[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tęskniłdo chwili, gdy wreszcie wydostanie się na powierzchnię i odetchnie świeżym po-wietrzem na szczycie Hungry Hill.Uważał, że jest coś poniżającego, godnegopotępienia w takim myszkowaniu we wnętrzu wzgórza i wysadzaniu prastarejskały dynamitem tylko po to, aby dobrać się do ukrytych minerałów.Głuchy łoskot i stłumiony huk niedalekiej eksplozji ostrzegły ich, że zbliżająsię do przodka.Mrocznym, zadymionym chodnikiem posuwali się ostrożnieprzed siebie, aż dotarli do górników.Twarze mężczyzn wyglądały szaro i mizernie w nikłym świetle.Johnowi ści-snęło się serce.Jeśli tych ludzi podczas ich ciężkiej pracy spotka jakakolwiekkrzywda, będzie to wina ojca i jego samego.Henry od razu wszedł między górników, gawędził z nimi swobodnie i zada-wał różne pytania, John tymczasem stał z boku, popatrując na ociekające wilgo-cią ściany i rumowisko, po którym uwijali się ludzie z kilofami i łopatami.Sły-szał, jak brat pyta, dokąd sięga chodnik i gdzie w ostatnim tygodniu podkładanoRLTładunki wybuchowe.Kornwalijczyk, do którego obowiązków należało podpala-nie lontu, wskazał na sam koniec, gdzie leżała masa zwalonego bezładnie gruzu,a wysokość sklepienia nie przekraczała czterech stóp.- Tracimy tylko czas - powiedział.- To kredowa skała i nie zawiera żadnychminerałów.Można wysadzać ją tygodniami, ale i tak nie znajdzie się nic próczkredy.Według mnie wzgórze w tym miejscu gwałtownie opada, a tuż pod po-wierzchnią utworzyła się obszerna komora.- Owszem - zgodził się Henry.- Podczas wędrówek wokół wzgórza częstowidywałem te zagłębienia, wyglądały jak naturalne kamieniołomy.Można byrzec, że w dawnych czasach prowadzono tam jakieś wykopy.- Tak, proszę pana - zgodził się Kornwalijczyk, nie będąc pewnym, co Henryma na myśli, mówiąc o wykopach.W tym momencie John zauważył, że brat energicznie wyciera nos.Szybkopodszedł do grupki górników.- Czy podczas eksplozji często zdarzają się wypadki? - zapytał.- Nie, proszę pana - odparł uprzejmie jeden z mężczyzn.- To tylko kwestiaostrożności.Oczywiście, trzeba się znać na robocie.Kornwalijczyk pokazał mu dziury, w które wkładano ładunki.John zadawałmnóstwo pytań, okazując żywe zainteresowanie, tak obce jego naturze.Trzej po-zostali górnicy, zadowoleni z chwili wytchnienia, oparli się na styliskach i włą-czyli ochoczo do dyskusji o tym, gdzie i kiedy po raz pierwszy zastosowano wgórnictwie środki wybuchowe.Nikt nie zwrócił uwagi, że Henry nie uczestniczy w dyskusji, zniknąwszy wciemnym końcu chodnika.Spędził tam około kwadransa (John zdążył tymczasemzrelacjonować z wielką swadą historię Spisku Prochowego, opowiadając się sta-nowczo po stronie Guya Fawkesa*4 i dzięki temu zyskując sobie pewien szacu-nek ze strony dwóch rdzennych mieszkańców Doonhaven), a kiedy wrócił, miałodzież zabrudzoną kredą i błyszczące podnieceniem oczy.4* Spisek Prochowy miał na celu wysadzenie w powietrze gmachu parlamentu brytyjskiego w dniu 5 li-stopada 1605 roku.Próba została udaremniona, a przywódcę Guya Fawkesa stracono.RLT- No, John - rzekł - dość się nagadałeś.Pora wracać do pracy.I podzięko-wawszy krótko górnikom, ruszył w stronę drabiny.Wspinali się w milczeniu, John nie zadawał żadnych pytań.Dopiero gdy wy-szli na powierzchnię, Henry otrzepał ubranie z kredy i rzucił bratu triumfalnespojrzenie.- Instynkt mnie nie zawiódł! Od razu się domyśliłem, którędy te czorty wy-noszą urobek.Ale chodzmy do biura, gdzie wszystko opowiem.Ojciec zaczynał już zdradzać oznaki zniecierpliwienia; chodził tam i z powro-tem po pokoju z założonymi za plecy rękami.- I co? - spytał.- Obeszło się bez połamanych kości?- Jak dotąd tak - odparł Henry.- Ale nim zamkniemy tę sprawę, to i owo mo-że się zdarzyć.Panie Nicholson, czy nikt nas tu nie podsłucha?- Nie, proszę pana.Kancelistka wyszła na obiad i w pobliżu nie ma żywegoducha.- Doskonale.Więc mogę wam oznajmić, że materiał znika jeszcze pod zie-mią.- Co to, u diabła, ma znaczyć? - spytał ostro ojciec.- Zaraz wyjaśnię, ojcze.Zawsze mi się zdawało, że w prehistorycznych cza-sach na Hungry Hill mieszkali jaskiniowcy, którzy ryli pod ziemią korytarze itunele.Zlady istnieją do dziś.Widywałem je podczas wędrówek po wzgórzu, alenigdy nie zapuszczałem się w głąb.Dopiero kiedy usłyszałem o kradzieżach,przypomniałem sobie o tych miejscach.- I co z tego?- Teraz, kiedy zeszliśmy na drugi poziom, zostawiłem Johna z ludzmi, którzyodpalali ładunki, a sam udałem się na koniec chodnika, gdzie roboty ustały, bonatrafiono na kredę.Uprzątnąłem trochę gruzu i przesunąłem duży głaz, którywyglądał tak, jakby ktoś go tam specjalnie ustawił.Potem poczołgałem się dalej iznalazłem to, czego oczekiwałem: wąski tunel, taki że można go pokonać tylkona czworakach, biegnący pod górę i dalej na powierzchnię.Jest uprzątnięty, jak-by niedawno używany [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Tęskniłdo chwili, gdy wreszcie wydostanie się na powierzchnię i odetchnie świeżym po-wietrzem na szczycie Hungry Hill.Uważał, że jest coś poniżającego, godnegopotępienia w takim myszkowaniu we wnętrzu wzgórza i wysadzaniu prastarejskały dynamitem tylko po to, aby dobrać się do ukrytych minerałów.Głuchy łoskot i stłumiony huk niedalekiej eksplozji ostrzegły ich, że zbliżająsię do przodka.Mrocznym, zadymionym chodnikiem posuwali się ostrożnieprzed siebie, aż dotarli do górników.Twarze mężczyzn wyglądały szaro i mizernie w nikłym świetle.Johnowi ści-snęło się serce.Jeśli tych ludzi podczas ich ciężkiej pracy spotka jakakolwiekkrzywda, będzie to wina ojca i jego samego.Henry od razu wszedł między górników, gawędził z nimi swobodnie i zada-wał różne pytania, John tymczasem stał z boku, popatrując na ociekające wilgo-cią ściany i rumowisko, po którym uwijali się ludzie z kilofami i łopatami.Sły-szał, jak brat pyta, dokąd sięga chodnik i gdzie w ostatnim tygodniu podkładanoRLTładunki wybuchowe.Kornwalijczyk, do którego obowiązków należało podpala-nie lontu, wskazał na sam koniec, gdzie leżała masa zwalonego bezładnie gruzu,a wysokość sklepienia nie przekraczała czterech stóp.- Tracimy tylko czas - powiedział.- To kredowa skała i nie zawiera żadnychminerałów.Można wysadzać ją tygodniami, ale i tak nie znajdzie się nic próczkredy.Według mnie wzgórze w tym miejscu gwałtownie opada, a tuż pod po-wierzchnią utworzyła się obszerna komora.- Owszem - zgodził się Henry.- Podczas wędrówek wokół wzgórza częstowidywałem te zagłębienia, wyglądały jak naturalne kamieniołomy.Można byrzec, że w dawnych czasach prowadzono tam jakieś wykopy.- Tak, proszę pana - zgodził się Kornwalijczyk, nie będąc pewnym, co Henryma na myśli, mówiąc o wykopach.W tym momencie John zauważył, że brat energicznie wyciera nos.Szybkopodszedł do grupki górników.- Czy podczas eksplozji często zdarzają się wypadki? - zapytał.- Nie, proszę pana - odparł uprzejmie jeden z mężczyzn.- To tylko kwestiaostrożności.Oczywiście, trzeba się znać na robocie.Kornwalijczyk pokazał mu dziury, w które wkładano ładunki.John zadawałmnóstwo pytań, okazując żywe zainteresowanie, tak obce jego naturze.Trzej po-zostali górnicy, zadowoleni z chwili wytchnienia, oparli się na styliskach i włą-czyli ochoczo do dyskusji o tym, gdzie i kiedy po raz pierwszy zastosowano wgórnictwie środki wybuchowe.Nikt nie zwrócił uwagi, że Henry nie uczestniczy w dyskusji, zniknąwszy wciemnym końcu chodnika.Spędził tam około kwadransa (John zdążył tymczasemzrelacjonować z wielką swadą historię Spisku Prochowego, opowiadając się sta-nowczo po stronie Guya Fawkesa*4 i dzięki temu zyskując sobie pewien szacu-nek ze strony dwóch rdzennych mieszkańców Doonhaven), a kiedy wrócił, miałodzież zabrudzoną kredą i błyszczące podnieceniem oczy.4* Spisek Prochowy miał na celu wysadzenie w powietrze gmachu parlamentu brytyjskiego w dniu 5 li-stopada 1605 roku.Próba została udaremniona, a przywódcę Guya Fawkesa stracono.RLT- No, John - rzekł - dość się nagadałeś.Pora wracać do pracy.I podzięko-wawszy krótko górnikom, ruszył w stronę drabiny.Wspinali się w milczeniu, John nie zadawał żadnych pytań.Dopiero gdy wy-szli na powierzchnię, Henry otrzepał ubranie z kredy i rzucił bratu triumfalnespojrzenie.- Instynkt mnie nie zawiódł! Od razu się domyśliłem, którędy te czorty wy-noszą urobek.Ale chodzmy do biura, gdzie wszystko opowiem.Ojciec zaczynał już zdradzać oznaki zniecierpliwienia; chodził tam i z powro-tem po pokoju z założonymi za plecy rękami.- I co? - spytał.- Obeszło się bez połamanych kości?- Jak dotąd tak - odparł Henry.- Ale nim zamkniemy tę sprawę, to i owo mo-że się zdarzyć.Panie Nicholson, czy nikt nas tu nie podsłucha?- Nie, proszę pana.Kancelistka wyszła na obiad i w pobliżu nie ma żywegoducha.- Doskonale.Więc mogę wam oznajmić, że materiał znika jeszcze pod zie-mią.- Co to, u diabła, ma znaczyć? - spytał ostro ojciec.- Zaraz wyjaśnię, ojcze.Zawsze mi się zdawało, że w prehistorycznych cza-sach na Hungry Hill mieszkali jaskiniowcy, którzy ryli pod ziemią korytarze itunele.Zlady istnieją do dziś.Widywałem je podczas wędrówek po wzgórzu, alenigdy nie zapuszczałem się w głąb.Dopiero kiedy usłyszałem o kradzieżach,przypomniałem sobie o tych miejscach.- I co z tego?- Teraz, kiedy zeszliśmy na drugi poziom, zostawiłem Johna z ludzmi, którzyodpalali ładunki, a sam udałem się na koniec chodnika, gdzie roboty ustały, bonatrafiono na kredę.Uprzątnąłem trochę gruzu i przesunąłem duży głaz, którywyglądał tak, jakby ktoś go tam specjalnie ustawił.Potem poczołgałem się dalej iznalazłem to, czego oczekiwałem: wąski tunel, taki że można go pokonać tylkona czworakach, biegnący pod górę i dalej na powierzchnię.Jest uprzątnięty, jak-by niedawno używany [ Pobierz całość w formacie PDF ]