[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko bardziej.Merry zachichotał, kręcąc głową.- „Tylko bardziej”? - Powtórzył.- Dokładnie tak, mój drogi.Obydwaj spojrzeli w stronę wrót, za którymi czas jakiś temu zniknął Boromir.Człowiek obiecał, że nigdzie daleko nie odejdzie.Chciał być sam, uszanowali więc jego życzenie, choć woleli, by nie oddalał się samotnie.Ale cóż było zrobić.Nie mogli chodzić za nim jak cienie i pilnować go na każdym kroku.Obserwowali tylko, w którą stronę poszedł.Jego cień przesunął się za szpalerem drzew, w prawą stronę, by zniknąć za skałą.A wszystko zaczęło się tak niewinnie.Przy „śniadaniu” opowiedzieli mu, na jego własną prośbę zresztą, szczegóły porwania przez Grisznaka.Wcześniej, jakoś nie było okazji, by o tym porozmawiać.Boromir wiedział tylko, że Grisznak wyniósł ich z obozu, potem zginął stratowany przez rohańskiego wierzchowca, a oni wrócili.Dziś Gondorczyk spytał o szczegóły, a oni zadowoleni z możliwości opowiedzenia takiej barwnej historii, zaczęli odgrywać rozmowę z orkiem, przerywając sobie nawzajem i uzupełniając fakty.Nawet nie przypuszczali, że ta historia tak Boromira poruszy.Kiedy doszli do targowania się o Pierścień, przestał zadawać pytania i zacisnął dłonie na kamiennym blacie.W pierwszej chwili nie zauważyli jego reakcji, przejęci opowiadaniem.Dopiero po chwili dostrzegli wyraz jego twarzy.Trochę ich to ostudziło, dali więc spokój wiernemu przytaczaniu rozmowy i przeszli do opisu nocnej wędrówki po okolicach obozu.Prawie na nich nakrzyczał, że ryzykowali dla niego życie.A kiedy zaczęli mu tłumaczyć, że przecież inaczej nie mogli, że Drużyna to w zasadzie tak jak rodzina, wstał, przeprosił i powiedział, że musi się przejść.Sam.Było to już czas jakiś temu.- Myślisz, że powinniśmy pójść i poszukać go? - zapytał Pippin- Myślę, że nie.Lepiej, żeby nie czuł się pilnowany.Dajmy mu jeszcze trochę czasu.Powinien już niedługo wrócić.- A jeśli nie wróci?- To pójdziemy go poszukać - zgodził się Merry- A nie możemy pójść już teraz? - drążył niespokojny Tuk.- Pip, nie możemy go niańczyć.On też musi pobyć trochę sam, żeby dojść ze sobą do ładu.- On nie powinien być sam - Pippin pokręcił głową.- Jeszcze nie teraz, w każdym razie.Boję się o niego, Merry.Straciliśmy Gandalfa, nie chcę stracić następnego towarzysza z Drużyny.- Ja też nie.- Dlatego właśnie - oznajmił Pippin wstając energicznie - zamierzam przejść się po okolicy, celem tego no.zaczerpnięcia świeżego powietrza i prawdopodobnie zupełnie przypadkowo wpadnę na naszego przyjaciela.W końcu nie można odpowiadać za zbiegi okoliczności, nieprawdaż?- No cóż, nie zamierzam cię powstrzymywać, bo wiem, że i tak to nic nie da.- Rozsądny z ciebie hobbit.- Wiem.I w ramach rozsądnych zajęć ja także wyjdę na zewnątrz, tyle, że w odróżnieniu od ciebie cel mojej przechadzki będzie wyłącznie krajoznawczy.- Mhm.Jasne.Merry narzucił na ramiona płaszcz i wyszedł przed próg.Już od pewnego czasu wzbierała w nim chętka na spacer, zamierzał skorzystać z tego, że jeszcze nie pada.Od wczoraj deszcz wisiał w powietrzu, dziś jednak wydawał się nieunikniony.Wiał silny, przenikliwy wiatr, więc hobbit otulił się szczelniej płaszczem i ruszył w lewo, ścieżką ku jeziorku.Pippin natomiast skręcił w prawo, w kierunku, w którym poszedł Boromir.Merry rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegoś enta, ale w zasięgu wzroku nie było nikogo.Ścieżka wiła się jak wąż, obiegała jeziorko, a potem odbijała w bok i zawracała, zygzakami pnąc się w górę zbocza Methedrasu.Merry szedł powoli, rozglądając się ciekawie, aż doszedł do poziomego tarasu.Było tu całkiem zacisznie, bo skalna ściana osłaniała to miejsce przed wiatrem.Hobbit, dla lepszego widoku, postanowił wdrapać się na jeden z zielonkawych głazów.Podciągnął się w górę i zamarł.Serce mu zabiło.Przed nim siedział Boromir, obejmując kolana ramionami.Człowiek wyglądał na równie zaskoczonego.No świetnie, oczywiście to ja musiałem na niego wpaść.Teraz pomyśli, ze go szpieguję i łażę za nim, nie dając mu spokoju.Skąd on się tu wziął, przecież skręcił w przeciwnym kierunku.I jak w ogóle zdołał tu wejść, w jego stanie.- Myślałem, że poszedłeś w stronę Zaklętej Kotliny - powiedział Merry nieśmiało.Czuł się okropnie niezręcznie.Nie wiedział, czy ma odejść, czy przysiąść się.- Owszem, ale tam okropnie wiało od lasu - odparł Boromir - więc zawróciłem tutaj.I tak, wiem, to zbyt forsowne podejście jak na moją nogę.Merry uśmiechnął się.- Wcale nie zamierzałem tego mówić.- Ale o tym pomyślałeś - odparł Boromir i poklepał skałę obok siebie, zapraszając Merry’ego do zajęcia miejsca przy nim.Hobbit westchnął w duchu i przysiadł się od razu, nie chcąc pokazać po sobie wahania.- Obawiam się, że Pippin cię szuka - ostrzegł.Boromir jęknął cicho.- Powinniśmy stąd niedługo zejść, żeby się nie denerwował - dodał Merry, zerkając w górę, na twarz człowieka.Boromir pokiwał głową, ale się nie ruszył.I siedzieli tak, w milczeniu, jeden obok drugiego, patrząc na ciemną plamę lasu.Merry przez chwilę walczył ze sobą, ale pytanie to nie dawało mu spokoju.W końcu nie wytrzymał:- Myślisz, że nic im nie jest? - szepnął.- Że są bezpieczni, cała piątka?Boromir spojrzał na niego, a potem oparł głowę o skałę za plecami.- Mam taką nadzieję - odparł.- Wciąż o tym myślę - ciągnął Merry - Czy aby na pewno udało im się uciec, czy nikomu nic się nie stało.- Myślę, że są w drodze do Mordoru - powiedział Boromir w zadumie.- Naprawdę? A jeśli orkowie ich też dopadli?- Nie sądzę - Boromir pokręcił głową.- Też długo nad tym myślałem, wszystko wskazuje na to, że tylko my trzej wpadliśmy na orków na Parth Galen.- A skąd ta pewność?- Orkowie mieli rozkaz brać niziołki i ludzi żywcem, pamiętasz co mówili Ugluk i Grisznak? Złapali tylko nas trzech.I nic nie wspominali o innych.Wygląda na to, że tylko nas widzieli, bo nawet nie próbowali zapolować w okolicy.Po prostu zgarnęli ciebie, Pippina i mnie i ruszyli w drogę.Chyba im nawet do głowy nie przyszło, że jest nas więcej.Zwłaszcza, kiedy nikt nie przybył na zew Rogu.- No, a jeśli Frodo i reszta wpadli na jakąś inną bandę?- Mało prawdopodobne.Myślę, że tam, na Parth Galen, my trzej mieliśmy rzadką okazję spotkać się ze wszystkimi orkami z okolicy - Boromir uśmiechnął się krzywo.- Poznaliśmy reprezentację z Mordoru, z Isengardu i z Morii.- Z Morii też? - zdziwił się Merry.- Tak.Pamiętasz te małe, pokrzywione pokraki w pordzewiałych kolczugach?Merry pokiwał głową.- Usłyszałem raz jak się domagali naszych głów - ciągnął Boromir.- Wrzeszczeli, że nie po to szli taki kawał drogi z Morii, by pomścić kamratów, żeby teraz Ugluk zgarnął wszystko dla siebie.Wszystko czyli nas.Gdyby wiedzieli, że tam, nad Anduiną jeszcze ktoś jest, nie poszliby z Uglukiem, tylko zrobili obławę.A skoro te trzy bandy ruszyły razem przez stepy Rohanu oznaczało to, że nie mieli już nic do załatwienia w okolicy.Innymi słowy: gdyby którykolwiek z orków zabił albo pojmał naszych towarzyszy, wiedzielibyśmy o tym.- A jeśli jakieś niedobitki zostały nad rzeką i zaatakowały naszych? - Merry nie dawał za wygraną [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl