[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odstąpić jej nie chciał i nie mógł, a przystąpić do niej nie wolno mu było.Krysta nie była przytomną i nie była obłąkaną, zdziecinniała wracając do Góry,gdzie była niegdyś dziecięciem.Dobrodusznym, starym babkom, co ją otaczały, pojąć było trudno, co się z niądziało.Mówiły sobie, że to czary a uroki.Posłano po baby, aby urok odczyniły, aby zamawiały licho, by jej wróciłyprzytomność i zdrowie.Mścisław, któremu niedawno tak pilno było iść z innymi wraz na króla, upadłna siłach i męstwie; siedział w drugiej izbie na ławie lub sparłszy się na stoledrzemał, czatując a pilnując, co się z Krystą dzieje.Próbował do niej iść, lecz ile razy się pokazał, oczy zakrywała, mdlała zestrachu przed nim, choć łagodnymi do niej mówił słowami, a pieścił ją jakdziecko.Matka go też precz pędziła, musiał wracać do pierwszej izby w kąt, na ławę,przysłuchując się stąd głosowi cichemu Krysty, która z matką dziecinniała.- W Krakowie na zamku coraz, co dzień, puściej było.Ucieczka Krysty zgniewała króla i przybiła, przypisywał ją księżom i zdradzie.Chodził po izbach pustych, patrzał po kątach ciemnych, czasem się gniewemwielkim unosił, a co mu naówczas pod rękę wpadło, tłukł i zabijał.Od dnia popełnionego morderstwa godziny spokoju nie było.Każdego ranka ktoś uchodził.Posyłał król po kogo, nie przybywał; nie było dlań żywej duszy, oprócz garścidworu, drużyny i niewielu zbrojnych ludzi, co na zamku stali, nie miał z sobąnikogo.Duma pańska walczyła z tym wypowiedzeniem wojny przez kraj cały.Nie ustępowały z błoni pod zamkiem kupy nagromadzone ziemian i rycerstwa,które go znać za króla nie chciały; nie ustępował on z Wawelu.Często na złość im król wychodził albo wyjeżdżał sam jeden, mijał je powoli,nastręczał się oczom, zdawał ich wyzywać bezbronny.Naówczas zoczywszy go, ludzie odwracali się, jakby go nie widzieli; gdy wołał,udawali, że nie słyszą; gdy pytał, nie odpowiadali, niektórzy bojazliwsi uciekaliod niego.Nie porywał się nań nikt, ale mijali wszyscy.Z dniem każdym stawało się gorzej.Kościoły pozamykane były wszystkie, nigdzie dzwonu ni modlitwy, nigdzieksiędza u ołtarza, lud ochrzczony i już chrześcijański, szczególniej po miastach,próżno się domagał spowiedzi, ślubów, pogrzebu.Księża się przed nim zamykali.Spróbował król wysłać zaufanych do Poznania, do Gniezna, do Płocka, doWrocławia, wzywając, aby się doń zjechali biskupi; wszyscy mu jedną daliodpowiedz, iż zabójcy i świętokradcy za pana znać nie chcą ani głów na mieczjego narażać.Odpowiedzi przychodziły mniej więcej zgodne, łagodniejsze lub ostrzejsze,odmowne wszystkie.Uśmiechem złym król pokrywał gniewy; ramionami potrząsał i wiódł życie postaremu, nie zważając na nic.Tylko na zamku z dniem każdym było samotniej, a i ludu prostego trudnozwabić jadłem i napojem.Przy nim stała wierną tylko ta gromadka Boleszczyców, co się na wszystkopoświęciła, byle dochować wiary, dwie królowe i Rusini ich dworu.Zamek jak wyspa na morzu stał odosobniony od świata.Kto w nim mieszkał, do tego już w końcu mówić nie chciano i siąść z nim dojednego stołu ani mu ręki podać nikt się nie ważył.Bezsilny gniew króla rozbijał się o milczący, zimny opór kraju.Nie napastował nikt, lecz nikt nie chciał go.Dnie bez końca długie, milczące, straszne wlokły się na Wawelu, co gorsza, bobez jutra.Dworacy Bolesławowi za niego się trwożyli i biegali.Był jeszcze na stolicy wrocławskiej naówczas biskupem Jan Jastrzębiec,Odolaja syn najstarszy.Borzywój, po naradzie ze swoimi, nic królowi nie mówiąc, dnia jednego wybrałsię do Wrocławia do niego.Mało stryja tego znał, ufał przecie związkowi krwi z nim, że tam znajdzie radę iopiekę.Na podróż tę przywdziać musiał odzież inną, aby się nie wydawać ludzkimoczom z tym, że do dworu króla należał; a że i z twarzy go dość znano,przebierać się musiał manowcami i lasami ku Szląskowi, co podróż wielceprzedłużyło.Dopiero w świat ruszywszy, przekonał się, jak trudno było króla ratować.Wszystkie głosy odzywały się przeciw niemu, duchowieństwo trwogą, nawetlud, na który król rachował, odegnało od niego.Nikt nie myślał stawać w obronie tego, którego dusza i ciało były w mocyszatańskiej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Odstąpić jej nie chciał i nie mógł, a przystąpić do niej nie wolno mu było.Krysta nie była przytomną i nie była obłąkaną, zdziecinniała wracając do Góry,gdzie była niegdyś dziecięciem.Dobrodusznym, starym babkom, co ją otaczały, pojąć było trudno, co się z niądziało.Mówiły sobie, że to czary a uroki.Posłano po baby, aby urok odczyniły, aby zamawiały licho, by jej wróciłyprzytomność i zdrowie.Mścisław, któremu niedawno tak pilno było iść z innymi wraz na króla, upadłna siłach i męstwie; siedział w drugiej izbie na ławie lub sparłszy się na stoledrzemał, czatując a pilnując, co się z Krystą dzieje.Próbował do niej iść, lecz ile razy się pokazał, oczy zakrywała, mdlała zestrachu przed nim, choć łagodnymi do niej mówił słowami, a pieścił ją jakdziecko.Matka go też precz pędziła, musiał wracać do pierwszej izby w kąt, na ławę,przysłuchując się stąd głosowi cichemu Krysty, która z matką dziecinniała.- W Krakowie na zamku coraz, co dzień, puściej było.Ucieczka Krysty zgniewała króla i przybiła, przypisywał ją księżom i zdradzie.Chodził po izbach pustych, patrzał po kątach ciemnych, czasem się gniewemwielkim unosił, a co mu naówczas pod rękę wpadło, tłukł i zabijał.Od dnia popełnionego morderstwa godziny spokoju nie było.Każdego ranka ktoś uchodził.Posyłał król po kogo, nie przybywał; nie było dlań żywej duszy, oprócz garścidworu, drużyny i niewielu zbrojnych ludzi, co na zamku stali, nie miał z sobąnikogo.Duma pańska walczyła z tym wypowiedzeniem wojny przez kraj cały.Nie ustępowały z błoni pod zamkiem kupy nagromadzone ziemian i rycerstwa,które go znać za króla nie chciały; nie ustępował on z Wawelu.Często na złość im król wychodził albo wyjeżdżał sam jeden, mijał je powoli,nastręczał się oczom, zdawał ich wyzywać bezbronny.Naówczas zoczywszy go, ludzie odwracali się, jakby go nie widzieli; gdy wołał,udawali, że nie słyszą; gdy pytał, nie odpowiadali, niektórzy bojazliwsi uciekaliod niego.Nie porywał się nań nikt, ale mijali wszyscy.Z dniem każdym stawało się gorzej.Kościoły pozamykane były wszystkie, nigdzie dzwonu ni modlitwy, nigdzieksiędza u ołtarza, lud ochrzczony i już chrześcijański, szczególniej po miastach,próżno się domagał spowiedzi, ślubów, pogrzebu.Księża się przed nim zamykali.Spróbował król wysłać zaufanych do Poznania, do Gniezna, do Płocka, doWrocławia, wzywając, aby się doń zjechali biskupi; wszyscy mu jedną daliodpowiedz, iż zabójcy i świętokradcy za pana znać nie chcą ani głów na mieczjego narażać.Odpowiedzi przychodziły mniej więcej zgodne, łagodniejsze lub ostrzejsze,odmowne wszystkie.Uśmiechem złym król pokrywał gniewy; ramionami potrząsał i wiódł życie postaremu, nie zważając na nic.Tylko na zamku z dniem każdym było samotniej, a i ludu prostego trudnozwabić jadłem i napojem.Przy nim stała wierną tylko ta gromadka Boleszczyców, co się na wszystkopoświęciła, byle dochować wiary, dwie królowe i Rusini ich dworu.Zamek jak wyspa na morzu stał odosobniony od świata.Kto w nim mieszkał, do tego już w końcu mówić nie chciano i siąść z nim dojednego stołu ani mu ręki podać nikt się nie ważył.Bezsilny gniew króla rozbijał się o milczący, zimny opór kraju.Nie napastował nikt, lecz nikt nie chciał go.Dnie bez końca długie, milczące, straszne wlokły się na Wawelu, co gorsza, bobez jutra.Dworacy Bolesławowi za niego się trwożyli i biegali.Był jeszcze na stolicy wrocławskiej naówczas biskupem Jan Jastrzębiec,Odolaja syn najstarszy.Borzywój, po naradzie ze swoimi, nic królowi nie mówiąc, dnia jednego wybrałsię do Wrocławia do niego.Mało stryja tego znał, ufał przecie związkowi krwi z nim, że tam znajdzie radę iopiekę.Na podróż tę przywdziać musiał odzież inną, aby się nie wydawać ludzkimoczom z tym, że do dworu króla należał; a że i z twarzy go dość znano,przebierać się musiał manowcami i lasami ku Szląskowi, co podróż wielceprzedłużyło.Dopiero w świat ruszywszy, przekonał się, jak trudno było króla ratować.Wszystkie głosy odzywały się przeciw niemu, duchowieństwo trwogą, nawetlud, na który król rachował, odegnało od niego.Nikt nie myślał stawać w obronie tego, którego dusza i ciało były w mocyszatańskiej [ Pobierz całość w formacie PDF ]