[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Szkoda, że nie podał imienia.- Hale uniósł brwi.- Bob powiedział tylko, że jeżeli wpadniesz na pomysł, by sprawdzićkomputery w banku, to powinnam powiedzieć ci o Dexterze.I nagle musiałprzerwać rozmowę.- Dexter to nie osoba! - olśniło nagle Hale'a.- To pies.- Pies?I wtedy również Cathy sobie przypomniała.Rok temu, kiedy myślała owzięciu szczeniaczka, Bob wspomniał o labradorze, którego miał w college'u.Wabił się Dexter!- Ale co pies może mieć wspólnego z bankiem?- Czy nie rozumiesz? - Dla Hale'a wszystko było jasne.- Dexter to hasło dostępu.- Przykro mi cię zmartwić, Sherlocku, ale mylisz się.Zajrzałam dziś dokomputera Boba i hasło jest wciąż takie samo, czyli kogel-mogel.- Upiła łykwody sodowej i dokończyła: - Poza tym sieć w banku jest tak ustawiona, że nietrzeba znać hasła, by wejść w czyjeś katalogi i pliki.Hale nie wyglądał na zmartwionego.Wręcz przeciwnie, sprawiałwrażenie człowieka bardzo dumnego z siebie.- Z kim Bob dzielił mieszkanie w college'u? Cathy podniosła wzrok.- 80 -SR- Bernie.- szepnęła, pojmując już, o co chodzi.- A więc może istniejeplik o tej nazwie w komputerze Berniego? - Rzuciła okiem na zegarek.Była zapiętnaście szósta.- Jeśli wrócimy do banku przed szóstą, nie będziemy musieli meldowaćsię w recepcji.Większość ludzi wychodzi o tej porze do domu.- Ale będziemy musieli się zameldować, wychodząc - powiedział Hale.- Często pracuję dłużej.Nikogo to nie zdziwi, a ty możesz podać fałszywenazwisko.Spojrzał na nią rozbawiony.- Naprawdę zapaliłaś się do tego śledztwa - stwierdził.Jeśli w którymś momencie życia mogłaby zatrzymać czas, wybrałabywłaśnie tę chwilę.Mogłaby przeżyć całą wieczność z łokciami opartymi o lepkiblat stołu, wdychając zapach pieczonej pizzy i rozkoszując się pełnym zachwytuspojrzeniem Hale'a.Jednocześnie byłaby wolna od winy, ponieważ Halepodziwiał ją wyłącznie za jej śledcze umiejętności.W gruncie rzeczy nic siępomiędzy nimi nie wydarzyło.A wszystkie jej uczucia i myśli kierowały sięprzecież w stronę Boba.Nagle przypomniała sobie, jak w dzieciństwie często musiała słuchaćmedytującej matki.Po godzinie, powtarzana nieustannie mantra stawała się dlapostronnego obserwatora udręką.Hale siedział na krawędzi biurka w ciemnym gabinecie BerniegoMortona, pochylony tak blisko nad Cathy, że czuł zapach jej perfum.Patrzył najej skupioną twarz w niebieskim świetle komputerowego ekranu i oddawał sięnieprzystojnym marzeniom.Próbował oddychać spokojnie i widzieć w Cathy jedynie narzeczonąBoba.Szkoda, że wiedział tak wiele o charakterze ich związku i brakuentuzjazmu Boba do ożenku.Pewnie dlatego trudniej mu było utrzymać swojeuczucia na wodzy.%7ładna inna kobieta tak go nie pociągała.W gruncie rzeczy- 81 -SRnigdy nie spotkał takiej, która wzbudziłaby jego żywsze zainteresowanie.Dopóki nie porwał Cathy.Zmusił się do patrzenia na ekran komputera.- Do roboty! - powiedziała Cathy, z zapałem wstukując nazwę Dexter".Ijuż po chwili krzyknęła triumfalnie: - Mam! To jest podkatalog, Hale.- Kliknęłamyszą, żeby wyświetlić poszczególne pliki, ale wówczas pokazał się białyekran.- Co się dzieje? - zapytał Hale- Wszystkie pliki z tego katalogu zostały usunięte.- Może Bernie obawiał się, że ktoś zacznie coś podejrzewać.- Hale potarłbrodę.- Ale mamy przynajmniej jakiś ślad.Może jest tu jeszcze coś.Zaczęli przeglądać szufladę biurka, kalendarz, terminarz spotkań.Wkońcu Cathy odsunęła komputerową klawiaturę i zaczęła przyglądać się kartcebiurowego kalendarza.- Hale, patrz - powiedziała, wskazując dzisiejszą datę.Na małymkwadraciku było napisane M.H.- 4.30 - To wtedy widziałam go w barze z tymgrubym facetem.- Gruby mężczyzna musi mieć inicjały M.H.- myślał głośno Hale,przeglądając spis telefonów.Cathy kontynuowała przeglądanie kalendarza.Przy najbliższej sobociewidniał dopisek: Ur.Maxa - 20.30 Windfall Towers".- Mam tu faceta o nazwisku Maxwell Herbert - odezwał się Hale.-Londyński adres.Poczekaj.Kilka lat temu niejaki Maxwell Herbertzamieszany był w sprawę nielegalnych zakładów na wyścigach konnych.Policjanie potrafiła jednak znalezć niezbitych dowodów jego winy.- Max to nasz człowiek, bez wątpienia - powiedziała z przekonaniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Szkoda, że nie podał imienia.- Hale uniósł brwi.- Bob powiedział tylko, że jeżeli wpadniesz na pomysł, by sprawdzićkomputery w banku, to powinnam powiedzieć ci o Dexterze.I nagle musiałprzerwać rozmowę.- Dexter to nie osoba! - olśniło nagle Hale'a.- To pies.- Pies?I wtedy również Cathy sobie przypomniała.Rok temu, kiedy myślała owzięciu szczeniaczka, Bob wspomniał o labradorze, którego miał w college'u.Wabił się Dexter!- Ale co pies może mieć wspólnego z bankiem?- Czy nie rozumiesz? - Dla Hale'a wszystko było jasne.- Dexter to hasło dostępu.- Przykro mi cię zmartwić, Sherlocku, ale mylisz się.Zajrzałam dziś dokomputera Boba i hasło jest wciąż takie samo, czyli kogel-mogel.- Upiła łykwody sodowej i dokończyła: - Poza tym sieć w banku jest tak ustawiona, że nietrzeba znać hasła, by wejść w czyjeś katalogi i pliki.Hale nie wyglądał na zmartwionego.Wręcz przeciwnie, sprawiałwrażenie człowieka bardzo dumnego z siebie.- Z kim Bob dzielił mieszkanie w college'u? Cathy podniosła wzrok.- 80 -SR- Bernie.- szepnęła, pojmując już, o co chodzi.- A więc może istniejeplik o tej nazwie w komputerze Berniego? - Rzuciła okiem na zegarek.Była zapiętnaście szósta.- Jeśli wrócimy do banku przed szóstą, nie będziemy musieli meldowaćsię w recepcji.Większość ludzi wychodzi o tej porze do domu.- Ale będziemy musieli się zameldować, wychodząc - powiedział Hale.- Często pracuję dłużej.Nikogo to nie zdziwi, a ty możesz podać fałszywenazwisko.Spojrzał na nią rozbawiony.- Naprawdę zapaliłaś się do tego śledztwa - stwierdził.Jeśli w którymś momencie życia mogłaby zatrzymać czas, wybrałabywłaśnie tę chwilę.Mogłaby przeżyć całą wieczność z łokciami opartymi o lepkiblat stołu, wdychając zapach pieczonej pizzy i rozkoszując się pełnym zachwytuspojrzeniem Hale'a.Jednocześnie byłaby wolna od winy, ponieważ Halepodziwiał ją wyłącznie za jej śledcze umiejętności.W gruncie rzeczy nic siępomiędzy nimi nie wydarzyło.A wszystkie jej uczucia i myśli kierowały sięprzecież w stronę Boba.Nagle przypomniała sobie, jak w dzieciństwie często musiała słuchaćmedytującej matki.Po godzinie, powtarzana nieustannie mantra stawała się dlapostronnego obserwatora udręką.Hale siedział na krawędzi biurka w ciemnym gabinecie BerniegoMortona, pochylony tak blisko nad Cathy, że czuł zapach jej perfum.Patrzył najej skupioną twarz w niebieskim świetle komputerowego ekranu i oddawał sięnieprzystojnym marzeniom.Próbował oddychać spokojnie i widzieć w Cathy jedynie narzeczonąBoba.Szkoda, że wiedział tak wiele o charakterze ich związku i brakuentuzjazmu Boba do ożenku.Pewnie dlatego trudniej mu było utrzymać swojeuczucia na wodzy.%7ładna inna kobieta tak go nie pociągała.W gruncie rzeczy- 81 -SRnigdy nie spotkał takiej, która wzbudziłaby jego żywsze zainteresowanie.Dopóki nie porwał Cathy.Zmusił się do patrzenia na ekran komputera.- Do roboty! - powiedziała Cathy, z zapałem wstukując nazwę Dexter".Ijuż po chwili krzyknęła triumfalnie: - Mam! To jest podkatalog, Hale.- Kliknęłamyszą, żeby wyświetlić poszczególne pliki, ale wówczas pokazał się białyekran.- Co się dzieje? - zapytał Hale- Wszystkie pliki z tego katalogu zostały usunięte.- Może Bernie obawiał się, że ktoś zacznie coś podejrzewać.- Hale potarłbrodę.- Ale mamy przynajmniej jakiś ślad.Może jest tu jeszcze coś.Zaczęli przeglądać szufladę biurka, kalendarz, terminarz spotkań.Wkońcu Cathy odsunęła komputerową klawiaturę i zaczęła przyglądać się kartcebiurowego kalendarza.- Hale, patrz - powiedziała, wskazując dzisiejszą datę.Na małymkwadraciku było napisane M.H.- 4.30 - To wtedy widziałam go w barze z tymgrubym facetem.- Gruby mężczyzna musi mieć inicjały M.H.- myślał głośno Hale,przeglądając spis telefonów.Cathy kontynuowała przeglądanie kalendarza.Przy najbliższej sobociewidniał dopisek: Ur.Maxa - 20.30 Windfall Towers".- Mam tu faceta o nazwisku Maxwell Herbert - odezwał się Hale.-Londyński adres.Poczekaj.Kilka lat temu niejaki Maxwell Herbertzamieszany był w sprawę nielegalnych zakładów na wyścigach konnych.Policjanie potrafiła jednak znalezć niezbitych dowodów jego winy.- Max to nasz człowiek, bez wątpienia - powiedziała z przekonaniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]