[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wwybuchu czułości zaczął obsypywać pocałunkami jej oczy, usta, ramiona, włosy.Tulił ją do piersiwezbranej tłumem najtkliwszych słów, najczulszych próśb o przebaczenie.Z daleka dolatywała rzewna i dzika piosenka rewelersów.Nie słyszał tego.Owładnęła nim krew.Nie wiedział, gdzie się znajduje, co się wokół dzieje.Czułtylko w ramionach powracające życie, czuł słabość tego smagłego ciała, w którym też rozżarzał siępłomień, aż wybuchł, ogarniając mózg, napełniając żyły ognistą lawą.Przez adamaszek morelowych obić, stłumiony i cichy płynął daleki pogwar.Z wolna gasła łuna krwi.Lenie wracała przytomność i zrozumienie tego, co się stało, co usłyszałaod niego, a co było straszne.On wie.On wie!Nerwy stygły, lodowaciały.Wie!! Wie, że ona jest na usługach szpiegów.Więc koniec? Więc.zedrą z niej te jedwabie i klejnoty, odbiorą ten przepych, hołdy, samochody, całe jej królestwo,wszystko.Zamkną w więzieniu.Spod rzęs wypełzło zaczajone zielone spojrzenie, jak oko ślepej latarki, przesunęło się po wysokimczole Dowmunta, po mocnych pręgach brwi, po zamkniętych powiekach, po brązowej skórzepoliczków, po rozchylonych ustach.rozkosznych ustach.Nie, nie! On jej nie zdradzi odezwał o się w sercu.Z jego prawością? Z jego bezkompromisowością? Z jego patriotyzmem? przebiegał o przez mózg.A jeż eli nic dziś.to przecie jutro, pojutrze.I mdleć ze strachu przed każ dymniehumorem tego.On zresztą już w pocią gu musiał podsł uchać.Nie, nie! Trzeba się zdecydować.Natychmiast.Nie mogę być na łascefantazji tego człowieka, przygodnego kochanka.Słodkiego kochanka odezwał o się w sercu.Nie, nie zaprotestował mózg to już nie powróci.Przynaj1 mniej dla niej.Wieczna,codzienna obawa.Wię zienie.brudna cela, zgrzebna koszula.Wycisnęła mocny pocałunek na ustach Andrzeja i wstała.Uśmiechnął się i nie otwierając oczu powiedział:Jesteśmy szaleni.Nawet drzwi były otwarte.Podniósł się i poprawił ubranie.Lena, stojąc przed toaletą, przyczesywała włosy.Milczała.Przez jejmyśl biegł łańcuch zdarzeń.Tak, łóżko zgniecione, on ma włosy w nieładzie, ona rozdartą suknię.ten fotelik trzebaprzewrócić.Cóż? Całkiem proste.Chciał ją zgwałcić.Przyszedł tu za nią, rzucił się jaknieprzytomny bronił a się , wzywał a pomocy, ale nikt nie nadchodził , wyrwał a się , się gnę ł a do szufladki.on ś miał się i nie wierzył , gdy znowu rzucił się.nic miał ainnego wyjś cia.%7ł aden są d jej nie skaż e.Andrzej przygładzał czuprynę i stojąc za nią ogarniał jej postać spojrzeniem pełnym pokory: jakmógł tak brutalnie zarzucać kłamstwo? Jakim prawem zrobił jej karczemną scenę o ten.ten obraz?Jakim prawem! Obmyślał środki ekspiacji.O, jeszcze i teraz ręka jej drży zauważ ył , gdy Lena odsuwał a mał ą szufladę toalety.Nie odwracała się.Pomału zanurzyła rękę, która naprawdę drżała teraz na rękojeści browninga.Musi.musi.tak, musi! Więzienie, zgrzebna koszula.Odsunęła bezpiecznik i zręcznie ukryładłoń w fałdach sukni.Musi!Jeszcze jeden wysiłek woli.On stoi w odległości trzech kroków.Widzi go w lustrze.Uśmiechasię.Z wolna odwróciła się do niego i ręka zaczęła się podnosić.Nie rozumiał.Ujrzał nagle płonące zgrozą oczy i pierś podrywaną rozpaczliwym oddechem, i białeramię wznoszące się ku niemu czarną głową ze stali.Nie rozumiał, lecz instynkt zaczajony w mięśniach sam je sprężył w skoku, nagłym i krótkim, jakwarknięcie cięciwy wyrzucającej strzałę.Mocny chwyt w przegubie, głuchy stuk na dywanie.Lena stała chwilę bez ruchu, potem, słaniając się, zrobiła dwa kroki i osunęła się na fotel.Błędnymwzrokiem wpatrywała się w pustkę. Chyba ja nie zwariowałem? pomyś lał Andrzej.Leno, Leno, co ci jest?! Coś ty chciała zrobić? Dlaczego? Dzieciaku złoty!Blady uśmiech i niezrozumiałe słowa:N ie mogę, nie mogę.zgrzebna koszula.więzienie.Lenuś! Co ci jest! Lenuś!Wiem, że.mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Wwybuchu czułości zaczął obsypywać pocałunkami jej oczy, usta, ramiona, włosy.Tulił ją do piersiwezbranej tłumem najtkliwszych słów, najczulszych próśb o przebaczenie.Z daleka dolatywała rzewna i dzika piosenka rewelersów.Nie słyszał tego.Owładnęła nim krew.Nie wiedział, gdzie się znajduje, co się wokół dzieje.Czułtylko w ramionach powracające życie, czuł słabość tego smagłego ciała, w którym też rozżarzał siępłomień, aż wybuchł, ogarniając mózg, napełniając żyły ognistą lawą.Przez adamaszek morelowych obić, stłumiony i cichy płynął daleki pogwar.Z wolna gasła łuna krwi.Lenie wracała przytomność i zrozumienie tego, co się stało, co usłyszałaod niego, a co było straszne.On wie.On wie!Nerwy stygły, lodowaciały.Wie!! Wie, że ona jest na usługach szpiegów.Więc koniec? Więc.zedrą z niej te jedwabie i klejnoty, odbiorą ten przepych, hołdy, samochody, całe jej królestwo,wszystko.Zamkną w więzieniu.Spod rzęs wypełzło zaczajone zielone spojrzenie, jak oko ślepej latarki, przesunęło się po wysokimczole Dowmunta, po mocnych pręgach brwi, po zamkniętych powiekach, po brązowej skórzepoliczków, po rozchylonych ustach.rozkosznych ustach.Nie, nie! On jej nie zdradzi odezwał o się w sercu.Z jego prawością? Z jego bezkompromisowością? Z jego patriotyzmem? przebiegał o przez mózg.A jeż eli nic dziś.to przecie jutro, pojutrze.I mdleć ze strachu przed każ dymniehumorem tego.On zresztą już w pocią gu musiał podsł uchać.Nie, nie! Trzeba się zdecydować.Natychmiast.Nie mogę być na łascefantazji tego człowieka, przygodnego kochanka.Słodkiego kochanka odezwał o się w sercu.Nie, nie zaprotestował mózg to już nie powróci.Przynaj1 mniej dla niej.Wieczna,codzienna obawa.Wię zienie.brudna cela, zgrzebna koszula.Wycisnęła mocny pocałunek na ustach Andrzeja i wstała.Uśmiechnął się i nie otwierając oczu powiedział:Jesteśmy szaleni.Nawet drzwi były otwarte.Podniósł się i poprawił ubranie.Lena, stojąc przed toaletą, przyczesywała włosy.Milczała.Przez jejmyśl biegł łańcuch zdarzeń.Tak, łóżko zgniecione, on ma włosy w nieładzie, ona rozdartą suknię.ten fotelik trzebaprzewrócić.Cóż? Całkiem proste.Chciał ją zgwałcić.Przyszedł tu za nią, rzucił się jaknieprzytomny bronił a się , wzywał a pomocy, ale nikt nie nadchodził , wyrwał a się , się gnę ł a do szufladki.on ś miał się i nie wierzył , gdy znowu rzucił się.nic miał ainnego wyjś cia.%7ł aden są d jej nie skaż e.Andrzej przygładzał czuprynę i stojąc za nią ogarniał jej postać spojrzeniem pełnym pokory: jakmógł tak brutalnie zarzucać kłamstwo? Jakim prawem zrobił jej karczemną scenę o ten.ten obraz?Jakim prawem! Obmyślał środki ekspiacji.O, jeszcze i teraz ręka jej drży zauważ ył , gdy Lena odsuwał a mał ą szufladę toalety.Nie odwracała się.Pomału zanurzyła rękę, która naprawdę drżała teraz na rękojeści browninga.Musi.musi.tak, musi! Więzienie, zgrzebna koszula.Odsunęła bezpiecznik i zręcznie ukryładłoń w fałdach sukni.Musi!Jeszcze jeden wysiłek woli.On stoi w odległości trzech kroków.Widzi go w lustrze.Uśmiechasię.Z wolna odwróciła się do niego i ręka zaczęła się podnosić.Nie rozumiał.Ujrzał nagle płonące zgrozą oczy i pierś podrywaną rozpaczliwym oddechem, i białeramię wznoszące się ku niemu czarną głową ze stali.Nie rozumiał, lecz instynkt zaczajony w mięśniach sam je sprężył w skoku, nagłym i krótkim, jakwarknięcie cięciwy wyrzucającej strzałę.Mocny chwyt w przegubie, głuchy stuk na dywanie.Lena stała chwilę bez ruchu, potem, słaniając się, zrobiła dwa kroki i osunęła się na fotel.Błędnymwzrokiem wpatrywała się w pustkę. Chyba ja nie zwariowałem? pomyś lał Andrzej.Leno, Leno, co ci jest?! Coś ty chciała zrobić? Dlaczego? Dzieciaku złoty!Blady uśmiech i niezrozumiałe słowa:N ie mogę, nie mogę.zgrzebna koszula.więzienie.Lenuś! Co ci jest! Lenuś!Wiem, że.mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]