[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Uważam to rozumowanieza najzupełniej logiczne.Jeśli chodzi o pańskiego brata, to pozostałabyjeszcze sprawa tej heroiny pod podłogą w pracowni.Zwoliński skinął głową.- Oczywiście.Trzeba będzie rozpracować tego jakiegoś GustawaBiernackiego, a to może się okazać nie takie proste.- Nie wiadomo, czy w ogóle zdoła pan natrafić na jego ślad -powiedział Górniak.***Górniak razem ze Zwolińskim obejrzeli dokładnie wóz Gilnera.Niemogło być wątpliwości.Luksusowy mercedes był bardzo pomysłowoprzystosowany do przewożenia większych partii narkotyków.- Dobrze pomyślane - stwierdził Zwoliński - ale zasadniczo to nieżadna rewelacja, nic nowego.Widziałem już dziesiątki takspreparowanych wozów.Zapewne Gilner od dawna uprawiał tenproceder.Warto by się zorientować, z kim się tutaj kontaktował.Musiał mieć jakiegoś dostawcę, który w celach handlowychprzyjeżdżał ze Wschodu.- Już wydałem odpowiednie polecenia - powiedział Górniak.Pochylił się przed garażem i zaczął uważnie oglądać żwir zmieszany zbłotem.- Wydaje mi się, że tu stał niejeden samochód.- Chyba ma pan rację - przytaknął Zwoliński, obejrzawszy śladybieżników.- No cóż.Garaż ogromny.Może pomieścić i trzy wozy.Warto by zrobić odlewy.- Ma pan rację - przytaknął Górniak.- To się załatwi.W tej chwiliprzyjechał na motorze porucznik Michalak.- Odkopałem siostrę tego Biernackiego - powiedział, zeskakując zsiodełka.Górniak spojrzał zdziwiony.- Jak to odkopałeś?- No przecież nie przeprowadziłem ekshumacji, tylko znalazłem tębabę.Mieszka na Lwowskiej.Górniak roześmiał się.- Tak to powiedziałeś, że przez chwilę rzeczywiścieprzypuszczałem, że przeprowadzałeś jakieś śledztwo na cmentarzu.Dobrze, porozmawiamy z tą osobą.Ale teraz mam dla ciebie zadaniebojowe.- Słucham?- Musisz przypilnować Canettiego.Niewykluczone, że będzie miałochotę ulotnić się.Michalak pokiwał głową.- Oczywiście.Jeżeli kombinował z Gilnerem, to może mu być tutajtrochę za ciasno.Dobra.Zajmę się facetem.- A co z tym egzotycznym turystą, z którym kontaktował się Gilner?- spytał Górniak.- Kowalski się nim zaopiekował, na razie wszystko w porządku.Nicmu nie można zarzucić.Przyjeżdża w sprawach handlowych.Odwiedzanasze centrale.Twierdzi, że nosi się z zamiarem założenia tutaj jakiejśspółki przemysłowo-handlowej.- Narodowość?- Libijczyk.- Czy wiesz, jak się nazywa?Michalak zaczął szperać po kieszeniach.- Mam tu gdzieś zapisane.Górniak machnął ręką.- Daj spokój.Nie szukaj.Skontaktuję się z Kowalskim.Poruczniksiadł na motor i odjechał.- Pański współpracownik wydał mi się człowiekiem sprytnym iinteligentnym - powiedział Zwoliński.Górniak uśmiechnął się z zadowoleniem,- Michalak? To spryciarz pierwszej klasy.Niejednego cwaniaka jużwyrolował.Czasem tylko trzymają się go głupie żarty, i to w najmniejodpowiednich momentach.- Jakie plany na najbliższą przyszłość? - spytał Zwoliński.- Proponuję, żebyśmy sobie chwilę pogawędzili z siostrą GustawaBiernackiego, którą odkopał Michalak.* * *Nietrudno było się domyśleć, że pani Michalina Biernacka nienapotkała na przestrzeni całego swojego życia mężczyzny, któryzapragnąłby ją poślubić.Wysoka, bardzo szczupła, a właściwie chuda,mogła była bez specjalnej charakteryzacji grad rolę baśniowej Baby-Jagi.Twarz pociągła, z wystającymi kośćmi policzkowymi, oczywąskie, nieco skośne, haczykowaty nos zaginał się nad ledwiedostrzegalną linią zaciśniętych warg.Siwe włosy były gładko uczesanei upięte w staromodny kok.Trzymała się prosto, poruszała się szybko,z energią dragona z dawnych czasów- Spojrzała na przybyłychpytająco.- Chcieliśmy z panią chwilę porozmawiać - powiedział Górniak.- Wolałabym, żeby panowie przyszli z dozorcą.Mieszkam tu sama inie lubię wpuszczać byle kogo.- Obejdziemy się bez dozorcy - uśmiechnął się Górniak.- Piękne mapani mieszkanie - dodał, rozglądając się po imponującym metrażu.- Czy panowie z kwaterunku? - Basowy głos zabrzmiał energicznie.- To jest własnościowe mieszkanie.Górniak z trudem utrzymywał powagę.Ta jędzowata jejmość,ubrana w czarną, długą suknię, zapiętą pod szyję, robiła takniesamowite wrażenie, że omal nie parsknął śmiechem.Wydało mu się,że nagle znalazł się w jakimś innym, nierealnym świecie.- Nie, nie jesteśmy z kwaterunku.Jesteśmy z milicji.Zesztywniała jeszcze bardziej.Najwidoczniej jej dawne kontakty zmilicją nie należały do najmilszych.- O co chodzi? - Ciągle była najeżona, niechętna, wrogousposobiona.Dopiero gdy dowiedziała się, że Zwoliński stale mieszkaw Paryżu i że przyjechał specjalnie, żeby się z nią zobaczyć, jej basowygłos nieco złagodniał.Zaczęła mówić po francusku.Mówiła płynnie,bardzo szybko, z doskonałym akcentem.Widać było, że jej to sprawiaogromną przyjemność.- Tak się cieszę, że nareszcie mam okazję porozmawiać z kimś pofrancusku - powiedziała, obdarzając Zwolińskiego czymś w rodzajuuśmiechu.Zwoliński odpowiedział uśmiechem i wysilił się na szeregkomplementów, wychwalając jej doskonały akcent i wspaniałąznajomość języka.Górniak nie znał francuskiego i nudził się.Raz i drugi spojrzał nazegarek, szkoda mu było czasu.Rozumiał jednak, że w ten sposóbZwoliński złagodzi wrogie nastawienie Baby-Jagi i że uczyni jąbardziej skłonną do rodzinnych zwierzeń.Cała ta dziwna scena zaczęła się nieco przedłużać i Zwoliński takżebył już znużony.Postanowił przerwać konwersację i oddać inicjatywęw ręce Górniaka.Powiedział:- Mój przyjaciel niestety nie mówi po francusku, a chciałby panią ocoś zapytać.Czy zechciałaby pani udzielić mu pewnych informacji?Odwróciła głowę i ostro spojrzała na Górniaka, tak, jakby godopiero teraz spostrzegła.- Pan jest z naszej milicji?- Tak.Oto moja legitymacja.Z widoczną niechęcią odsunęła po blacie stolika legitymację.- To mi jest zupełnie niepotrzebne.O co panu chodzi?Górniak uśmiechnął się przepraszająco.- Zechce pani wybaczyć te nasze niespodziewane odwiedziny, alechcieliśmy się dowiedzieć czegoś o pani bracie, Gustawie Biernackim.- Nie mam nic, ale to absolutnie nic do powiedzenia - ucięłaenergicznie.- Pani brat jest malarzem.- Nie wiem, czy jest, czy był?- Dlaczego pani powiedziała był ?- Bo nie mam pojęcia, czy jeszcze żyje.Od kiedy wyjechał doAmeryki, nie napisał do mnie ani słowa.Zresztą nie zależy mi na tym.Może pisać, może nie pisać.Wszystko mi jedno.Mnie w ogóle jestjuż wszystko jedno.- Jeszcze mocniej zacisnęła usta.Zwoliński doszedł do wniosku, że musi wesprzeć swojegowarszawskiego kolegę i przejść znowu na język francuski.Powiedział:- Zdaje się, że pani brat posiadał pracownię na Nowym Mieście.- Tak.Kupiłam mu tę pracownię.Pieniędzy oczywiście nie dałammu do ręki.Osobiście zapłaciłam.Sporządziliśmy akt rejentalny.Tobyła bardzo piękna pracownia, ale cóż z tego?- Z tego, co pani mówi, wnioskuję, że pani brat nie był zbyt dobrzesytuowany finansowo - uśmiechnął się życzliwie Zwoliński, rad, żejego interlokutorka, posłyszawszy język francuski, stała się bardziejskłonna do rozmowy.Pani Biernacka nerwowym ruchem przesunęła dłonią po swoimgładkim uczesaniu, spojrzała na Górniaka i niespodziewaniepowiedziała po polsku:- Jeżeli pana to interesuje, to z prawdziwą przykrością muszęstwierdzić, że mój brat zawsze był skończonym nicponiem.- Czy dobrze maluje? - spytał ostrożnie Górniak, uśmiechając sięzachęcająco [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Uważam to rozumowanieza najzupełniej logiczne.Jeśli chodzi o pańskiego brata, to pozostałabyjeszcze sprawa tej heroiny pod podłogą w pracowni.Zwoliński skinął głową.- Oczywiście.Trzeba będzie rozpracować tego jakiegoś GustawaBiernackiego, a to może się okazać nie takie proste.- Nie wiadomo, czy w ogóle zdoła pan natrafić na jego ślad -powiedział Górniak.***Górniak razem ze Zwolińskim obejrzeli dokładnie wóz Gilnera.Niemogło być wątpliwości.Luksusowy mercedes był bardzo pomysłowoprzystosowany do przewożenia większych partii narkotyków.- Dobrze pomyślane - stwierdził Zwoliński - ale zasadniczo to nieżadna rewelacja, nic nowego.Widziałem już dziesiątki takspreparowanych wozów.Zapewne Gilner od dawna uprawiał tenproceder.Warto by się zorientować, z kim się tutaj kontaktował.Musiał mieć jakiegoś dostawcę, który w celach handlowychprzyjeżdżał ze Wschodu.- Już wydałem odpowiednie polecenia - powiedział Górniak.Pochylił się przed garażem i zaczął uważnie oglądać żwir zmieszany zbłotem.- Wydaje mi się, że tu stał niejeden samochód.- Chyba ma pan rację - przytaknął Zwoliński, obejrzawszy śladybieżników.- No cóż.Garaż ogromny.Może pomieścić i trzy wozy.Warto by zrobić odlewy.- Ma pan rację - przytaknął Górniak.- To się załatwi.W tej chwiliprzyjechał na motorze porucznik Michalak.- Odkopałem siostrę tego Biernackiego - powiedział, zeskakując zsiodełka.Górniak spojrzał zdziwiony.- Jak to odkopałeś?- No przecież nie przeprowadziłem ekshumacji, tylko znalazłem tębabę.Mieszka na Lwowskiej.Górniak roześmiał się.- Tak to powiedziałeś, że przez chwilę rzeczywiścieprzypuszczałem, że przeprowadzałeś jakieś śledztwo na cmentarzu.Dobrze, porozmawiamy z tą osobą.Ale teraz mam dla ciebie zadaniebojowe.- Słucham?- Musisz przypilnować Canettiego.Niewykluczone, że będzie miałochotę ulotnić się.Michalak pokiwał głową.- Oczywiście.Jeżeli kombinował z Gilnerem, to może mu być tutajtrochę za ciasno.Dobra.Zajmę się facetem.- A co z tym egzotycznym turystą, z którym kontaktował się Gilner?- spytał Górniak.- Kowalski się nim zaopiekował, na razie wszystko w porządku.Nicmu nie można zarzucić.Przyjeżdża w sprawach handlowych.Odwiedzanasze centrale.Twierdzi, że nosi się z zamiarem założenia tutaj jakiejśspółki przemysłowo-handlowej.- Narodowość?- Libijczyk.- Czy wiesz, jak się nazywa?Michalak zaczął szperać po kieszeniach.- Mam tu gdzieś zapisane.Górniak machnął ręką.- Daj spokój.Nie szukaj.Skontaktuję się z Kowalskim.Poruczniksiadł na motor i odjechał.- Pański współpracownik wydał mi się człowiekiem sprytnym iinteligentnym - powiedział Zwoliński.Górniak uśmiechnął się z zadowoleniem,- Michalak? To spryciarz pierwszej klasy.Niejednego cwaniaka jużwyrolował.Czasem tylko trzymają się go głupie żarty, i to w najmniejodpowiednich momentach.- Jakie plany na najbliższą przyszłość? - spytał Zwoliński.- Proponuję, żebyśmy sobie chwilę pogawędzili z siostrą GustawaBiernackiego, którą odkopał Michalak.* * *Nietrudno było się domyśleć, że pani Michalina Biernacka nienapotkała na przestrzeni całego swojego życia mężczyzny, któryzapragnąłby ją poślubić.Wysoka, bardzo szczupła, a właściwie chuda,mogła była bez specjalnej charakteryzacji grad rolę baśniowej Baby-Jagi.Twarz pociągła, z wystającymi kośćmi policzkowymi, oczywąskie, nieco skośne, haczykowaty nos zaginał się nad ledwiedostrzegalną linią zaciśniętych warg.Siwe włosy były gładko uczesanei upięte w staromodny kok.Trzymała się prosto, poruszała się szybko,z energią dragona z dawnych czasów- Spojrzała na przybyłychpytająco.- Chcieliśmy z panią chwilę porozmawiać - powiedział Górniak.- Wolałabym, żeby panowie przyszli z dozorcą.Mieszkam tu sama inie lubię wpuszczać byle kogo.- Obejdziemy się bez dozorcy - uśmiechnął się Górniak.- Piękne mapani mieszkanie - dodał, rozglądając się po imponującym metrażu.- Czy panowie z kwaterunku? - Basowy głos zabrzmiał energicznie.- To jest własnościowe mieszkanie.Górniak z trudem utrzymywał powagę.Ta jędzowata jejmość,ubrana w czarną, długą suknię, zapiętą pod szyję, robiła takniesamowite wrażenie, że omal nie parsknął śmiechem.Wydało mu się,że nagle znalazł się w jakimś innym, nierealnym świecie.- Nie, nie jesteśmy z kwaterunku.Jesteśmy z milicji.Zesztywniała jeszcze bardziej.Najwidoczniej jej dawne kontakty zmilicją nie należały do najmilszych.- O co chodzi? - Ciągle była najeżona, niechętna, wrogousposobiona.Dopiero gdy dowiedziała się, że Zwoliński stale mieszkaw Paryżu i że przyjechał specjalnie, żeby się z nią zobaczyć, jej basowygłos nieco złagodniał.Zaczęła mówić po francusku.Mówiła płynnie,bardzo szybko, z doskonałym akcentem.Widać było, że jej to sprawiaogromną przyjemność.- Tak się cieszę, że nareszcie mam okazję porozmawiać z kimś pofrancusku - powiedziała, obdarzając Zwolińskiego czymś w rodzajuuśmiechu.Zwoliński odpowiedział uśmiechem i wysilił się na szeregkomplementów, wychwalając jej doskonały akcent i wspaniałąznajomość języka.Górniak nie znał francuskiego i nudził się.Raz i drugi spojrzał nazegarek, szkoda mu było czasu.Rozumiał jednak, że w ten sposóbZwoliński złagodzi wrogie nastawienie Baby-Jagi i że uczyni jąbardziej skłonną do rodzinnych zwierzeń.Cała ta dziwna scena zaczęła się nieco przedłużać i Zwoliński takżebył już znużony.Postanowił przerwać konwersację i oddać inicjatywęw ręce Górniaka.Powiedział:- Mój przyjaciel niestety nie mówi po francusku, a chciałby panią ocoś zapytać.Czy zechciałaby pani udzielić mu pewnych informacji?Odwróciła głowę i ostro spojrzała na Górniaka, tak, jakby godopiero teraz spostrzegła.- Pan jest z naszej milicji?- Tak.Oto moja legitymacja.Z widoczną niechęcią odsunęła po blacie stolika legitymację.- To mi jest zupełnie niepotrzebne.O co panu chodzi?Górniak uśmiechnął się przepraszająco.- Zechce pani wybaczyć te nasze niespodziewane odwiedziny, alechcieliśmy się dowiedzieć czegoś o pani bracie, Gustawie Biernackim.- Nie mam nic, ale to absolutnie nic do powiedzenia - ucięłaenergicznie.- Pani brat jest malarzem.- Nie wiem, czy jest, czy był?- Dlaczego pani powiedziała był ?- Bo nie mam pojęcia, czy jeszcze żyje.Od kiedy wyjechał doAmeryki, nie napisał do mnie ani słowa.Zresztą nie zależy mi na tym.Może pisać, może nie pisać.Wszystko mi jedno.Mnie w ogóle jestjuż wszystko jedno.- Jeszcze mocniej zacisnęła usta.Zwoliński doszedł do wniosku, że musi wesprzeć swojegowarszawskiego kolegę i przejść znowu na język francuski.Powiedział:- Zdaje się, że pani brat posiadał pracownię na Nowym Mieście.- Tak.Kupiłam mu tę pracownię.Pieniędzy oczywiście nie dałammu do ręki.Osobiście zapłaciłam.Sporządziliśmy akt rejentalny.Tobyła bardzo piękna pracownia, ale cóż z tego?- Z tego, co pani mówi, wnioskuję, że pani brat nie był zbyt dobrzesytuowany finansowo - uśmiechnął się życzliwie Zwoliński, rad, żejego interlokutorka, posłyszawszy język francuski, stała się bardziejskłonna do rozmowy.Pani Biernacka nerwowym ruchem przesunęła dłonią po swoimgładkim uczesaniu, spojrzała na Górniaka i niespodziewaniepowiedziała po polsku:- Jeżeli pana to interesuje, to z prawdziwą przykrością muszęstwierdzić, że mój brat zawsze był skończonym nicponiem.- Czy dobrze maluje? - spytał ostrożnie Górniak, uśmiechając sięzachęcająco [ Pobierz całość w formacie PDF ]