[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie.Nie mam.Ale bar dzo chciałabym mieć." " "Po tych słowach Michele zastygł i przestał protestować.Nie próbował już się z nią szarpać, nie chwyciłjej za ramię,nie zrobił nic, żeby ją zatrzymać i to sprawiało, że czuła się jeszcze gorzej.Kto wie, może wcale nie kochał jej takbardzo, jak mówił, może była tylko częścią tego idealnego obrazka, który stworzył sobie w głowie: niebrzydkadziew czy na, z którą można upra wiać seks tan trycz ny i kie dyś, w nie da le kiej przyszłości oczy wiście, mieć dzie ci.Do tego obrazka idealnie pasowała także wymarzona posada adiunkta w instytucie socjologii.Raz w tygodniuwyjście na piwo ze starymi znajomymi do pubu Ponte Tazio na Montesacro.Aadne mieszkanko w bogatej dzielnicy.Spo kojne życie, które mogło też być udziałem Agne se.Był tylko jeden szczegół: nie kochała go.Teraz już wiedziała, że zaczepiła się o niego, tylko po to, by mieć kogośprzy so bie.Pod czas gdy pragnęła kogoś in ne go.Agne se była zmu szo na przy znać, że ciot ki miały rację: Miche le był chłopa kiem-pro mem.Na odcinku pomiędzy Rimini i Sant Andrea deszcz ustał i, spoglądając za szybę samochodu, zauważyła przyjazny,dobrze znany krajobraz.Zrobiło się jej przyjemniej.Lubiła te niskie domy mijanych miasteczek, które pojawiały sięjed no za dru gim wzdłuż dro gi.Trud no było zo rien to wać się, gdzie kończyło się jed no i za czy nało dru gie.Białe, świeżo malowane ogrodzenia, pelargonie na parapetach, tablice z ogłoszeniami o festynach na zakończenielata i re kla ma mi tra dy cyjnych pia din.Wszyst ko było czy ste, poukłada ne, uporządko wa ne.W odróżnie niu od tego, co czuła Agne se.Nie mogła uwierzyć, że spotkanie z Lorenzem mogło aż tak bardzo wyprowadzić ją z równowagi.To denerwowałoją jesz cze bar dziej niż fakt, że zna lazł so bie dziew czynę.Spra wił, że stra ciła kon trolę nad wszyst kim.Po zba wił ją wszyst kie go, cze go była dotąd pew na.Lorenzo miał w życiu wiele kobiet, zdążyła się już do tego przyzwyczaić.Ale nigdy nie miał tej jednej jedynej.Dotego pięknej ak tor ki.Przepaść między nimi wydała się jej teraz tak ogromna.To bolało.Marzyła o powrocie do dzieciństwa, do chwilspędzo nych z nim w Ro ma nii, do let nich wa ka cji.Myśl o tym, że w życiu Lorenza pojawiła się kobieta, którą kochał, stawała się nie do zniesienia.Agnese wciąż ichsobie wyobrażała razem, szczególnie ją, jak budzi się u jego boku, przytula do niego, jak jezdzi z nim motocyklem,śmie je się, ko cha&To wszyst ko przy pra wiło ją o bóle brzu cha, ode brało ape tyt, ale przede wszyst kim chęć do życia.Podczas jazdy Agnese miała przed oczami żywy i bolesny obraz wiejskiego kościółka ( Lou ma przepiękny domw San Casciano, budynek dawnego kościoła powiedział jej), do którego wchodzili oni, otoczeni świetlistą poświatą,zmie rzając bez tro sko w stronę swo je go snu o miłości.Ob raz ten zniknął do pie ro wte dy, gdy zna lazła się przed bramą domu.Wyszła z samochodu i zdawało jej się, że na tych polach i łąkach graniczących z morzem czas się zatrzymał.Zielonafarba na okiennicach była odrapana w tych samych miejscach, co zawsze, szyby w oknach zabudowanego balkonu napierwszym piętrze, przekształconego na łazienkę, pożółkły, a wszędzie w powietrzu unosił się zapach kurnika, chociażnie było w nim już kur.Agnese otworzyła drzwi i doszedł ją zapach wilgoci i stęchlizny.Marmurowe schody były takie same, jak pamiętała:stro me, z nierówny mi stop nia mi.Rzuciła walizkę w salonie, gdzie wciąż jeszcze stał stary kineskopowy telewizor, przed którym spędzała z babcią całelet nie popołudnia, przy za mkniętych okien nicach śledząc pa sjo nujące losy bo ha terów Ca pito lu albo Lo ving.W końcu zdecydowała się wejść na górę.Chwyciła się żelaznej poręczy, po której zjeżdżała, będąc małądziew czynką, i po czuła, że bra ku je jej sił.Pokój kie dyś wy da wał jej się większy, wręcz ogrom ny.Aóżko ku zyn ki Gildy stało przy ścia nie, a jej trochę da lej, po prze ciw nej stro nie po ko ju.Agne se po deszła do okna.Drew nia ne okien nice były za klino wa ne i przy otwar ciu tarły o pa ra pet, wy dając zgrzyt.Otworzyła okna zaparowane od nadmiaru wilgocii zobaczyła przed sobą willę, którą w odróżnieniu od ich domu,wyraznie nad gryzł ząb cza su.Wszystkie ściany na górnym piętrze pokryły się nalotem wilgoci, a po okiennicach widać było, że ledwo siętrzymały.Basen przypominał teraz bardziej staw zamieszkały przez zielonkawy muł i mech osadzający się naścia nach.Przypomniała sobie, jak będąc dziećmi, ona i Lorenzo biegali w pobliżu basenu, który był wtedy lustremnie ska zitelnie czy stej wody, błękit nej i przejrzy stej.Zbliżał się wieczór i Agne se nie miała zupełnie na nic ocho ty.Na wet lód w rożku za pięć tysięcy lirów nie byłby w sta nie po pra wić jej hu mo ru.Za mknęła drew nia ne okien nice i opadła na łóżko.To była na prawdę je dy na rzecz, na jaką miała ochotę.Gdy otworzyła oczy, przez jakąś chwilę zdawało jej się, że znów była dzieckiem.Dochodził ją delikatny, alenieustający szmer, od czasu do czasu jakiś chichot, głosy, które starały się nie robić hałasu, aby jej nie obudzić.Agnese zeszła na dół i zobaczyła wszystkie kobiety przed sobą, co nie zdarzało się już od bardzo dawna: babciaAd ria na, ciot ki Clau dia i Au ro ra, i młoda ko bie ta z wielkim brzu chem, którejw pierw szej chwili nie roz po znała.Potem dostrzegła piegi na policzkach, włosy z rudymi pasemkami zebrane w wysoki koński ogon i zdała sobiesprawę, że tą dziew czyną była ku zyn ka Gilda. Nie wie działyśmy, że cię tu taj za sta nie my, co za nie spo dzian ka powie działa Clau dia, udając za sko cze nie.Giulia pewnie wygadała się babci i oto efekt: jawna inwazja na jej prywatność.Od lat już nie spotykały się tamwszystkie razem, mniej więcej od czasu, kiedy odeszła prababcia Lisa.Agnese, wciąż jeszcze zaspana, nie mogłaode rwać wzro ku od brzu cha swo jej ku zyn ki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
. Nie.Nie mam.Ale bar dzo chciałabym mieć." " "Po tych słowach Michele zastygł i przestał protestować.Nie próbował już się z nią szarpać, nie chwyciłjej za ramię,nie zrobił nic, żeby ją zatrzymać i to sprawiało, że czuła się jeszcze gorzej.Kto wie, może wcale nie kochał jej takbardzo, jak mówił, może była tylko częścią tego idealnego obrazka, który stworzył sobie w głowie: niebrzydkadziew czy na, z którą można upra wiać seks tan trycz ny i kie dyś, w nie da le kiej przyszłości oczy wiście, mieć dzie ci.Do tego obrazka idealnie pasowała także wymarzona posada adiunkta w instytucie socjologii.Raz w tygodniuwyjście na piwo ze starymi znajomymi do pubu Ponte Tazio na Montesacro.Aadne mieszkanko w bogatej dzielnicy.Spo kojne życie, które mogło też być udziałem Agne se.Był tylko jeden szczegół: nie kochała go.Teraz już wiedziała, że zaczepiła się o niego, tylko po to, by mieć kogośprzy so bie.Pod czas gdy pragnęła kogoś in ne go.Agne se była zmu szo na przy znać, że ciot ki miały rację: Miche le był chłopa kiem-pro mem.Na odcinku pomiędzy Rimini i Sant Andrea deszcz ustał i, spoglądając za szybę samochodu, zauważyła przyjazny,dobrze znany krajobraz.Zrobiło się jej przyjemniej.Lubiła te niskie domy mijanych miasteczek, które pojawiały sięjed no za dru gim wzdłuż dro gi.Trud no było zo rien to wać się, gdzie kończyło się jed no i za czy nało dru gie.Białe, świeżo malowane ogrodzenia, pelargonie na parapetach, tablice z ogłoszeniami o festynach na zakończenielata i re kla ma mi tra dy cyjnych pia din.Wszyst ko było czy ste, poukłada ne, uporządko wa ne.W odróżnie niu od tego, co czuła Agne se.Nie mogła uwierzyć, że spotkanie z Lorenzem mogło aż tak bardzo wyprowadzić ją z równowagi.To denerwowałoją jesz cze bar dziej niż fakt, że zna lazł so bie dziew czynę.Spra wił, że stra ciła kon trolę nad wszyst kim.Po zba wił ją wszyst kie go, cze go była dotąd pew na.Lorenzo miał w życiu wiele kobiet, zdążyła się już do tego przyzwyczaić.Ale nigdy nie miał tej jednej jedynej.Dotego pięknej ak tor ki.Przepaść między nimi wydała się jej teraz tak ogromna.To bolało.Marzyła o powrocie do dzieciństwa, do chwilspędzo nych z nim w Ro ma nii, do let nich wa ka cji.Myśl o tym, że w życiu Lorenza pojawiła się kobieta, którą kochał, stawała się nie do zniesienia.Agnese wciąż ichsobie wyobrażała razem, szczególnie ją, jak budzi się u jego boku, przytula do niego, jak jezdzi z nim motocyklem,śmie je się, ko cha&To wszyst ko przy pra wiło ją o bóle brzu cha, ode brało ape tyt, ale przede wszyst kim chęć do życia.Podczas jazdy Agnese miała przed oczami żywy i bolesny obraz wiejskiego kościółka ( Lou ma przepiękny domw San Casciano, budynek dawnego kościoła powiedział jej), do którego wchodzili oni, otoczeni świetlistą poświatą,zmie rzając bez tro sko w stronę swo je go snu o miłości.Ob raz ten zniknął do pie ro wte dy, gdy zna lazła się przed bramą domu.Wyszła z samochodu i zdawało jej się, że na tych polach i łąkach graniczących z morzem czas się zatrzymał.Zielonafarba na okiennicach była odrapana w tych samych miejscach, co zawsze, szyby w oknach zabudowanego balkonu napierwszym piętrze, przekształconego na łazienkę, pożółkły, a wszędzie w powietrzu unosił się zapach kurnika, chociażnie było w nim już kur.Agnese otworzyła drzwi i doszedł ją zapach wilgoci i stęchlizny.Marmurowe schody były takie same, jak pamiętała:stro me, z nierówny mi stop nia mi.Rzuciła walizkę w salonie, gdzie wciąż jeszcze stał stary kineskopowy telewizor, przed którym spędzała z babcią całelet nie popołudnia, przy za mkniętych okien nicach śledząc pa sjo nujące losy bo ha terów Ca pito lu albo Lo ving.W końcu zdecydowała się wejść na górę.Chwyciła się żelaznej poręczy, po której zjeżdżała, będąc małądziew czynką, i po czuła, że bra ku je jej sił.Pokój kie dyś wy da wał jej się większy, wręcz ogrom ny.Aóżko ku zyn ki Gildy stało przy ścia nie, a jej trochę da lej, po prze ciw nej stro nie po ko ju.Agne se po deszła do okna.Drew nia ne okien nice były za klino wa ne i przy otwar ciu tarły o pa ra pet, wy dając zgrzyt.Otworzyła okna zaparowane od nadmiaru wilgocii zobaczyła przed sobą willę, którą w odróżnieniu od ich domu,wyraznie nad gryzł ząb cza su.Wszystkie ściany na górnym piętrze pokryły się nalotem wilgoci, a po okiennicach widać było, że ledwo siętrzymały.Basen przypominał teraz bardziej staw zamieszkały przez zielonkawy muł i mech osadzający się naścia nach.Przypomniała sobie, jak będąc dziećmi, ona i Lorenzo biegali w pobliżu basenu, który był wtedy lustremnie ska zitelnie czy stej wody, błękit nej i przejrzy stej.Zbliżał się wieczór i Agne se nie miała zupełnie na nic ocho ty.Na wet lód w rożku za pięć tysięcy lirów nie byłby w sta nie po pra wić jej hu mo ru.Za mknęła drew nia ne okien nice i opadła na łóżko.To była na prawdę je dy na rzecz, na jaką miała ochotę.Gdy otworzyła oczy, przez jakąś chwilę zdawało jej się, że znów była dzieckiem.Dochodził ją delikatny, alenieustający szmer, od czasu do czasu jakiś chichot, głosy, które starały się nie robić hałasu, aby jej nie obudzić.Agnese zeszła na dół i zobaczyła wszystkie kobiety przed sobą, co nie zdarzało się już od bardzo dawna: babciaAd ria na, ciot ki Clau dia i Au ro ra, i młoda ko bie ta z wielkim brzu chem, którejw pierw szej chwili nie roz po znała.Potem dostrzegła piegi na policzkach, włosy z rudymi pasemkami zebrane w wysoki koński ogon i zdała sobiesprawę, że tą dziew czyną była ku zyn ka Gilda. Nie wie działyśmy, że cię tu taj za sta nie my, co za nie spo dzian ka powie działa Clau dia, udając za sko cze nie.Giulia pewnie wygadała się babci i oto efekt: jawna inwazja na jej prywatność.Od lat już nie spotykały się tamwszystkie razem, mniej więcej od czasu, kiedy odeszła prababcia Lisa.Agnese, wciąż jeszcze zaspana, nie mogłaode rwać wzro ku od brzu cha swo jej ku zyn ki [ Pobierz całość w formacie PDF ]