[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ferdynandmiał gładką i wypoczętą twarz, spojrzeniem ani gestem nie zdradzał, że o północy na Forumomawiał sekrety z Guidem.W milczeniu szliśmy za jego świtą do ciemnej, wyłożonej boazeriąkomnaty.Pociągnęłam Guida za rękaw. Czy spotykamy się z papieżem? Tak. Oblizywał wargi, oczy miał rozbiegane, był bardzo podekscytowany. To chyba powinniśmy udać się do Watykanu? Tak powtórzył. Ale to tajemnica, musimy pójść inną drogą.Po raz kolejny znalazłam się w krainie fantazji, patrząc, jak dwaj księża w szkarłatnychszatach otwierają ciężkie dębowe drzwi.Przywołana gestem ręki ruszyłam za królem i jego świtąw ciemną paszczę prowadzącą do tunelu pełnego pochodni oświetlających drogę. Passetto del borgo powiedział cicho brat Guido dawny tunel łączący zamekz Watykanem.Nasza audiencja u papieża musi być naprawdę tajna.Długo szliśmy w ciemności i zaczęłam się trochę bać.W tej zamkniętej przestrzeni czułam,jak zaciska mi się gardło.Wszyscy milczeli, było w tym miejscu coś takiego, a także w powadzestrażników, co zniechęcało do rozmowy.Słychać było tylko skrzypienie butów i szmer aksamituocierającego się o kamień.Kiedy wyszliśmy na światło, mrugałam jak kret, a moje nieszczęsneoczy na nowo przyzwyczajały się do jasności.Wyszliśmy z ciemnego podziemnego świata podjasne niebo.Była to oczywiście Kaplica Sykstyńska zbudowana przez papieża Sykstusa na chwałęBoga.Otworzyłam szeroko oczy.Brat Guido miał rację, Chrystusa nie czczono już w żadnym kącieani w wilgotnej norze pod ziemią.Chwała Boga na ziemi była tu widoczna dla wszystkich.Olbrzymie płaszczyzny ścian zdobiły sceny biblijne, jakby Maria i jej bliscy żyli na naszychoczach.Jakie tam były kolory, jaki lapis, jaki turmalin, jakie złoto! Po raz pierwszy zrozumiałam,że malarstwo to alchemia.Artyści tacy jak Botticelli ze swoimi klejami, gipsami i lakierami,z pigmentami błyszczącymi w słoikach, butelkach i tyglach byli braćmi tych pełnych nadzieiaptekarzy, którzy z niczego robili złoto.Byłam zdumiona, ale nie aż tak, żeby nie zauważyćznajomych twarzy kobiet, ich strojów, pozycji, postawy, osadzenia głowy i położenia rąk.Wszystkie te damy przede mną skłaniały swoje piękne główki w stronę prawej nogi, podczas gdyciała pochylały się i opierały ciężar na lewej. Contrapposto określił kiedyś brat Guido taką postawę.Ja też tak kiedyś stałamw przewiewnej pracowni w dalekiej Florencji.Król jakby czytał w moich myślach. Widzę, dona, że podziwiasz freski powiedział uprzejmie. Nic dziwnego, bo zostałynamalowane dla Jego Zwiątobliwości stosunkowo niedawno przez prawdziwego czarodzieja wśródmalarzy, niejakiego Sandra Botticellego.Czułam, że krew odpłynęła mi z twarzy, nie mogłam powiedzieć słowa.Botticelli tutaj?Powód tych wszystkich kłopotów? Sam mistrz łamigłówek? Przypomniałam sobie, jak bardzo gorozzłościłam.Widziałam go teraz w postaci mściwego Merkurego z zakrzywionym mieczem,gotowego zadać mi cios. Czy artysta nadal tu przebywa? spytałam możliwie najbardziej obojętnie. Nie. Odetchnęłam z ulgą. Niedawno wrócił do Florencji.Szkoda, że się minęliśmy.Wymieniliśmy spojrzenie z Guidem. Niedługo ma go zastąpić inny z pani florenckich rodaków, Michelangelo Buonarotti, któryozdobi frontony i sklepienie.Zadarłam głowę, by spojrzeć na sufit.Przestrzeń była olbrzymia, wielkie płaszczyznyi panele do zamalowania, a także niewygodne trójkąty w miejscach, gdzie żebrowanie dochodziłodo sklepienia.Madonna, co za praca! Myślisz, pani, że to niewykonalne? Król patrzył na mnie z uniesioną jedną brwią.Niewiedziałam, co powiedzieć. Też tak myślę.Ale zobaczymy.Spojrzałam na Guida, zadowolona, że nam się udało, zauważyłam jednak, że wpatruje sięgdzieś przed siebie gniewnym wzrokiem.Nawet nie usłyszał mojej rozmowy z królem.Popatrzyłam w tę samą stronę co on i zorientowałam się, że nie oczarował go ogrom przestrzeni anipiękno dekoracji, tylko osoba, którą przyszliśmy spotkać.W pewnej odległości od nas przed wielkim ołtarzem siedział sam papież, gotów nas przyjąć.Kiedy kardynałowie wprowadzali króla, a my szliśmy za nim, zerknęłam na Guida.W tymmomencie nie był już księciem Pizy, znowu stał się pokornym nowicjuszem zakonu franciszkanów,gotowym na spotkanie największego dostojnika Kościoła.Wyglądał, jakby miał spotkać Boga [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Ferdynandmiał gładką i wypoczętą twarz, spojrzeniem ani gestem nie zdradzał, że o północy na Forumomawiał sekrety z Guidem.W milczeniu szliśmy za jego świtą do ciemnej, wyłożonej boazeriąkomnaty.Pociągnęłam Guida za rękaw. Czy spotykamy się z papieżem? Tak. Oblizywał wargi, oczy miał rozbiegane, był bardzo podekscytowany. To chyba powinniśmy udać się do Watykanu? Tak powtórzył. Ale to tajemnica, musimy pójść inną drogą.Po raz kolejny znalazłam się w krainie fantazji, patrząc, jak dwaj księża w szkarłatnychszatach otwierają ciężkie dębowe drzwi.Przywołana gestem ręki ruszyłam za królem i jego świtąw ciemną paszczę prowadzącą do tunelu pełnego pochodni oświetlających drogę. Passetto del borgo powiedział cicho brat Guido dawny tunel łączący zamekz Watykanem.Nasza audiencja u papieża musi być naprawdę tajna.Długo szliśmy w ciemności i zaczęłam się trochę bać.W tej zamkniętej przestrzeni czułam,jak zaciska mi się gardło.Wszyscy milczeli, było w tym miejscu coś takiego, a także w powadzestrażników, co zniechęcało do rozmowy.Słychać było tylko skrzypienie butów i szmer aksamituocierającego się o kamień.Kiedy wyszliśmy na światło, mrugałam jak kret, a moje nieszczęsneoczy na nowo przyzwyczajały się do jasności.Wyszliśmy z ciemnego podziemnego świata podjasne niebo.Była to oczywiście Kaplica Sykstyńska zbudowana przez papieża Sykstusa na chwałęBoga.Otworzyłam szeroko oczy.Brat Guido miał rację, Chrystusa nie czczono już w żadnym kącieani w wilgotnej norze pod ziemią.Chwała Boga na ziemi była tu widoczna dla wszystkich.Olbrzymie płaszczyzny ścian zdobiły sceny biblijne, jakby Maria i jej bliscy żyli na naszychoczach.Jakie tam były kolory, jaki lapis, jaki turmalin, jakie złoto! Po raz pierwszy zrozumiałam,że malarstwo to alchemia.Artyści tacy jak Botticelli ze swoimi klejami, gipsami i lakierami,z pigmentami błyszczącymi w słoikach, butelkach i tyglach byli braćmi tych pełnych nadzieiaptekarzy, którzy z niczego robili złoto.Byłam zdumiona, ale nie aż tak, żeby nie zauważyćznajomych twarzy kobiet, ich strojów, pozycji, postawy, osadzenia głowy i położenia rąk.Wszystkie te damy przede mną skłaniały swoje piękne główki w stronę prawej nogi, podczas gdyciała pochylały się i opierały ciężar na lewej. Contrapposto określił kiedyś brat Guido taką postawę.Ja też tak kiedyś stałamw przewiewnej pracowni w dalekiej Florencji.Król jakby czytał w moich myślach. Widzę, dona, że podziwiasz freski powiedział uprzejmie. Nic dziwnego, bo zostałynamalowane dla Jego Zwiątobliwości stosunkowo niedawno przez prawdziwego czarodzieja wśródmalarzy, niejakiego Sandra Botticellego.Czułam, że krew odpłynęła mi z twarzy, nie mogłam powiedzieć słowa.Botticelli tutaj?Powód tych wszystkich kłopotów? Sam mistrz łamigłówek? Przypomniałam sobie, jak bardzo gorozzłościłam.Widziałam go teraz w postaci mściwego Merkurego z zakrzywionym mieczem,gotowego zadać mi cios. Czy artysta nadal tu przebywa? spytałam możliwie najbardziej obojętnie. Nie. Odetchnęłam z ulgą. Niedawno wrócił do Florencji.Szkoda, że się minęliśmy.Wymieniliśmy spojrzenie z Guidem. Niedługo ma go zastąpić inny z pani florenckich rodaków, Michelangelo Buonarotti, któryozdobi frontony i sklepienie.Zadarłam głowę, by spojrzeć na sufit.Przestrzeń była olbrzymia, wielkie płaszczyznyi panele do zamalowania, a także niewygodne trójkąty w miejscach, gdzie żebrowanie dochodziłodo sklepienia.Madonna, co za praca! Myślisz, pani, że to niewykonalne? Król patrzył na mnie z uniesioną jedną brwią.Niewiedziałam, co powiedzieć. Też tak myślę.Ale zobaczymy.Spojrzałam na Guida, zadowolona, że nam się udało, zauważyłam jednak, że wpatruje sięgdzieś przed siebie gniewnym wzrokiem.Nawet nie usłyszał mojej rozmowy z królem.Popatrzyłam w tę samą stronę co on i zorientowałam się, że nie oczarował go ogrom przestrzeni anipiękno dekoracji, tylko osoba, którą przyszliśmy spotkać.W pewnej odległości od nas przed wielkim ołtarzem siedział sam papież, gotów nas przyjąć.Kiedy kardynałowie wprowadzali króla, a my szliśmy za nim, zerknęłam na Guida.W tymmomencie nie był już księciem Pizy, znowu stał się pokornym nowicjuszem zakonu franciszkanów,gotowym na spotkanie największego dostojnika Kościoła.Wyglądał, jakby miał spotkać Boga [ Pobierz całość w formacie PDF ]