[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Katchen już na palcach oddalić się chciała, gdyprzymrużone powieki nagle otwarły się szeroko i jedna ręka królowej za suknięchwyciła piastunkę.- Katchen, powiedz mi, czy on mnie kocha! Dlaczego by on nie miał kochać,kiedy ja tak w nim jestem rozmiłowana? Dlaczego on był tak strasznie zimny,tak okrutnie milczący, tak nielitościwie nieczuły?- A, królowo moja, zamiast usnąć, ty się dręczysz! - schylając się nad nią,zawołała Holzelinowna.Elżbieta porwała się i usiadła.- Gdyby mnie nie kochał - rzekła - naówczas.naówczas co ja pocznę?Uściskiem zamknęła jej usta Holzelinowna i siadła przy łóżku.- Gdyby cię nie kochał, byłby ślepym i bezrozumnym! - zawołała.- Ale miłość,dziecko moje, nie przychodzi nigdy gwałtownie.Jeżeli on jest zimny, ty maszprawo przymilać mu się i poruszyć jego serce.Jeżeli on jest nieśmiały, ty bądzodważną.Podumała chwilę piastunka, czy jej od razu wszystko odkryć mogła.- Nie zrozumiesz tego - dodała cicho a poważnie - że matki bywają o synówzazdrosne.Zdaje mi się, że właśnie taką jest Bona, której się może zdaje, iżmiłość syna dla ciebie coś serca jego dla niej odbierze.- Bona? Królowa matka? - szepnęła Elżbieta.- A, jak ja się jej lękam! Jakastraszna kobieta! Z daleka, gdy spotkam jej oczy, zdaje mi się, że pożreć bymnie chciała.Ona mi słówka jednego nie powiedziała, aby ośmielić i pociągnąćku sobie.A ja ją będę musiała nazywać matką.Załamała ręce Elżbieta. - A, tak, tak! Tyś doskonale odgadła wszystko! - poczęła żywo.- Temu winnata królowa straszna, o której jeszcze w Pradze słyszeliśmy, że ona tu rządziwszystkim i królem samym.Zygmunt taki dobry dla mnie.Lecz czyż starej tej Włoszki niczym rozbroić,przebłagać nie można? Byłabym tak pokorną, tak posłuszną, byleby mi Augustakochać i jemu mnie pozwoliła !Katchen uśmiechnęła się.- Przymilać się starej królowej - odezwała się - byłoby na próżno.Zachowaj siępoważnie i nie okazuj tylko bojazni.Masz za sobą powagę ojca, opiekę cesarza,których ona potrzebuje obu, nie waży się nic począć przeciwko tobie.Nie trwóżsię tylko i nie okazuj po sobie, gdybyś nawet cierpieć miała.Wszyscy tu oczymają zwrócone na ciebie i wszystkie serca już pozyskałaś sobie.Stary Zygmuntłzy ma na powiekach, gdy patrzy na ciebie, Tarnowska i jej siostra zuwielbieniem mówią o tobie, cały dwór unosi się nad twą pięknością iłagodnością.Bona nie dokaże przeciwko tobie nic i ludzie więcej tylko, niżdotąd, będą ją nienawidzili.Zamyślona słuchała młoda pani.- Bona - rzekła po cichu - wiesz ty o tym, gdy wszyscy podarki przynosili, onajedna nie dała mi nic, nic.Gdy przyszła kolej na nią, czekano., widziałam na twarzy starego królapodziwienie i gniew, ale nie okazałam nawet, żem to zrozumiała.A, Boże mój -dodała - czyż ja potrzebuję tych darów, tych bogactw! Bylebym miała jegoserce, oddałabym Bonie, co mam.Niech tylko kochać się nam nie przeszkadza!Dzień już był biały.Na zamku ruch w początku słaby, stawał się żywszym z każdą chwilą.Napodwórcach zamkowych, pomimo przejmującego chłodu, gotowano plac doturniejów, wysypując go piaskiem, bijąc koły, okrążając go łańcuchami isznurami.Do starego króla poczęli się zjeżdżać senatorowie dla odprawienia, copilniejszym było, nimby się rozpoczęły zabawy, igrzyska i przyjmowaniecudzoziemskich gości.Król Zygmunt po stoczonym wczoraj boju z żoną, spocząwszy mało co, wstałznużony, spodziewając się przy pierwszej zręczności nowego wybuchu.Nic gotak nie dręczyło, jak te starcia krzykliwe, gwałtowne, które godności jegouwłaczały.Postanowił też unikać spotkania z Boną.Zwykle dowiadywała się ona o zdrowie męża, gdy wstawał.Dnia tego niespodziewał się jej Zygmunt, gdy drzwi się otworzyły, Bona weszła z twarząpofałdowaną, zmęczona, dumna, ale na oko spokojna.Za nią kroczył tużCatignani, co zapobiegało kłótni.Król odetchnął swobodniej.- Daj mi siły, jeśli możesz - rzekł do Włocha.- Widzisz, że ich potrzebuję.Człowiek zarówno, niestety, potrzebuje ich do zniesienia boleści, i do podołaniaszczęściu.Mnie już i zabawa cięży. Catignani wybuchnął narzekaniem na chłód majowy, naówczas, gdy weFlorencji od skwaru już wytrzymać nie było można w mieście.Narzekał na krajtak nieszczęśliwy, w którym przez ośm miesięcy najmniej marznąć byłopotrzeba.Król odezwał się półgłosem:- Signor Nicolo, błogosławić trzeba może chłód ten, jeżeli on nie dopuściszerzyć się morowemu powietrzu, o którym już słychać, a upały je zwiększają.Catignani zbladł i przeżegnał się.- Bóg nas od niego uchowa - szepnął.Królowa stała milcząca, zagryzła usta, rzuciła kilka pytań i razem z doktoremwkrótce zabrała się do wyjścia.Król odetchnął swobodniej; na resztę dnia mógł być spokojnym izapewnionym, że burza nie nadejdzie.Jak poprzedzające, dzień ten cały upłynąłna zabawach, które w owych czasach zwykły były zawsze towarzyszyć każdejwiększej uroczystości.W podwórcu zamkowym urządzono turnieje, chociażprzerazliwy chłód, który zimę przypominał, postrojonym rycerzom i giermkom,paniom przypatrującym się z galerii, dokuczał mocno.Królowa Bona pokazywała się mało; chciano wyczytać z jej twarzy, co czuła izamierzała, lecz po gwałtownym wybuchu trzymała się na wodzy.Gamrat i inni zaklinali ją, aby przy obcych nie objawiała tak jawnie niechęcidla synowej, o której natychmiast donieść miano do Wiednia i Pragi.Zdaje się,usłuchała tej rady.Nie była wprawdzie uprzejmiejszą dla Elżbiety, ale w ciągu turniejów inastępującej po nich uczty, rozdawania nagród i tańców, nie okazała po sobie,co miała w duszy, i obracała się do otaczających, rozpoczynając rozmowę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Katchen już na palcach oddalić się chciała, gdyprzymrużone powieki nagle otwarły się szeroko i jedna ręka królowej za suknięchwyciła piastunkę.- Katchen, powiedz mi, czy on mnie kocha! Dlaczego by on nie miał kochać,kiedy ja tak w nim jestem rozmiłowana? Dlaczego on był tak strasznie zimny,tak okrutnie milczący, tak nielitościwie nieczuły?- A, królowo moja, zamiast usnąć, ty się dręczysz! - schylając się nad nią,zawołała Holzelinowna.Elżbieta porwała się i usiadła.- Gdyby mnie nie kochał - rzekła - naówczas.naówczas co ja pocznę?Uściskiem zamknęła jej usta Holzelinowna i siadła przy łóżku.- Gdyby cię nie kochał, byłby ślepym i bezrozumnym! - zawołała.- Ale miłość,dziecko moje, nie przychodzi nigdy gwałtownie.Jeżeli on jest zimny, ty maszprawo przymilać mu się i poruszyć jego serce.Jeżeli on jest nieśmiały, ty bądzodważną.Podumała chwilę piastunka, czy jej od razu wszystko odkryć mogła.- Nie zrozumiesz tego - dodała cicho a poważnie - że matki bywają o synówzazdrosne.Zdaje mi się, że właśnie taką jest Bona, której się może zdaje, iżmiłość syna dla ciebie coś serca jego dla niej odbierze.- Bona? Królowa matka? - szepnęła Elżbieta.- A, jak ja się jej lękam! Jakastraszna kobieta! Z daleka, gdy spotkam jej oczy, zdaje mi się, że pożreć bymnie chciała.Ona mi słówka jednego nie powiedziała, aby ośmielić i pociągnąćku sobie.A ja ją będę musiała nazywać matką.Załamała ręce Elżbieta. - A, tak, tak! Tyś doskonale odgadła wszystko! - poczęła żywo.- Temu winnata królowa straszna, o której jeszcze w Pradze słyszeliśmy, że ona tu rządziwszystkim i królem samym.Zygmunt taki dobry dla mnie.Lecz czyż starej tej Włoszki niczym rozbroić,przebłagać nie można? Byłabym tak pokorną, tak posłuszną, byleby mi Augustakochać i jemu mnie pozwoliła !Katchen uśmiechnęła się.- Przymilać się starej królowej - odezwała się - byłoby na próżno.Zachowaj siępoważnie i nie okazuj tylko bojazni.Masz za sobą powagę ojca, opiekę cesarza,których ona potrzebuje obu, nie waży się nic począć przeciwko tobie.Nie trwóżsię tylko i nie okazuj po sobie, gdybyś nawet cierpieć miała.Wszyscy tu oczymają zwrócone na ciebie i wszystkie serca już pozyskałaś sobie.Stary Zygmuntłzy ma na powiekach, gdy patrzy na ciebie, Tarnowska i jej siostra zuwielbieniem mówią o tobie, cały dwór unosi się nad twą pięknością iłagodnością.Bona nie dokaże przeciwko tobie nic i ludzie więcej tylko, niżdotąd, będą ją nienawidzili.Zamyślona słuchała młoda pani.- Bona - rzekła po cichu - wiesz ty o tym, gdy wszyscy podarki przynosili, onajedna nie dała mi nic, nic.Gdy przyszła kolej na nią, czekano., widziałam na twarzy starego królapodziwienie i gniew, ale nie okazałam nawet, żem to zrozumiała.A, Boże mój -dodała - czyż ja potrzebuję tych darów, tych bogactw! Bylebym miała jegoserce, oddałabym Bonie, co mam.Niech tylko kochać się nam nie przeszkadza!Dzień już był biały.Na zamku ruch w początku słaby, stawał się żywszym z każdą chwilą.Napodwórcach zamkowych, pomimo przejmującego chłodu, gotowano plac doturniejów, wysypując go piaskiem, bijąc koły, okrążając go łańcuchami isznurami.Do starego króla poczęli się zjeżdżać senatorowie dla odprawienia, copilniejszym było, nimby się rozpoczęły zabawy, igrzyska i przyjmowaniecudzoziemskich gości.Król Zygmunt po stoczonym wczoraj boju z żoną, spocząwszy mało co, wstałznużony, spodziewając się przy pierwszej zręczności nowego wybuchu.Nic gotak nie dręczyło, jak te starcia krzykliwe, gwałtowne, które godności jegouwłaczały.Postanowił też unikać spotkania z Boną.Zwykle dowiadywała się ona o zdrowie męża, gdy wstawał.Dnia tego niespodziewał się jej Zygmunt, gdy drzwi się otworzyły, Bona weszła z twarząpofałdowaną, zmęczona, dumna, ale na oko spokojna.Za nią kroczył tużCatignani, co zapobiegało kłótni.Król odetchnął swobodniej.- Daj mi siły, jeśli możesz - rzekł do Włocha.- Widzisz, że ich potrzebuję.Człowiek zarówno, niestety, potrzebuje ich do zniesienia boleści, i do podołaniaszczęściu.Mnie już i zabawa cięży. Catignani wybuchnął narzekaniem na chłód majowy, naówczas, gdy weFlorencji od skwaru już wytrzymać nie było można w mieście.Narzekał na krajtak nieszczęśliwy, w którym przez ośm miesięcy najmniej marznąć byłopotrzeba.Król odezwał się półgłosem:- Signor Nicolo, błogosławić trzeba może chłód ten, jeżeli on nie dopuściszerzyć się morowemu powietrzu, o którym już słychać, a upały je zwiększają.Catignani zbladł i przeżegnał się.- Bóg nas od niego uchowa - szepnął.Królowa stała milcząca, zagryzła usta, rzuciła kilka pytań i razem z doktoremwkrótce zabrała się do wyjścia.Król odetchnął swobodniej; na resztę dnia mógł być spokojnym izapewnionym, że burza nie nadejdzie.Jak poprzedzające, dzień ten cały upłynąłna zabawach, które w owych czasach zwykły były zawsze towarzyszyć każdejwiększej uroczystości.W podwórcu zamkowym urządzono turnieje, chociażprzerazliwy chłód, który zimę przypominał, postrojonym rycerzom i giermkom,paniom przypatrującym się z galerii, dokuczał mocno.Królowa Bona pokazywała się mało; chciano wyczytać z jej twarzy, co czuła izamierzała, lecz po gwałtownym wybuchu trzymała się na wodzy.Gamrat i inni zaklinali ją, aby przy obcych nie objawiała tak jawnie niechęcidla synowej, o której natychmiast donieść miano do Wiednia i Pragi.Zdaje się,usłuchała tej rady.Nie była wprawdzie uprzejmiejszą dla Elżbiety, ale w ciągu turniejów inastępującej po nich uczty, rozdawania nagród i tańców, nie okazała po sobie,co miała w duszy, i obracała się do otaczających, rozpoczynając rozmowę [ Pobierz całość w formacie PDF ]