[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie ma sprawy.Dostanę tekst do autoryzacji?- Tak.Prześlę faksem albo przeczytam przez telefon.- Kiedy mniej więcej?Szukał czegoś w teczce.- Za kilka tygodni.Wydrukujemy tekst pierwszego maja, na początku miesiąca zaginionych.Zwietny pomysł.Dzięki temu zbierzecie więcej funduszy.Dam znać fundacji, co planujecie.Odprowadziłam go do drzwi.Już podnosiłam rękę do zamka na dole, gdydrzwi otworzyły się z zewnątrz i na progu stanęła Cynthia z zakupami.- Cześć, Lauro - mruknęła.W blasku słońca wydawała się znużona i krucha.Nagle zobaczyła Warrena i poczerwieniała.- Cynthio, to Warren Sillitoe.- Wzdrygnęła się i uśmiechnęła z wyraznymtrudem.Warren był zaskoczony.- Zna pan ją? - zapytałam, kiedy poszła na górę.- Nie, w życiu jej nie widziałem.Dziwne.Z drugiej strony, Cynthia to dziwaczka.Wyszedł.Cynthia wyjrzała zza drzwi.- Poszedł już? - spytała teatralnym szeptem.- Tak.- Odwróciłam się.- Dlaczego? O co chodzi?- Już ja ci powiem, o co chodzi! - syknęła, schodząc na dół.- Chodzi o to,że to.fiut!- Słucham?- To fiut! - powtórzyła z nienawiścią.- Ostre słowa, Cynthio.Wydaje się w porządku.- Ale nie jest.Oni wszyscy to fiuty! - Najwyrazniej miała na myśli dziennikarzy.Zaraz, zaraz, ale skąd wie, że Warren jest dziennikarzem? Możejednak w tym całym wróżbiarstwie coś jest.- To parszywe gnojki - dodała.- Warren Sillitoe, też mi!- Cóż, Cynthio, tak się nazywa.- Nieprawda.Okłamał cię.Nazywa się Warren Fiut.- Spojrzałam na niąpustym wzrokiem.- Fiut.F-y-i-o-u-t.- Och.- Szkoda, że nie wyrzuciłaś go na zbity pysk, kiedy tylko tu przyszedł.Udzieliłaś mu wywiadu, tak?- Tak.- O Boże.- Kręciła głową z dezaprobatą.- Niedobrze.- Jak to: niedobrze? Wydawał się bardzo w porządku.- No pewnie - burknęła.- Ale jest zupełnie inny, to podły.- Cynthio.- Czułam, jak ogarnia mnie panika.- O co ci chodzi?- Dobrze, powiem.Chodz ze mną.Poszłyśmy do niej.Po raz pierwszy zaprosiła mnie do środka.Meble byłybardzo gustowne, ale, jak Cynthia, lata świetności miały już za sobą.Chińskibrokat na szezlongu przetarł się i wyblakł, podobnie jak jedwabny abażur nalampie.Aksamitne poduszki na kanapie straszyły łysymi plackami, w perskim dywanie brakowało frędzli.Na mahoniowym stoliku stało kilka fotografii w srebrnych ramkach.Na wszystkich widniała Cynthia.Przyjrzałamsię im.Do dzisiaj była efektowna, ale w młodości zapierała dech w piersiach.Brytyjska Claudia Cardinale.- Warren Sillitoe, akurat! - mruczała.- Naprawdę nazywa się WarrenFyiout.Sillitoe to panieńskie nazwisko jego matki.Mój żołądek fiknął salto.- Skąd to wszystko wiesz?- Bo.- Jej ręka zadrżała, gdy podnosiła srebrny imbryk.- Bo znam jegoojca.Aączyła nas długa.znajomość.- Kotka Hans pojawiła się nie wiadomo skąd i ocierała o nogi gospodyni.- A kim jest jego ojciec?- To sir John Fyiout.- Redaktor naczelny Sunday Semaphore", tak?- Tak.- Hans wskoczyła jej na kolana.- Więc dlaczego Warren cię nie poznał, skoro tak dobrze znałaś jego ojca?- Nigdy się nie poznaliśmy, Warren i ja.Widziałam go na zdjęciach.Mojaznajomość z jego ojcem była tajemnicą.Byłam jego.- Przyjaciółką? - podsunęłam.- Kochanką.Nie będę owijać w bawełnę.Byłam jego kochanką przezdwadzieścia pięć lat.- To kawał czasu.- Mnie to mówisz? - westchnęła.Podała mi porcelanową filiżankę.- Właściwie nie mogłam narzekać.Miałam piękne mieszkanie przy Hans Place.Miałam dobrą pensję i otwarty rachunek u Harrodsa.Jezdziłam na wakacjedo Marrakeszu, na St.Bart's.Miałam lożę w operze.Jadałam w Ritzu, nosiłam kreacje najlepszych projektantów.- Stąd te eleganckie ciuchy.- Oczywiście chciałam zostać żoną Johna - ciągnęła - ale wmawiałam sobie, żew rzeczywistości nią jestem.Jego bratnią duszą.- Głos się jej załamał.-Zawsze tak mówił.Twierdził, że beze mnie sobie nie poradzi.- Głaskałakotkę, starała się uspokoić.- Jak go poznałaś?- Na premierze filmu Szpieg, który mnie kochał, w 1977.Miałam wtedytrzydzieści sześć lat, John, o dziesięć lat starszy, był przystojny i władczy.Oddwudziestu lat był dziennikarzem, ale dzięki sprytowi i różnym machinacjom dostał się do rad nadzorczych wielu koncernów medialnych, w tymtego, który finansował film.Zakochałam się w nim bez pamięci, choć wiedziałam, że ma żonę.Do dzisiaj mi wstyd z tego powodu.Twierdził, że w jego małżeństwie nie ma miłości i że żona w ogóle się nim nie interesuje,całkowicie pochłonęły ją dzieci.Warren, najmłodszy, był wtedy malutki.Tochyba nic najlepiej świadczy o Johnie, prawda? - westchnęła.Pomyślałam o Tomie.-Ni e.- Czas mijał, a John nadal był z żoną [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Nie ma sprawy.Dostanę tekst do autoryzacji?- Tak.Prześlę faksem albo przeczytam przez telefon.- Kiedy mniej więcej?Szukał czegoś w teczce.- Za kilka tygodni.Wydrukujemy tekst pierwszego maja, na początku miesiąca zaginionych.Zwietny pomysł.Dzięki temu zbierzecie więcej funduszy.Dam znać fundacji, co planujecie.Odprowadziłam go do drzwi.Już podnosiłam rękę do zamka na dole, gdydrzwi otworzyły się z zewnątrz i na progu stanęła Cynthia z zakupami.- Cześć, Lauro - mruknęła.W blasku słońca wydawała się znużona i krucha.Nagle zobaczyła Warrena i poczerwieniała.- Cynthio, to Warren Sillitoe.- Wzdrygnęła się i uśmiechnęła z wyraznymtrudem.Warren był zaskoczony.- Zna pan ją? - zapytałam, kiedy poszła na górę.- Nie, w życiu jej nie widziałem.Dziwne.Z drugiej strony, Cynthia to dziwaczka.Wyszedł.Cynthia wyjrzała zza drzwi.- Poszedł już? - spytała teatralnym szeptem.- Tak.- Odwróciłam się.- Dlaczego? O co chodzi?- Już ja ci powiem, o co chodzi! - syknęła, schodząc na dół.- Chodzi o to,że to.fiut!- Słucham?- To fiut! - powtórzyła z nienawiścią.- Ostre słowa, Cynthio.Wydaje się w porządku.- Ale nie jest.Oni wszyscy to fiuty! - Najwyrazniej miała na myśli dziennikarzy.Zaraz, zaraz, ale skąd wie, że Warren jest dziennikarzem? Możejednak w tym całym wróżbiarstwie coś jest.- To parszywe gnojki - dodała.- Warren Sillitoe, też mi!- Cóż, Cynthio, tak się nazywa.- Nieprawda.Okłamał cię.Nazywa się Warren Fiut.- Spojrzałam na niąpustym wzrokiem.- Fiut.F-y-i-o-u-t.- Och.- Szkoda, że nie wyrzuciłaś go na zbity pysk, kiedy tylko tu przyszedł.Udzieliłaś mu wywiadu, tak?- Tak.- O Boże.- Kręciła głową z dezaprobatą.- Niedobrze.- Jak to: niedobrze? Wydawał się bardzo w porządku.- No pewnie - burknęła.- Ale jest zupełnie inny, to podły.- Cynthio.- Czułam, jak ogarnia mnie panika.- O co ci chodzi?- Dobrze, powiem.Chodz ze mną.Poszłyśmy do niej.Po raz pierwszy zaprosiła mnie do środka.Meble byłybardzo gustowne, ale, jak Cynthia, lata świetności miały już za sobą.Chińskibrokat na szezlongu przetarł się i wyblakł, podobnie jak jedwabny abażur nalampie.Aksamitne poduszki na kanapie straszyły łysymi plackami, w perskim dywanie brakowało frędzli.Na mahoniowym stoliku stało kilka fotografii w srebrnych ramkach.Na wszystkich widniała Cynthia.Przyjrzałamsię im.Do dzisiaj była efektowna, ale w młodości zapierała dech w piersiach.Brytyjska Claudia Cardinale.- Warren Sillitoe, akurat! - mruczała.- Naprawdę nazywa się WarrenFyiout.Sillitoe to panieńskie nazwisko jego matki.Mój żołądek fiknął salto.- Skąd to wszystko wiesz?- Bo.- Jej ręka zadrżała, gdy podnosiła srebrny imbryk.- Bo znam jegoojca.Aączyła nas długa.znajomość.- Kotka Hans pojawiła się nie wiadomo skąd i ocierała o nogi gospodyni.- A kim jest jego ojciec?- To sir John Fyiout.- Redaktor naczelny Sunday Semaphore", tak?- Tak.- Hans wskoczyła jej na kolana.- Więc dlaczego Warren cię nie poznał, skoro tak dobrze znałaś jego ojca?- Nigdy się nie poznaliśmy, Warren i ja.Widziałam go na zdjęciach.Mojaznajomość z jego ojcem była tajemnicą.Byłam jego.- Przyjaciółką? - podsunęłam.- Kochanką.Nie będę owijać w bawełnę.Byłam jego kochanką przezdwadzieścia pięć lat.- To kawał czasu.- Mnie to mówisz? - westchnęła.Podała mi porcelanową filiżankę.- Właściwie nie mogłam narzekać.Miałam piękne mieszkanie przy Hans Place.Miałam dobrą pensję i otwarty rachunek u Harrodsa.Jezdziłam na wakacjedo Marrakeszu, na St.Bart's.Miałam lożę w operze.Jadałam w Ritzu, nosiłam kreacje najlepszych projektantów.- Stąd te eleganckie ciuchy.- Oczywiście chciałam zostać żoną Johna - ciągnęła - ale wmawiałam sobie, żew rzeczywistości nią jestem.Jego bratnią duszą.- Głos się jej załamał.-Zawsze tak mówił.Twierdził, że beze mnie sobie nie poradzi.- Głaskałakotkę, starała się uspokoić.- Jak go poznałaś?- Na premierze filmu Szpieg, który mnie kochał, w 1977.Miałam wtedytrzydzieści sześć lat, John, o dziesięć lat starszy, był przystojny i władczy.Oddwudziestu lat był dziennikarzem, ale dzięki sprytowi i różnym machinacjom dostał się do rad nadzorczych wielu koncernów medialnych, w tymtego, który finansował film.Zakochałam się w nim bez pamięci, choć wiedziałam, że ma żonę.Do dzisiaj mi wstyd z tego powodu.Twierdził, że w jego małżeństwie nie ma miłości i że żona w ogóle się nim nie interesuje,całkowicie pochłonęły ją dzieci.Warren, najmłodszy, był wtedy malutki.Tochyba nic najlepiej świadczy o Johnie, prawda? - westchnęła.Pomyślałam o Tomie.-Ni e.- Czas mijał, a John nadal był z żoną [ Pobierz całość w formacie PDF ]