[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A co takiego robił?_ Można było mieć pewne podejrzenia.-Jakie podejrzenia?W związku z czym?- Do niektórych wozów nie dopuszczał żadnego zpracowników.Sam brał na kanał.- Sądzi pan, że to były wozy nafaszerowane narkotykami? ponetti wzruszył ramionami.- Nie wiem.Ja niczego nie widziałem.Wolę się nie wtrącaćdo nie swoich spraw.Ale w związku z tym, co pan inspektormówił, można by przypuszczać.Zresztą nie chcę niczegosugerować._ Możemy chyba wysnuć logiczny wniosek, że Henri Clemantjest członkiem gangu przemytników narkotyków - powiedziałZwoliński.ponetti milczał.Nietrudno było odgadnąć, że nie manajmniejszej ochoty angażować się w tę tematykę.Zwolińskichwilę odczekał i mówił dalej:- To jest afera zakrojona na skalę międzynarodową.Niewykluczone, że maczają w niej palce wysoko postawioneosobistości.Powiązania z mafią są nieomal pewne.Wcale sięnie dziwię, że pan nie ma ochoty rozmawiać na ten temat.Czyznał pan niejakiego Zenona Gilnera?-Już pan mnie o to pytał.Nie znałem i nie znam żadnegoGilnera._ Doskonale pamiętam, że pana o to pytałem uśmiechnął się Zwoliński.- Ale ponieważ znacznie się panupamięć poprawiła.No więc jak? Znał pan Gilnera? Sycylijczykporuszył się niespokojnie.-Trudno powiedzieć, że znałem.Spotkałem się z nim paręrazy.- Rozmawialiście?- Zamieniliśmy parę słów.- Na jaki temat?- O, tak.ogólnie.Już nie pamiętam.Może o pogodzie.- A o czym rozmawiał z Gilnerem Henri Clemant? Ponettizrobił obrażoną minę.- Nie mam w zwyczaju podsłuchiwać, panie inspektorze.- To się panu chwali - Zwoliński znowu się uśmiechnął.- Aniech mi pan powie w takim razie, kto u was w warsztacie mazwyczaj podsłuchiwać.- Nie wiem.Zwoliński zmarszczył brwi i wbił ostre spojrzenie w oczySycylijczyka. - Bo jestem przekonany, że ktoś podsłuchał moją wczorajsząrozmowę z panem Francois Charbonem.-Ja nie słyszałem żadnej rozmowy.Nie interesuję się tym, zkim szef rozmawia i o czym.- Czy pan zawsze nosi zegarek na prawym ręku? - spytałniespodziewanie Zwoliński.Sycylijczyk spojrzał zdziwiony.Widać było, że nie spodziewałsię takiego pytania.- Tak.jakoś.Przyzwyczaiłem się.- Zazwyczaj ludzie noszą zegarek na lewej ręce.- To prawda - przyznał Ponetti.- Ale mnie jakoś takwygodniej.- Czy mógłbym zobaczyć pański zegarek?- Bardzo proszę.- Zdjął z ręki zegarek i podał przez biurko.Bransoleta szeroka, metalowa, ozdobiona brelokiem.-To zapewne jakaś pamiątka - uśmiechnął się Zwoliński.- Wygrałem w kości od jednego marynarza - mruknąłPonetti i wyciągnął rękę po zegarek.Zwoliński przez chwilę trzymał brelok w zaciśniętej pięści, anastępnie posunął po blacie biurka zegarek i powiedziałenergicznym rozkazującym głosem:- A teraz pokaż ten nóż!Sycylijczykowi krew uderzyła do głowy.Zerwał sięgwałtownie.-Jaki nóż?! - głos zmieniony, schrypnięty.- Sprężynowy - odpowiedział spokojnie Zwoliński.-Ten,którym miałeś ochotę załatwić mnie w ciemnej ulicy.-Ja?!- Tak.Ty.Marcello Ponetti, w imieniu prawa aresztuje cię.Sycylijczyk w pierwszym odruchu skoczył do drzwi, ale wdrzwiach stało już trzech policjantów.Szczęknęły kajdanki.***Komisarz Berger nie był zadowolony.- Obawiam się, panie kolego, że nie mamy dostatecznychdowodów, aby zatrzymać tego człowieka w areszcie izaproponować prokuratorowi sporządzenie aktu oskarżenia.Zwoliński poruszył się niecierpliwie. - W tego rodzaju sytuacjach nigdy nie ma stuprocentowopewnych dowodów, ale.- Chwileczkę - przerwał mu komisarz.- Na czym opiera panswoje przypuszczenie, że Ponetti podsłuchał pańską rozmowę zwłaścicielem warsztatu?- To proste.Podczas mojej wizyty w warsztacie obecni bylitylko właściciel Charbon i Ponetti.Pozostali dwaj pracownicymieli przerwę i poszli na miasto.Poza tym to się jakoś dziwniezbiegło z tym napadem na mnie.- Podej'rzewa ich pan o tak głupie działanie? -uśmiechnął sięsceptycznie komisarz.- Nóż wcale nie jest takim głupim działaniem - upierał sięprzy swoim Zwoliński.- Ciemno, mgła.Cicha, mokra robota.Lepsze to niż strzelanina.- No cóż.- westchnął komisarz.- Zobaczymy.Moimzdaniem zle się stało, że pan aresztował tego Sycylijczyka.Zcisła obserwacja mogłaby dać lepsze rezultaty.Zwoliński skinął głową.- To prawda.Przyznaję, że trochę mnie poniosło.Ale kiedyzobaczyłem, że facet nosi na prawym ręku zegarek i poczułemw garści ten brelok, który wbiłem sobie wtedy w dłoń, to niemogłem inaczej.- Rozumiem i nie mam o to do pana pretensji.Nie możemyjednak mieć pewności, czy to ten sam brelok.Zdarzają sięczasem takie zbiegi okoliczności.- W tym wypadku chyba trochę za dużo tych zbiegówokoliczności - zauważył z pewnym zniecierpliwieniemZwoliński.- Zegarek na prawej ręce, brelok, który wcisnął misię w dłoń, wreszcie gwałtowna reakcja tego Sycylijczyka nawspomnienie o nożu.- Tak.To wszystko jest rzeczywiście bardzo zastanawiające -powiedział zgodnie komisarz.- Jeżeli jednak Ponetti ma jakieśpowiązania z Gilnerem i z całym tym gangiem, to byłby sięchyba zlikwidował z terenu razem z poprzednim właścicielemwarsztatu.- Może chcieli mieć swojego człowieka, żeby się orientować,wjakim kierunku posuwa się śledztwo w tej sprawie. - To jest prawdopodobne - przytaknął komisarz.- Będziepan musiał solidnie wymaglować tego Sycylijczyka.Następne dni upłynęły Zwolińskiemu na  maglowaniu"Marcella Ponettiego, który okazał się nadspodziewanietwardym orzechem do zgryzienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl