[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z tłumu podniosły się jakieśokrzyki, ale ich treść nie dotarła do Daniela, Trent bowiem wskoczył na siedzenie obokkierowcy i pojazd ruszył.166Poprzez sylwetki siedzących przy drzwiach tebeków widział, jak drugi ekwipart ru-sza za nimi. Co za burdel! rzucił Trent z niesmakiem do kierowcy. Kiedyś coś takiegobyłoby nie do pomyślenia wskazał głową na mijaną grupę przechodniów. Czymto się skończy?Kierowca nie odpowiedział i w pojezdzie zapanowało milczenie.Kluczyli bocznymiulicami, ale nawet tutaj ulica wyglądała inaczej niż zazwyczaj.Od czasu do czasu prze-mykał żołnierz w rozchełstanym uniformie, niekiedy można było zauważyć grupki wy-rostków w strojach lovittów plądrujące dystrybutory spożywcze.Dojeżdżali do jakiegośplacyku.Trent sięgnął do wideocomu i powiedział: Tutaj ich wypuśćcie.Podążający za nimi ekwipart zahamował i wkrótce zniknął im z oczu, bo skręciliw przecznicę.Nie ujechali kilometra, gdy dołączył do nich inny ekwipart i podążał zanimi w odległości około stu metrów.Znów wjechali na jakiś skwerek.Ekwipart zatrzy-mał się.Trent obrócił się do tebeków siedzących przy drzwiach i powiedział: Wypuśćcie tych trzech dziadków.Technicy otworzyli drzwi i stanęli w postawie wyczekującej.Eksperci spojrzeli nasiebie zdezorientowani i nie ruszyli się. Wyłazić! Ale już! krzyknął poirytowanyTrent. Nie rozumiem. zaczął Nemeczek. Ja też nie rozumiem! Ale takie są rozkazy! Jasne? Wyłazicie, czy mam was wyrzu-cić?Eksperci z ociąganiem zaczęli wysiadać z ekwipartu. Nie podoba mi się to mruknął Socjopatolog. To może być. Nie gadać! uciął Trent.Obserwując tę scenę Daniel powoli zaczął przesuwać się ku wyjściu.Od drzwi dzie-lił go już tylko metr i wtedy skoczył, ale technicy byli szybsi: obezwładnili go fachowo,zanim zdołał się podnieść po skoku.Wrzucili go do pojazdu, wskoczyli za nim i ekwi-part ruszył z piskiem opon. A ty gdzie się wybierałeś, chłopcze? zagadnął dobrodusznie Trent. Czy po-zwoliłem ci wysiąść?Daniel milczał, zły na siebie, że zle obliczył skok i dał się pojmać jak dziecko.Skręciliw kolejną przecznicę i eksperci zniknęli im z oczu.Nie było również ekwipartu, którydo tej pory towarzyszył im wiernie. Skuć go? zapytał jeden z tebeków. Nie ma potrzeby. Trent machnął lekceważąco ręką. On już teraz będziegrzeczny.Prawda, chłopcze?167Daniel nadal milczał.Obliczał swoje szanse i doszedł do wniosku, że dopóki pojazdjest w ruchu, każda próba ucieczki byłaby samobójstwem.Mógłby załatwić jednegoz tebeków, ale w tym czasie drugi wpakowałby mu całą serię z obezwładniacza.Tymczasem Trent, nie zrażony milczeniem Daniela, ciągnął dalej: Jesteś dobry.Widziałem cię w akcji.Ale moi chłopcy też nie są zli.Sam to musiszprzyznać, co? Złapali cię w locie jak ptaka. Dobrze, że nie za ptaka wtrącił jeden z tebeków i zarechotał, a Trent mu zawtó-rował. Szkoda, że odwołali zawody mówił dalej Trent. Stawiałbym na ciebie.Za nimi znów pojawił się ekwipart, ten sam, co poprzednio.Trent dostrzegł go w lu-sterku i powiedział: Niedługo i was puszczę. Tak jak tamtych? zapytał Daniel. Tak. Dlaczego nie wypuściłeś wszystkich od razu? Taki był rozkaz.Powiem ci tylko jedno, bo nie jesteś żaden cudak jak ona wska-zał na Bertę tylko normalny facet z jajami.Uważaj na siebie.Jesteś dobry, ale z obez-władniaczem nie wygrasz, choćbyś nie wiem jakie sztuczki stosował.Tu się zatrzymamy rzucił do kierowcy.Towarzyszący im ekwipart również stanął. Mam rozkaz, żebywas tu wypuścić.Wychodzcie! Jesteśmy wolni? zapytał Daniel z niedowierzaniem. To zależy od was odparł Trent zagadkowo. No, nie marudzić, tylko wy-chodzić.Zobaczymy, czy naprawdę jesteś dobry spojrzał na stojący z tyłu ekwipart. Może jeszcze postawię na ciebie w jakichś zawodach?Technicy otworzyli drzwi i wyciągnęli Bertę.Daniel wyszedł sam i rozejrzał się czuj-nie.Z drugiego ekwipartu zaczęli wysiadać mężczyzni z obezwładniaczami gotowymido strzału.Ekwipart Trenta ruszył i wtedy dopiero Daniel zrozumiał.Złapał Bertę zarękę i krzyknął: Biegiem! Ruszaj, jeśli ci życie miłe!Oporna początkowo Berta zaczęła biec razem z nim.Daniel starał się tak kluczyć,aby umykający ekwipart Trenta był cały czas na linii strzału tych z drugiego pojazdu.Berta zaczynała zostawać, więc ciągnął ją. Jeszcze pięćdziesiąt metrów.Musisz wytrzymać.Jeszcze czterdzieści.Jak wpadnie-my między domy, to mamy szanse.Szybciej!Pierwsze igły wyładowań przeleciały obok nich, gdy byli na wysokości najbliższegodomu.Daniel szarpnął Bertę w bok i niemal w tym samym czasie miejsce, które przedchwilą zajmowali, przeszyły kolejne wyładowania obezwładniaczy.Daniel pociągnąłBertę na ziemię i upadł obok niej.168 Ruszaj się, do ciężkiego aidsa! warknął i poczołgał się za dom. Dobrze. wyjąkała Berta, chwytając łapczywie powietrze.Skoro tylko znalazła się przy Danielu, znów złapał ją za rękę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Z tłumu podniosły się jakieśokrzyki, ale ich treść nie dotarła do Daniela, Trent bowiem wskoczył na siedzenie obokkierowcy i pojazd ruszył.166Poprzez sylwetki siedzących przy drzwiach tebeków widział, jak drugi ekwipart ru-sza za nimi. Co za burdel! rzucił Trent z niesmakiem do kierowcy. Kiedyś coś takiegobyłoby nie do pomyślenia wskazał głową na mijaną grupę przechodniów. Czymto się skończy?Kierowca nie odpowiedział i w pojezdzie zapanowało milczenie.Kluczyli bocznymiulicami, ale nawet tutaj ulica wyglądała inaczej niż zazwyczaj.Od czasu do czasu prze-mykał żołnierz w rozchełstanym uniformie, niekiedy można było zauważyć grupki wy-rostków w strojach lovittów plądrujące dystrybutory spożywcze.Dojeżdżali do jakiegośplacyku.Trent sięgnął do wideocomu i powiedział: Tutaj ich wypuśćcie.Podążający za nimi ekwipart zahamował i wkrótce zniknął im z oczu, bo skręciliw przecznicę.Nie ujechali kilometra, gdy dołączył do nich inny ekwipart i podążał zanimi w odległości około stu metrów.Znów wjechali na jakiś skwerek.Ekwipart zatrzy-mał się.Trent obrócił się do tebeków siedzących przy drzwiach i powiedział: Wypuśćcie tych trzech dziadków.Technicy otworzyli drzwi i stanęli w postawie wyczekującej.Eksperci spojrzeli nasiebie zdezorientowani i nie ruszyli się. Wyłazić! Ale już! krzyknął poirytowanyTrent. Nie rozumiem. zaczął Nemeczek. Ja też nie rozumiem! Ale takie są rozkazy! Jasne? Wyłazicie, czy mam was wyrzu-cić?Eksperci z ociąganiem zaczęli wysiadać z ekwipartu. Nie podoba mi się to mruknął Socjopatolog. To może być. Nie gadać! uciął Trent.Obserwując tę scenę Daniel powoli zaczął przesuwać się ku wyjściu.Od drzwi dzie-lił go już tylko metr i wtedy skoczył, ale technicy byli szybsi: obezwładnili go fachowo,zanim zdołał się podnieść po skoku.Wrzucili go do pojazdu, wskoczyli za nim i ekwi-part ruszył z piskiem opon. A ty gdzie się wybierałeś, chłopcze? zagadnął dobrodusznie Trent. Czy po-zwoliłem ci wysiąść?Daniel milczał, zły na siebie, że zle obliczył skok i dał się pojmać jak dziecko.Skręciliw kolejną przecznicę i eksperci zniknęli im z oczu.Nie było również ekwipartu, którydo tej pory towarzyszył im wiernie. Skuć go? zapytał jeden z tebeków. Nie ma potrzeby. Trent machnął lekceważąco ręką. On już teraz będziegrzeczny.Prawda, chłopcze?167Daniel nadal milczał.Obliczał swoje szanse i doszedł do wniosku, że dopóki pojazdjest w ruchu, każda próba ucieczki byłaby samobójstwem.Mógłby załatwić jednegoz tebeków, ale w tym czasie drugi wpakowałby mu całą serię z obezwładniacza.Tymczasem Trent, nie zrażony milczeniem Daniela, ciągnął dalej: Jesteś dobry.Widziałem cię w akcji.Ale moi chłopcy też nie są zli.Sam to musiszprzyznać, co? Złapali cię w locie jak ptaka. Dobrze, że nie za ptaka wtrącił jeden z tebeków i zarechotał, a Trent mu zawtó-rował. Szkoda, że odwołali zawody mówił dalej Trent. Stawiałbym na ciebie.Za nimi znów pojawił się ekwipart, ten sam, co poprzednio.Trent dostrzegł go w lu-sterku i powiedział: Niedługo i was puszczę. Tak jak tamtych? zapytał Daniel. Tak. Dlaczego nie wypuściłeś wszystkich od razu? Taki był rozkaz.Powiem ci tylko jedno, bo nie jesteś żaden cudak jak ona wska-zał na Bertę tylko normalny facet z jajami.Uważaj na siebie.Jesteś dobry, ale z obez-władniaczem nie wygrasz, choćbyś nie wiem jakie sztuczki stosował.Tu się zatrzymamy rzucił do kierowcy.Towarzyszący im ekwipart również stanął. Mam rozkaz, żebywas tu wypuścić.Wychodzcie! Jesteśmy wolni? zapytał Daniel z niedowierzaniem. To zależy od was odparł Trent zagadkowo. No, nie marudzić, tylko wy-chodzić.Zobaczymy, czy naprawdę jesteś dobry spojrzał na stojący z tyłu ekwipart. Może jeszcze postawię na ciebie w jakichś zawodach?Technicy otworzyli drzwi i wyciągnęli Bertę.Daniel wyszedł sam i rozejrzał się czuj-nie.Z drugiego ekwipartu zaczęli wysiadać mężczyzni z obezwładniaczami gotowymido strzału.Ekwipart Trenta ruszył i wtedy dopiero Daniel zrozumiał.Złapał Bertę zarękę i krzyknął: Biegiem! Ruszaj, jeśli ci życie miłe!Oporna początkowo Berta zaczęła biec razem z nim.Daniel starał się tak kluczyć,aby umykający ekwipart Trenta był cały czas na linii strzału tych z drugiego pojazdu.Berta zaczynała zostawać, więc ciągnął ją. Jeszcze pięćdziesiąt metrów.Musisz wytrzymać.Jeszcze czterdzieści.Jak wpadnie-my między domy, to mamy szanse.Szybciej!Pierwsze igły wyładowań przeleciały obok nich, gdy byli na wysokości najbliższegodomu.Daniel szarpnął Bertę w bok i niemal w tym samym czasie miejsce, które przedchwilą zajmowali, przeszyły kolejne wyładowania obezwładniaczy.Daniel pociągnąłBertę na ziemię i upadł obok niej.168 Ruszaj się, do ciężkiego aidsa! warknął i poczołgał się za dom. Dobrze. wyjąkała Berta, chwytając łapczywie powietrze.Skoro tylko znalazła się przy Danielu, znów złapał ją za rękę [ Pobierz całość w formacie PDF ]