[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Malowidło napierwszej ścianie przedstawiało wielką arenę.Stał na niej brodaty starzec w arystokratycznejtodze, damnatio ad bestias.Skazany na pożarcie przez bestie. Wzrok Jonathana był nieobecny,jak gdyby wciąż widział obrazy na ścianach grobowca. Następna scena przedstawiała ucieczkęskazańca, który wypada przez podłoże areny. Przez zapadnię? Właśnie tak.Na trzeciej ścianie widać było, jak niesie pochodnię w podziemnym tuneluwychodzącym z Koloseum.Siwa broda iarystokratyczny strój wskazywały, że odgrywał jakąś rolę na cesarskim dworze. Teraz jesteś przekonany, że mężczyzną przedstawionym na obrazach był Józef Flawiusz,prawda?Jonathan skinął głową. Pod malowidłem znajdował się słynny cytat ze Swetoniusza. Po ucieczce pewnego jeńca zKoloseum Tytus gorzko zapłakał.To, co dzisiaj zobaczyliśmy, świadczy, że Tytus nie rozpaczałwyłącznie z powodu zdrady Józefa.Wróżbici poinformowali go, że prawdziwa menorawymknęła mu się z rąk, i ta myśl głęboko go przybiła.Na twarzy Jonathana malowało się skupienie, jak gdyby usiłował trzymać w ryzach bolesnewspomnienia. Gianpaolo przekazał Szarifowi przez radio, że znalezliśmy malowidło, i wtedy grobowiecsię zawalił.Jonathan spojrzał na światło błyskające na skrzydle samolotu.Jednak czerń tamtej straszliwejnocy wydawała się tak samo realna jak ciemność za oknem.W chmurze pyłu Jonathan zarzucił sobie ciało nieprzytomnej Emili na ramię i zaczął uciekaćprzed walącym się sklepieniem katakumb.Znalazł się w pieczarze, przez którą weszli dopodziemia.Sznurowa drabinka kończyła się kilkanaście centymetrów nad podłogą.W otworze, zktórego zwisała, tkwiła głowa Szarifa. Co się tam, u licha, stało?! zapytał nerwowo Szarif. To było jak wybuch bomby! Katakumby runęły! odpowiedział krzykiem Jonathan. Gianpaolo wyjdzie pierwszy! Odwrócił się do przyjaciela. Wchodz, ja wniosę ją na górę! Ona potrzebuje pomocy! zawołał Gianpaolo. Idz pierwszy!Jonathan przesunął Emili na ramieniu, by mieć obie ręce wolne, i chwycił za pierwszy szczebel. O Jezu. jęknął Gianpaolo. Damy sobie radę. Jonathan zrobił następny krok. Nikomu nic się nie stanie, daję słowo.W tym momencie odpadł wielki kawał sklepienia.Odłamki tynku rozprysły się na ściany groty.Jonathan krok po kroku wspinał się dalej, czując w udach ciężar ciała swojego i Emili.Naczyniakrwionośne na jego przedramionach były bliskie eksplozji.Szarif przejął od niego bezwładną Emilii złożył ją na trawie.Następnie wyprostował się i złapał za głowę. Jon, co się stało, do diabła?! Sprowadz pomoc.Nieopodal bramy willi są policjanci. Ale mieliśmy nie. Ruszaj! Trzeba zawiezć Emili do szpitala!Szarif pomknął mokrą od deszczu ścieżką. Gianpaolo, słyszysz mnie? Tak, chciałem wejść na drabinę, ale nie mogłem.Jonathan słyszał drżenie jego głosu.Gianpaolo płakał. Uwieś się drabiny, a ja cię wyciągnę!Ogromny płat oderwał się od sklepienia, z katakumb dobiegł przerazliwy krzyk. Hej, jesteś tam? Tutaj wszystko się wali!Jonathan zajrzał w głąb otworu.Zobaczył tylko szary pył. Trzymaj się drabiny i nie puszczaj!Gianpaolo nie odpowiedział, lecz Jonathan czuł ciężar jego ciała.Wolno, z bolesnądeterminacją, zaczął wciągać drabinę, na której wisiała drobna sylwetka Gianpaola.Po wykonaniuczterech czy pięciu ruchów zobaczył nad otworem pokrytą szarym kurzem twarz.Gianpaolospojrzał na uliczną lampę za Jonathanem, jak gdyby nigdy nie widział światła. Nie ruszaj się! krzyknął Jonathan.Zdołał zbliżyć się do Gianpaola, nie rozluzniając uchwytu drabiny.Wsunął rękę w głąb otworu,a przyjaciel chwycił ją kurczowo. Druga ręka, Gianpaolo wykrztusił Jonathan. Nie mogę cię utrzymać!W zaciśniętej w pięść drugiej dłoni Gianpaolo trzymał kartkę papieru z notatnika.Przedzawaleniem się grobowca znalezli na ścianie tekst po łacinie, który Gianpaolo zapisał. Wypuść papier i podaj mi rękę! Nie mogę. Gianpaolo otworzył szeroko oczy, zdziwiony, że mięśnie nie chcą go słuchać.Ręka nie chce się otworzyć. Wymykasz mi się! Jonathan czuł, że ręka trzeszczy mu w stawie. Puść kartkę.Jednak twarz Gianpaola przybrała nagle wyraz, który od tej pory prześladował Jonathana wsnach.Miał nadzieję, że kiedyś go zrozumie.Zamiast grymasu bólu pojawił się na niej sennyspokój i obojętność. Jon? powiedział Gianpaolo.To było jego ostatnie słowo.Wyrzekł je cicho i z intonacją pytania, jakby widok Jonathana gozaskoczył.A może dlatego, że ktoś, komu całkowicie zaufał, pozwolił, by stało się coś takstrasznego.Druga możliwość była o wiele bardziej niepokojąca.Jonathan poczuł, że palce Gianpaola wysuwają się z jego ręki jeden po drugim.Zapamiętałdotknięcie koniuszka ostatniego palca, a potem Gianpaolo zaczął spadać z przechyloną głowąniczym zdziwione dziecko i zniknął w tumanie pyłu.Jonathan klęczał z ręką wsuniętą do otworu i nie przestawał się trząść. Odejdz od niej !Otoczyli go policjanci i zaczęli wykrzykiwać rozkazy.Bezwładne ciało nieprzytomnej Emilileżało przed nim niczym ofiara, którą składa się bogom.Jonathan Marcus, laureat Nagrody Rzymu, ostatnim wysiłkiem założył ręce za głowę. Trzeba ją zabrać do szpitala wycharczał, spoglądając na Emili. Proszę.Obudził się i drgnął.Za oknem samolotu panowała noc [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Malowidło napierwszej ścianie przedstawiało wielką arenę.Stał na niej brodaty starzec w arystokratycznejtodze, damnatio ad bestias.Skazany na pożarcie przez bestie. Wzrok Jonathana był nieobecny,jak gdyby wciąż widział obrazy na ścianach grobowca. Następna scena przedstawiała ucieczkęskazańca, który wypada przez podłoże areny. Przez zapadnię? Właśnie tak.Na trzeciej ścianie widać było, jak niesie pochodnię w podziemnym tuneluwychodzącym z Koloseum.Siwa broda iarystokratyczny strój wskazywały, że odgrywał jakąś rolę na cesarskim dworze. Teraz jesteś przekonany, że mężczyzną przedstawionym na obrazach był Józef Flawiusz,prawda?Jonathan skinął głową. Pod malowidłem znajdował się słynny cytat ze Swetoniusza. Po ucieczce pewnego jeńca zKoloseum Tytus gorzko zapłakał.To, co dzisiaj zobaczyliśmy, świadczy, że Tytus nie rozpaczałwyłącznie z powodu zdrady Józefa.Wróżbici poinformowali go, że prawdziwa menorawymknęła mu się z rąk, i ta myśl głęboko go przybiła.Na twarzy Jonathana malowało się skupienie, jak gdyby usiłował trzymać w ryzach bolesnewspomnienia. Gianpaolo przekazał Szarifowi przez radio, że znalezliśmy malowidło, i wtedy grobowiecsię zawalił.Jonathan spojrzał na światło błyskające na skrzydle samolotu.Jednak czerń tamtej straszliwejnocy wydawała się tak samo realna jak ciemność za oknem.W chmurze pyłu Jonathan zarzucił sobie ciało nieprzytomnej Emili na ramię i zaczął uciekaćprzed walącym się sklepieniem katakumb.Znalazł się w pieczarze, przez którą weszli dopodziemia.Sznurowa drabinka kończyła się kilkanaście centymetrów nad podłogą.W otworze, zktórego zwisała, tkwiła głowa Szarifa. Co się tam, u licha, stało?! zapytał nerwowo Szarif. To było jak wybuch bomby! Katakumby runęły! odpowiedział krzykiem Jonathan. Gianpaolo wyjdzie pierwszy! Odwrócił się do przyjaciela. Wchodz, ja wniosę ją na górę! Ona potrzebuje pomocy! zawołał Gianpaolo. Idz pierwszy!Jonathan przesunął Emili na ramieniu, by mieć obie ręce wolne, i chwycił za pierwszy szczebel. O Jezu. jęknął Gianpaolo. Damy sobie radę. Jonathan zrobił następny krok. Nikomu nic się nie stanie, daję słowo.W tym momencie odpadł wielki kawał sklepienia.Odłamki tynku rozprysły się na ściany groty.Jonathan krok po kroku wspinał się dalej, czując w udach ciężar ciała swojego i Emili.Naczyniakrwionośne na jego przedramionach były bliskie eksplozji.Szarif przejął od niego bezwładną Emilii złożył ją na trawie.Następnie wyprostował się i złapał za głowę. Jon, co się stało, do diabła?! Sprowadz pomoc.Nieopodal bramy willi są policjanci. Ale mieliśmy nie. Ruszaj! Trzeba zawiezć Emili do szpitala!Szarif pomknął mokrą od deszczu ścieżką. Gianpaolo, słyszysz mnie? Tak, chciałem wejść na drabinę, ale nie mogłem.Jonathan słyszał drżenie jego głosu.Gianpaolo płakał. Uwieś się drabiny, a ja cię wyciągnę!Ogromny płat oderwał się od sklepienia, z katakumb dobiegł przerazliwy krzyk. Hej, jesteś tam? Tutaj wszystko się wali!Jonathan zajrzał w głąb otworu.Zobaczył tylko szary pył. Trzymaj się drabiny i nie puszczaj!Gianpaolo nie odpowiedział, lecz Jonathan czuł ciężar jego ciała.Wolno, z bolesnądeterminacją, zaczął wciągać drabinę, na której wisiała drobna sylwetka Gianpaola.Po wykonaniuczterech czy pięciu ruchów zobaczył nad otworem pokrytą szarym kurzem twarz.Gianpaolospojrzał na uliczną lampę za Jonathanem, jak gdyby nigdy nie widział światła. Nie ruszaj się! krzyknął Jonathan.Zdołał zbliżyć się do Gianpaola, nie rozluzniając uchwytu drabiny.Wsunął rękę w głąb otworu,a przyjaciel chwycił ją kurczowo. Druga ręka, Gianpaolo wykrztusił Jonathan. Nie mogę cię utrzymać!W zaciśniętej w pięść drugiej dłoni Gianpaolo trzymał kartkę papieru z notatnika.Przedzawaleniem się grobowca znalezli na ścianie tekst po łacinie, który Gianpaolo zapisał. Wypuść papier i podaj mi rękę! Nie mogę. Gianpaolo otworzył szeroko oczy, zdziwiony, że mięśnie nie chcą go słuchać.Ręka nie chce się otworzyć. Wymykasz mi się! Jonathan czuł, że ręka trzeszczy mu w stawie. Puść kartkę.Jednak twarz Gianpaola przybrała nagle wyraz, który od tej pory prześladował Jonathana wsnach.Miał nadzieję, że kiedyś go zrozumie.Zamiast grymasu bólu pojawił się na niej sennyspokój i obojętność. Jon? powiedział Gianpaolo.To było jego ostatnie słowo.Wyrzekł je cicho i z intonacją pytania, jakby widok Jonathana gozaskoczył.A może dlatego, że ktoś, komu całkowicie zaufał, pozwolił, by stało się coś takstrasznego.Druga możliwość była o wiele bardziej niepokojąca.Jonathan poczuł, że palce Gianpaola wysuwają się z jego ręki jeden po drugim.Zapamiętałdotknięcie koniuszka ostatniego palca, a potem Gianpaolo zaczął spadać z przechyloną głowąniczym zdziwione dziecko i zniknął w tumanie pyłu.Jonathan klęczał z ręką wsuniętą do otworu i nie przestawał się trząść. Odejdz od niej !Otoczyli go policjanci i zaczęli wykrzykiwać rozkazy.Bezwładne ciało nieprzytomnej Emilileżało przed nim niczym ofiara, którą składa się bogom.Jonathan Marcus, laureat Nagrody Rzymu, ostatnim wysiłkiem założył ręce za głowę. Trzeba ją zabrać do szpitala wycharczał, spoglądając na Emili. Proszę.Obudził się i drgnął.Za oknem samolotu panowała noc [ Pobierz całość w formacie PDF ]