[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I o tamtą torbę, skąd się wzięła.Nic im nie powiedziałem, bojeszcze mi życie miłe, jak pani zapukała, kazali otworzyć i tak zrobić, żeby pani weszła.Poznałem panią, ale nie od razu, dopiero jak pani zaczęła nawiewać, a im się nie przyznałem,powiedziałem, że takiej rudej nie znam wcale.Ufarbowała się pani, czy to była peruka?- Peruka.- No proszę.W pierwszej chwili, fakt, nic nie zgadłem i mogłem się zaprzysięgać, że obcagościowa.Czy jej nie poznaję, pytali, a skąd mam poznawać.Ale oni zgadli, że to pani, tyleże pewni nie byli.Wyglądało na to, że moją wolność, a może nawet życie, uratował bagażowy.Słusznieuważałam go za rodzaj anioła.Narkotyki też się zgadzały&- Mam ten sam problem, co pan - zwierzyłam się.- Nie moja ta torba, rąbnęłam się, wiem, żetam są narkotyki i boję się jej panicznie.W ogóle nie wiem, co z nią zrobić, oddałabymglinom, ale to przecie ta szajka się zemści, nie? Ze swoim zmiennikiem pan o tym rozmawiał?- No a jak? Przecież, że całe gadanie było! Słowo po słowie musiałem mu wszystkopowiedzieć i też o pani torbie pary z pyska nie puściłem.Tak się dorozumiałem, że jak nicdalej nie będzie, może i dadzą pani święty spokój, a to z tej racji, że pani ich nie zna.Takuważają chyba.%7ładen się nie chce pchać pani na oczy, bo jakby co, musieliby paniąwykończyć, a oni się handlem zajmują.Jakiś tam rządzi niegłupi, szmugiel im przechodzi bezniczego, a trup po sobie swąd zostawia, więc mokrej roboty nie chcą.Tak zgadłem i tak mi sięwidzi.- A jak pan myśli, gdybym im tę torbę oddała, uwierzyliby, że nie mam pojęcia, co w niej jesti o niczym nie wiem?- Jak by pani oddała? Gdzie niby?- W tej przechowalni.Zabrałam przez pomyłkę i zwracam&Rozważał przez chwilę, kręcąc głową.- Musiałaby pani o tej swojej powiedzieć.I jeszcze ja bym musiał zaświadczyć, że faktycznie,swoją pani zostawiła, a ona była na oko taka sama.Na głupią pani specjalnie nie wygląda, alemoże by i przeszło.Tylko wolałbym nie, bo się mogą uczepić, że od początku o drugiej torbienie powiedziałem.Wzdrygnęłam się.Ciężary waliły mi się na głowę jeden za drugim, najpierw Paweł, teraz tenbagażowy, porządny człowiek, nie wystawię go przecież na strzał! Gdybym chociażodzyskała tamto draństwo, jasny szlag niech to trafi&- Zaczynam coś rozumieć - przyznałam ponuro.- Jeszcze tylko ten chudy, co zabrał torbę.Dlaczego pan mu ją oddał? Kto to był?98 - A to on nie był od pani?- Dlaczego miał być ode mnie? W ogóle go nie znam! Bagażowy zmartwił się i zaniepokoił.- O, cholera! A to był jedyny, co wiedział o torbie! Mówił, że pani zostawiła, że już pani była ichciała odebrać, wszystko jak się należy, a teraz jego pani przysłała.Tak gadał, jakbyfaktycznie wszystko wiedział, nawet gliny rozpoznał, powiadał, że pani przyjdzie i wyjaśni cotrzeba, pięćdziesiątkę zostawił i ja mu, jak głupi, uwierzyłem.%7łeby całkiem prawdępowiedzieć, chciałem się tego już pozbyć i nawet się ucieszyłem!- Powiedział coś o sobie? - spytałam dość gwałtownie.- Udało się panu co wywęszyć? Nieglina przypadkiem?- Nie glina i nie bandzior.Zmartwiony był i zdenerwowany.Jak zobaczył to zielonecholerstwo, aż się cały rozświecił, taki ucieszony, jakby mu kto w kapelusz nasmarkał.Wtenczas jeszcze więcej uwierzyłem, że on od pani.Nie wiadomo dlaczego w umyśle zalęgło mi się nagle skojarzenie z tamtymi dwoma, którzyprzynieśli do przechowalni rozwalony pakunek, owinięty w płachtę Mikołaja.Między nimi wszystkimi musiało chyba istnieć jakieś powiązanie.Może śledzili mnie, kiedywybiegłam z torbą z domu na Racławickiej, widzieli, że zawiozłam ją na dworzec, czasumieli skolko ugodno, bo jechałam z przeszkodami& Głupotą śmiertelną było posługiwaniesię płachtą Mikołaja, ale o gwozdziku i końskiej podkowie mogli nie wiedzieć.Cichutko,spokojnie, bez demonstracji upilnowali, wybrali właściwą chwilę, sprzątnęli mi to świństwosprzed nosa.Po cholerę czekałam całą dobę, trzeba tu było wczoraj przyjechać!- Zaraz - powiedziałam po dłuższej chwili milczenia.-To znaczy, że te gliny& Ci, co byli upana i wylecieli za mną.Oni nie na mnie czekali?- A skąd! Jak raz byli, bo mnie przepytywali, kocioł im całkiem do głowy nie przyszedł.Jeszcze potem nie byli pewni, czy to pani, a ja mówiłem, że nie, wcale niepodobna i żałowali,bo właśnie, tak gadali, trzeba się było zaczaić.Chociaż po co niby pani ma tu przychodzić, teżnie wiedzieli i ja się do tego nie wtrącałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl