[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pokwadransie odzyskała normalne barwy.Po śmierci pana Stanisława cała robota spadła na Jerzego.Drugiego dobrego zarządcy nieznalazł i dzień pracy trwał mu od piątej rano do północy.Iwonie wychodziło podobnie.Wytrzymali przeszło dwa lata, po czym moje dziecko wróciło do własnego zawodu.Moja matka znów mi zaczęła robić kanadyjskie sztuki.Znów ją to dziecko miało zapomnieć,znów chodziły po niej drzewa nad jeziorem Teresy, znów produkty jadalne znajdowały się tylko wKanadzie.Wybierałam się do Kanady, owszem, ale nieco pózniej, na kongres IBC Cambridge, niemogłam jezdzić co chwila.Tak szaleńczo jednak pragnęła się tam znalezć, że nawet gotowa byłajechać sama. Ale jak mam jechać, to w czerwcu powiedziała do mnie. Pózniej nie jadę.Był koniec maja, już po dwudziestym piątym. Czy ty sobie nie zdajesz sprawy, w jakim kraju żyjesz? spytałam z rozgoryczeniem.Jakim cudem ja ci to mam załatwić przez miesiąc?!Moja matka nie wiedziała, jakim cudem, ale jechać chciała bezgranicznie i cześć.Zadzwoniłam do Teresy, zaproszenie przyleciało w ciągu trzech dni, przysłane człowiekiem.Teresa usiłowała protestować, bo parę miesięcy wcześniej Tadeusz miał wylew, który zagroziłoku, wyszedł z tego, ale wymagał opieki, próbowała przestawić swoją siostrę na jakąś inną porę,może na przyszły rok.Nie kryłam stanu mojej matki i chyba otwarcie powiedziałam, że wprzyszłym roku ona może być już niezdolna do żadnych podróży.Na dobrą sprawę którąś z nichmusiałam poświecić, albo moją matkę, albo Teresę, zdecydowałam się na Teresę.I dokopałam jejpotężnie.Zwięcie przekonana o beznadziejności wysiłków, zaczęłam załatwiać, żeby sobie nie mieć nicdo wyrzucenia.I nastąpiło coś nieprawdopodobnego.Paszport mojej matki wyrwałam z biura paszportowego już po zamknięciu okienka, co się nigdynie zdarza.W ambasadzie kanadyjskiej stałam godzinę, podczas gdy normalnie ludność koczowałatam po trzy dni. Jakoś dziwnie mało ludzi dzisiaj poinformował mnie cieć w drzwiach.W LOCIE nie było nikogo.Samotna panienka siedziała w rezerwacji, samotna panienka w kasiebiletowej.Dowiedziałam się, że jest jeszcze kilka miejsc na dwudziestego czwartego czerwca,mogę kupić bilety.Nie miałam przy sobie sześciu milionów, tyle to wtedy kosztowało, panienka wrezerwacji poradziła, żeby wypisać bilet, zostawić i jechać po pieniądze, w ten sposób będę jużmiała miejsce zapewnione.Poszłam za jej radą, obróciłam w pół godziny.W LOCIE kłębił się tłumdziki, wszystkie panienki były oblężone, przedarłam się do lady i wypisany bilet odebrałam bezkolejki.W banku znalazłam się w piątek, ujrzałam ogon na trzy godziny stania, jeśli nie lepiej,przypadkiem dowiedziałam się, że nazajutrz wypada pracująca sobota.Przyjechałam w sobotę,spędziłam w tym banku dziesięć minut, wyszłam z pieniędzmi i zezwoleniem na wywóz.Nic ztego nie mogłam zrozumieć, co się dzieje, na litość boską?! Tajemnicza siła załatwia wyjazd mojejmatki!Odleciała dwudziestego czwartego czerwca, akurat w sam dzień imienin.Zrobiłam, co mogłam,pięć stewardess było nią zajęte, bagażowy chodził koło niej jak koło śmierdzącego jajka, obcychłopak zobowiązał się do pilnowania jej bagażu w Montrealu i zobowiązania dotrzymał.Miałamnadzieję, że poleci luksusowo.Chwilę przedtem, kiedy siedziała jeszcze w hali odlotów, powiedziała do mnie: Moja córko, ja ci bardzo dziękuję.Przeraziłam się, co jej znowu zrobiłam złego, święcipańscy?! O co chodzi? spytałam podejrzliwie. Co się znów stało? Coś jest nie w porządku?Przecież chciałaś lecieć! Nic się nie stało, chciałam lecieć i bardzo ci dziękuję.Zgłupiałam do reszty i nie mogłam zrozumieć, co ona do mnie mówi.Zrobiłam, jak chciała,załatwiłam wszystko, leci, gdzie to jakieś moje przestępstwo& ?! To jest najpiękniejszy prezent imieninowy, jaki w życiu dostałam powiedziała mojamatka uroczyście. I naprawdę jestem ci bardzo wdzięczna.Z dużym trudem i nie od razu zdołałam uwierzyć, że raz wreszcie udało mi się własną matkęuszczęśliwić.Po wszystkich minionych latach straciłam nadzieję na taki sukces.W dodatkudostałam potem od niej z Kanady list, w którym nie było żadnych okropności, wręcz przeciwnie,zawierał same wyrazy pogody i zadowolenia.Czytałam go ze śmiertelnym zdumieniem izastanawiałam się, jak też Teresa to przetrzymuje.Teresa powiedziała pózniej, że odpracowała jeden z najgorszych okresów życia, wliczając w tonawet lata wojny&Następnie poleciałam na ten kongres IBC do Toronto.Za długo już podróżowałam normalnie i coś się musiało przytrafić.Leciałam SAS em i odtamtego czasu SAS em nie latam, zanim polecę ponownie odczekam kilka lat z nadzieją, że o mniezapomną.W drodze powrotnej uciekłam im z samolotu.W tamtą stronę jednakże było znacznie śmieszniej.Międzylądowanie nastąpiło w Kopenhadze,zmienialiśmy samolot.Czekałam sobie spokojnie, chociaż pora odlotu mijała, spózniali się jakoś,aż przyszedł facet i grzecznie spytał, czy zgodzę się lecieć następnym samolotem, bo zepsuł siękomputer i nie mogą sobie dać rady.Zwrócą mi za to dwieście dolarów.Dwieście dolarów też pieniądz.Zastanowiłam się nad sytuacją, która wyglądała następująco:Robert akurat zmieniał mieszkanie.Nie znałam jeszcze ani jego nowego adresu, ani numerutelefonu.Uzgodnione było, że wyjedzie po mnie na lotnisko w Toronto, lecę SAS em, godzinawiadoma.Jeśli się spóznię, mogą nastąpić komplikacje, bo kongres zaczyna się dopiero za trzy dni.Zgodziłam się jednak na tę zmianę, poprosiłam tylko z naciskiem, żeby we właściwej chwilipuścili przez głośnik informację dla niego, niech go wezwą do okienka i wytłumaczą, czym lecę.Ależ oczywiście, wezwą, nie ma sprawy.Godzina nie minęła, kiedy znów przylecieli i powiedzieli, że mam doskonały samolot już, odrazu, ale przez Londyn.Nie robiło mi to wielkiej różnicy, proszę bardzo, mogłam lecieć przezLondyn.W Londynie znalazłam się wcześniej niż wiadomość o mnie i panienka w odprawiepuściła najpierw pasażerów do Tokio.Po czym okazało się, że na samolot do Toronto już niezdążę, choćby się wszyscy skichali, bo trzeba jechać na inny terminal.Spytano mnie, czykoniecznie muszę lecieć dzisiaj, uparłam się, że tak.No więc dobrze, mogę dzisiaj, ale do Bostonu.Pomyślałam, że w każdym razie znajdę się już po drugiej stronie Atlantyku i wyraziłam zgodęna Boston.Zaczęło mnie ciekawić, co mi zaproponują w Bostonie, Jokohamę czy Vancouver.JeśliVancouver, lecę, przynajmniej będę już w Kanadzie.Miałam jeszcze tyle rozumu, żeby się w samolocie rozebrać.Pozdejmowałam z siebie, comogłam, wysiadłam boso, w jednej spódnicy i bluzce, bo już wiedziałam, co mnie czeka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Pokwadransie odzyskała normalne barwy.Po śmierci pana Stanisława cała robota spadła na Jerzego.Drugiego dobrego zarządcy nieznalazł i dzień pracy trwał mu od piątej rano do północy.Iwonie wychodziło podobnie.Wytrzymali przeszło dwa lata, po czym moje dziecko wróciło do własnego zawodu.Moja matka znów mi zaczęła robić kanadyjskie sztuki.Znów ją to dziecko miało zapomnieć,znów chodziły po niej drzewa nad jeziorem Teresy, znów produkty jadalne znajdowały się tylko wKanadzie.Wybierałam się do Kanady, owszem, ale nieco pózniej, na kongres IBC Cambridge, niemogłam jezdzić co chwila.Tak szaleńczo jednak pragnęła się tam znalezć, że nawet gotowa byłajechać sama. Ale jak mam jechać, to w czerwcu powiedziała do mnie. Pózniej nie jadę.Był koniec maja, już po dwudziestym piątym. Czy ty sobie nie zdajesz sprawy, w jakim kraju żyjesz? spytałam z rozgoryczeniem.Jakim cudem ja ci to mam załatwić przez miesiąc?!Moja matka nie wiedziała, jakim cudem, ale jechać chciała bezgranicznie i cześć.Zadzwoniłam do Teresy, zaproszenie przyleciało w ciągu trzech dni, przysłane człowiekiem.Teresa usiłowała protestować, bo parę miesięcy wcześniej Tadeusz miał wylew, który zagroziłoku, wyszedł z tego, ale wymagał opieki, próbowała przestawić swoją siostrę na jakąś inną porę,może na przyszły rok.Nie kryłam stanu mojej matki i chyba otwarcie powiedziałam, że wprzyszłym roku ona może być już niezdolna do żadnych podróży.Na dobrą sprawę którąś z nichmusiałam poświecić, albo moją matkę, albo Teresę, zdecydowałam się na Teresę.I dokopałam jejpotężnie.Zwięcie przekonana o beznadziejności wysiłków, zaczęłam załatwiać, żeby sobie nie mieć nicdo wyrzucenia.I nastąpiło coś nieprawdopodobnego.Paszport mojej matki wyrwałam z biura paszportowego już po zamknięciu okienka, co się nigdynie zdarza.W ambasadzie kanadyjskiej stałam godzinę, podczas gdy normalnie ludność koczowałatam po trzy dni. Jakoś dziwnie mało ludzi dzisiaj poinformował mnie cieć w drzwiach.W LOCIE nie było nikogo.Samotna panienka siedziała w rezerwacji, samotna panienka w kasiebiletowej.Dowiedziałam się, że jest jeszcze kilka miejsc na dwudziestego czwartego czerwca,mogę kupić bilety.Nie miałam przy sobie sześciu milionów, tyle to wtedy kosztowało, panienka wrezerwacji poradziła, żeby wypisać bilet, zostawić i jechać po pieniądze, w ten sposób będę jużmiała miejsce zapewnione.Poszłam za jej radą, obróciłam w pół godziny.W LOCIE kłębił się tłumdziki, wszystkie panienki były oblężone, przedarłam się do lady i wypisany bilet odebrałam bezkolejki.W banku znalazłam się w piątek, ujrzałam ogon na trzy godziny stania, jeśli nie lepiej,przypadkiem dowiedziałam się, że nazajutrz wypada pracująca sobota.Przyjechałam w sobotę,spędziłam w tym banku dziesięć minut, wyszłam z pieniędzmi i zezwoleniem na wywóz.Nic ztego nie mogłam zrozumieć, co się dzieje, na litość boską?! Tajemnicza siła załatwia wyjazd mojejmatki!Odleciała dwudziestego czwartego czerwca, akurat w sam dzień imienin.Zrobiłam, co mogłam,pięć stewardess było nią zajęte, bagażowy chodził koło niej jak koło śmierdzącego jajka, obcychłopak zobowiązał się do pilnowania jej bagażu w Montrealu i zobowiązania dotrzymał.Miałamnadzieję, że poleci luksusowo.Chwilę przedtem, kiedy siedziała jeszcze w hali odlotów, powiedziała do mnie: Moja córko, ja ci bardzo dziękuję.Przeraziłam się, co jej znowu zrobiłam złego, święcipańscy?! O co chodzi? spytałam podejrzliwie. Co się znów stało? Coś jest nie w porządku?Przecież chciałaś lecieć! Nic się nie stało, chciałam lecieć i bardzo ci dziękuję.Zgłupiałam do reszty i nie mogłam zrozumieć, co ona do mnie mówi.Zrobiłam, jak chciała,załatwiłam wszystko, leci, gdzie to jakieś moje przestępstwo& ?! To jest najpiękniejszy prezent imieninowy, jaki w życiu dostałam powiedziała mojamatka uroczyście. I naprawdę jestem ci bardzo wdzięczna.Z dużym trudem i nie od razu zdołałam uwierzyć, że raz wreszcie udało mi się własną matkęuszczęśliwić.Po wszystkich minionych latach straciłam nadzieję na taki sukces.W dodatkudostałam potem od niej z Kanady list, w którym nie było żadnych okropności, wręcz przeciwnie,zawierał same wyrazy pogody i zadowolenia.Czytałam go ze śmiertelnym zdumieniem izastanawiałam się, jak też Teresa to przetrzymuje.Teresa powiedziała pózniej, że odpracowała jeden z najgorszych okresów życia, wliczając w tonawet lata wojny&Następnie poleciałam na ten kongres IBC do Toronto.Za długo już podróżowałam normalnie i coś się musiało przytrafić.Leciałam SAS em i odtamtego czasu SAS em nie latam, zanim polecę ponownie odczekam kilka lat z nadzieją, że o mniezapomną.W drodze powrotnej uciekłam im z samolotu.W tamtą stronę jednakże było znacznie śmieszniej.Międzylądowanie nastąpiło w Kopenhadze,zmienialiśmy samolot.Czekałam sobie spokojnie, chociaż pora odlotu mijała, spózniali się jakoś,aż przyszedł facet i grzecznie spytał, czy zgodzę się lecieć następnym samolotem, bo zepsuł siękomputer i nie mogą sobie dać rady.Zwrócą mi za to dwieście dolarów.Dwieście dolarów też pieniądz.Zastanowiłam się nad sytuacją, która wyglądała następująco:Robert akurat zmieniał mieszkanie.Nie znałam jeszcze ani jego nowego adresu, ani numerutelefonu.Uzgodnione było, że wyjedzie po mnie na lotnisko w Toronto, lecę SAS em, godzinawiadoma.Jeśli się spóznię, mogą nastąpić komplikacje, bo kongres zaczyna się dopiero za trzy dni.Zgodziłam się jednak na tę zmianę, poprosiłam tylko z naciskiem, żeby we właściwej chwilipuścili przez głośnik informację dla niego, niech go wezwą do okienka i wytłumaczą, czym lecę.Ależ oczywiście, wezwą, nie ma sprawy.Godzina nie minęła, kiedy znów przylecieli i powiedzieli, że mam doskonały samolot już, odrazu, ale przez Londyn.Nie robiło mi to wielkiej różnicy, proszę bardzo, mogłam lecieć przezLondyn.W Londynie znalazłam się wcześniej niż wiadomość o mnie i panienka w odprawiepuściła najpierw pasażerów do Tokio.Po czym okazało się, że na samolot do Toronto już niezdążę, choćby się wszyscy skichali, bo trzeba jechać na inny terminal.Spytano mnie, czykoniecznie muszę lecieć dzisiaj, uparłam się, że tak.No więc dobrze, mogę dzisiaj, ale do Bostonu.Pomyślałam, że w każdym razie znajdę się już po drugiej stronie Atlantyku i wyraziłam zgodęna Boston.Zaczęło mnie ciekawić, co mi zaproponują w Bostonie, Jokohamę czy Vancouver.JeśliVancouver, lecę, przynajmniej będę już w Kanadzie.Miałam jeszcze tyle rozumu, żeby się w samolocie rozebrać.Pozdejmowałam z siebie, comogłam, wysiadłam boso, w jednej spódnicy i bluzce, bo już wiedziałam, co mnie czeka [ Pobierz całość w formacie PDF ]