[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po kilku sekundach Theresa wstała.Wciąż drżała, ale przynajmniej mogła oddychać.Przyglądała się bezwładnemu cielsku niedźwiedzia, który leżał jak długi na ziemi.Byłimponujący, z lśniącym futrem i ostrymi pazurami.Dała znać Altharowi, że schodzi, ale tenjej zabronił.- Czekaj tam, aż dam ci znak - powiedział krótko.- Niedźwiedź może być groźnynawet po obdarciu ze skóry.Zbliżył się do bestii z toporem w jednej dłoni i długim kijem w drugiej.Zatrzymał się kilka kroków przed niedźwiedziem.Szturchnął go kijem, ale ten się nieporuszył.Wtedy złapał topór w obie dłonie, uniósł go nad głową i opuścił na szyjęzwierzęcia.Przez chwilę Althar podziwiał swą zdobycz.Na szczęście płomienie ledwie liznęłyfutro.Cięcie na szyi było czyste, a ślady po strzałach niewidoczne.Dał znać Theresie, żemoże schodzić i pomóc mu w zdejmowaniu skóry z niedźwiedzia.Koniec końców topolowanie okazało się prostsze, niż myślał.Przed zejściem Theresa wyjęła bełt z kuszy i owinęła go w sukno, tak jak pokazał jejAlthar.Znajdowała się już w połowie drogi, gdy kolejny ryk całkiem ją sparaliżował.Przez chwilę sądziła, że zawiodły ją własne uszy.Widziała, jak zwierzę umiera, amimo to góra aż trzęsła się od tego ryku.Najszybciej, jak tylko mogła, wbiegła z powrotemna wzgórze i z przerażeniem zobaczyła, że z jaskini wychodzi drugi niedźwiedź i atakujeAlthara.Stary cofnął się, wymachując nad głową siekierą, ale zwierzę dalej go osaczało.Zdesperowany Althar wycofał się aż na sam skraj przepaści.Przed nim był niedźwiedź, a zanim urwisko.Zwierz jakby zorientował się, że w tej sytuacji człowiek ma pewną przewagę, izawahał przed ostatecznym atakiem.Althar usiłował uciec w bok, ale poślizgnął się iwypuścił z rąk topór, który potoczył się na dno wąwozu.Wiedział, że śmierć jest tylko kwestią czasu.Bestia wyprostowała się, przewyższając dwukrotnie Althara, i postąpiła kilka krokównaprzód, rycząc, jakby miała w sobie tuzin diabłów.Ale tuż przed ostatecznym atakiem doAlthara przypadł Szatan, broniąc swego pana.Pies zaczął szczekać i niedźwiedź zatrzymałsię.Nagle uderzył łapą i Szatan wyleciał w powietrze z przetrąconą szyją.Theresazrozumiała, że musi zacząć działać.Wyjęła bełt i umieściła go w rowku kuszy.Następniepołożyła się płasko na ziemi i wycelowała w głowę zwierzęcia.Wtedy przypomniała sobiesłowa Althara i skierowała kuszę w stronę ogromnego brunatnego brzucha.Powiedziała sobie, że ma tylko jedną szansę.Zamknęła oczy i wystrzeliła.Strzała rozpruła powietrze i znikła jej z oczu.Przezchwilę miała nadzieję, że trafiła, ale wkrótce z przerażeniem stwierdziła, że strzała ugodziłazwierzę w jedną z tylnych łap.Sądziła, że nie ma już dla Althara ratunku.A jednak stało się coś dziwnego.Niedźwiedź zrobił krok naprzód, stracił równowagę z powodu zranionej łapy i upadł na lewybok.Przez chwilę zdawało się, że zaraz się podniesie, ale gdy usiłował to uczynić, znów siępotknął i spadł na sam skraj wąwozu.Wymachiwał rozpaczliwie łapami, jakby przeczuwał,co się zaraz wydarzy.Wkrótce kamienie pod naporem jego ogromnego cielska zaczęły jeden po drugimspadać w dół i mimo wysiłków zwierzę runęło wraz z nimi na dno wąwozu.Theresa potrzebowała dłuższej chwili, by dojść do siebie.Kiedy udało jej się zejść nadół do Althara, który wciąż był oszołomiony, nadal nie mogła pojąć, co się wydarzyło.- Dwa niedźwiedzie.A jednak były dwa przeklęte niedźwiedzie.- Celowałam, jak mówiliście, ale nie mogłam.- Nie przejmuj się, dziewczyno.Świetnie sobie poradziłaś.Dwa przeklęte łobuzy.-powtórzył.Podrapał się po głowie i spojrzał z żalem na Szatana.Zdjął płaszcz i pieczołowicie gonim okrył.- Dobry był z niego pies.Wypcham go, aby zawsze był przy mnie.* * *Spędzili popołudnie, oprawiając pierwszego niedźwiedzia.Kiedy skończyli, Altharwpadł na pomysł, że mogliby spróbować odzyskać futro również z drugiego.-: Trzeba tylko zejść do wąwozu.- Czy to bezpieczne?- Zaczekaj tutaj - powiedział.Rzucił narzędzia i ruszył wijącą się kawałek dalej ścieżką, która prowadziła na dnowąwozu.Po jakimś czasie wrócił, niosąc coś na plecach.- Futro było zniszczone przez parchy - powiedział.- Ale miś miał takie ładne oczy, żepostanowiłem je zabrać wraz z całym łbem.Kiedy wrócili do swej siedziby, Leonora powitała ich dobrą nowiną: Hoos wstał iczekał na nich przy stole.* * *W trakcie kolacji Theresa miała wrażenie, że chłopak jest bardziej zainteresowanytalerzem zupy niż relacją z polowania.Jednak gdy zjadł wszystko do czysta, podziękowałAltharowi za uratowanie mu życia.- To dziewczynie powinieneś dziękować.Nalegała, bym cię wziął na wóz.Hoosspojrzał na Theresę i twarz mu spochmurniała.Leonora wyczuła, że dzieje się coś dziwnego.- Jestem jej wdzięczny - odparł oschłe.- Choć zważywszy na to, że wcześniej to jauratowałem jej życie, przynajmniej tyle była mi winna.- Tak jest - przyznał Althar.- Widać, że dziewczyna jest godna zaufania - zaśmiał się,szturchając Theresę.Hoos wolał zmienić temat.- Wasza żona powiedziała, że mieszkacie tu od dawna.- W rzeczy samej.Zapewniam, że nie tęsknimy za miejskim brudem: ludzie lubiąplotkować, łatwo o wzajemne obrazy, wygadują brednie.Ech! Tu nam dobrze.Sami wedwoje, robimy i jemy, co chcemy.- Upił łyk wina.- A powiedzcie, jak się czujecie?- Tak sobie, ale dłużej już nie mogłem leżeć.- Powinniście jeszcze odpoczywać.Przynajmniej dopóki żebra się nie zrosną.Wprzeciwnym razie najmniejszy ruch i już będzie po waszych płucach.Hoos skinął głową.Przy każdym łyku czuł taki ból, jakby jakiś szpikulec wbijał musię w piersi.Dopił wino, pożegnał się i wrócił na swoje posłanie.Althar rozłożył wtedy skórę niedźwiedzia i postawił oba łby na beczkach.Kiedy wprowadzał do środka zwierzęta, zatęsknił za Szatanem, który zawsze pomagałmu w tym zadaniu.Następnego dnia niebo zachmurzyło się i zerwał się wiatr.Zły dzień na wędrówki polesie, ale nie najgorszy na wypychanie zdobyczy.Przed śniadaniem wyprowadził zwierzęta,by je napoić, usunął nieczystości, które po nich zostały wewnątrz, i opróżnił pęcherz.Kiedywrócił, Theresa i Leonora już były na nogach.Zjedli w ciszy, by nie obudzić Hoosa.PotemAlthar wziął skórę oraz oba łby i poprosił Theresę, by mu towarzyszyła.- Muszę jeszcze się umyć - szepnęła dziewczyna.Althar podejrzewał, że nadal ma menstruację, więc jej nie ponaglał.- Jak skończysz, przyjdź do drugiej jaskini.Potrzebna mi twoja pomoc.Althar zarzuciłskórę na ramię i wyszedł na dwór.Po chwili dziewczyna dotarła do strumienia, gdzie obmyłasię ściereczkami, które dała jej Leonora.Po powrocie stwierdziła, że Hoos już wstał i patrzy na nią ostrym wzrokiem.Najwyraźniej nie uszło to uwagi Leonory.- Muszę wyjść nakarmić zwierzęta - oznajmiła.- Jeśli będziecie czegoś potrzebować,wezwijcie mnie.Oboje skinęli głowami.Kiedy kobieta wyszła, Hoos wykonał taki ruch, jakby chciałsię podnieść, ale poczuł ukłucie w piersi i opadł na łóżko.Theresa usiadła obok niego.- Lepiej się czujesz? - spytała zawstydzona.To były pierwsze słowa, które do niegoskierowała.Hoos nie spieszył się z odpowiedzią [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Po kilku sekundach Theresa wstała.Wciąż drżała, ale przynajmniej mogła oddychać.Przyglądała się bezwładnemu cielsku niedźwiedzia, który leżał jak długi na ziemi.Byłimponujący, z lśniącym futrem i ostrymi pazurami.Dała znać Altharowi, że schodzi, ale tenjej zabronił.- Czekaj tam, aż dam ci znak - powiedział krótko.- Niedźwiedź może być groźnynawet po obdarciu ze skóry.Zbliżył się do bestii z toporem w jednej dłoni i długim kijem w drugiej.Zatrzymał się kilka kroków przed niedźwiedziem.Szturchnął go kijem, ale ten się nieporuszył.Wtedy złapał topór w obie dłonie, uniósł go nad głową i opuścił na szyjęzwierzęcia.Przez chwilę Althar podziwiał swą zdobycz.Na szczęście płomienie ledwie liznęłyfutro.Cięcie na szyi było czyste, a ślady po strzałach niewidoczne.Dał znać Theresie, żemoże schodzić i pomóc mu w zdejmowaniu skóry z niedźwiedzia.Koniec końców topolowanie okazało się prostsze, niż myślał.Przed zejściem Theresa wyjęła bełt z kuszy i owinęła go w sukno, tak jak pokazał jejAlthar.Znajdowała się już w połowie drogi, gdy kolejny ryk całkiem ją sparaliżował.Przez chwilę sądziła, że zawiodły ją własne uszy.Widziała, jak zwierzę umiera, amimo to góra aż trzęsła się od tego ryku.Najszybciej, jak tylko mogła, wbiegła z powrotemna wzgórze i z przerażeniem zobaczyła, że z jaskini wychodzi drugi niedźwiedź i atakujeAlthara.Stary cofnął się, wymachując nad głową siekierą, ale zwierzę dalej go osaczało.Zdesperowany Althar wycofał się aż na sam skraj przepaści.Przed nim był niedźwiedź, a zanim urwisko.Zwierz jakby zorientował się, że w tej sytuacji człowiek ma pewną przewagę, izawahał przed ostatecznym atakiem.Althar usiłował uciec w bok, ale poślizgnął się iwypuścił z rąk topór, który potoczył się na dno wąwozu.Wiedział, że śmierć jest tylko kwestią czasu.Bestia wyprostowała się, przewyższając dwukrotnie Althara, i postąpiła kilka krokównaprzód, rycząc, jakby miała w sobie tuzin diabłów.Ale tuż przed ostatecznym atakiem doAlthara przypadł Szatan, broniąc swego pana.Pies zaczął szczekać i niedźwiedź zatrzymałsię.Nagle uderzył łapą i Szatan wyleciał w powietrze z przetrąconą szyją.Theresazrozumiała, że musi zacząć działać.Wyjęła bełt i umieściła go w rowku kuszy.Następniepołożyła się płasko na ziemi i wycelowała w głowę zwierzęcia.Wtedy przypomniała sobiesłowa Althara i skierowała kuszę w stronę ogromnego brunatnego brzucha.Powiedziała sobie, że ma tylko jedną szansę.Zamknęła oczy i wystrzeliła.Strzała rozpruła powietrze i znikła jej z oczu.Przezchwilę miała nadzieję, że trafiła, ale wkrótce z przerażeniem stwierdziła, że strzała ugodziłazwierzę w jedną z tylnych łap.Sądziła, że nie ma już dla Althara ratunku.A jednak stało się coś dziwnego.Niedźwiedź zrobił krok naprzód, stracił równowagę z powodu zranionej łapy i upadł na lewybok.Przez chwilę zdawało się, że zaraz się podniesie, ale gdy usiłował to uczynić, znów siępotknął i spadł na sam skraj wąwozu.Wymachiwał rozpaczliwie łapami, jakby przeczuwał,co się zaraz wydarzy.Wkrótce kamienie pod naporem jego ogromnego cielska zaczęły jeden po drugimspadać w dół i mimo wysiłków zwierzę runęło wraz z nimi na dno wąwozu.Theresa potrzebowała dłuższej chwili, by dojść do siebie.Kiedy udało jej się zejść nadół do Althara, który wciąż był oszołomiony, nadal nie mogła pojąć, co się wydarzyło.- Dwa niedźwiedzie.A jednak były dwa przeklęte niedźwiedzie.- Celowałam, jak mówiliście, ale nie mogłam.- Nie przejmuj się, dziewczyno.Świetnie sobie poradziłaś.Dwa przeklęte łobuzy.-powtórzył.Podrapał się po głowie i spojrzał z żalem na Szatana.Zdjął płaszcz i pieczołowicie gonim okrył.- Dobry był z niego pies.Wypcham go, aby zawsze był przy mnie.* * *Spędzili popołudnie, oprawiając pierwszego niedźwiedzia.Kiedy skończyli, Altharwpadł na pomysł, że mogliby spróbować odzyskać futro również z drugiego.-: Trzeba tylko zejść do wąwozu.- Czy to bezpieczne?- Zaczekaj tutaj - powiedział.Rzucił narzędzia i ruszył wijącą się kawałek dalej ścieżką, która prowadziła na dnowąwozu.Po jakimś czasie wrócił, niosąc coś na plecach.- Futro było zniszczone przez parchy - powiedział.- Ale miś miał takie ładne oczy, żepostanowiłem je zabrać wraz z całym łbem.Kiedy wrócili do swej siedziby, Leonora powitała ich dobrą nowiną: Hoos wstał iczekał na nich przy stole.* * *W trakcie kolacji Theresa miała wrażenie, że chłopak jest bardziej zainteresowanytalerzem zupy niż relacją z polowania.Jednak gdy zjadł wszystko do czysta, podziękowałAltharowi za uratowanie mu życia.- To dziewczynie powinieneś dziękować.Nalegała, bym cię wziął na wóz.Hoosspojrzał na Theresę i twarz mu spochmurniała.Leonora wyczuła, że dzieje się coś dziwnego.- Jestem jej wdzięczny - odparł oschłe.- Choć zważywszy na to, że wcześniej to jauratowałem jej życie, przynajmniej tyle była mi winna.- Tak jest - przyznał Althar.- Widać, że dziewczyna jest godna zaufania - zaśmiał się,szturchając Theresę.Hoos wolał zmienić temat.- Wasza żona powiedziała, że mieszkacie tu od dawna.- W rzeczy samej.Zapewniam, że nie tęsknimy za miejskim brudem: ludzie lubiąplotkować, łatwo o wzajemne obrazy, wygadują brednie.Ech! Tu nam dobrze.Sami wedwoje, robimy i jemy, co chcemy.- Upił łyk wina.- A powiedzcie, jak się czujecie?- Tak sobie, ale dłużej już nie mogłem leżeć.- Powinniście jeszcze odpoczywać.Przynajmniej dopóki żebra się nie zrosną.Wprzeciwnym razie najmniejszy ruch i już będzie po waszych płucach.Hoos skinął głową.Przy każdym łyku czuł taki ból, jakby jakiś szpikulec wbijał musię w piersi.Dopił wino, pożegnał się i wrócił na swoje posłanie.Althar rozłożył wtedy skórę niedźwiedzia i postawił oba łby na beczkach.Kiedy wprowadzał do środka zwierzęta, zatęsknił za Szatanem, który zawsze pomagałmu w tym zadaniu.Następnego dnia niebo zachmurzyło się i zerwał się wiatr.Zły dzień na wędrówki polesie, ale nie najgorszy na wypychanie zdobyczy.Przed śniadaniem wyprowadził zwierzęta,by je napoić, usunął nieczystości, które po nich zostały wewnątrz, i opróżnił pęcherz.Kiedywrócił, Theresa i Leonora już były na nogach.Zjedli w ciszy, by nie obudzić Hoosa.PotemAlthar wziął skórę oraz oba łby i poprosił Theresę, by mu towarzyszyła.- Muszę jeszcze się umyć - szepnęła dziewczyna.Althar podejrzewał, że nadal ma menstruację, więc jej nie ponaglał.- Jak skończysz, przyjdź do drugiej jaskini.Potrzebna mi twoja pomoc.Althar zarzuciłskórę na ramię i wyszedł na dwór.Po chwili dziewczyna dotarła do strumienia, gdzie obmyłasię ściereczkami, które dała jej Leonora.Po powrocie stwierdziła, że Hoos już wstał i patrzy na nią ostrym wzrokiem.Najwyraźniej nie uszło to uwagi Leonory.- Muszę wyjść nakarmić zwierzęta - oznajmiła.- Jeśli będziecie czegoś potrzebować,wezwijcie mnie.Oboje skinęli głowami.Kiedy kobieta wyszła, Hoos wykonał taki ruch, jakby chciałsię podnieść, ale poczuł ukłucie w piersi i opadł na łóżko.Theresa usiadła obok niego.- Lepiej się czujesz? - spytała zawstydzona.To były pierwsze słowa, które do niegoskierowała.Hoos nie spieszył się z odpowiedzią [ Pobierz całość w formacie PDF ]