[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Oczywiście! - zawołała Petra i pobiegła do Calli.A dla mnie to po prostu zagadka, do dziś.Głaszczę Petrę po ramieniu.Petra wzdrygnęła się.Znów zaczyna cicho płakać i pojękiwać.Spoglądam tam, gdzie leży tato.Nie ma go.Wstaję, jak na moją obecną kondycję wyjątkowo szybko i rozglądam się dookoła.Nikogo, czyli tato poszedł sobie.Czyli jestem palantem.Dałem mu odejść.Czy Calli zdążyła zejść już na dół? Nie mam pojęcia, ile czasu minęło.Calli jest szybka, szybsza ode mnie, ale czy da radę sprowadzić pomoc, zanim tato ją dogoni? Nie wiadomo.A może tato jest gdzieś tutaj, czai się gdzieś wśród drzew i czeka na dogodny moment, żeby rzucić się na mnie.Wykończyć mnie i Petrę.Trochę mi wstyd, że mam takie myśli o własnym ojcu.Ale to on złamał mi nos, a Petra leży tu ledwo żywa.Wcale już nie czuję się duży i silny.Prawie słyszę szyderczy śmiech taty:- No co ci jest, Ben? Ale z ciebie wielki bohater! Ryczysz jak baba!Bo, faktycznie, ryczę.Policzki mam mokrzusieńkie.Co będzie, jeśli tato dogonił Calli?A przecież to ja, osobiście, kazałem jej biec na dół.I co mam teraz zrobić? Pilnować Petry czy zostawić ją i samemu lecieć po pomoc? Co mam zrobić?! Mam dopiero dwanaście lat, nie potrafię podejmować takich trudnych decyzji.Co zrobiłaby teraz mama? Siadam na ziemi obok Petry, opieram się plecami o duży kamień i zastanawiam się.Co zrobiłaby teraz mama, ale nie taka mama, jak wtedy, kiedy tato jest w domu.Taka mama, jak taty nie ma.Taka, która kiedyś własnoręcznie ogłuszyła parasolką nietoperza, co wlazł przez komin, potem wyniosła go do lasu.A kiedy spadłem z drzewa i rąb-nąłem głową o kamień, dlatego zakładali mi pięć szwów, wcale nie płakała, nie była blada jak L Rściana.Po prostu siedziała, trzymając mnie za rękę.Kazała mi na siebie patrzeć i mówiła, że wszystko będzie w porządku.Co by zrobiła teraz mama? Myślałem i myślałem, w końcu doszedłem do wniosku, że mama zostałaby tu z Petrą i czekała na pomoc.Petry nie wolno zostawić tu samej.Dlatego nie ruszam się stąd.Będę siedział i miał nadzieję, że Calli pokonała już zbocze.Co zrobi potem? Jak przekaże, gdzie jest Petra? Nie mam pojęcia.Po prostu trzeba wierzyć w Calli.Już ona znajdzie jakiś sposób.ZASTĘPCA SZERYFA LOUISStoimy na polanie.Antonia ponownie wylicza mi ulubione miejsca zabaw Calli w lasach Willow Creek, ja zapisuję to w swoim notesie, choć nie muszę.Znam te miejsca, oboje przecież, Antonia i ja, wychowaliśmy się w tych stronach, od dziecka ganialiśmy po tych lasach.Komórka brzęczy.Kto dzwoni? Moja żona.- Loras, co ty wyrabiasz?- Pracuję - mówię, odchodząc na bok, dalej od Martina i Toni.- Przecież dziś miałeś mieć wolne!Nie odpowiadam.Wiem przecież, że Christine ma jeszcze niejedno do powiedzenia.- Lou? - Toni podchodzi do mnie i kładzie mi rękę na ramieniu.- Jakieś wiadomości?- Kto tam jest z tobą? - pyta Christine.- Toni Clark? Mów!- Powiedziałem ci, że teraz pracuję.- A ja ci mówię, że masz natychmiast wracać do domu - mówi Christine niebezpiecznie cichym głosem.- Tanner czeka na ciebie.Swojego syna nie widziałeś od wielu dni.- Teraz to niemożliwe - mówię chłodno, jakbym rozmawiał z dyspozytorką.Sam się te-mu dziwię.Zachowuję się tak, jakbym chciał ukryć przed Toni, że rozmawiam ze swoją żoną.- Loras.- Christine jest wyraźnie bliska łez.- Rozmawiasz z żoną, a nie z kolegą z pracy.Chcę wiedzieć, co się z tobą dzieje!- Nie teraz.Zadzwonię później.Christine wybucha.- Loras! Do cholery! Czy ty nie zdajesz sobie sprawy, że niszczysz nasze małżeństwo?Wrzeszczy.Wiem, że Martin i Toni słyszą ją doskonale.Oboje, skrępowani tą sytuacją, wpatrują się w ziemię.- Niszczysz nasze małżeństwo z powodu tej żałosnej kobiety, która nie potrafi po-L Rwstrzymać męża od picia i przypilnować własnego dziecka!Znów czuję na ramieniu dłoń Toni.Odwracam się do niej, prawie pewien, że Toni będzie próbowała wyrwać mi z ręki komórkę i powiedzieć Christine parę słów.Ale Toni bez słowa wskazuje na coś palcem.Podążam wzrokiem za tym palcem.Patrzę, jednocześnie rozłączając się, bez słowa pożegnania.Z lasu wychodzi Calli.Widzę, jak z twarzy Antonii natychmiast znika cały smutek.Wi-dzę twarz kobiety szczęśliwej.Czuję ogromną ulgę.Nie wytrzymywałem już tego patrzenia na udrękę Antonii [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Oczywiście! - zawołała Petra i pobiegła do Calli.A dla mnie to po prostu zagadka, do dziś.Głaszczę Petrę po ramieniu.Petra wzdrygnęła się.Znów zaczyna cicho płakać i pojękiwać.Spoglądam tam, gdzie leży tato.Nie ma go.Wstaję, jak na moją obecną kondycję wyjątkowo szybko i rozglądam się dookoła.Nikogo, czyli tato poszedł sobie.Czyli jestem palantem.Dałem mu odejść.Czy Calli zdążyła zejść już na dół? Nie mam pojęcia, ile czasu minęło.Calli jest szybka, szybsza ode mnie, ale czy da radę sprowadzić pomoc, zanim tato ją dogoni? Nie wiadomo.A może tato jest gdzieś tutaj, czai się gdzieś wśród drzew i czeka na dogodny moment, żeby rzucić się na mnie.Wykończyć mnie i Petrę.Trochę mi wstyd, że mam takie myśli o własnym ojcu.Ale to on złamał mi nos, a Petra leży tu ledwo żywa.Wcale już nie czuję się duży i silny.Prawie słyszę szyderczy śmiech taty:- No co ci jest, Ben? Ale z ciebie wielki bohater! Ryczysz jak baba!Bo, faktycznie, ryczę.Policzki mam mokrzusieńkie.Co będzie, jeśli tato dogonił Calli?A przecież to ja, osobiście, kazałem jej biec na dół.I co mam teraz zrobić? Pilnować Petry czy zostawić ją i samemu lecieć po pomoc? Co mam zrobić?! Mam dopiero dwanaście lat, nie potrafię podejmować takich trudnych decyzji.Co zrobiłaby teraz mama? Siadam na ziemi obok Petry, opieram się plecami o duży kamień i zastanawiam się.Co zrobiłaby teraz mama, ale nie taka mama, jak wtedy, kiedy tato jest w domu.Taka mama, jak taty nie ma.Taka, która kiedyś własnoręcznie ogłuszyła parasolką nietoperza, co wlazł przez komin, potem wyniosła go do lasu.A kiedy spadłem z drzewa i rąb-nąłem głową o kamień, dlatego zakładali mi pięć szwów, wcale nie płakała, nie była blada jak L Rściana.Po prostu siedziała, trzymając mnie za rękę.Kazała mi na siebie patrzeć i mówiła, że wszystko będzie w porządku.Co by zrobiła teraz mama? Myślałem i myślałem, w końcu doszedłem do wniosku, że mama zostałaby tu z Petrą i czekała na pomoc.Petry nie wolno zostawić tu samej.Dlatego nie ruszam się stąd.Będę siedział i miał nadzieję, że Calli pokonała już zbocze.Co zrobi potem? Jak przekaże, gdzie jest Petra? Nie mam pojęcia.Po prostu trzeba wierzyć w Calli.Już ona znajdzie jakiś sposób.ZASTĘPCA SZERYFA LOUISStoimy na polanie.Antonia ponownie wylicza mi ulubione miejsca zabaw Calli w lasach Willow Creek, ja zapisuję to w swoim notesie, choć nie muszę.Znam te miejsca, oboje przecież, Antonia i ja, wychowaliśmy się w tych stronach, od dziecka ganialiśmy po tych lasach.Komórka brzęczy.Kto dzwoni? Moja żona.- Loras, co ty wyrabiasz?- Pracuję - mówię, odchodząc na bok, dalej od Martina i Toni.- Przecież dziś miałeś mieć wolne!Nie odpowiadam.Wiem przecież, że Christine ma jeszcze niejedno do powiedzenia.- Lou? - Toni podchodzi do mnie i kładzie mi rękę na ramieniu.- Jakieś wiadomości?- Kto tam jest z tobą? - pyta Christine.- Toni Clark? Mów!- Powiedziałem ci, że teraz pracuję.- A ja ci mówię, że masz natychmiast wracać do domu - mówi Christine niebezpiecznie cichym głosem.- Tanner czeka na ciebie.Swojego syna nie widziałeś od wielu dni.- Teraz to niemożliwe - mówię chłodno, jakbym rozmawiał z dyspozytorką.Sam się te-mu dziwię.Zachowuję się tak, jakbym chciał ukryć przed Toni, że rozmawiam ze swoją żoną.- Loras.- Christine jest wyraźnie bliska łez.- Rozmawiasz z żoną, a nie z kolegą z pracy.Chcę wiedzieć, co się z tobą dzieje!- Nie teraz.Zadzwonię później.Christine wybucha.- Loras! Do cholery! Czy ty nie zdajesz sobie sprawy, że niszczysz nasze małżeństwo?Wrzeszczy.Wiem, że Martin i Toni słyszą ją doskonale.Oboje, skrępowani tą sytuacją, wpatrują się w ziemię.- Niszczysz nasze małżeństwo z powodu tej żałosnej kobiety, która nie potrafi po-L Rwstrzymać męża od picia i przypilnować własnego dziecka!Znów czuję na ramieniu dłoń Toni.Odwracam się do niej, prawie pewien, że Toni będzie próbowała wyrwać mi z ręki komórkę i powiedzieć Christine parę słów.Ale Toni bez słowa wskazuje na coś palcem.Podążam wzrokiem za tym palcem.Patrzę, jednocześnie rozłączając się, bez słowa pożegnania.Z lasu wychodzi Calli.Widzę, jak z twarzy Antonii natychmiast znika cały smutek.Wi-dzę twarz kobiety szczęśliwej.Czuję ogromną ulgę.Nie wytrzymywałem już tego patrzenia na udrękę Antonii [ Pobierz całość w formacie PDF ]