[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dobrodziej zapraszał go do siebie, na plebanię, to mu rzekł:— Z narodem mi ostać, nie na pokojach moje miejsce.— Miarkują też wszyscy, że nie musi być z chłopskiego stanu, choć mówi jak wszystkie, i nauczny jest; jakże, z Żydem gadał po niemiecku, a we dworze w Drzazgowej — to z panienką, co była la zdrowia w ciepłych krajach, też rozmówił się po zagranicznemu.a od nikogo nic nie weźmie, tyle co tę kapkę mleka i kromkę chleba, a i za to jeszcze dzieci uczy.powiedają.— ale Kłębowa urwała z nagła, bo dziewczyny buchnęły śmiechem i aż się pokładały.Śmieli się z Kuby, któren niósł w płachcie kapustę i pchnięty przez kogoś, przewrócił się na środku jak długi, aż się kapusta rozleciała po izbie, a on wstawał z trudem i co się już zebrał na czworaki, to padał znowu, bo go popychali.Józia go obroniła i pomogła wstać, ale też pomstował, pomstował.I z wolna rozmowa przeszła na co innego.Wszystkie mówiły z cicha, a gwar się czynił jakoby w ulu przed wyrojem, a śmiechy szły, a przekpiwania i uciecha taka, że ino oczy się iskrzyły i gęby śmiały, a robota szła chybcikiem, ino trzaskały noże o głąby, a główki jako te kule raz wraz padały na płachtę i stożyły się w coraz większą kupę.Antek zaś szatkował nad wielkim cebrem przy kominie; rozdziany był, że ostał ino w koszuli i w portkach pasiatych z wełniakowego sukna, rozczerwienił się, łeb mu się rozwichrzył i pot gęsto pokrył mu czoło; tęgo robił, ale śmiał się cięgiem i przekpiwał, a taki był urodny, że Jagna jak w obraz poglądała, a i nie ona jedna tylko.a on przystawał, żeby odetchnąć, i wesołym wzrokiem tak patrzał na nią, aż spuszczała oczy i czerwieniła się.Ale nikt tego nie widział prócz Jagustynki, a i ta udawała, że nie patrzy, jeno sobie w głowie układała, jak to opowiedzieć na wsi.— Marcycha pono zległa, wiecie to? — zaczęła Kłębowa.— Nie nowina to jej, co roku se to robi.— Baba jak tur, to jej dzieciak krew odciąga od głowy — mruknęła Jagustynka i chciała dalej coś o tym rzec, ale ją zgromiły drugie, że to o takich rzeczach mówi przy dzieuchach.— Wiedzą one i o lepszych, nie bójta się.Teraz nastał czas taki, że już i gęsiarce nie mówią o bocianie, bo się w oczy roześmieje.nie tak to przódzi bywało, nie.— No, wyście ta już wszystko wiedzieli jeszcze za bydłem.— rzekła poważnie stara Wawrzonowa — a bo to nie baczę, coście wyprawiali na pastwiskach.— Kiedy baczycie, to i ostawcie la siebie! — zakrzyknęła ostro Jagustynka.— Byłam już za chłopem.za Mateuszem, widzi mi się.nie, za Michałem, tak, bo juści Wawrzon był trzeci.— mruczała nie mogąc utrafić.— Ale, siedzita i nie wiecie, co się stało! — zawołała wpadając zadyszana Nastusia Gołębianka, Mateusza siostra.Podniosły się ciekawe zapytania ze wszystkich stron i wszystkie oczy spoczęły na niej.— A to młynarzowi ukradli konie!— Kiedy?— Ze trzy pacierze temu.Dopiero co Jankiel mówił Mateuszowi.— Jankiel ta wie wszystko zaraz, a może i nieco przódzi.— Takie konie, kiej te hamany!— Ze stajni wyprowadziły.Parobek poszedł do młyna po obrok, wraca, a tu już ni koni, ni uprzęży nie ma, a pies w budzie struty, no!— Na zimę idzie, to się już różności zaczynają.— A bo kary na złodziejów nie ma żadnej.Hale, dużo mu zrobią, wsadzą do kryminału, dadzą jeść, w cieple się wysiedzi, z kolegami wypraktykuje, że kiej go puszczą, to jeszcze lepszy jest złodziej, bo nauczny.— Gdyby tak mnie konia wyprowadzili, a złapałbym, to bym ubił na miejscu jak psa wściekłego! — wykrzyknął jeden z parobków.— A bo ino tego by wartał taki człowiek, bo ino głupie szukają sprawiedliwości we świecie.Kużden ma prawo dochodzić swojej krzywdy.— Złapać takiego i całą kupą choćby zabić, to i kary nie ma, bo wszystkich to by karali?— Baczę.zrobili tak u nas.zaraz, za drugim chłopem już byłam.nie, widzi mi się, że jeszcze za Mateuszem.Ale te wywody przerwał Boryna wchodząc do izby.— Tak se na ucho gadacie, aże po drugiej stronie stawu słychać! — zawołał wesoło, czapkę zdjął i witał się ze wszystkimi po kolei.Musiał mieć już w głowie, bo czerwony był jak ćwik, kapotę rozpuścił i głośno a dużo gadał, czego zwyczajny nie był [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Dobrodziej zapraszał go do siebie, na plebanię, to mu rzekł:— Z narodem mi ostać, nie na pokojach moje miejsce.— Miarkują też wszyscy, że nie musi być z chłopskiego stanu, choć mówi jak wszystkie, i nauczny jest; jakże, z Żydem gadał po niemiecku, a we dworze w Drzazgowej — to z panienką, co była la zdrowia w ciepłych krajach, też rozmówił się po zagranicznemu.a od nikogo nic nie weźmie, tyle co tę kapkę mleka i kromkę chleba, a i za to jeszcze dzieci uczy.powiedają.— ale Kłębowa urwała z nagła, bo dziewczyny buchnęły śmiechem i aż się pokładały.Śmieli się z Kuby, któren niósł w płachcie kapustę i pchnięty przez kogoś, przewrócił się na środku jak długi, aż się kapusta rozleciała po izbie, a on wstawał z trudem i co się już zebrał na czworaki, to padał znowu, bo go popychali.Józia go obroniła i pomogła wstać, ale też pomstował, pomstował.I z wolna rozmowa przeszła na co innego.Wszystkie mówiły z cicha, a gwar się czynił jakoby w ulu przed wyrojem, a śmiechy szły, a przekpiwania i uciecha taka, że ino oczy się iskrzyły i gęby śmiały, a robota szła chybcikiem, ino trzaskały noże o głąby, a główki jako te kule raz wraz padały na płachtę i stożyły się w coraz większą kupę.Antek zaś szatkował nad wielkim cebrem przy kominie; rozdziany był, że ostał ino w koszuli i w portkach pasiatych z wełniakowego sukna, rozczerwienił się, łeb mu się rozwichrzył i pot gęsto pokrył mu czoło; tęgo robił, ale śmiał się cięgiem i przekpiwał, a taki był urodny, że Jagna jak w obraz poglądała, a i nie ona jedna tylko.a on przystawał, żeby odetchnąć, i wesołym wzrokiem tak patrzał na nią, aż spuszczała oczy i czerwieniła się.Ale nikt tego nie widział prócz Jagustynki, a i ta udawała, że nie patrzy, jeno sobie w głowie układała, jak to opowiedzieć na wsi.— Marcycha pono zległa, wiecie to? — zaczęła Kłębowa.— Nie nowina to jej, co roku se to robi.— Baba jak tur, to jej dzieciak krew odciąga od głowy — mruknęła Jagustynka i chciała dalej coś o tym rzec, ale ją zgromiły drugie, że to o takich rzeczach mówi przy dzieuchach.— Wiedzą one i o lepszych, nie bójta się.Teraz nastał czas taki, że już i gęsiarce nie mówią o bocianie, bo się w oczy roześmieje.nie tak to przódzi bywało, nie.— No, wyście ta już wszystko wiedzieli jeszcze za bydłem.— rzekła poważnie stara Wawrzonowa — a bo to nie baczę, coście wyprawiali na pastwiskach.— Kiedy baczycie, to i ostawcie la siebie! — zakrzyknęła ostro Jagustynka.— Byłam już za chłopem.za Mateuszem, widzi mi się.nie, za Michałem, tak, bo juści Wawrzon był trzeci.— mruczała nie mogąc utrafić.— Ale, siedzita i nie wiecie, co się stało! — zawołała wpadając zadyszana Nastusia Gołębianka, Mateusza siostra.Podniosły się ciekawe zapytania ze wszystkich stron i wszystkie oczy spoczęły na niej.— A to młynarzowi ukradli konie!— Kiedy?— Ze trzy pacierze temu.Dopiero co Jankiel mówił Mateuszowi.— Jankiel ta wie wszystko zaraz, a może i nieco przódzi.— Takie konie, kiej te hamany!— Ze stajni wyprowadziły.Parobek poszedł do młyna po obrok, wraca, a tu już ni koni, ni uprzęży nie ma, a pies w budzie struty, no!— Na zimę idzie, to się już różności zaczynają.— A bo kary na złodziejów nie ma żadnej.Hale, dużo mu zrobią, wsadzą do kryminału, dadzą jeść, w cieple się wysiedzi, z kolegami wypraktykuje, że kiej go puszczą, to jeszcze lepszy jest złodziej, bo nauczny.— Gdyby tak mnie konia wyprowadzili, a złapałbym, to bym ubił na miejscu jak psa wściekłego! — wykrzyknął jeden z parobków.— A bo ino tego by wartał taki człowiek, bo ino głupie szukają sprawiedliwości we świecie.Kużden ma prawo dochodzić swojej krzywdy.— Złapać takiego i całą kupą choćby zabić, to i kary nie ma, bo wszystkich to by karali?— Baczę.zrobili tak u nas.zaraz, za drugim chłopem już byłam.nie, widzi mi się, że jeszcze za Mateuszem.Ale te wywody przerwał Boryna wchodząc do izby.— Tak se na ucho gadacie, aże po drugiej stronie stawu słychać! — zawołał wesoło, czapkę zdjął i witał się ze wszystkimi po kolei.Musiał mieć już w głowie, bo czerwony był jak ćwik, kapotę rozpuścił i głośno a dużo gadał, czego zwyczajny nie był [ Pobierz całość w formacie PDF ]