[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W takim razie zabojca musial byc szalencem – orzekl ojciec Inian.– W przeciwnymwypadku po cozby ktos mial truc wszystkich bez wyjatku?Jordan przytaknal.A dlaczego ci, ktorzy przezyli, nie wrzucili cial do wody? – spytal ksiadz.Ktoz to wie? – Jordan wzruszyl ramionami.– Moze liczyli na to, ze w porcie zwlokitrafia w rece jasnowidza, ktory znajdzie przyczyne smierci, a moze imtakze przyszlo do glowy, ze to zaraza, i bali sie dotykac cial?Ojciec Inian wypil resztke wina, podniosl sie bez slowa i powedrowal do kuchni.Wrocil po chwili, niosac kolejny dzbanek.Tym razem wino bylo chlodniejsze, aleJordan i tak z wdziecznoscia przyjal poczestunek.Myslal przy tym o jasnowidzach,ktorzy potrafia czytac w martwych cialach, ale tych znalezc mozna bylo tylko wduzych miastach, a zreszta mieli oni zbyt wiele pracy, by zajmowac sie zagadkastatku, ktory rozbil sie niedaleko miejscowosci o nazwie Dolne Tarris.Cokolwiek zdarzylo sie na pokladzie "Dei Gratii", jej zaloga najprawdopodobniej zabierze ze soba tajemnice do grobu, pomyslal Jordan.Biedni ludzie – wymamrotal ojciec Inian.Sciskal w dloni kubek i patrzyl przed siebie szklistym wzrokiem.Jordan pojal, ze ksiadz jest na najlepszej drodze do upicia sie na smutno.Pojal tez, ze stan taki nie jest bynajmniej kaplanowi obcy.Proboszczmusial zagladac do kielicha z mszalnym winem znacznie czesciej, niz wymagaly tegokoscielne ceremonie.To nie pierwszy taki przypadek, prawda? Wczesniej byly inne statki? – zapytalJordan.Ksiadz ozywil sie."Dea Gratia" jest trzecia – powiedzial, a w jego oczach znow pojawil sie msciwy blysk.– Dwa pierwsze, znacznie wieksze niz ten, rozbily sie jesienia: jeden wewrzesniu, drugi pod koniec pazdziernika.Od poczatku bylo wiadomo, ze to robotaselvenes.Oni sie z tym nawet nie kryja, rozpowiadaja wszystkim wokol, skad majaswiecidelka, ktore nosza.Przekleta krew i rasa! – Ksiadz wygladal, jakby mial ochote splunac, ale w koncu ograniczyl sie do uderzenia piescia w stol.– Pisalem w tejsprawie do naszego ksiecia, prosilem, by przyslal ludzi, ktorzy zrobia z nimiporzadek.Nawet nie odpowiedzial.A teraz pojawil sie pan… – Po raz pierwszy woczach ojca Iniana Jordan dostrzegl cien sympatii.Musial jednak rozwiac zludzeniakaplana.Ja nie przyjechalem tu, by z kimkolwiek robic porzadek.Nawet nie wiedzialem otych statkach.Moge jednak cos dla ojca zrobic.Znam osobiscie ksiecia deRemoussin.Napisze do niego.Byc moze mojej prosby wyslucha.Ojciec Inian nie podziekowal, ale w jego oczach wciaz widac bylo ow cien sympatii.Jesli ojciec nie jest zbyt zmeczony… – Jordan urwal, a gdy rozmowca milczal,kontynuowal: – Prosze mi opowiedziec o selvenes i o wojnie pomiedzy Dolnym aGornym Tarris.To pan nic o tym nie wiesz?Znam tylko plotki, a chcialbym uslyszec o wszystkim od ojca.Ksiadz westchnal i przeczesal dlonia wlosy.Wygladal na znuzonego i Jordan przezchwile poczul przyplyw wspolczucia.Powinien teraz pozegnac sie i dac temuniemlodemu juz przeciez czlowiekowi odpoczac.Ale ojciec Inian mial trudnycharakter i Jordan wiedzial, ze powinien wykorzystac okazje, gdy ksiadz jest w miare przyjaznie nastawiony.No, ja tam panu wiele wiecej niz plotki nie powiem – zaczal po chwili.– Wszystkozaczelo sie przed stu laty i nikt nie wie, jaka jest prawda.Wiadomo tyle, ze juz wtedy istnialy tu dwie wioski: Dolne i Gorne Tarris.Obie nalezaly do jednego pana.Dolne Tarris tworzylo ledwie pare rybackich chalup, Gorne Tarris bylo wieksze, prawie jak male miasteczko.Z kosciolem i karczma.I zamkiem.W zamku mieszkala rodzina deVeysse.I tutaj – ksiadz skrzywil sie – trudno juz odroznic prawde od legendy.Pan na zamku mial szesciu synow.Albo dwunastu.Nawet dwudziestu.W to ostatnieuwierzyc trudno, bo kobieta to nie krolica, zeby tyle dzieci urodzic.W kazdym badz razie mial tez corke, najmlodsza.Dziecko bylo dziwne i tez nie bardzo wiadomo, naczym owa dziwnosc polegala.Jedni mowia, ze Ursanna – bo tak miala na imie – bylaglucha, inni, ze potwornie brzydka, jeszcze inni twierdza, ze mala od dziecinstwapotrafila czarowac.Tak czy inaczej, bracia nie przepadali za siostra i ponoc tlukli ja przy kazdej okazji.A czasem i bez okazji.Ktoregos dnia Ursanna postanowila siezemscic.A trzeba pamietac, ze w tamtych czasach zylo jeszcze sporo istot, ktore lud nazywal selvenes, lesnymi ludzmi, choc oni ludzmi wcale nie byli.W jednej wersjiUrsanna znalazla sobie wsrod nich kochanka, w innej sama tylko w polowie bylaczlowiekiem, bo jej matka nie dochowala mezowi wiernosci.Selvenes pomoglidziewczynie otruc, zamordowac w zwykly sposob czy przy pomocy magii, wstaw tu sobie pan, co chcesz, wszystkich braci.Jednego po drugim, od najstarszego donajmlodszego.A ojciec Urlanny umarl z zalu.Miejscowe opowiesci mowia o tymwszystkim dosc szczegolowo, ale ja oszczedze tego panu, bo znow nie wiadomo tunic pewnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.W takim razie zabojca musial byc szalencem – orzekl ojciec Inian.– W przeciwnymwypadku po cozby ktos mial truc wszystkich bez wyjatku?Jordan przytaknal.A dlaczego ci, ktorzy przezyli, nie wrzucili cial do wody? – spytal ksiadz.Ktoz to wie? – Jordan wzruszyl ramionami.– Moze liczyli na to, ze w porcie zwlokitrafia w rece jasnowidza, ktory znajdzie przyczyne smierci, a moze imtakze przyszlo do glowy, ze to zaraza, i bali sie dotykac cial?Ojciec Inian wypil resztke wina, podniosl sie bez slowa i powedrowal do kuchni.Wrocil po chwili, niosac kolejny dzbanek.Tym razem wino bylo chlodniejsze, aleJordan i tak z wdziecznoscia przyjal poczestunek.Myslal przy tym o jasnowidzach,ktorzy potrafia czytac w martwych cialach, ale tych znalezc mozna bylo tylko wduzych miastach, a zreszta mieli oni zbyt wiele pracy, by zajmowac sie zagadkastatku, ktory rozbil sie niedaleko miejscowosci o nazwie Dolne Tarris.Cokolwiek zdarzylo sie na pokladzie "Dei Gratii", jej zaloga najprawdopodobniej zabierze ze soba tajemnice do grobu, pomyslal Jordan.Biedni ludzie – wymamrotal ojciec Inian.Sciskal w dloni kubek i patrzyl przed siebie szklistym wzrokiem.Jordan pojal, ze ksiadz jest na najlepszej drodze do upicia sie na smutno.Pojal tez, ze stan taki nie jest bynajmniej kaplanowi obcy.Proboszczmusial zagladac do kielicha z mszalnym winem znacznie czesciej, niz wymagaly tegokoscielne ceremonie.To nie pierwszy taki przypadek, prawda? Wczesniej byly inne statki? – zapytalJordan.Ksiadz ozywil sie."Dea Gratia" jest trzecia – powiedzial, a w jego oczach znow pojawil sie msciwy blysk.– Dwa pierwsze, znacznie wieksze niz ten, rozbily sie jesienia: jeden wewrzesniu, drugi pod koniec pazdziernika.Od poczatku bylo wiadomo, ze to robotaselvenes.Oni sie z tym nawet nie kryja, rozpowiadaja wszystkim wokol, skad majaswiecidelka, ktore nosza.Przekleta krew i rasa! – Ksiadz wygladal, jakby mial ochote splunac, ale w koncu ograniczyl sie do uderzenia piescia w stol.– Pisalem w tejsprawie do naszego ksiecia, prosilem, by przyslal ludzi, ktorzy zrobia z nimiporzadek.Nawet nie odpowiedzial.A teraz pojawil sie pan… – Po raz pierwszy woczach ojca Iniana Jordan dostrzegl cien sympatii.Musial jednak rozwiac zludzeniakaplana.Ja nie przyjechalem tu, by z kimkolwiek robic porzadek.Nawet nie wiedzialem otych statkach.Moge jednak cos dla ojca zrobic.Znam osobiscie ksiecia deRemoussin.Napisze do niego.Byc moze mojej prosby wyslucha.Ojciec Inian nie podziekowal, ale w jego oczach wciaz widac bylo ow cien sympatii.Jesli ojciec nie jest zbyt zmeczony… – Jordan urwal, a gdy rozmowca milczal,kontynuowal: – Prosze mi opowiedziec o selvenes i o wojnie pomiedzy Dolnym aGornym Tarris.To pan nic o tym nie wiesz?Znam tylko plotki, a chcialbym uslyszec o wszystkim od ojca.Ksiadz westchnal i przeczesal dlonia wlosy.Wygladal na znuzonego i Jordan przezchwile poczul przyplyw wspolczucia.Powinien teraz pozegnac sie i dac temuniemlodemu juz przeciez czlowiekowi odpoczac.Ale ojciec Inian mial trudnycharakter i Jordan wiedzial, ze powinien wykorzystac okazje, gdy ksiadz jest w miare przyjaznie nastawiony.No, ja tam panu wiele wiecej niz plotki nie powiem – zaczal po chwili.– Wszystkozaczelo sie przed stu laty i nikt nie wie, jaka jest prawda.Wiadomo tyle, ze juz wtedy istnialy tu dwie wioski: Dolne i Gorne Tarris.Obie nalezaly do jednego pana.Dolne Tarris tworzylo ledwie pare rybackich chalup, Gorne Tarris bylo wieksze, prawie jak male miasteczko.Z kosciolem i karczma.I zamkiem.W zamku mieszkala rodzina deVeysse.I tutaj – ksiadz skrzywil sie – trudno juz odroznic prawde od legendy.Pan na zamku mial szesciu synow.Albo dwunastu.Nawet dwudziestu.W to ostatnieuwierzyc trudno, bo kobieta to nie krolica, zeby tyle dzieci urodzic.W kazdym badz razie mial tez corke, najmlodsza.Dziecko bylo dziwne i tez nie bardzo wiadomo, naczym owa dziwnosc polegala.Jedni mowia, ze Ursanna – bo tak miala na imie – bylaglucha, inni, ze potwornie brzydka, jeszcze inni twierdza, ze mala od dziecinstwapotrafila czarowac.Tak czy inaczej, bracia nie przepadali za siostra i ponoc tlukli ja przy kazdej okazji.A czasem i bez okazji.Ktoregos dnia Ursanna postanowila siezemscic.A trzeba pamietac, ze w tamtych czasach zylo jeszcze sporo istot, ktore lud nazywal selvenes, lesnymi ludzmi, choc oni ludzmi wcale nie byli.W jednej wersjiUrsanna znalazla sobie wsrod nich kochanka, w innej sama tylko w polowie bylaczlowiekiem, bo jej matka nie dochowala mezowi wiernosci.Selvenes pomoglidziewczynie otruc, zamordowac w zwykly sposob czy przy pomocy magii, wstaw tu sobie pan, co chcesz, wszystkich braci.Jednego po drugim, od najstarszego donajmlodszego.A ojciec Urlanny umarl z zalu.Miejscowe opowiesci mowia o tymwszystkim dosc szczegolowo, ale ja oszczedze tego panu, bo znow nie wiadomo tunic pewnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]