[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do tej pory nie poświęcał Brendzie wiele uwagi.Martwe ciało i zaginionaosoba zapewniały mu wystarczająco wiele roboty.Fakt, że zadzwoniła do rodzi-ców, uspokajając ich, również przemawiał za tym, aby nie podejmować żadnejakcji.A jednak minęło już czterdzieści osiem godzin i wciąż nie wróciła do do-mu.I chociaż Brockleyowie stanowczo przekonywali go, że nie mają absolutnienic wspólnego ze sprawami Alana i Simone Hollingsworthów, trudno było za-przeczyć, że mieszkają od nich zaledwie o rzut kamieniem.Czy Brenda mogłazobaczyć lub usłyszeć coś, co naraziło ją na niebezpieczeństwo? Im więcej o tymmyślał, tym bardziej czuł się zaniepokojony.Troy wciąż zrzędził.Gdy wjeżdżali do Fawcett Green, Barnaby znów włą-czył swoją uwagę.Tym razem obiektem napaści była pani Milburn, teściowaTroya. Ta kobieta ma w żyłach trujący jad.Nosi specjalną kartę, na której napi-sane jest, że w żadnym wypadku nie wolno wykorzystać jej organów po śmierci.Są cholernie toksyczne. Bzdura. Widziałem to na własne oczy.Jest na niej namalowana trupia czaszka.Gdy Troy zaparkował na dziedzińcu przed pubem, była za dziesięć jedena-sta.O jedenastej Barnaby miał spotkać się z doktorem Jenningsem.Do Troya na-leżało zdobycie adresu i numeru telefonu fryzjerki na wezwanie, Becky Latimer,i Sary Lawson, drugiej osoby, o której wspomniała pani Molfrey podczas nie-dawnej wizyty w komisariacie.Po wypełnieniu tych zadań mieli się spotkać wNightingales.Na ulicy, podobnie jak na małym polu graniczącym z ogrodem na tyłachdomu Hollingsworthów, tłoczyli się już ludzie.Zirytowany, zaczerwieniony naRLTtwarzy Perrot usiłował utorować drogę zabłoconemu landroverowi.Był w złymhumorze, dręczyło go poczucie winy oraz obawa, że ten jaskrawy przykład jegonieumiejętności panowania nad sytuacją może sprowokować przełożonych dorozliczenia się z nim.Kierowca landrovera bezsensownie naciskał klakson, za-głuszając histeryczne szczekanie swoich dwóch golden retrieverów.Gdy tylkosamochód przecisnął się przez tłum, ludzie znów zaczęli się tłoczyć.Barnaby'ego ominęła większość tego zamieszania, ponieważ aby dotrzeć dodomu doktora, musiał przejść przez przykościelny cmentarz.Troy postanowił, żezanim wybierze się na pocztę, urządzi sobie zabawę kosztem Perrota.Przecisnąłsię przez tłum z brutalną determinacją, posługując się bez skrupułów łokciami. Na twoim miejscu pozbyłbym się tych ludzi. Tak jest, sierżancie. Gdzie jest taśma? W drodze. Chodz tutaj. Troy kiwnął głową, sugerując chęć pogawędki na boku.Perrot przysunął się bliżej z żołądkiem skręconym w supełek ze strachu, czu-jąc, że jego serce znalazło się w butach. Pomyślałem, że zainteresują cię wyniki sekcji.Zmarł około dziesięciuminut przed naszym przybyciem.Pomyśleć tylko, że tak mało brakowało.Czyżto nie przygnębiające?Powiedziawszy to, odszedł dużymi krokami, zostawiając za sobą policjanta,który spoglądał za nim zupełnie zdruzgotany, z poszarzałą twarzą.Na cmentarzuprzykościelnym Barnaby zwolnił, korzystając z otaczającego spokoju i chwiliczasu.Studiował napisy na nagrobkach pokrytych zielonymi i żółtymi porostami,podziwiając zarówno proste płyty kamienne, jak i wielkie mauzoleum otoczoneozdobnym ogrodzeniem.Przy jednym ze skromnych grobów wkopany był szkla-ny słój pełen dzikich kwiatów, przy innym leżały poszczerbione kawałki granituoraz pusty metalowy wazon.Jakież to ostatecznie miało znaczenie: okazały po-mnik czy samodzielnie wykonany drewniany krzyż? Przemijające widowisko.Wszystko to z myślą o tych, którzy pozostali, by zapewnić im spokój ducha.Sa-motnym kościom pod ziemią było wszystko jedno.W okolicznych wiązach kra-kały gawrony, jakby chciały wykrzyczeć swoją agresję.RLTBarnaby zauważył wielebnego Breama, który zamknąwszy za sobą drzwiprezbiterium, zbliżał się ścieżką, szeleszcząc sutanną.Szedł wprawdzie z dłońmisplecionymi skromnie na wydatnym brzuchu i ze spuszczonymi oczyma, leczmimo to Barnaby wyczuł, że pastor rozsiewa wokół siebie typowo ziemskie za-pachy.Wokół jego pokrytej rumieńcem twarzy powiewała masa sprężystych,kręconych kasztanowych włosów, sięgających do kołnierza.Wydawało się, żezstąpił prosto z jednego z dziewiętnastowiecznych obrazów, przedstawiającychniestroniących od kieliszka kardynałów. Witam odezwał się wielebny Bream.Uśmiechnął się, ukazując rządbłyszczących, białych zębów. Czy należy pan do naszej znamienitej ekipy po-licjantów? Tak, proszę pana.Detektyw nadinspektor Barnaby. W związku z Nightingales, prawda? Gdy Barnaby skinął głową, dodał: Przykra sprawa.Biedny Alan. Czy znał pan Hollingsworthów? Simone.Była w moim zespoledzwonników.Z jej mężem rozmawiałem tylko raz, w dniu jej zaginięcia.Nie po-jawiła się na próbie, więc zajrzałem, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Jak pan myśli Barnaby wskazał prostą ławkę czy moglibyśmy nachwilę usiąść? Hm, wybieram się właśnie do Hellions Wychwood na chrzciny. To nie zabierze dużo czasu.Możemy również spotkać się pózniej. Och, myślę, że mogę sobie na to pozwolić. Pastor spojrzał na zegarek. Zazwyczaj jestem o kwadrans za wcześnie, a oni na pewno się spóznią.Lu-dzie zawsze się spózniają na śluby i na chrzciny.Nigdy na pogrzeb.Nie mogą siędoczekać, by odprowadzić zmarłych i powrócić do picia. Czy dobrze pan znał panią Hollingsworth? zapytał nadinstpektor, gdyusiedli. Prawdę mówiąc, nie.Przyszła na kilka spotkań, parę opuściła, potem bezprzekonania pojawiła się znowu.Myślę, że po prostu szukała jakiegoś zajęcia. Nie spotykaliście się ani nie prowadziliście rozmów z jakiegoś innegopowodu? Poza grupą dzwonników?RLT Wielkie nieba, nie! Roześmiał się, po czym spojrzał krótko w górę,jakby prosił o poświadczenie prawdziwości tego niewinnego okrzyku. %7ładnez Hollingsworthów nie chodziło do kościoła.Prawdę mówiąc, któż to teraz robi?Chyba że chodzi o sfilmowanie młodej pary.W tonie wielebnego Breama nie było śladu zgryzliwości.Wydawało się, żepogodził się z tym powszechnym lekceważeniem, zachowując pogodę ducha.Być może, jak wskazywała na to jego zaczerwieniona cera, znajdował pociesze-nie w okazjonalnej szklaneczce czerwonego wina.Trochę alkoholu, z dbałości ożołądek.Barnaby nabrał wobec niego cieplejszych uczuć. Jakie miał pan o niej zdanie? O Simone? Nieco przytępa.nie, przepraszam.To nieuprzejme.Myślę, żelepszym określeniem będzie: prostoduszna.I dość naiwna.Miało się wrażenie, żewierzy we wszystko, co usłyszała.O ile mogę to ocenić, obdarzona miłym cha-rakterem.Drobniutka, moim zdaniem niewiele więcej niż metr pięćdziesiąt, ibardzo szczupła.O małych dłoniach i stopach.Jasnowłosa, o pięknej cerze.Zdumiewająco ładna.Kolejny powieściopisarz.Można ich było spotkać wszędzie.Barnaby spytał,czy pastor pamięta porę swojej wizyty w domu Hollingsworthów. Około szóstej, natychmiast po zakończeniu próby.Zastukałem kilkakrot-nie, nie dając za wygraną, ponieważ widziałem samochód Alana.Gdy w końcuotworzył drzwi, wyglądał strasznie. Ma pan na myśli, że sprawiał wrażenie chorego? Nadinspektor przy-pomniał sobie, że Perrot wspominał o pożegnalnej wiadomości zostawionej naautomatycznej sekretarce Hollingswortha.Wyglądało na to, że wówczas już jąodkrył. Powiedziałbym, że był poważnie zestresowany.Gadał niemal bez sensu.Wszedłem do środka nieproszony, ale są sytuacje, w których dobre maniery na-leży zostawić na boku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Do tej pory nie poświęcał Brendzie wiele uwagi.Martwe ciało i zaginionaosoba zapewniały mu wystarczająco wiele roboty.Fakt, że zadzwoniła do rodzi-ców, uspokajając ich, również przemawiał za tym, aby nie podejmować żadnejakcji.A jednak minęło już czterdzieści osiem godzin i wciąż nie wróciła do do-mu.I chociaż Brockleyowie stanowczo przekonywali go, że nie mają absolutnienic wspólnego ze sprawami Alana i Simone Hollingsworthów, trudno było za-przeczyć, że mieszkają od nich zaledwie o rzut kamieniem.Czy Brenda mogłazobaczyć lub usłyszeć coś, co naraziło ją na niebezpieczeństwo? Im więcej o tymmyślał, tym bardziej czuł się zaniepokojony.Troy wciąż zrzędził.Gdy wjeżdżali do Fawcett Green, Barnaby znów włą-czył swoją uwagę.Tym razem obiektem napaści była pani Milburn, teściowaTroya. Ta kobieta ma w żyłach trujący jad.Nosi specjalną kartę, na której napi-sane jest, że w żadnym wypadku nie wolno wykorzystać jej organów po śmierci.Są cholernie toksyczne. Bzdura. Widziałem to na własne oczy.Jest na niej namalowana trupia czaszka.Gdy Troy zaparkował na dziedzińcu przed pubem, była za dziesięć jedena-sta.O jedenastej Barnaby miał spotkać się z doktorem Jenningsem.Do Troya na-leżało zdobycie adresu i numeru telefonu fryzjerki na wezwanie, Becky Latimer,i Sary Lawson, drugiej osoby, o której wspomniała pani Molfrey podczas nie-dawnej wizyty w komisariacie.Po wypełnieniu tych zadań mieli się spotkać wNightingales.Na ulicy, podobnie jak na małym polu graniczącym z ogrodem na tyłachdomu Hollingsworthów, tłoczyli się już ludzie.Zirytowany, zaczerwieniony naRLTtwarzy Perrot usiłował utorować drogę zabłoconemu landroverowi.Był w złymhumorze, dręczyło go poczucie winy oraz obawa, że ten jaskrawy przykład jegonieumiejętności panowania nad sytuacją może sprowokować przełożonych dorozliczenia się z nim.Kierowca landrovera bezsensownie naciskał klakson, za-głuszając histeryczne szczekanie swoich dwóch golden retrieverów.Gdy tylkosamochód przecisnął się przez tłum, ludzie znów zaczęli się tłoczyć.Barnaby'ego ominęła większość tego zamieszania, ponieważ aby dotrzeć dodomu doktora, musiał przejść przez przykościelny cmentarz.Troy postanowił, żezanim wybierze się na pocztę, urządzi sobie zabawę kosztem Perrota.Przecisnąłsię przez tłum z brutalną determinacją, posługując się bez skrupułów łokciami. Na twoim miejscu pozbyłbym się tych ludzi. Tak jest, sierżancie. Gdzie jest taśma? W drodze. Chodz tutaj. Troy kiwnął głową, sugerując chęć pogawędki na boku.Perrot przysunął się bliżej z żołądkiem skręconym w supełek ze strachu, czu-jąc, że jego serce znalazło się w butach. Pomyślałem, że zainteresują cię wyniki sekcji.Zmarł około dziesięciuminut przed naszym przybyciem.Pomyśleć tylko, że tak mało brakowało.Czyżto nie przygnębiające?Powiedziawszy to, odszedł dużymi krokami, zostawiając za sobą policjanta,który spoglądał za nim zupełnie zdruzgotany, z poszarzałą twarzą.Na cmentarzuprzykościelnym Barnaby zwolnił, korzystając z otaczającego spokoju i chwiliczasu.Studiował napisy na nagrobkach pokrytych zielonymi i żółtymi porostami,podziwiając zarówno proste płyty kamienne, jak i wielkie mauzoleum otoczoneozdobnym ogrodzeniem.Przy jednym ze skromnych grobów wkopany był szkla-ny słój pełen dzikich kwiatów, przy innym leżały poszczerbione kawałki granituoraz pusty metalowy wazon.Jakież to ostatecznie miało znaczenie: okazały po-mnik czy samodzielnie wykonany drewniany krzyż? Przemijające widowisko.Wszystko to z myślą o tych, którzy pozostali, by zapewnić im spokój ducha.Sa-motnym kościom pod ziemią było wszystko jedno.W okolicznych wiązach kra-kały gawrony, jakby chciały wykrzyczeć swoją agresję.RLTBarnaby zauważył wielebnego Breama, który zamknąwszy za sobą drzwiprezbiterium, zbliżał się ścieżką, szeleszcząc sutanną.Szedł wprawdzie z dłońmisplecionymi skromnie na wydatnym brzuchu i ze spuszczonymi oczyma, leczmimo to Barnaby wyczuł, że pastor rozsiewa wokół siebie typowo ziemskie za-pachy.Wokół jego pokrytej rumieńcem twarzy powiewała masa sprężystych,kręconych kasztanowych włosów, sięgających do kołnierza.Wydawało się, żezstąpił prosto z jednego z dziewiętnastowiecznych obrazów, przedstawiającychniestroniących od kieliszka kardynałów. Witam odezwał się wielebny Bream.Uśmiechnął się, ukazując rządbłyszczących, białych zębów. Czy należy pan do naszej znamienitej ekipy po-licjantów? Tak, proszę pana.Detektyw nadinspektor Barnaby. W związku z Nightingales, prawda? Gdy Barnaby skinął głową, dodał: Przykra sprawa.Biedny Alan. Czy znał pan Hollingsworthów? Simone.Była w moim zespoledzwonników.Z jej mężem rozmawiałem tylko raz, w dniu jej zaginięcia.Nie po-jawiła się na próbie, więc zajrzałem, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Jak pan myśli Barnaby wskazał prostą ławkę czy moglibyśmy nachwilę usiąść? Hm, wybieram się właśnie do Hellions Wychwood na chrzciny. To nie zabierze dużo czasu.Możemy również spotkać się pózniej. Och, myślę, że mogę sobie na to pozwolić. Pastor spojrzał na zegarek. Zazwyczaj jestem o kwadrans za wcześnie, a oni na pewno się spóznią.Lu-dzie zawsze się spózniają na śluby i na chrzciny.Nigdy na pogrzeb.Nie mogą siędoczekać, by odprowadzić zmarłych i powrócić do picia. Czy dobrze pan znał panią Hollingsworth? zapytał nadinstpektor, gdyusiedli. Prawdę mówiąc, nie.Przyszła na kilka spotkań, parę opuściła, potem bezprzekonania pojawiła się znowu.Myślę, że po prostu szukała jakiegoś zajęcia. Nie spotykaliście się ani nie prowadziliście rozmów z jakiegoś innegopowodu? Poza grupą dzwonników?RLT Wielkie nieba, nie! Roześmiał się, po czym spojrzał krótko w górę,jakby prosił o poświadczenie prawdziwości tego niewinnego okrzyku. %7ładnez Hollingsworthów nie chodziło do kościoła.Prawdę mówiąc, któż to teraz robi?Chyba że chodzi o sfilmowanie młodej pary.W tonie wielebnego Breama nie było śladu zgryzliwości.Wydawało się, żepogodził się z tym powszechnym lekceważeniem, zachowując pogodę ducha.Być może, jak wskazywała na to jego zaczerwieniona cera, znajdował pociesze-nie w okazjonalnej szklaneczce czerwonego wina.Trochę alkoholu, z dbałości ożołądek.Barnaby nabrał wobec niego cieplejszych uczuć. Jakie miał pan o niej zdanie? O Simone? Nieco przytępa.nie, przepraszam.To nieuprzejme.Myślę, żelepszym określeniem będzie: prostoduszna.I dość naiwna.Miało się wrażenie, żewierzy we wszystko, co usłyszała.O ile mogę to ocenić, obdarzona miłym cha-rakterem.Drobniutka, moim zdaniem niewiele więcej niż metr pięćdziesiąt, ibardzo szczupła.O małych dłoniach i stopach.Jasnowłosa, o pięknej cerze.Zdumiewająco ładna.Kolejny powieściopisarz.Można ich było spotkać wszędzie.Barnaby spytał,czy pastor pamięta porę swojej wizyty w domu Hollingsworthów. Około szóstej, natychmiast po zakończeniu próby.Zastukałem kilkakrot-nie, nie dając za wygraną, ponieważ widziałem samochód Alana.Gdy w końcuotworzył drzwi, wyglądał strasznie. Ma pan na myśli, że sprawiał wrażenie chorego? Nadinspektor przy-pomniał sobie, że Perrot wspominał o pożegnalnej wiadomości zostawionej naautomatycznej sekretarce Hollingswortha.Wyglądało na to, że wówczas już jąodkrył. Powiedziałbym, że był poważnie zestresowany.Gadał niemal bez sensu.Wszedłem do środka nieproszony, ale są sytuacje, w których dobre maniery na-leży zostawić na boku [ Pobierz całość w formacie PDF ]