[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedym się znalazł W gęstwinie, naprzód zaczęły psy szczekać.Ja przypuszczałem, że to z pewnością mój syn, Mnason, jak to onzwykle, bawi się i poluje po gąszczach z rówieśnikami.A to taknie było, tylko za chwilę ziemia się jakoś zatrzęsła i równocześniehuk jakby od grzmotu! Patrzę, a tu nadchodzi kobieta; straszna,wysoka na jakich trzysta łokci.Miała w lewym ręku pochodnię,a w prawym miecz długi na dwadzieścia łokci.Dołem nogimiała jak węże, a górą do Gorgony była podobna.Ja mówię o spoj-rzeniu i o wyglądzie, który dreszczem przejmował.Zamiast wło-sów, węże jej lokami spadały, kręciły się około szyi i na barkachbyło kilka luznych.Widzicie powiada jak mnie zatrzęsło,kiedy to opowiadam. To mówiąc pokazywał Eukrates włosy,które mu na przedramieniu jeżem stanęły ze strachu.Więc ci tam: Ijon i Dejnomachos, i Kleodem z otwartymi usta-mi wpatrywali się w niego z uwagą; starzy ludzie, a dawali sięza nos wodzić i w ciszy adorowali taki nieprawdopodobny kolos,tę babę na trzysta łokci, jakieś gigantyczne straszydło na dzieci.A ja sobie równocześnie myślałem, jacy to ludzie są wychowa-wcami młodzieży, wzbudzają podziw nieledwie że powszechny,a sami tylko siwym włosem i brodą różnią się od dzieci.Poza tymjeszcze łatwiej wmawiać w nich fałsze niż w małe dzieci.WięcDejnomachos powiada: Powiedz mi, Eukratesie, a te psy boginijakiej były wielkości? Takie jak słonie powiada. Wyższe od indyjskich.Czarne, kudłate.Taka sierść brudna i nastroszona.Kiedym to zo-baczył, stanąłem i przekręciłem równocześnie pierścień, który mibył Arab dał, sygnetem na wewnętrzną stronę palca.Wtedy He-kate tupnęła o ziemię swoją wężowa nogą i zrobiła przepaśćogromną tak głęboką jak Tartar.Za chwilę wskoczyła w niąi zniknęła.Ja się nie bałem, tyłkom się nachylił uchwyciwszy sięręką jakiegoś drzewa, które rosło w pobliżu, żeby mi się w głowienie zakręciło i żebym nie spadł na łeb do przepaści.Wtedy wi-działem wszystko, co jest w Hadesie: Pyriflegeton, jezioro, Ker-berosa, nieboszczyków.Tak że rozpoznawałem niektórych spośródnich.Zobaczyłem ojca; był ubrany dokładnie w to samo, w czy-meśmy go pochowali. A co te dusze robiły, Eukratesie? zapytał Ijon. No, cóż innego powiada nic, tylko podzieleni narody i grupy rodowe leżą sobie na asfodelach i bawią się z przy-jaciółmi i krewnymi. Niechże teraz wtrącił Ijon niech Epikurejczycyjeszcze i teraz oponują świętemu Platonowi i temu, co on mówio duszach.A tyś i samego Sokratesa, i Platona nie widział pomię-dzy zmarłymi? Sokratesa, tom widział powiada ale i tego też nie-wyraznie, tylkom się domyślał, że to on, bo był łysy i brzuch musterczał.A Platona nie poznałem.Myślę, że między przyjaciółmitrzeba prawdę mówić.Kiedym się temu wszystkiemu napatrzył do syta, przepaść sięstuliła i zamknęła.Niektórzy służący szukali mnie; między inny-mi i ten Rudy też.Stanęli nade mną, kiedy przepaść jeszcze niecałkiem była zamknięta.Powiedz, Rudy, czy ja prawdę mówię? Na Dzeusa powiada Rudy. I szczekanie słyszałemz jamy, i jakiś ogień prześwitywał od pochodni, tak mi się zda-wało.Ja się uśmiechnąłem, kiedy świadek naoczny dodawał jeszczeto szczekanie i ogień.Kleodemos zaś powiedział: To, coś widział, to nie są rzeczynowe ani takie, których by inni również nie widzieli.Ja sam teżniedawno byłem chory i widziałem coś podobnego.A odwiedzałmnie i leczył ten tutaj, Antigonos.To był siódmy dzień i gorączkabyła jak upał najstraszniejszy.Wszyscy mnie samego zostawili,abym spokój miał, wyszli z pokoju i zamknęli drzwi.Boś tak byłzalecił, Antigonosie, abym może mógł zasnąć jakoś trochę.Wte-dy staje nade mną a ja nie spałem młodzieniec bardzopiękny, ubrany w białą zarzutkę, stawia mnie na nogi i prowadziprzez jakąś rozpadlinę do Hadesu.Zaraz wiedziałem, gdzie jestem,kiedym zobaczył Tantala i Tityosa, i Sizyfa, i te inne rzeczy cóżbym wam to mówił?A kiedym się znalazł koło sądu tam był i Aijakos, i Cha-ron, i Mojry, i Erynie ktoś tam siedział jakby król (zdawałomi się, że to Pluton) i odczytywał imiona tych, którzy mieliumrzeć, bo już im był właśnie minął termin życia.Więc ten chło-pak, który mnie niósł, postawił mnie przy nim.A Pluton się ziry-tował i powiada do mojego przewodnika: Jemu się jeszcze nieskończyła nitka, więc niech sobie idzie.A ty przyprowadz ko-wala, Demylosa.Bo ten żyje poza kres wrzeciona".Ja z radościąpobiegłem na górę i już nie miałem gorączki, a doniosłem wszyst-kim, że umrze Demylos.On mieszkał w naszym sąsiedztwie i teżbył trochę niezdrów, jak mówiono.Po krótkiej chwili usłysze-liśmy stamtąd płacz i jęki to jego tak opłakiwano. Cóż to dziwnego powiedział Antigonos. Ja znam ko-goś, kto po dwudziestu dniach, jak go pogrzebano, wstał z grobu.Leczyłem tego człowieka i przed śmiercią, i po zmartwychwsta-niu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Kiedym się znalazł W gęstwinie, naprzód zaczęły psy szczekać.Ja przypuszczałem, że to z pewnością mój syn, Mnason, jak to onzwykle, bawi się i poluje po gąszczach z rówieśnikami.A to taknie było, tylko za chwilę ziemia się jakoś zatrzęsła i równocześniehuk jakby od grzmotu! Patrzę, a tu nadchodzi kobieta; straszna,wysoka na jakich trzysta łokci.Miała w lewym ręku pochodnię,a w prawym miecz długi na dwadzieścia łokci.Dołem nogimiała jak węże, a górą do Gorgony była podobna.Ja mówię o spoj-rzeniu i o wyglądzie, który dreszczem przejmował.Zamiast wło-sów, węże jej lokami spadały, kręciły się około szyi i na barkachbyło kilka luznych.Widzicie powiada jak mnie zatrzęsło,kiedy to opowiadam. To mówiąc pokazywał Eukrates włosy,które mu na przedramieniu jeżem stanęły ze strachu.Więc ci tam: Ijon i Dejnomachos, i Kleodem z otwartymi usta-mi wpatrywali się w niego z uwagą; starzy ludzie, a dawali sięza nos wodzić i w ciszy adorowali taki nieprawdopodobny kolos,tę babę na trzysta łokci, jakieś gigantyczne straszydło na dzieci.A ja sobie równocześnie myślałem, jacy to ludzie są wychowa-wcami młodzieży, wzbudzają podziw nieledwie że powszechny,a sami tylko siwym włosem i brodą różnią się od dzieci.Poza tymjeszcze łatwiej wmawiać w nich fałsze niż w małe dzieci.WięcDejnomachos powiada: Powiedz mi, Eukratesie, a te psy boginijakiej były wielkości? Takie jak słonie powiada. Wyższe od indyjskich.Czarne, kudłate.Taka sierść brudna i nastroszona.Kiedym to zo-baczył, stanąłem i przekręciłem równocześnie pierścień, który mibył Arab dał, sygnetem na wewnętrzną stronę palca.Wtedy He-kate tupnęła o ziemię swoją wężowa nogą i zrobiła przepaśćogromną tak głęboką jak Tartar.Za chwilę wskoczyła w niąi zniknęła.Ja się nie bałem, tyłkom się nachylił uchwyciwszy sięręką jakiegoś drzewa, które rosło w pobliżu, żeby mi się w głowienie zakręciło i żebym nie spadł na łeb do przepaści.Wtedy wi-działem wszystko, co jest w Hadesie: Pyriflegeton, jezioro, Ker-berosa, nieboszczyków.Tak że rozpoznawałem niektórych spośródnich.Zobaczyłem ojca; był ubrany dokładnie w to samo, w czy-meśmy go pochowali. A co te dusze robiły, Eukratesie? zapytał Ijon. No, cóż innego powiada nic, tylko podzieleni narody i grupy rodowe leżą sobie na asfodelach i bawią się z przy-jaciółmi i krewnymi. Niechże teraz wtrącił Ijon niech Epikurejczycyjeszcze i teraz oponują świętemu Platonowi i temu, co on mówio duszach.A tyś i samego Sokratesa, i Platona nie widział pomię-dzy zmarłymi? Sokratesa, tom widział powiada ale i tego też nie-wyraznie, tylkom się domyślał, że to on, bo był łysy i brzuch musterczał.A Platona nie poznałem.Myślę, że między przyjaciółmitrzeba prawdę mówić.Kiedym się temu wszystkiemu napatrzył do syta, przepaść sięstuliła i zamknęła.Niektórzy służący szukali mnie; między inny-mi i ten Rudy też.Stanęli nade mną, kiedy przepaść jeszcze niecałkiem była zamknięta.Powiedz, Rudy, czy ja prawdę mówię? Na Dzeusa powiada Rudy. I szczekanie słyszałemz jamy, i jakiś ogień prześwitywał od pochodni, tak mi się zda-wało.Ja się uśmiechnąłem, kiedy świadek naoczny dodawał jeszczeto szczekanie i ogień.Kleodemos zaś powiedział: To, coś widział, to nie są rzeczynowe ani takie, których by inni również nie widzieli.Ja sam teżniedawno byłem chory i widziałem coś podobnego.A odwiedzałmnie i leczył ten tutaj, Antigonos.To był siódmy dzień i gorączkabyła jak upał najstraszniejszy.Wszyscy mnie samego zostawili,abym spokój miał, wyszli z pokoju i zamknęli drzwi.Boś tak byłzalecił, Antigonosie, abym może mógł zasnąć jakoś trochę.Wte-dy staje nade mną a ja nie spałem młodzieniec bardzopiękny, ubrany w białą zarzutkę, stawia mnie na nogi i prowadziprzez jakąś rozpadlinę do Hadesu.Zaraz wiedziałem, gdzie jestem,kiedym zobaczył Tantala i Tityosa, i Sizyfa, i te inne rzeczy cóżbym wam to mówił?A kiedym się znalazł koło sądu tam był i Aijakos, i Cha-ron, i Mojry, i Erynie ktoś tam siedział jakby król (zdawałomi się, że to Pluton) i odczytywał imiona tych, którzy mieliumrzeć, bo już im był właśnie minął termin życia.Więc ten chło-pak, który mnie niósł, postawił mnie przy nim.A Pluton się ziry-tował i powiada do mojego przewodnika: Jemu się jeszcze nieskończyła nitka, więc niech sobie idzie.A ty przyprowadz ko-wala, Demylosa.Bo ten żyje poza kres wrzeciona".Ja z radościąpobiegłem na górę i już nie miałem gorączki, a doniosłem wszyst-kim, że umrze Demylos.On mieszkał w naszym sąsiedztwie i teżbył trochę niezdrów, jak mówiono.Po krótkiej chwili usłysze-liśmy stamtąd płacz i jęki to jego tak opłakiwano. Cóż to dziwnego powiedział Antigonos. Ja znam ko-goś, kto po dwudziestu dniach, jak go pogrzebano, wstał z grobu.Leczyłem tego człowieka i przed śmiercią, i po zmartwychwsta-niu [ Pobierz całość w formacie PDF ]