[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Choć zawsze podejrzewał, cobyło przyczyną postępowania ojca, to słuchanie tego z jego ust było niemalsurrealistycznym przeżyciem.Otyłe ciało ojca jakby nabrało nagle siły.Wysunął szczękę, wbił spojrzenie w oczyReida.Było jasne, że podjął jakąś decyzję. Ale cokolwiek robiłem, ty nigdy nie zrezygnowałeś.I cholernie cię za to szanuję.Reid usiłował ignorować pieczenie łez pod powiekami, ale o wiele trudniej byłoignorować pęknięcia w lodzie, który od tylu lat skuwał jego uczucia do ojca. Zdaje się, że mam to po ojcu.Stan głośno przełknął ślinę i zamrugał kilka razy, aż wilgoć, która przez momentlśniła w jego oczach, zniknęła.W końcu wstał i założył zmiędloną czapkę na głowę. Może następnym razem jak będziesz w mieście, wyskoczymy na piwko, czy coś.Towarzyskie wyjście na miasto z ojcem? Ta myśl niemal nie mieściła mu się wgłowie.Kiedy nie odpowiedział od razu, Stan ruszył do drzwi. Albo nie, jak tam chcesz.To był tylko luzny pomysł. powiedział.Reid szybko zerwał się z krzesła. Bardzo chętnie.Stan zatrzymał się tuż przed drzwiami i obejrzał z miną, którą można by uznaćniemal za ulgę, ale szybko zamaskował ją sztywnym skinieniem głowy. Powodzenia. Dzięki, tato.Nie wiedział, jak długo sam stał w garderobie, kiedy ojciec już wyszedł, alewidocznie trwało to chwilę, bo członkowie ekipy musieli wejść w końcu do środka ipowiedzieć mu, że pora zakładać rękawice i wychodzić.Reid, przekonany, że wciągnęło go do jakiejś nierealnej strefy mroku, zwrócił się dojednego z kolegów: Walnij mnie. Kiedy tamten w odpowiedzi tylko uniósł brew, Reid klepnął sięobiema dłońmi po brzuchu. No już!Kumpel wzruszył ramionami i solidnie przyłożył mu prosto w żołądek.Reid był na togotowy, ale Adam miał młot, nie pięść, więc cios i tak wypchnął mu powietrze z płuc.Nie, z całą pewnością nie śnię, pomyślał.Rozcierając brzuch, stęknął. Dzięki.Chyba. Zawsze chętnie, stary.Jesteś gotów?Reid skinął głową i wziął czerwone rękawice, które ktoś mu podał.Idąc długimkorytarzem w stronę areny i ryczącego tłumu, czuł się tak, jakby wygrał już dzisiaj jednąwalkę.Jego ojciec przyszedł do niego z gałązką oliwną i powiedział, że jest z niegodumny.W pale się nie mieściło.Teraz pozostało już tylko przetrwać pojedynek z Diazem i porozmawiać z Lucie.Brzmiało to dość prosto, ale oba te starcia, każde na swój sposób, były walkami o życie.Przegraną w tej pierwszej jakoś by zniósł.Przegrana w drugiej zmiażdżyłaby go totalniei zmieniła we wrak człowieka.Ale, jak to powiedział ojciec, Reid nigdy nie rezygnował, a przegrane mógł policzyćna palcach jednej ręki.Więc zrobi to, co robił zawsze.Będzie walczył, jakby zależało odtego jego życie.Bo w tym przypadku poniekąd tak było.Rozdział 19Sala balowa wyglądała jak rozgwieżdżona zimowa noc w środku sierpnia.Komitetorganizacyjny przeszedł sam siebie, stwierdziła Lucie.Tysiące maleńkich światełekmigotały wśród białego tiulu, udrapowanego we wdzięczne łuki pod sufitem, a dziesiątkibiałych papierowych lampionów rozświetlały miejsca, gdzie nie było lampek.Stoły nakryto lnianymi obrusami, zastawiono porcelaną i otoczono krzesłamiobitymi lnem wszystko w bieli.Nawet kwiatowe stroiki, zdobiące stoły poustawianewokół sali, przygotowano z białych róż.Zcięto je kilkanaście centymetrów poniżej pąka ipoutykano w płytkich, szklanych misach, aż je całkowicie wypełniły.Nie trzeba byłożadnego przybrania z liści.W całej sali kolorami mieniły się tylko ubrania gości.Poruszając się na białym tle,kobiety migotały jak klejnoty we wszystkich możliwych barwach.Mężczyzni pozostaliprzy czarnych smokingach.Lucie patrzyła, jak panowie zbierają się w stada i o mało nieparsknęła ponczem przez nos, kiedy uświadomiła sobie, że wyglądają jak pingwinyczłapiące po lodach Antarktyki. Wszystko dobrze? spytała Vanessa, klepiąc Lucie po plecach. Mówiłam ci,nie pij czerwonego ponczu, kiedy jesteś w białej sukience.To zbyt ryzykowne.Powinnaś pić wodę.Może być gazowana.Lucie odstawiła poncz na stół i z westchnieniem spojrzała na długą do podłogi,obcisłą suknię z białej satyny.Pomyślała, że w przyszłym roku będzie musiałazaprzyjaznić się z kimś z komitetu organizacyjnego, żeby nie wyglądać jak elementdekoracji.Całe szczęście, że złapała trochę opalenizny na plaży w zeszły weekend iprzynajmniej była widoczna nad stanikiem bez ramiączek.Mimo to miała wrażenie, żenie odróżnia się od śnieżnego otoczenia, że wtapia się w tło, kiedy inni błyszczą.I czy to nie trafna metafora całego jej życia?Spojrzała na swoją przyjaciółkę Nessie była tak miła i zgodziła się jejtowarzyszyć.Miesiąc temu Lucie wykupiła dwa bilety, w nadziei że przyjdzie tu zReidem.Vanessa oczywiście olśniewała z tymi swoimi dzikimi, rudymi włosamiokiełznanymi we francuski kok i w szmaragdowej sukni, która wyglądała, jakbyspecjalnie ufarbowano ją pod kolor jej oczu.Bez wysiłku przyciągała uwagę każdegomężczyzny w sali.Zawsze była Yang, kiedy Lucie pozostawała Yin [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Choć zawsze podejrzewał, cobyło przyczyną postępowania ojca, to słuchanie tego z jego ust było niemalsurrealistycznym przeżyciem.Otyłe ciało ojca jakby nabrało nagle siły.Wysunął szczękę, wbił spojrzenie w oczyReida.Było jasne, że podjął jakąś decyzję. Ale cokolwiek robiłem, ty nigdy nie zrezygnowałeś.I cholernie cię za to szanuję.Reid usiłował ignorować pieczenie łez pod powiekami, ale o wiele trudniej byłoignorować pęknięcia w lodzie, który od tylu lat skuwał jego uczucia do ojca. Zdaje się, że mam to po ojcu.Stan głośno przełknął ślinę i zamrugał kilka razy, aż wilgoć, która przez momentlśniła w jego oczach, zniknęła.W końcu wstał i założył zmiędloną czapkę na głowę. Może następnym razem jak będziesz w mieście, wyskoczymy na piwko, czy coś.Towarzyskie wyjście na miasto z ojcem? Ta myśl niemal nie mieściła mu się wgłowie.Kiedy nie odpowiedział od razu, Stan ruszył do drzwi. Albo nie, jak tam chcesz.To był tylko luzny pomysł. powiedział.Reid szybko zerwał się z krzesła. Bardzo chętnie.Stan zatrzymał się tuż przed drzwiami i obejrzał z miną, którą można by uznaćniemal za ulgę, ale szybko zamaskował ją sztywnym skinieniem głowy. Powodzenia. Dzięki, tato.Nie wiedział, jak długo sam stał w garderobie, kiedy ojciec już wyszedł, alewidocznie trwało to chwilę, bo członkowie ekipy musieli wejść w końcu do środka ipowiedzieć mu, że pora zakładać rękawice i wychodzić.Reid, przekonany, że wciągnęło go do jakiejś nierealnej strefy mroku, zwrócił się dojednego z kolegów: Walnij mnie. Kiedy tamten w odpowiedzi tylko uniósł brew, Reid klepnął sięobiema dłońmi po brzuchu. No już!Kumpel wzruszył ramionami i solidnie przyłożył mu prosto w żołądek.Reid był na togotowy, ale Adam miał młot, nie pięść, więc cios i tak wypchnął mu powietrze z płuc.Nie, z całą pewnością nie śnię, pomyślał.Rozcierając brzuch, stęknął. Dzięki.Chyba. Zawsze chętnie, stary.Jesteś gotów?Reid skinął głową i wziął czerwone rękawice, które ktoś mu podał.Idąc długimkorytarzem w stronę areny i ryczącego tłumu, czuł się tak, jakby wygrał już dzisiaj jednąwalkę.Jego ojciec przyszedł do niego z gałązką oliwną i powiedział, że jest z niegodumny.W pale się nie mieściło.Teraz pozostało już tylko przetrwać pojedynek z Diazem i porozmawiać z Lucie.Brzmiało to dość prosto, ale oba te starcia, każde na swój sposób, były walkami o życie.Przegraną w tej pierwszej jakoś by zniósł.Przegrana w drugiej zmiażdżyłaby go totalniei zmieniła we wrak człowieka.Ale, jak to powiedział ojciec, Reid nigdy nie rezygnował, a przegrane mógł policzyćna palcach jednej ręki.Więc zrobi to, co robił zawsze.Będzie walczył, jakby zależało odtego jego życie.Bo w tym przypadku poniekąd tak było.Rozdział 19Sala balowa wyglądała jak rozgwieżdżona zimowa noc w środku sierpnia.Komitetorganizacyjny przeszedł sam siebie, stwierdziła Lucie.Tysiące maleńkich światełekmigotały wśród białego tiulu, udrapowanego we wdzięczne łuki pod sufitem, a dziesiątkibiałych papierowych lampionów rozświetlały miejsca, gdzie nie było lampek.Stoły nakryto lnianymi obrusami, zastawiono porcelaną i otoczono krzesłamiobitymi lnem wszystko w bieli.Nawet kwiatowe stroiki, zdobiące stoły poustawianewokół sali, przygotowano z białych róż.Zcięto je kilkanaście centymetrów poniżej pąka ipoutykano w płytkich, szklanych misach, aż je całkowicie wypełniły.Nie trzeba byłożadnego przybrania z liści.W całej sali kolorami mieniły się tylko ubrania gości.Poruszając się na białym tle,kobiety migotały jak klejnoty we wszystkich możliwych barwach.Mężczyzni pozostaliprzy czarnych smokingach.Lucie patrzyła, jak panowie zbierają się w stada i o mało nieparsknęła ponczem przez nos, kiedy uświadomiła sobie, że wyglądają jak pingwinyczłapiące po lodach Antarktyki. Wszystko dobrze? spytała Vanessa, klepiąc Lucie po plecach. Mówiłam ci,nie pij czerwonego ponczu, kiedy jesteś w białej sukience.To zbyt ryzykowne.Powinnaś pić wodę.Może być gazowana.Lucie odstawiła poncz na stół i z westchnieniem spojrzała na długą do podłogi,obcisłą suknię z białej satyny.Pomyślała, że w przyszłym roku będzie musiałazaprzyjaznić się z kimś z komitetu organizacyjnego, żeby nie wyglądać jak elementdekoracji.Całe szczęście, że złapała trochę opalenizny na plaży w zeszły weekend iprzynajmniej była widoczna nad stanikiem bez ramiączek.Mimo to miała wrażenie, żenie odróżnia się od śnieżnego otoczenia, że wtapia się w tło, kiedy inni błyszczą.I czy to nie trafna metafora całego jej życia?Spojrzała na swoją przyjaciółkę Nessie była tak miła i zgodziła się jejtowarzyszyć.Miesiąc temu Lucie wykupiła dwa bilety, w nadziei że przyjdzie tu zReidem.Vanessa oczywiście olśniewała z tymi swoimi dzikimi, rudymi włosamiokiełznanymi we francuski kok i w szmaragdowej sukni, która wyglądała, jakbyspecjalnie ufarbowano ją pod kolor jej oczu.Bez wysiłku przyciągała uwagę każdegomężczyzny w sali.Zawsze była Yang, kiedy Lucie pozostawała Yin [ Pobierz całość w formacie PDF ]