[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak długo jeszcze.- Na litość boską, Emersonie, przestań wreszcie przesłuchiwać tego biednego człowieka -przerwałam mu.- Nawet nie zdążył się jeszcze napić herbaty.- Dziękuję, pani Emerson.- Sir Edward wziął kanapkę z podsuniętej przez Fatimę tacy.-Nie chciałbym zdominować rozmowy.Jak państwu minął dzień?Zmuszeni byliśmy powrócić do opowieści o naszej drobnej przygodzie.Sir Edward był wszoku.- Błagam, żeby pani uważała na siebie.Ta stara sztuczka z rannym zwierzęciem.- Jeżeli moja żona będzie potrzebowała wykładu, sam go wygłoszę - wtrącił dośćobcesowo Emerson, marszcząc groznie brwi.- Czy zostanie pan na kolacji, sir Edwardzie? - zapytałam.- Tak, droga pani.Dzisiaj nigdzie się nie wybieram.Ale.czy państwo niczego nieplanujecie?- Myślałem, żeby.- zaczął mój mąż.- Nie pójdziesz do Doliny, Emersonie!Sir Edward zakrztusił się herbatą.Wytarłszy brodę serwetką, powiedział z przejęciem:- Błagam, profesorze, niech pan tego nie robi.Wkrótce zrobi się ciemno, aniebezpieczeństwo wcale.- On ma rację, Emersonie - powiedziałam i skinęłam sir Edwardowi z uznaniem głową.Byłtak szczerze zatroskany, że żałowałam swoich wcześniejszych podejrzeń wobec niego.-Spędzimy spokojny wieczór w domu.Ty powinieneś uzupełnić dziennik prac, a ja też chętnieposiedzę nad notatkami.- Ja zaś - rzekł sir Edward - pomogę Davidowi przy fotografowaniu papirusu.Oczywiściejeśli się zgodzi.David otrząsnął się z głębokiej zadumy, której przedmiotu się domyślałam.Odpowiedział ztypową dla siebie łagodną uprzejmością, że będzie bardzo wdzięczny za pomoc, bo ostatniotrochę zaniedbał tę pracę.- Jeśli pan znajdzie chwilę, profesorze, chciałbym pana zapytać o niektóre obiekty zkomory grzebalnej - dodał sir Edward.- Uderzyła mnie pewna rzecz.Otóż inskrypcje natrumnie chyba zostały zmienione.Czy pana zdaniem.To wystarczyło, żeby zaprzątnąć uwagę Emersona, a także Ramzesa.Podprowadzaniinteligentnymi pytaniami gościa, przez całą kolację rozmawiali tylko o grobowcu.Ja teżwtrąciłam słówko czy dwa, a Nefret, gdy udało jej się przekrzyczeć męskie głosy, takżewyraziła swoją opinię.Dyskusja była fascynująca, lecz oszczędzę tu Czytelnikowi szczegółów,opisanych w innym miejscu.Tylko David nie brał udziału w rozmowie.Nigdy nie mówił zbyt wiele i uważał, żenieuprzejmie jest przerywać innym, choć był to czasami jedyny sposób, żeby wziąć udział wnaszej konwersacji.Zazwyczaj jednak okazywał zainteresowanie, przysłuchując się zuśmiechem dyskusjom toczonym przy stole.Teraz natomiast siedział jak mumia, prawie nietknąwszy jedzenia.Wyznam, że poczułam ulgę, kiedy sir Edward i Nefret namówili go napójście do studia.My także zabraliśmy się każde do swojej roboty.Powrót do znajomych zajęć sprawił miwielką przyjemność.Emerson pisał w dzienniku, mamrocząc pod nosem i pytając raz po razRamzesa lub mnie o niektóre szczegóły.Ramzes, którego ręka już niemal wydobrzała, też robiłjakieś notatki, a ja zasiadłam nad Księgą umarłych , jak się ją - choć nie oddawało to pełnegoznaczenia tego osobliwego manuskryptu - zwykło nazywać.Tłumaczenie tekstów religijnych to trudne zadanie, przyzna to każdy naukowiec.Napotykasię w nich na słowa, jakich nie ma w żadnym słowniku - w moim w każdym razie wielu z nichnie było.Sporządziłam sobie listę takich słówek, zamierzając zapytać o nie Waltera.Rozrosłasię już do kilku kartek.Kiedy uzupełniałam tę listę, dodając nowe słowa, których nie mogłamprzetłumaczyć, Ramzes wstał, przeciągnął się i zajrzał mi przez ramię.- Ciągle to Ważenie serca ? - zdziwił się.- Wczoraj też nad tym pracowałaś.Z czym masztrudności?- Z niczym - odparłam, odwracając kartkę.Trudności zamierzałam skonsultować zWalterem, gdy będzie ku temu okazja, bo jakoś nie mogłam się przemóc, żeby poprosić opomoc własnego syna.To pewna słabość mojego charakteru, przyznaję, ale nikt nie jestdoskonały.- Ten rysunek szczególnie mnie fascynuje - powiedziałam.- To dość niezwykła koncepcjajak na kulturę, nieznającą nauk prawdziwej wiary.Ramzes odwrócił krzesło i usiadł, kładąc ramiona na oparciu.- To aluzja do chrześcijaństwa, jak mniemam? - zapytał.A niech to diabli, pomyślałam.Absolutnie nie miałam ochoty na wdawanie się wteologiczną dyskusję z moim synem.Potrafił argumentować niczym jezuita, a jego poglądy,przejęte zresztą od ojca, były drażniąco nieortodoksyjne.Oczywiście uznał, że wie, jak brzmiałaby moja odpowiedz, i mówił dalej:- Koncepcja sądu nad jednostką, dokonywanego przez Boga czy bogów dla ustalenia, czydany osobnik kwalifikuje się do życia wiecznego, nie jest wyłączną własnościąchrześcijaństwa.Ja chyba nawet wolę wersję egipską.Zmarły nie podlega tu arbitralnej oceniepojedynczego boskiego bytu.- Który widzi wszystko i wie wszystko - dokończyłam.- Właśnie - przytaknął i zacisnął usta, co miało oznaczać uśmiech.- Egipcjanie natomiastdopuszczali możliwość formalnego przesłuchania zmarłego przez boską ławę sędziowską,której przewodniczył sędzia, strzegący wagi.Brał też w tym udział sprawozdawca sądowy.Rezultat niekorzystnego wyroku jest tutaj również znacznie bardziej miłosierny niż w wersjichrześcijańskiej.Smażenie się w piekle przez wieczność jest chyba gorsze niż szybkieunicestwienie w paszczy.Przerwał i przyjrzał się zdjęciom.- Ammut, Pożeraczki Umarłych - podpowiedziałam.- Otóż to.- Poruszyłeś kilka interesujących kwestii, mój drogi, które chętnie z tobą przedyskutuję, aleinnym razem - oświadczyłam.- Robi się pózno, więc może byś przeszedł się do studia inamówił resztę do zakończenia pracy? Nefret w każdym razie powinna się już położyć.- Dobrze, mamo - odparł.- Dobranoc, mamo.Dobranoc, ojcze.Emerson coś odmruknął.Po wyjściu Ramzesa przejrzałam otrzymaną tego dnia pocztę.Musiałam przyznać racjęEmersonowi: Luksor stawał się stanowczo zbyt popularny.Jeśli ktoś w tym gustował, mógłspędzać całe dnie na bywaniu w towarzystwie.Różni znajomi zapraszali nas na lunch, herbatęlub kolację, poza tym dostałam kilka listów polecających napisanych przez osoby, którespotkałam raz czy dwa w życiu, dla osób, których nie znałam w ogóle albo nie życzyłam sobiepoznać.Jedyna ciekawa wiadomość przyszła od Katherine, która napisała, że planuje nazajutrzodwiedzić szkołę Sayyidy Amin i pytała, czy z nią tam pójdę.Napomknęłam o tym Emersonowi, który siedział z nosem w rozłożonych na stolenotatkach.- Myślę, że powinnam z nią pójść - powiedziałam.- Katherine zasługuje na wsparcie wswoich planach założenia szkoły, a ja niewiele jej dotychczas pomogłam.- Możesz iść, jeżeli wezmiesz ze sobą Ramzesa i Davida - odparł.- I Nefret - dodał pochwili.Biedny, kochany Emerson jest taki przejrzysty w swoich intencjach.- I zostawię cię samego, tak? - zapytałam.- Samego? Z dwudziestoma robotnikami, paroma setkami cholernych turystów i świtąDavisa w pobliżu?- W Dolinie są ustronne zakątki, do których żaden turysta się nie zapuszcza, Emersonie.Naprzykład puste grobowce i niebezpieczne rozpadliny.Rzucił pióro na stół i odchylił się na krześle.Potarł dołek na podbródku i utkwił we mnierozbawione spojrzenie swoich błękitnych oczu.- Dajże spokój, Peabody, chyba nie myślisz, że jestem tak głupi, żeby łazić byle gdzie i daćsię zwabić w pułapkę.- Zdarzało ci się to już przedtem.- Ale teraz jestem starszy i mądrzejszy - oświadczył.- Są lepsze sposoby.Coś ci powiem,Peabody [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Jak długo jeszcze.- Na litość boską, Emersonie, przestań wreszcie przesłuchiwać tego biednego człowieka -przerwałam mu.- Nawet nie zdążył się jeszcze napić herbaty.- Dziękuję, pani Emerson.- Sir Edward wziął kanapkę z podsuniętej przez Fatimę tacy.-Nie chciałbym zdominować rozmowy.Jak państwu minął dzień?Zmuszeni byliśmy powrócić do opowieści o naszej drobnej przygodzie.Sir Edward był wszoku.- Błagam, żeby pani uważała na siebie.Ta stara sztuczka z rannym zwierzęciem.- Jeżeli moja żona będzie potrzebowała wykładu, sam go wygłoszę - wtrącił dośćobcesowo Emerson, marszcząc groznie brwi.- Czy zostanie pan na kolacji, sir Edwardzie? - zapytałam.- Tak, droga pani.Dzisiaj nigdzie się nie wybieram.Ale.czy państwo niczego nieplanujecie?- Myślałem, żeby.- zaczął mój mąż.- Nie pójdziesz do Doliny, Emersonie!Sir Edward zakrztusił się herbatą.Wytarłszy brodę serwetką, powiedział z przejęciem:- Błagam, profesorze, niech pan tego nie robi.Wkrótce zrobi się ciemno, aniebezpieczeństwo wcale.- On ma rację, Emersonie - powiedziałam i skinęłam sir Edwardowi z uznaniem głową.Byłtak szczerze zatroskany, że żałowałam swoich wcześniejszych podejrzeń wobec niego.-Spędzimy spokojny wieczór w domu.Ty powinieneś uzupełnić dziennik prac, a ja też chętnieposiedzę nad notatkami.- Ja zaś - rzekł sir Edward - pomogę Davidowi przy fotografowaniu papirusu.Oczywiściejeśli się zgodzi.David otrząsnął się z głębokiej zadumy, której przedmiotu się domyślałam.Odpowiedział ztypową dla siebie łagodną uprzejmością, że będzie bardzo wdzięczny za pomoc, bo ostatniotrochę zaniedbał tę pracę.- Jeśli pan znajdzie chwilę, profesorze, chciałbym pana zapytać o niektóre obiekty zkomory grzebalnej - dodał sir Edward.- Uderzyła mnie pewna rzecz.Otóż inskrypcje natrumnie chyba zostały zmienione.Czy pana zdaniem.To wystarczyło, żeby zaprzątnąć uwagę Emersona, a także Ramzesa.Podprowadzaniinteligentnymi pytaniami gościa, przez całą kolację rozmawiali tylko o grobowcu.Ja teżwtrąciłam słówko czy dwa, a Nefret, gdy udało jej się przekrzyczeć męskie głosy, takżewyraziła swoją opinię.Dyskusja była fascynująca, lecz oszczędzę tu Czytelnikowi szczegółów,opisanych w innym miejscu.Tylko David nie brał udziału w rozmowie.Nigdy nie mówił zbyt wiele i uważał, żenieuprzejmie jest przerywać innym, choć był to czasami jedyny sposób, żeby wziąć udział wnaszej konwersacji.Zazwyczaj jednak okazywał zainteresowanie, przysłuchując się zuśmiechem dyskusjom toczonym przy stole.Teraz natomiast siedział jak mumia, prawie nietknąwszy jedzenia.Wyznam, że poczułam ulgę, kiedy sir Edward i Nefret namówili go napójście do studia.My także zabraliśmy się każde do swojej roboty.Powrót do znajomych zajęć sprawił miwielką przyjemność.Emerson pisał w dzienniku, mamrocząc pod nosem i pytając raz po razRamzesa lub mnie o niektóre szczegóły.Ramzes, którego ręka już niemal wydobrzała, też robiłjakieś notatki, a ja zasiadłam nad Księgą umarłych , jak się ją - choć nie oddawało to pełnegoznaczenia tego osobliwego manuskryptu - zwykło nazywać.Tłumaczenie tekstów religijnych to trudne zadanie, przyzna to każdy naukowiec.Napotykasię w nich na słowa, jakich nie ma w żadnym słowniku - w moim w każdym razie wielu z nichnie było.Sporządziłam sobie listę takich słówek, zamierzając zapytać o nie Waltera.Rozrosłasię już do kilku kartek.Kiedy uzupełniałam tę listę, dodając nowe słowa, których nie mogłamprzetłumaczyć, Ramzes wstał, przeciągnął się i zajrzał mi przez ramię.- Ciągle to Ważenie serca ? - zdziwił się.- Wczoraj też nad tym pracowałaś.Z czym masztrudności?- Z niczym - odparłam, odwracając kartkę.Trudności zamierzałam skonsultować zWalterem, gdy będzie ku temu okazja, bo jakoś nie mogłam się przemóc, żeby poprosić opomoc własnego syna.To pewna słabość mojego charakteru, przyznaję, ale nikt nie jestdoskonały.- Ten rysunek szczególnie mnie fascynuje - powiedziałam.- To dość niezwykła koncepcjajak na kulturę, nieznającą nauk prawdziwej wiary.Ramzes odwrócił krzesło i usiadł, kładąc ramiona na oparciu.- To aluzja do chrześcijaństwa, jak mniemam? - zapytał.A niech to diabli, pomyślałam.Absolutnie nie miałam ochoty na wdawanie się wteologiczną dyskusję z moim synem.Potrafił argumentować niczym jezuita, a jego poglądy,przejęte zresztą od ojca, były drażniąco nieortodoksyjne.Oczywiście uznał, że wie, jak brzmiałaby moja odpowiedz, i mówił dalej:- Koncepcja sądu nad jednostką, dokonywanego przez Boga czy bogów dla ustalenia, czydany osobnik kwalifikuje się do życia wiecznego, nie jest wyłączną własnościąchrześcijaństwa.Ja chyba nawet wolę wersję egipską.Zmarły nie podlega tu arbitralnej oceniepojedynczego boskiego bytu.- Który widzi wszystko i wie wszystko - dokończyłam.- Właśnie - przytaknął i zacisnął usta, co miało oznaczać uśmiech.- Egipcjanie natomiastdopuszczali możliwość formalnego przesłuchania zmarłego przez boską ławę sędziowską,której przewodniczył sędzia, strzegący wagi.Brał też w tym udział sprawozdawca sądowy.Rezultat niekorzystnego wyroku jest tutaj również znacznie bardziej miłosierny niż w wersjichrześcijańskiej.Smażenie się w piekle przez wieczność jest chyba gorsze niż szybkieunicestwienie w paszczy.Przerwał i przyjrzał się zdjęciom.- Ammut, Pożeraczki Umarłych - podpowiedziałam.- Otóż to.- Poruszyłeś kilka interesujących kwestii, mój drogi, które chętnie z tobą przedyskutuję, aleinnym razem - oświadczyłam.- Robi się pózno, więc może byś przeszedł się do studia inamówił resztę do zakończenia pracy? Nefret w każdym razie powinna się już położyć.- Dobrze, mamo - odparł.- Dobranoc, mamo.Dobranoc, ojcze.Emerson coś odmruknął.Po wyjściu Ramzesa przejrzałam otrzymaną tego dnia pocztę.Musiałam przyznać racjęEmersonowi: Luksor stawał się stanowczo zbyt popularny.Jeśli ktoś w tym gustował, mógłspędzać całe dnie na bywaniu w towarzystwie.Różni znajomi zapraszali nas na lunch, herbatęlub kolację, poza tym dostałam kilka listów polecających napisanych przez osoby, którespotkałam raz czy dwa w życiu, dla osób, których nie znałam w ogóle albo nie życzyłam sobiepoznać.Jedyna ciekawa wiadomość przyszła od Katherine, która napisała, że planuje nazajutrzodwiedzić szkołę Sayyidy Amin i pytała, czy z nią tam pójdę.Napomknęłam o tym Emersonowi, który siedział z nosem w rozłożonych na stolenotatkach.- Myślę, że powinnam z nią pójść - powiedziałam.- Katherine zasługuje na wsparcie wswoich planach założenia szkoły, a ja niewiele jej dotychczas pomogłam.- Możesz iść, jeżeli wezmiesz ze sobą Ramzesa i Davida - odparł.- I Nefret - dodał pochwili.Biedny, kochany Emerson jest taki przejrzysty w swoich intencjach.- I zostawię cię samego, tak? - zapytałam.- Samego? Z dwudziestoma robotnikami, paroma setkami cholernych turystów i świtąDavisa w pobliżu?- W Dolinie są ustronne zakątki, do których żaden turysta się nie zapuszcza, Emersonie.Naprzykład puste grobowce i niebezpieczne rozpadliny.Rzucił pióro na stół i odchylił się na krześle.Potarł dołek na podbródku i utkwił we mnierozbawione spojrzenie swoich błękitnych oczu.- Dajże spokój, Peabody, chyba nie myślisz, że jestem tak głupi, żeby łazić byle gdzie i daćsię zwabić w pułapkę.- Zdarzało ci się to już przedtem.- Ale teraz jestem starszy i mądrzejszy - oświadczył.- Są lepsze sposoby.Coś ci powiem,Peabody [ Pobierz całość w formacie PDF ]