[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trójwymiarowe zdjęcie napełniło go przerażeniem. Bardzo panów przepraszam.Ja zaraz&  jąkał się. Przepraszam, gdzie mamprzystawić pieczęć? A może w ogóle nie trzeba? Niech pan stawia.Gdziekolwiek.Nieforemny odcisk zajął niemal całą stronę przeznaczoną na wizy. Proszę.Proszę bardzo  paszport w jego brudnych rękach drżał. Czy odprowadzićgdzieś panów? Poniosę bagaże&Fletcher odruchowo zaprzeczył, ale zaraz uśmiechnął się i dodał. Nie trzeba.Mój służący się tym zajmie. Podsunął swój plecak Tłuściochowi. Idziemy. Brodząc po kostki w błocie, przeszli całą długość krzywej uliczki wśród butwiejącychdomów.Dopiero dalej, w murowanej części miasta, pod każdą ze ścian biegł wąski, drewnianychodnik, ułożony z nie heblowanych desek. Zaliczono mnie do arystokracji  mruknął Fletcher, rozglądając się po pustych zaułkach. Ciekawe, czy będą z tego jakieś profity. Ja też chcę być zaliczony do arystokracji  Tłuścioch rzucił plecak pod nogi Fletchera.Znajdzmy lepiej jakiś hotel, bo wyzionę ducha. Hotel? Odpowiada ci Hilton?Richards, ignorując Fletchera, zwrócił się do staruszka. Czy można wynająć tu jakieś pokoje? Tam jest gospoda  Monroe wyciągnął rękę w stronę majaczącej na tle ciemniejszegonieba, poszarpanej ściany budynku. Idzcie prosto tą ulicą, musicie trafić. Idzcie? Ty zostajesz? Moja droga prowadzi dalej.Nie mogę zostać zbyt długo. W takim razie dziękujemy za pomoc  Richards wyciągnął dłoń, ale staruszek niezrozumiał tego gestu.Podniósł rękę do góry i bez słowa ruszył w przeciwnym kierunku. Dziwne& Słyszałeś?  przerwał mi Fletcher. On powiedział gospoda.Zupełne średniowiecze. Słuchaj, dlaczego tu jest tak mało ludzi? Może wcześnie kładą się spać.Chodz, poddamy się miejscowemu zwyczajowi.Z trudem balansując na wąskim i chybotliwym chodniku, mijali coraz większe i bardziejskomplikowane budowle.Ciągnące się na wyższych piętrach mroczne galeryjki, nierówne,jakby przypadkowo rozplanowane krużganki, wykusze i załamania ścian, w szczególny sposóbkontrastowały z błotem na ulicy.Fletcher stanął przed drzwiami, zza których sączył się nikły strumień światła. Wchodzimy?Tłuścioch pchnął ciężkie skrzydło.Wewnątrz, na drewnianych ławach siedziało kilka osóbsmętnie skupionych nad kamionkowymi kuflami.Podeszli do karczmarza czy gospodarzastojącego za szeroką ladą. Można wynająć pokoje?Tamten spoglądał na nich podejrzliwie. No jest coś czy nie?%7ładnej reakcji.Richards rzucił na ladę złotego dolara. Przyjmujesz takie pieniądze?Twarz gospodarza drgnęła.Szybkim ruchem podniósł monetę i sprawdził w zębach. Proszę  jego ukłon był tak głęboki, że włosy prawie zamiotły brudny blat. Proszę nagórę.Zaraz zajmę się bagażami.Ze zręcznością, o którą trudno byłoby go podejrzewać, przeskoczył ladę. Proszę tędy.Bez mrugnięcia okiem podniósł plecaki i radiostację.W ostatniej chwili Fletcher zerwałprzytroczony do jednego z nich pistolet maszynowy. To poniosę sam  uśmiechnął się przepraszająco.Ze szczytu wąskich schodów Tłuścioch spojrzał na pustawą salę.  Cholera, zupełne średniowiecze  mruknął, kręcąc głową.Gospodarz otworzył prawie niewidoczne w pokrytej zaciekami ścianie drzwi. To jeden pokój  przeszedł kilka kroków  a tu drugi.Czy przynieść kolację na górę?Fletcher zaprzeczył ruchem głowy. Jestem zbyt zmęczony na cokolwiek przed snem.Gdzie są klucze od pokoi? Klucze? Jak się je zamyka? Na zasuwę.O tutaj  gospodarz jeszcze raz zgiął się w ukłonie. Gdyby panowie czegośpotrzebowali, wystarczy zawołać.Ja wszystko słyszę&Z przylepionym do twarzy uśmiechem wycofał się na dół. I jak ci się tu podoba?Tłuścioch ziewnął, osłaniając usta ręką. Chyba powinniśmy na zmianę trzymać wartę. Nie przejmuj się, w raporcie napiszemy, że trzymaliśmy.Aha, jeszcze jedno& W razieczego nie strzelaj na oślep, tu są bardzo cienkie ściany.Prawie całą powierzchnię małej klitki zajmował krzywy stół i wielkie łóżko.Pod ścianą, naniewielkiej półce stała olejowa lampa.%7łeby zyskać trochę miejsca, Fletcher rzucił bagaże nastół.Nie zdążył się rozpakować, kiedy ktoś zapukał we framugę.Błyskawicznie sięgnął popistolet i skoczył pod ścianę.Drzwi bezszelestnie otworzyły się i zamknęły, przepuszczającdrobną postać.Fletcher włożył broń do rozbebeszonego plecaka, ale nie dlatego, że stała przednim młoda dziewczyna.A przynajmniej nie tylko dlatego.Przygładził tłustawe włosy, ściągnąłsweter i rzucił się na łóżko.Przez chwilę walczył z butami, potem odwrócił się na wznak iomiótł wzrokiem jej sylwetkę.Dziewczyna była naga. Kim jesteś?  spytał.Położyła się obok, zarzucając mu ręce na szyję. Córką gospodarza.Jej język szybko odnalazł drogę do jego ust.Fletcher mocował się z ubraniem. Macie miłe zwyczaje  szepnął. No chodz  ponagliła.Objął ją z całej siły.Jego oddech stawał się coraz szybszy i coraz bardziej urywany. Co, już?  wyrwało się dziewczynie po chwili.Fletcher, wściekły, odwrócił się na drugi bok. Do cholery, nie robiłem tego od dobrych paruset lat [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl