[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tam, w miejscu gdzie on.sam niegdyś oczekiwał Nemmerlego, terazoczekiwał go Gensher.Jak poprzedni Arcymag, tak i nowy był odziany w biały płaszcz; ale, jak większość ludzi zWay i ze Wschodnich Rubieży, Gensher był ciemnoskóry i ciemne było jego spojrzenie spodgęstych brwi.Ged ukląkł, złożył mu hołd i przysiągł posłuszeństwo.Gensher milczał przez chwilę.- Wiem, co uczyniłeś - powiedział wreszcie - ale.nie wiem, kim jesteś.Nie mogę przyjąćtwojego hołdu.Ged powstał i wsparł się dłonią o pień rosnącego koło fontanny drzewka, aby utrzymaćrównowagę.Wciąż jeszcze znajdowanie słów przychodziło mu z trudem.- Czy mam opuścić Roke, mój panie?- Czy chcesz opuścić Roke?- Nie.- A czego chcesz?- Zostać.Uczyć się.Przemóc.zło.- Sam Nemmerle nie umiał tego zrobić.Nie, nie pozwolę ci odejść z Roke.Nic cię nie chronioprócz mocy tutejszych Mistrzów i wzniesionych wokół tej wyspy obwarowań, które niedopuszczają złych istot.Gdybyś teraz odjechał - to coś, co spuściłeś z uwięzi, znalazłoby cięnatychmiast, weszłoby w ciebie i wzięłoby cię w posiadanie.Byłby z ciebie nie człowiek, leczgebbeth, kukiełka spełniająca wolę tego złego cienia, który podzwignąłeś w światło dnia.Musisztu zostać, póki nie nabędziesz dosyć siły i mądrości, aby móc samemu się przed nim bronić -jeśli będziesz kiedyś do tego zmuszony.Nawet teraz to coś czeka na ciebie.Niechybnie czeka.Czy widziałeś to od czasu tamtej nocy?- W snach, mój panie.- Po chwili Ged ciągnął dalej, mówiąc z bólem i wstydem: - MistrzuGeńsherze, nie wiem, co to było - to coś, co wydostało się z czarów i wpiło we mnie.- Ja również nie wiem.To nie ma imienia.Masz w sobie wielką wrodzoną moc i użyłeś tejmocy niewłaściwie: rzuciłeś zaklęcie, nad którym nie panowałeś, nie wiedząc, jak to zaklęciewpływa na równowagę światła i mroku, życia i śmierci, dobra i zła.A do tego postępkuprzywiodły cię pycha i nienawiść.Czy można się dziwić, że skutek był opłakany? Wywołałeśducha z ciała zmarłej, ale wraz z tym duchem zjawiła się jedna z Mocy Przeciw-%7łycia.Przybyławezwania stamtąd, gdzie nie ma imion.Będąc złem, czynić zło za twoim pośrednictwem.Władza, która pozwoliła ci ją przywołać, daje jej władzę nad tobą: jesteście powiązani.Jest tocień twojej buty, cień twojej niewiedzy, który rzucasz.Czyż cień ma imię?Ged stał chory i zmizerniały.Wreszcie odezwał się:- Byłoby lepiej, gdybym wtedy umarł.- Kim jesteś, aby to orzekać, ty, za którego Nemmerle oddał życie? Jesteś tu bezpieczny.Będziesz tu mieszkał i dalej się kształcił.Mówiono mi, że byłeś zdolny.Dalej więc, zabierz siędo pracy.Wykonuj ją jak należy.To wszystko, co możesz zrobić.Na tym Gensher zakończył i nagle zniknął, jak to jest w zwyczaju magów.Fontannapodskakiwała w słońcu; Ged przyglądał się jej przez chwilę i słuchał jej głosu myśląc oNemmerlem.Niegdyś na tym dziedzińcu poczuł się słowem wymówionym przez światłosłoneczne.Teraz przemówiła także ciemność: wymówiła słowo, którego nie można było cofnąć.Ged opuścił dziedziniec, zmierzając do swej dawnej izby w Wieży Południowej: izbę tętrzymano dla niego pustą.Pozostał tam w samotności.Gdy gong obwieścił kolację, Ged poszedłna dół, ale niemal nie odzywał się do innych chłopców przy Długim Stole i nie podnosił ku nimtwarzy, nawet ku tym, którzy pozdrawiali go najoględniej.Toteż po paru dniach wszyscyzostawili go w spokoju.Samotność była tym, czego pragnął, lękał się bowiem zła, które mógłbyspowodować uczynkiem lub słowem, nie zdając sobie z tego sprawy.W Szkole nie było ani Yetcha, ani Jaspera i Ged nie pytał o nich.Chłopcy, którym poprzednioprzewodził i nad którymi górował, teraz wszyscy go wyprzedzili, z przyczyny miesięcy, któreutracił; tej wiosny i lata uczył się więc z chłopcami młodszymi od siebie.Nie błyszczał też wśródnich, bowiem słowa każdego zaklęcia, nawet najprostszej sztuki iluzyjnej, wychodziły z jego ustz wahaniem, a jego ręce nie były pewne w swoim kunszcie.Na jesieni miał udać się raz jeszcze do Wieży Osobnej na naukę u Mistrza Imion.Obowiązekten, którego niegdyś się obawiał, teraz odpowiadał mu, gdyż tym, czego szukał, była cisza - atakże długa nauka, przy której nie czyni się zaklęć i podczas której ta moc, o której wiedział, żewciąż w nim jest, nie musi być ani razu przywołana do działania.W nocy poprzedzającej jego przeprowadzkę do Wieży odwiedził go w jego izbie człowiekubrany w brązowy płaszcz podróżny i trzymający dębową laskę okutą żelazem.Ged podniósł sięna widok laski czarnoksiężnika.- Krogulcze.Na dzwięk głosu Ged podniósł oczy: to Yetch stał przed nim, krępy i kwadratowy jak zawsze;jego ciemna, szczera twarz stała się starsza, ale uśmiech nie zmienił się.Na ramieniu Vetchakuliło się zwierzątko o cętkowanym futerku i jasnych oczach.- Został u mnie, gdy byłeś chory, i teraz przykro mi się z nim rozstawać.A jeszcze bardziejprzykro rozstawać się z tobą, Krogulcze.Ale jadę do domu.Dalej, Hoeg! Idz do swojegoprawdziwego pana! - Vetch poklepał otaka i posadził na podłodze.Zwierzątko ruszyło przedsiebie, usiadło na sienniku Geda i zaczęło myć swoje futerko suchym brązowym językiempodobnym do listka.Yetch zaśmiał się, ale Ged nie potrafił się uśmiechnąć.Schylił się, głaszczącotaka, aby ukryć twarz.- Myślałem, że nie przyjdziesz do mnie, Yetch - powiedział.Nie miał zamiaru robić mu wymówek, ale Yetch odparł:- Nie mogłem.Mistrz Ziół zabronił mi; a od zimy przebywałem z nim zamknięty w Gaju.Niebyłem wolny, póki nie zdobyłem swojej laski.Posłuchaj: gdy też będziesz wolny, przyjedz naWschodnie Rubieże.Będę na ciebie czekał.W tamtejszych miasteczkach wesoło się żyje, aczarnoksiężnicy są mile widziani.- Wolny.- mruknął Ged i wzruszył odrobinę ramionami, próbując się uśmiechnąć.Yetch patrzył na niego, nie całkiem tak jak zwykle: z nie mniejszą miłością, ale zapewne zwiększą czarnoksięską wiedzą.Powiedział miękko:- Nie pozostaniesz na zawsze na Kokę.- Cóż.miałem nadzieję, że będę mógł pójść na naukę do Mistrza w Wieży, aby zostaćjednym z tych, którzy szukają w księgach i gwiazdach zgubionych imion, i w ten sposób.w tensposób nie czynić przynajmniej nic złego, jeśli już nic dobrego nie mogę.- Zapewne - powiedział Yetch.- Nie jestem jasnowidzem, ale widzę przed tobą nie komnaty iksięgi, lecz dalekie morza, ognie smoków, wieże miast i wszystko to, co widzi sokół, gdy leciwysoko i daleko.- A za mną - co widzisz za mną? - spytał Ged i mówiąc powstał, tak że błędny ognik, którypłonął pośrodku nad ich głowami, rzucił jego cień w tył, na ścianę i podłogę.Ged zwrócił twarzw bok i rzekł, zająkując się: - Ale opowiedz mi, dokąd ty się udasz, co ty będziesz robił.- Pojadę do domu odwiedzić braci i siostrę, o której ci nieraz mówiłem.Zostawiłem ją jakomałe dziecko, a wkrótce będzie obchodziła swoje święto Nadania Imienia - dziwnie jest o tympomyśleć! A potem znajdę sobie zajęcie jako czarnoksiężnik gdzieś wśród małych wysp.Och,zostałbym dłużej i pogadał z tobą, ale nie mogę, mój statek wyrusza w rejs dziś wieczorem iprzypływ już się zaczął.Krogulcze, jeśli kiedykolwiek twoja droga powiedzie na wschód,odwiedz mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Tam, w miejscu gdzie on.sam niegdyś oczekiwał Nemmerlego, terazoczekiwał go Gensher.Jak poprzedni Arcymag, tak i nowy był odziany w biały płaszcz; ale, jak większość ludzi zWay i ze Wschodnich Rubieży, Gensher był ciemnoskóry i ciemne było jego spojrzenie spodgęstych brwi.Ged ukląkł, złożył mu hołd i przysiągł posłuszeństwo.Gensher milczał przez chwilę.- Wiem, co uczyniłeś - powiedział wreszcie - ale.nie wiem, kim jesteś.Nie mogę przyjąćtwojego hołdu.Ged powstał i wsparł się dłonią o pień rosnącego koło fontanny drzewka, aby utrzymaćrównowagę.Wciąż jeszcze znajdowanie słów przychodziło mu z trudem.- Czy mam opuścić Roke, mój panie?- Czy chcesz opuścić Roke?- Nie.- A czego chcesz?- Zostać.Uczyć się.Przemóc.zło.- Sam Nemmerle nie umiał tego zrobić.Nie, nie pozwolę ci odejść z Roke.Nic cię nie chronioprócz mocy tutejszych Mistrzów i wzniesionych wokół tej wyspy obwarowań, które niedopuszczają złych istot.Gdybyś teraz odjechał - to coś, co spuściłeś z uwięzi, znalazłoby cięnatychmiast, weszłoby w ciebie i wzięłoby cię w posiadanie.Byłby z ciebie nie człowiek, leczgebbeth, kukiełka spełniająca wolę tego złego cienia, który podzwignąłeś w światło dnia.Musisztu zostać, póki nie nabędziesz dosyć siły i mądrości, aby móc samemu się przed nim bronić -jeśli będziesz kiedyś do tego zmuszony.Nawet teraz to coś czeka na ciebie.Niechybnie czeka.Czy widziałeś to od czasu tamtej nocy?- W snach, mój panie.- Po chwili Ged ciągnął dalej, mówiąc z bólem i wstydem: - MistrzuGeńsherze, nie wiem, co to było - to coś, co wydostało się z czarów i wpiło we mnie.- Ja również nie wiem.To nie ma imienia.Masz w sobie wielką wrodzoną moc i użyłeś tejmocy niewłaściwie: rzuciłeś zaklęcie, nad którym nie panowałeś, nie wiedząc, jak to zaklęciewpływa na równowagę światła i mroku, życia i śmierci, dobra i zła.A do tego postępkuprzywiodły cię pycha i nienawiść.Czy można się dziwić, że skutek był opłakany? Wywołałeśducha z ciała zmarłej, ale wraz z tym duchem zjawiła się jedna z Mocy Przeciw-%7łycia.Przybyławezwania stamtąd, gdzie nie ma imion.Będąc złem, czynić zło za twoim pośrednictwem.Władza, która pozwoliła ci ją przywołać, daje jej władzę nad tobą: jesteście powiązani.Jest tocień twojej buty, cień twojej niewiedzy, który rzucasz.Czyż cień ma imię?Ged stał chory i zmizerniały.Wreszcie odezwał się:- Byłoby lepiej, gdybym wtedy umarł.- Kim jesteś, aby to orzekać, ty, za którego Nemmerle oddał życie? Jesteś tu bezpieczny.Będziesz tu mieszkał i dalej się kształcił.Mówiono mi, że byłeś zdolny.Dalej więc, zabierz siędo pracy.Wykonuj ją jak należy.To wszystko, co możesz zrobić.Na tym Gensher zakończył i nagle zniknął, jak to jest w zwyczaju magów.Fontannapodskakiwała w słońcu; Ged przyglądał się jej przez chwilę i słuchał jej głosu myśląc oNemmerlem.Niegdyś na tym dziedzińcu poczuł się słowem wymówionym przez światłosłoneczne.Teraz przemówiła także ciemność: wymówiła słowo, którego nie można było cofnąć.Ged opuścił dziedziniec, zmierzając do swej dawnej izby w Wieży Południowej: izbę tętrzymano dla niego pustą.Pozostał tam w samotności.Gdy gong obwieścił kolację, Ged poszedłna dół, ale niemal nie odzywał się do innych chłopców przy Długim Stole i nie podnosił ku nimtwarzy, nawet ku tym, którzy pozdrawiali go najoględniej.Toteż po paru dniach wszyscyzostawili go w spokoju.Samotność była tym, czego pragnął, lękał się bowiem zła, które mógłbyspowodować uczynkiem lub słowem, nie zdając sobie z tego sprawy.W Szkole nie było ani Yetcha, ani Jaspera i Ged nie pytał o nich.Chłopcy, którym poprzednioprzewodził i nad którymi górował, teraz wszyscy go wyprzedzili, z przyczyny miesięcy, któreutracił; tej wiosny i lata uczył się więc z chłopcami młodszymi od siebie.Nie błyszczał też wśródnich, bowiem słowa każdego zaklęcia, nawet najprostszej sztuki iluzyjnej, wychodziły z jego ustz wahaniem, a jego ręce nie były pewne w swoim kunszcie.Na jesieni miał udać się raz jeszcze do Wieży Osobnej na naukę u Mistrza Imion.Obowiązekten, którego niegdyś się obawiał, teraz odpowiadał mu, gdyż tym, czego szukał, była cisza - atakże długa nauka, przy której nie czyni się zaklęć i podczas której ta moc, o której wiedział, żewciąż w nim jest, nie musi być ani razu przywołana do działania.W nocy poprzedzającej jego przeprowadzkę do Wieży odwiedził go w jego izbie człowiekubrany w brązowy płaszcz podróżny i trzymający dębową laskę okutą żelazem.Ged podniósł sięna widok laski czarnoksiężnika.- Krogulcze.Na dzwięk głosu Ged podniósł oczy: to Yetch stał przed nim, krępy i kwadratowy jak zawsze;jego ciemna, szczera twarz stała się starsza, ale uśmiech nie zmienił się.Na ramieniu Vetchakuliło się zwierzątko o cętkowanym futerku i jasnych oczach.- Został u mnie, gdy byłeś chory, i teraz przykro mi się z nim rozstawać.A jeszcze bardziejprzykro rozstawać się z tobą, Krogulcze.Ale jadę do domu.Dalej, Hoeg! Idz do swojegoprawdziwego pana! - Vetch poklepał otaka i posadził na podłodze.Zwierzątko ruszyło przedsiebie, usiadło na sienniku Geda i zaczęło myć swoje futerko suchym brązowym językiempodobnym do listka.Yetch zaśmiał się, ale Ged nie potrafił się uśmiechnąć.Schylił się, głaszczącotaka, aby ukryć twarz.- Myślałem, że nie przyjdziesz do mnie, Yetch - powiedział.Nie miał zamiaru robić mu wymówek, ale Yetch odparł:- Nie mogłem.Mistrz Ziół zabronił mi; a od zimy przebywałem z nim zamknięty w Gaju.Niebyłem wolny, póki nie zdobyłem swojej laski.Posłuchaj: gdy też będziesz wolny, przyjedz naWschodnie Rubieże.Będę na ciebie czekał.W tamtejszych miasteczkach wesoło się żyje, aczarnoksiężnicy są mile widziani.- Wolny.- mruknął Ged i wzruszył odrobinę ramionami, próbując się uśmiechnąć.Yetch patrzył na niego, nie całkiem tak jak zwykle: z nie mniejszą miłością, ale zapewne zwiększą czarnoksięską wiedzą.Powiedział miękko:- Nie pozostaniesz na zawsze na Kokę.- Cóż.miałem nadzieję, że będę mógł pójść na naukę do Mistrza w Wieży, aby zostaćjednym z tych, którzy szukają w księgach i gwiazdach zgubionych imion, i w ten sposób.w tensposób nie czynić przynajmniej nic złego, jeśli już nic dobrego nie mogę.- Zapewne - powiedział Yetch.- Nie jestem jasnowidzem, ale widzę przed tobą nie komnaty iksięgi, lecz dalekie morza, ognie smoków, wieże miast i wszystko to, co widzi sokół, gdy leciwysoko i daleko.- A za mną - co widzisz za mną? - spytał Ged i mówiąc powstał, tak że błędny ognik, którypłonął pośrodku nad ich głowami, rzucił jego cień w tył, na ścianę i podłogę.Ged zwrócił twarzw bok i rzekł, zająkując się: - Ale opowiedz mi, dokąd ty się udasz, co ty będziesz robił.- Pojadę do domu odwiedzić braci i siostrę, o której ci nieraz mówiłem.Zostawiłem ją jakomałe dziecko, a wkrótce będzie obchodziła swoje święto Nadania Imienia - dziwnie jest o tympomyśleć! A potem znajdę sobie zajęcie jako czarnoksiężnik gdzieś wśród małych wysp.Och,zostałbym dłużej i pogadał z tobą, ale nie mogę, mój statek wyrusza w rejs dziś wieczorem iprzypływ już się zaczął.Krogulcze, jeśli kiedykolwiek twoja droga powiedzie na wschód,odwiedz mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]