magicznemu światełku unieść się wyżej.W jego blas-ku ujrzeli fragmenty tajemniczej przestrzeni znajdującej się za murem: kamienne mostki, galerie,rzędy filarów.Kolumny zbudowane z wielkiej liczby kamiennych kłód wspierały most, któryprzechodził nad ich głowami i niknął w ciemnościach.Od ściany prowadziły na dół szerokie, zakrę-cone schody, wiodące ku podłodze z czarnego, polerowanego kamienia.Nie, to nie tak, spostrzegłapo chwili Tremaine, zauważając unoszące się na powierzchni wodorosty.To jest tafla wody, nieruc-homa jak szyba.Wszystko było na pół zalane wodą.Tremaine wpatrywała się w nią, myśląc: To jest Kimeria.W jej ostatniej sztuce była scena, którąwycięto z powodu niemożności wystawienia w teatrze - bohaterowie, badając ukrytą wyspę należą-cą do jednego z królestw odmieńców, natrafili na zatopione miasto.To, co teraz widziała, niewieleróżniło się od tego, co próbowała opisać.- Ojej - powiedziała cicho Florian.- Podzielam.- Gerard potrząsnął głową, marszcząc brwi.- Powietrze jest stosunkowo świeże.Azatem musi tu być gdzieś w pobliżu jakiś otwór prowadzący na zewnątrz.Tremaine kiwnęła głową.- Pachnie bardzo zastałą morską wodą.Chociaż to miejsce wyglądało zupełnie tak jak miasto, które sobie wyobraziła, nie miało wielewspólnego ze statkiem, który zauważyła tuż przed katastrofą.Widziała go tylko przez chwilę, aledoskonale zapamiętała kolorowe żagle i wzory namalowane na dziobie.Ktokolwiek zaś tutaj budo-wał, nie należał do miłośników ani barw, ani ozdób, a przynajmniej nie takich, w jakich gustowałaTremaine.- Zaczekajcie.- Gerard znowu wykonał gest w stronę swego magicznego światełka, przygaszającje do maleńkiej, przyćmionej iskierki. Czas dłużył się Tremaine, gdy czekała, aż wzrok przyzwyczai się jej do ciemności.Stojąca obokniej Florian poruszyła się niespokojnie, a Tremaine przygryzła wargi, gdyż odniosła wrażenie, że ci-emności ją powoli osaczają.Potem dostrzegła poświatę dobiegającą z drugiego końca komnaty,szary odblask bladego światła dnia.Wskazała ręką w tamtą stronę.- Tam! Widzicie?- Rzeczywiście.- Gerard obudził swoje światełko i znowu ujrzeli czarne kamienie.- Jeśli damy radę przeskoczyć do tej złamanej kolumny u stóp schodów, to zdołamy sięgnąć doszczytu tamtego muru.Ruszajmy - rzekł dziarsko.Ostrożnie zeszli po szerokich schodach, pokrytych wilgotnym błotem, i udało się im wskoczyćna złamaną kolumnę, która wystawała z ciemnej wody.Tremaine zrobiła niepewny krok w stronę następnego kamiennego bloku i, wciąż myśląc oprzypadkowym podobieństwie do sceny z jej sztuki, powiedziała:- Ciekawe kto tutaj mieszkał.- Nad linią wody małe, blade jaszczurki uciekały przed ich świat-łem.- Masz na myśli istoty ludzkie? - zapytała Florian, chwytając wyciągniętą ku niej dłoń Gerarda iprzedostając się na następny kamień [ Pobierz całość w formacie PDF ]