[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ruszyła do drzwi, a Dec-lan za nią.Po wyjściu z budynku Emma zapytała:- Rozumiem, że chcesz się upewnić, czy Jodi odleci bezpiecznie?Declan schował ręce do kieszeni dżinsów.- Muszę z tobą porozmawiać.Możemy gdzieś pójść na kawę?Emma posłała mu znaczące spojrzenie.- To znaczy, że masz dla mnie czas? Czubkiem buta wdeptywał w ziemię ka-myk.- To trudne.- Jego spięta twarz potwierdzała prawdziwość tych słów.- Ale nie musi być trudne? - odparowała ze ściśniętym gardłem.RLT- Wiele się zdarzyło w ciągu minionej doby.Muszę się w tym odnalezć.Pro-szę, zrozum.Czy chciał powiedzieć, że nie może podzielić się z nią myślami? Czy chodziłoo coś więcej? Wiedziała, że nie może bardziej naciskać.Zerknęła na zegarek.- Rina Kennedy otwiera dzisiaj centrum ogrodnicze.Obiecałam jej, że wpadnę.Mają tam barek, więc możemy napić się kawy.- Pojadę z tobą - zgodził się od razu.W centrum ogrodniczym kłębił się tłum.Odsuwając na bok bieżące problemy,Emma rozejrzała się.Było tam bardzo elegancko.Declan dotknął jej ramienia.- Tam jest barek.Usiądziemy?Emma kiwnęła głową, zdenerwowana.Kiedy znalezli wolne miejsca, wzięłamenu i udawała, że pilnie je studiuje.- Masz ochotę na herbatę z akacji australijskiej? Declan uśmiechnął się krzy-wo.- Zostanę przy kawie.Ale ty się nie krępuj.Może do tego grzankę z rodzyn-kami?- Dziękuję, nie.- Poszukała wzrokiem kelnerki.-O mój Boże, to Tracey!W białym T-shircie, czarnych spodniach i zielonym fartuszku z wyhaftowanąkoniczyną Tracey wyglądała bardzo ładnie.Włosy związała z tyłu i uśmiechałasię szeroko, podchodząc do ich stolika.- Dostałam tutaj pracę - oznajmiła radośnie.- Moje gratulacje - rzeki serdecznie Declan.- I moje - dodała Emma.RLT- Sama się o to postarałam - rzekła dumnie Tracey.-Pani Kennedy nauczymnie też opiekować się roślinami, pójdę na kurs ogrodniczy do Toowoomby.- Brawo! - Declan uniósł brwi.- Jestem pod wrażeniem.- Zawdzięczam to panu.- Tracey się zaczerwieniła.- Pan we mnie uwierzył.Declan pokręcił głową.- Ale pani wykonała całą pracę, Tracey.- Może.- Przygryzła wargę.- Pani doktor opiekowała się moimi dziećmi.-urwała zażenowana.- To była wielka przyjemność.- Emma zamrugała powiekami.- To świetnedzieciaki.Są tu z panią?- Nie.- Tracey wzniosła oczy do nieba.- Są z Nevem.- A zatem wszystko się układa? - spytał Declan.Tracey przytaknęła.- A najlepsze, że jestem na liście wydziału lokalowego.Niedługo powinniśmydostać własne mieszkanie.Znowu będziemy razem, a Carolyn nareszcie odpocz-nie.- Zaśmiała się zażenowana i wyjęła notes.- Co mam podać?Po odejściu Tracey zapadła pełna skrępowania cisza.- Udało ci się odpocząć? - spytała w końcu Emma z nutą sarkazmu.Declan patrzył na nią z rezerwą.- Jako tako.- Czy moglibyśmy przestać mówić zagadkami? - spytała i wyrzuciła z siebieto, co jej leżało na sercu.- Było mi przykro, że wczoraj nie chciałeś ze mną zostać.Co ja mam o tymmyśleć?RLT- Sam nie wiem, co myśleć - rzekł otwarcie.- Wczoraj szy dzień wszystkozmienił.- Otworzyły się przed tobą nowe możliwości?- Właśnie tego muszę się dowiedzieć.Cisza przeciągała się i gęstniała.- Chciałbym cię o coś prosić - odezwał się wreszcie Declan.Serce Emmy zaczęło bić zbyt szybko.- Tak?- Muszę wyjechać na dwa dni do Melbourne.Dzisiaj wylatuję z Brisbane, wewtorek będę z powrotem.Czy mogłabyś w poniedziałek zająć się moimi pacjen-tami? Byłbym wdzięczny.Emmy to nie zaskoczyło.Było dla niej jasne, że Declan wybiera się do Melbo-urne zorientować się, jakie ma możliwości.Może znajdzie nową pracę.Miała na-dzieję, że dostanie to, czego pragnie.Bo jej najwyrazniej nie pragnął.- Jedz i załatw, co masz do załatwienia.Poradzę sobie.RLTROZDZIAA DWUNASTY- Moiro, postaraj się zredukować listę pacjentów -poprosiła Emma w ponie-działek rano.- Zastępuję dzisiaj Declana.- A gdzie on jest? - Moira uniosła brwi.- W Melbourne - odparła krótko Emma.- Ma tam rodzinę, prawda?- Tak.-1 mnóstwo zawodowych kontaktów, mogłaby dodać Emma, która mia-ła nerwy napięte jak postronki.Skoro Declan wie, że znów może operować, cotakiego mogłoby zatrzymać go w Bendemere?To była bolesna myśl.Prawie nie do zniesienia.Mimo to Emma uniosła głowę.- Będę pracować bez przerwy do lunchu.Declan czekał w korytarzu pięknego starego budynku, w którym mieściły sięgabinety najbardziej znanych lekarzy specjalistów w mieście.Nikt nie wiedział, że przyleciał do Melbourne.Nikt poza Emmą i MatthewLevingstonem, jednym z najlepszych australijskich ortopedów, który zgodził sięgo przyjąć.Declan nie powiadomił swoich sióstr, że jest w mieście.Zarzuciłybygo pytaniami, na które nie znał jeszcze odpowiedzi.Wsiadł do windy.Na śniadanie zjadł tylko grzankę, którą popił herbatą, aleczuł, że coś leży mu na żołądku.Nacisnął przycisk trzeciego piętra.Recepcjonistka Levingstona, Jill Carter, była sympatyczną kobietą w średnimwieku.Powitała Declana profesjonalnym uśmiechem.RLT- Declan O Malley - przedstawił się pełnym napięcia głosem.- Jestem umó-wiony.- Tak, doktorze.Doktor Levingston oczekuje pana.Proszę na chwilę usiąść.- Dziękuję.- Declan się zawahał.- Czy dotarły moje papiery ze szpitala Naj-świętszej Marii Panny w Edynburgu?- Przysłano je faksem podczas weekendu.Są teraz u doktora.Declan kiwnął głową.Podszedł do rzędu wygodnych krzeseł stojących przyścianie i usiadł na jednym z nich.Po raz nie wiadomo który zerknął na zegarek.Dochodziła ósma.Kilka sekund pózniej drzwi gabinetu się otworzyły i pojawiłsię w nich doktor Levingston.- Declan, wejdz, proszę.Mężczyzni przyjaznie uścisnęli sobie dłonie.- Dziękuję, że mnie przyjąłeś - rzekł Declan.- Robię to z przyjemnością.- Matthew Levingston uśmiechnął się.- Musimysię wspierać.Kawy?%7łołądek Declana zaprotestował.- Nie, dziękuję.- No to przejdzmy do sprawy.Badanie Matthew było skrupulatne, a jego pytania dociekliwe.- Okej - rzekł w końcu.- To by było na tyle.Mam ci coś jeszcze wyjaśnić?- Niewielki ból po zakończeniu operacji?- To normalne.Byłoby lepiej, gdybyś powoli wracał do pracy, a nie rzucał sięod razu na siedmiogodzinny maraton.- Okoliczności były wyjątkowe - tłumaczył się Dec-lan.- Nie miałem wyboru.RLT- Pewnie nie.- Matthew ściągnął wargi w namyśle.- Możesz się już ubrać.Wygląda to dobrze - dodał, wracając do biurka.Krok po kroku, pomyślał Declan nieco uspokojony.- Kręgosłup jest w dobrym stanie - podjął Matthew [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Ruszyła do drzwi, a Dec-lan za nią.Po wyjściu z budynku Emma zapytała:- Rozumiem, że chcesz się upewnić, czy Jodi odleci bezpiecznie?Declan schował ręce do kieszeni dżinsów.- Muszę z tobą porozmawiać.Możemy gdzieś pójść na kawę?Emma posłała mu znaczące spojrzenie.- To znaczy, że masz dla mnie czas? Czubkiem buta wdeptywał w ziemię ka-myk.- To trudne.- Jego spięta twarz potwierdzała prawdziwość tych słów.- Ale nie musi być trudne? - odparowała ze ściśniętym gardłem.RLT- Wiele się zdarzyło w ciągu minionej doby.Muszę się w tym odnalezć.Pro-szę, zrozum.Czy chciał powiedzieć, że nie może podzielić się z nią myślami? Czy chodziłoo coś więcej? Wiedziała, że nie może bardziej naciskać.Zerknęła na zegarek.- Rina Kennedy otwiera dzisiaj centrum ogrodnicze.Obiecałam jej, że wpadnę.Mają tam barek, więc możemy napić się kawy.- Pojadę z tobą - zgodził się od razu.W centrum ogrodniczym kłębił się tłum.Odsuwając na bok bieżące problemy,Emma rozejrzała się.Było tam bardzo elegancko.Declan dotknął jej ramienia.- Tam jest barek.Usiądziemy?Emma kiwnęła głową, zdenerwowana.Kiedy znalezli wolne miejsca, wzięłamenu i udawała, że pilnie je studiuje.- Masz ochotę na herbatę z akacji australijskiej? Declan uśmiechnął się krzy-wo.- Zostanę przy kawie.Ale ty się nie krępuj.Może do tego grzankę z rodzyn-kami?- Dziękuję, nie.- Poszukała wzrokiem kelnerki.-O mój Boże, to Tracey!W białym T-shircie, czarnych spodniach i zielonym fartuszku z wyhaftowanąkoniczyną Tracey wyglądała bardzo ładnie.Włosy związała z tyłu i uśmiechałasię szeroko, podchodząc do ich stolika.- Dostałam tutaj pracę - oznajmiła radośnie.- Moje gratulacje - rzeki serdecznie Declan.- I moje - dodała Emma.RLT- Sama się o to postarałam - rzekła dumnie Tracey.-Pani Kennedy nauczymnie też opiekować się roślinami, pójdę na kurs ogrodniczy do Toowoomby.- Brawo! - Declan uniósł brwi.- Jestem pod wrażeniem.- Zawdzięczam to panu.- Tracey się zaczerwieniła.- Pan we mnie uwierzył.Declan pokręcił głową.- Ale pani wykonała całą pracę, Tracey.- Może.- Przygryzła wargę.- Pani doktor opiekowała się moimi dziećmi.-urwała zażenowana.- To była wielka przyjemność.- Emma zamrugała powiekami.- To świetnedzieciaki.Są tu z panią?- Nie.- Tracey wzniosła oczy do nieba.- Są z Nevem.- A zatem wszystko się układa? - spytał Declan.Tracey przytaknęła.- A najlepsze, że jestem na liście wydziału lokalowego.Niedługo powinniśmydostać własne mieszkanie.Znowu będziemy razem, a Carolyn nareszcie odpocz-nie.- Zaśmiała się zażenowana i wyjęła notes.- Co mam podać?Po odejściu Tracey zapadła pełna skrępowania cisza.- Udało ci się odpocząć? - spytała w końcu Emma z nutą sarkazmu.Declan patrzył na nią z rezerwą.- Jako tako.- Czy moglibyśmy przestać mówić zagadkami? - spytała i wyrzuciła z siebieto, co jej leżało na sercu.- Było mi przykro, że wczoraj nie chciałeś ze mną zostać.Co ja mam o tymmyśleć?RLT- Sam nie wiem, co myśleć - rzekł otwarcie.- Wczoraj szy dzień wszystkozmienił.- Otworzyły się przed tobą nowe możliwości?- Właśnie tego muszę się dowiedzieć.Cisza przeciągała się i gęstniała.- Chciałbym cię o coś prosić - odezwał się wreszcie Declan.Serce Emmy zaczęło bić zbyt szybko.- Tak?- Muszę wyjechać na dwa dni do Melbourne.Dzisiaj wylatuję z Brisbane, wewtorek będę z powrotem.Czy mogłabyś w poniedziałek zająć się moimi pacjen-tami? Byłbym wdzięczny.Emmy to nie zaskoczyło.Było dla niej jasne, że Declan wybiera się do Melbo-urne zorientować się, jakie ma możliwości.Może znajdzie nową pracę.Miała na-dzieję, że dostanie to, czego pragnie.Bo jej najwyrazniej nie pragnął.- Jedz i załatw, co masz do załatwienia.Poradzę sobie.RLTROZDZIAA DWUNASTY- Moiro, postaraj się zredukować listę pacjentów -poprosiła Emma w ponie-działek rano.- Zastępuję dzisiaj Declana.- A gdzie on jest? - Moira uniosła brwi.- W Melbourne - odparła krótko Emma.- Ma tam rodzinę, prawda?- Tak.-1 mnóstwo zawodowych kontaktów, mogłaby dodać Emma, która mia-ła nerwy napięte jak postronki.Skoro Declan wie, że znów może operować, cotakiego mogłoby zatrzymać go w Bendemere?To była bolesna myśl.Prawie nie do zniesienia.Mimo to Emma uniosła głowę.- Będę pracować bez przerwy do lunchu.Declan czekał w korytarzu pięknego starego budynku, w którym mieściły sięgabinety najbardziej znanych lekarzy specjalistów w mieście.Nikt nie wiedział, że przyleciał do Melbourne.Nikt poza Emmą i MatthewLevingstonem, jednym z najlepszych australijskich ortopedów, który zgodził sięgo przyjąć.Declan nie powiadomił swoich sióstr, że jest w mieście.Zarzuciłybygo pytaniami, na które nie znał jeszcze odpowiedzi.Wsiadł do windy.Na śniadanie zjadł tylko grzankę, którą popił herbatą, aleczuł, że coś leży mu na żołądku.Nacisnął przycisk trzeciego piętra.Recepcjonistka Levingstona, Jill Carter, była sympatyczną kobietą w średnimwieku.Powitała Declana profesjonalnym uśmiechem.RLT- Declan O Malley - przedstawił się pełnym napięcia głosem.- Jestem umó-wiony.- Tak, doktorze.Doktor Levingston oczekuje pana.Proszę na chwilę usiąść.- Dziękuję.- Declan się zawahał.- Czy dotarły moje papiery ze szpitala Naj-świętszej Marii Panny w Edynburgu?- Przysłano je faksem podczas weekendu.Są teraz u doktora.Declan kiwnął głową.Podszedł do rzędu wygodnych krzeseł stojących przyścianie i usiadł na jednym z nich.Po raz nie wiadomo który zerknął na zegarek.Dochodziła ósma.Kilka sekund pózniej drzwi gabinetu się otworzyły i pojawiłsię w nich doktor Levingston.- Declan, wejdz, proszę.Mężczyzni przyjaznie uścisnęli sobie dłonie.- Dziękuję, że mnie przyjąłeś - rzekł Declan.- Robię to z przyjemnością.- Matthew Levingston uśmiechnął się.- Musimysię wspierać.Kawy?%7łołądek Declana zaprotestował.- Nie, dziękuję.- No to przejdzmy do sprawy.Badanie Matthew było skrupulatne, a jego pytania dociekliwe.- Okej - rzekł w końcu.- To by było na tyle.Mam ci coś jeszcze wyjaśnić?- Niewielki ból po zakończeniu operacji?- To normalne.Byłoby lepiej, gdybyś powoli wracał do pracy, a nie rzucał sięod razu na siedmiogodzinny maraton.- Okoliczności były wyjątkowe - tłumaczył się Dec-lan.- Nie miałem wyboru.RLT- Pewnie nie.- Matthew ściągnął wargi w namyśle.- Możesz się już ubrać.Wygląda to dobrze - dodał, wracając do biurka.Krok po kroku, pomyślał Declan nieco uspokojony.- Kręgosłup jest w dobrym stanie - podjął Matthew [ Pobierz całość w formacie PDF ]