[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lekarz głęboko i dość głośno odetchnął. Nie wyjmuję kart skojarzeniowych.Nie pytam, ile było okien w pani domu rodzinnym,chcę tylko& Blizniak na Ursynowie, dziesięć okien.Od razu uprzedzę pana pytanie licząc je,jestem w środku, a nie na zewnątrz.Czy narysuję drzewo instynktu, plamy podświadomościowe,postacie rodziców ojca z nadnaturalnie długimi rękami, matkę wielką jak katedra? Nie.Wolałabym już głupie pytanie w stylu: co zabierzesz ze sobą na bezludną wyspę? lub cochciałabyś robić na pół godziny przed końcem świata?. Co zabrałaby pani na bezludną wyspę? spytał beznamiętnie Rylski.Eli spojrzała prosto w oczy lekarzowi z większym niż do tej pory zainteresowaniem. Ani słowa buntu, że psuję panu badanie, podważam autorytet i prowokujędo wyrzucenia mnie z gabinetu? Na razie nie.Może pózniej.To co z tą wyspą?Dziewczyna złożyła nabożnie dłonie na piersiach. Przepraszam, ale właśnie wyrwało mi się westchnienie pełne szczerego zaskoczenia oświadczyła melancholijnie. Chyba rzeczywiście nie warto odkładać sprawy na pózniej. W głosie Rylskiegozabrzmiał ostrzejszy ton. Lepiej wyrzucić panią za drzwi już teraz& Zabrałabym& przerwała mu szybko. Może& zawartość muzeum w Figueres,trochę Bacha, Pergolesiego, komplet DVD z meczami Barcelony z Realem i winyli Beatlesów& Za łatwe.Po jednym drobiażdżku, proszę. Okej& Westchnęła z zakłopotaniem. Symfonię g-moll Mozarta& Wielką? Nie.Nie czterdziestą, wolę dwudziestą piątą. Dlaczego? Mniej małostkowa, bardziej dynamiczna, progresje wreszcie bez kompleksów. Wreszcie? Gdy ją pisał, miał siedemnaście lat.Może przestał się bać.Myślę, że mniej więcejw tym momencie. Co jeszcze na tę wyspę? Płonącą żyrafę Dalego, coś Kandinskiego, nie wiem jeszcze dokładnie co& trudno takna szybko; Vermeera, Boscha, Goyę, Moneta, van Gogha, Modiglianiego, oczywiście KrzykMuncha. Pollock? Mathieu? Millares? Oszuści. No proszę& Dominguez? Wolę Dalego. A starzy Włosi? Leonardo& geniusz, ale nie zabrałabym go, Michał Anioł, Rafael żadnego z nich. Nie rozdrabnia się pani.Eli wzruszyła ramionami. Przecież gramy w skojarzenia, a nie rozmawiamy o sztuce.Rylski uśmiechnął się z uznaniem.Chyba po raz pierwszy pozwolił sobie na nieco ciepław stosunku do policjantki. Gramy dalej? spytał z nadzieją.Eli odpowiedziała z wyraznie szczerym, choć równie rzadkim jak u niego uśmiechem. Trochę książek& nie wiem.Dużo za duży wybór. Trzy.Teraz, natychmiast! Sto lat samotności, Ferdydurke, Narcyz i Złotousty& bez sensu.Za kilka minutwymieniłabym zupełnie inne.Za szybko. Powiedziałem, że gramy w skojarzenia.Narcyz i Złotousty? Nie znam. Hermann Hesse.Niemiec.Czasem malował, jak Wharton. Zajrzę w wolnej chwili do biblioteki. Znowu uśmiech. Teraz ze wszystkiego, co jestw pani umyśle do dyspozycji, proszę już wybrać tylko pięć przedmiotów. Annie Hall Woody ego Allena, Szepty i krzyki Bergmana, Gwiezdne wojny dowolnączęść.Dark Side of The Moon Pink Floydów i& Bojazń i drżenie.Choroba na śmierćKierkegaarda. Nic bardziej na luzie? Kierkegaard był na luzie.Nie chciał być programowym filozofem.On chciał tylkofilozofii jak sam mówił robić trudności. Uważał, że lęk i niepokój są nieodłączne od życia.Mógłby być moim pacjentem. Ależ to prawda, miał rację.Lęk i niepokój są w nas jak instynkt przetrwania!Rylski wstał i podszedł do fotela Eli, co uczynił chyba po raz pierwszy, odkąd sięspotykali. Dlaczego tak naprawdę lubi pani Kierkegaarda? Bo chciał znalezć prawdę tylko dla siebie.Nie obchodziła go ludzkość, wszyscy czyjakaś tam prawda obiektywna.Jest tyle prawd, ile istnień w nas.Nie ma jedności.%7łycie ma wielepostaci, a religia, zwłaszcza chrześcijańska, jest zródłem największych cierpień i lęków.Kierkegaard wcale nie jest podobny do Newmana, może już bardziej do Pascala.Rylski szybko nachylił się nad Eli. Najbliższe skojarzenie z lękiem? Cwany doktorku& oczywiście, że matka. Zapach? Szpitale& zawsze pachną tak samo. Bardzo łatwo o to skojarzenie, prawda?Eli zacisnęła na chwilę mocno usta. Gdziekolwiek jesteś& szeptał dalej Rylski niemal prosto do ucha dziewczyny & każdy dzwięk, każdy zapach, który choć trochę zabrzmi podobnie, nie pozwoli zapomnieć. I nigdy nie minie. To się okaże.Teraz po prostu nikt nie rozumie tego, co naprawdę jest w tobie, prawda?Niby takie proste, każdemu umrze kiedyś matka, więc nie ma co się mazgaić, ale& jak samaprzed chwilą powiedziałaś: tyle jest prawd ludzkich, ile istnień, ile ludzi. Już w nic nie wierzę. Eli miała mokre policzki, ale jej twarz wydawała się wciążopanowana i chłodna. Nonsens! To frazes klepany przez każdego, kto chce, aby się nad nim litowano.Myślisz, że mogłaby dalej żyć? %7łe tyle było jeszcze do powiedzenia?! %7łe za mało razypowiedziałaś, że ją kochasz? Nie rozumiesz, że ty taka nie jesteś?! Olałam ją. Możliwe& Lekarz wyprostował się i podszedł do okna. Może przez ostatni okresżycia była zbyt samotna, może nawet czuła się opuszczona, to niewiele zmienia. Była cholernie samotna! Nie mów za kogoś, szczególnie jeśli ten ktoś nie żyje.Nie da się nie być samotnym.Nigdy.Taka to już nasza cholerna pojedynczość.Ludzie stwarzają tylko pozory, rozmawiają,łączą się w związki, kochają się.Ale na końcu zawsze pozostaje samotność. No proszę, a już myślałam, że nie znajdę tu pocieszenia& Ja nie jestem od pocieszania odparł twardo Rylski. Ja jestem od tego, aby pomóc.Osoba taka jak ty zareaguje tylko na twardą prawdę.Tego tu szukamy. Może jednak lepiej być szczęśliwym niż mądrym? Eli gwałtownie wyjęła chusteczkę,aby wytrzeć policzki. Nie w twoim przypadku.Dziewczyna pokręciła głową z rezygnacją. Nawet jeśli się uda, co z tą prawdą pózniej zrobię? Oswoimy ją. I da się z tym żyć? Zobaczymy.Depresje, wyrzuty sumienia, lęki nie biorą się z tego, co obiektywniewydaje się oczywiste, ale z tego, że nie tylko nie znamy prawdy, lecz nawet nie zdajemy sobiesprawy z jej nieznajomości.Kilka minut temu sama cytowałaś Kierkegaarda: prawda jestsubiektywna i należna wyłącznie konkretnej osobie.Dlatego tak trudno ją poznać.Gdybywszyscy byli tą samą prawdą, nasze dzisiejsze spotkanie trwałoby trzy cztery minuty i wyszłabyśstąd zdrowa jak ryba.Rozwiązanie napisałbym ci na recepcie, i to darmowej.Pewnie NarodowyFundusz Zdrowia by ją zrefundował.Obiektywna prawda dla każdego.Pasująca do wszystkiego.Lecząca każdego pacjenta.To nie byłoby złe.Przez chwilę oboje milczeli, po czym Eli wreszcie delikatnie się uśmiechnęła. Fakt& nie byłoby to złe powtórzyła wolno, wstając z fotela.Jeszcze raz przetarłachusteczką policzki pod oczami i również podeszła do okna, by spojrzeć na ulicę.Znów przez dłuższy czas milczeli, obserwując ludzi na ulicy. Nie pogadałby pan ze mną chwilę o pogodzie? spytała cicho dziewczyna. Chętnie.Lekarz dotknął delikatnie jej ramienia, znowu uśmiechając się ciepło. Chyba lato przyjdzie wcześniej tego roku stwierdził refleksyjnie. Możliwe zgodziła się Eli. Chociaż wczoraj padał deszcz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Lekarz głęboko i dość głośno odetchnął. Nie wyjmuję kart skojarzeniowych.Nie pytam, ile było okien w pani domu rodzinnym,chcę tylko& Blizniak na Ursynowie, dziesięć okien.Od razu uprzedzę pana pytanie licząc je,jestem w środku, a nie na zewnątrz.Czy narysuję drzewo instynktu, plamy podświadomościowe,postacie rodziców ojca z nadnaturalnie długimi rękami, matkę wielką jak katedra? Nie.Wolałabym już głupie pytanie w stylu: co zabierzesz ze sobą na bezludną wyspę? lub cochciałabyś robić na pół godziny przed końcem świata?. Co zabrałaby pani na bezludną wyspę? spytał beznamiętnie Rylski.Eli spojrzała prosto w oczy lekarzowi z większym niż do tej pory zainteresowaniem. Ani słowa buntu, że psuję panu badanie, podważam autorytet i prowokujędo wyrzucenia mnie z gabinetu? Na razie nie.Może pózniej.To co z tą wyspą?Dziewczyna złożyła nabożnie dłonie na piersiach. Przepraszam, ale właśnie wyrwało mi się westchnienie pełne szczerego zaskoczenia oświadczyła melancholijnie. Chyba rzeczywiście nie warto odkładać sprawy na pózniej. W głosie Rylskiegozabrzmiał ostrzejszy ton. Lepiej wyrzucić panią za drzwi już teraz& Zabrałabym& przerwała mu szybko. Może& zawartość muzeum w Figueres,trochę Bacha, Pergolesiego, komplet DVD z meczami Barcelony z Realem i winyli Beatlesów& Za łatwe.Po jednym drobiażdżku, proszę. Okej& Westchnęła z zakłopotaniem. Symfonię g-moll Mozarta& Wielką? Nie.Nie czterdziestą, wolę dwudziestą piątą. Dlaczego? Mniej małostkowa, bardziej dynamiczna, progresje wreszcie bez kompleksów. Wreszcie? Gdy ją pisał, miał siedemnaście lat.Może przestał się bać.Myślę, że mniej więcejw tym momencie. Co jeszcze na tę wyspę? Płonącą żyrafę Dalego, coś Kandinskiego, nie wiem jeszcze dokładnie co& trudno takna szybko; Vermeera, Boscha, Goyę, Moneta, van Gogha, Modiglianiego, oczywiście KrzykMuncha. Pollock? Mathieu? Millares? Oszuści. No proszę& Dominguez? Wolę Dalego. A starzy Włosi? Leonardo& geniusz, ale nie zabrałabym go, Michał Anioł, Rafael żadnego z nich. Nie rozdrabnia się pani.Eli wzruszyła ramionami. Przecież gramy w skojarzenia, a nie rozmawiamy o sztuce.Rylski uśmiechnął się z uznaniem.Chyba po raz pierwszy pozwolił sobie na nieco ciepław stosunku do policjantki. Gramy dalej? spytał z nadzieją.Eli odpowiedziała z wyraznie szczerym, choć równie rzadkim jak u niego uśmiechem. Trochę książek& nie wiem.Dużo za duży wybór. Trzy.Teraz, natychmiast! Sto lat samotności, Ferdydurke, Narcyz i Złotousty& bez sensu.Za kilka minutwymieniłabym zupełnie inne.Za szybko. Powiedziałem, że gramy w skojarzenia.Narcyz i Złotousty? Nie znam. Hermann Hesse.Niemiec.Czasem malował, jak Wharton. Zajrzę w wolnej chwili do biblioteki. Znowu uśmiech. Teraz ze wszystkiego, co jestw pani umyśle do dyspozycji, proszę już wybrać tylko pięć przedmiotów. Annie Hall Woody ego Allena, Szepty i krzyki Bergmana, Gwiezdne wojny dowolnączęść.Dark Side of The Moon Pink Floydów i& Bojazń i drżenie.Choroba na śmierćKierkegaarda. Nic bardziej na luzie? Kierkegaard był na luzie.Nie chciał być programowym filozofem.On chciał tylkofilozofii jak sam mówił robić trudności. Uważał, że lęk i niepokój są nieodłączne od życia.Mógłby być moim pacjentem. Ależ to prawda, miał rację.Lęk i niepokój są w nas jak instynkt przetrwania!Rylski wstał i podszedł do fotela Eli, co uczynił chyba po raz pierwszy, odkąd sięspotykali. Dlaczego tak naprawdę lubi pani Kierkegaarda? Bo chciał znalezć prawdę tylko dla siebie.Nie obchodziła go ludzkość, wszyscy czyjakaś tam prawda obiektywna.Jest tyle prawd, ile istnień w nas.Nie ma jedności.%7łycie ma wielepostaci, a religia, zwłaszcza chrześcijańska, jest zródłem największych cierpień i lęków.Kierkegaard wcale nie jest podobny do Newmana, może już bardziej do Pascala.Rylski szybko nachylił się nad Eli. Najbliższe skojarzenie z lękiem? Cwany doktorku& oczywiście, że matka. Zapach? Szpitale& zawsze pachną tak samo. Bardzo łatwo o to skojarzenie, prawda?Eli zacisnęła na chwilę mocno usta. Gdziekolwiek jesteś& szeptał dalej Rylski niemal prosto do ucha dziewczyny & każdy dzwięk, każdy zapach, który choć trochę zabrzmi podobnie, nie pozwoli zapomnieć. I nigdy nie minie. To się okaże.Teraz po prostu nikt nie rozumie tego, co naprawdę jest w tobie, prawda?Niby takie proste, każdemu umrze kiedyś matka, więc nie ma co się mazgaić, ale& jak samaprzed chwilą powiedziałaś: tyle jest prawd ludzkich, ile istnień, ile ludzi. Już w nic nie wierzę. Eli miała mokre policzki, ale jej twarz wydawała się wciążopanowana i chłodna. Nonsens! To frazes klepany przez każdego, kto chce, aby się nad nim litowano.Myślisz, że mogłaby dalej żyć? %7łe tyle było jeszcze do powiedzenia?! %7łe za mało razypowiedziałaś, że ją kochasz? Nie rozumiesz, że ty taka nie jesteś?! Olałam ją. Możliwe& Lekarz wyprostował się i podszedł do okna. Może przez ostatni okresżycia była zbyt samotna, może nawet czuła się opuszczona, to niewiele zmienia. Była cholernie samotna! Nie mów za kogoś, szczególnie jeśli ten ktoś nie żyje.Nie da się nie być samotnym.Nigdy.Taka to już nasza cholerna pojedynczość.Ludzie stwarzają tylko pozory, rozmawiają,łączą się w związki, kochają się.Ale na końcu zawsze pozostaje samotność. No proszę, a już myślałam, że nie znajdę tu pocieszenia& Ja nie jestem od pocieszania odparł twardo Rylski. Ja jestem od tego, aby pomóc.Osoba taka jak ty zareaguje tylko na twardą prawdę.Tego tu szukamy. Może jednak lepiej być szczęśliwym niż mądrym? Eli gwałtownie wyjęła chusteczkę,aby wytrzeć policzki. Nie w twoim przypadku.Dziewczyna pokręciła głową z rezygnacją. Nawet jeśli się uda, co z tą prawdą pózniej zrobię? Oswoimy ją. I da się z tym żyć? Zobaczymy.Depresje, wyrzuty sumienia, lęki nie biorą się z tego, co obiektywniewydaje się oczywiste, ale z tego, że nie tylko nie znamy prawdy, lecz nawet nie zdajemy sobiesprawy z jej nieznajomości.Kilka minut temu sama cytowałaś Kierkegaarda: prawda jestsubiektywna i należna wyłącznie konkretnej osobie.Dlatego tak trudno ją poznać.Gdybywszyscy byli tą samą prawdą, nasze dzisiejsze spotkanie trwałoby trzy cztery minuty i wyszłabyśstąd zdrowa jak ryba.Rozwiązanie napisałbym ci na recepcie, i to darmowej.Pewnie NarodowyFundusz Zdrowia by ją zrefundował.Obiektywna prawda dla każdego.Pasująca do wszystkiego.Lecząca każdego pacjenta.To nie byłoby złe.Przez chwilę oboje milczeli, po czym Eli wreszcie delikatnie się uśmiechnęła. Fakt& nie byłoby to złe powtórzyła wolno, wstając z fotela.Jeszcze raz przetarłachusteczką policzki pod oczami i również podeszła do okna, by spojrzeć na ulicę.Znów przez dłuższy czas milczeli, obserwując ludzi na ulicy. Nie pogadałby pan ze mną chwilę o pogodzie? spytała cicho dziewczyna. Chętnie.Lekarz dotknął delikatnie jej ramienia, znowu uśmiechając się ciepło. Chyba lato przyjdzie wcześniej tego roku stwierdził refleksyjnie. Możliwe zgodziła się Eli. Chociaż wczoraj padał deszcz [ Pobierz całość w formacie PDF ]