[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przestań udawać zgrzybiałą staruszkę.Pamiętaj, że Prudence jest od ciebieniewiele starsza, a przecież ani ci w głowie traktować ją niczym seniorkę rodu.- Naturalnie! - przytaknęła skwapliwie.Niech sobie myśli, że poczuła się dotknięta, bo wzięto ją za starszą, niż była wrzeczywistości.Rzecz jasna, nie to ją zaniepokoiło.Poczuła się wytrącona zrównowagi, bo w oczach starszej pani wyglądali z Danem jak małżeństwo.Zerknęła na niego ukradkiem, ale nie dostrzegła oznak niepokoju czywzruszenia.Lekko uśmiechnięty, pomagał chłopcom wsiąść do powozu.W lodziarni Guntera słodkie kule zniknęły błyskawicznie.Gdy Dan szykował siędo zamówienia kolejnych porcji, Judith dała mu kuksańca.- Wystarczy - szepnęła.- Chłopcy mieli dość atrakcji jak na jeden dzień.Dostaniemy burę, jeśli po powrocie do domu od nadmiaru łakoci będą bolały ichżołądki.Dan wybuchnął śmiechem.- Z własnego dzieciństwa nie przypominam sobie takich kłopotów.- Co nie znaczy, że innym też są oszczędzone.Chyba nie chcesz, żeby Crispinowizrobiło się niedobrze.Zapewne miałoby to fatalne skutki dla jego wyjściowychspodenek.- Jak zwykle masz rację - odparł Dan, wzruszając ramionami.- W takim razieodwiezmy nasze kochane potworki do domu i oddajmy je stęsknionymrodzicom.Gdy zmęczona, ale szczęśliwa gromadka skręciła w Mount Street, Danzmarszczył brwi na widok powozu, stojącego przed wejściem.- Brandonprzyjechał z wizytą - rzekł zdumiony.- Rzadko bywa u nas o tej porze.Wyskoczył z powozu, ledwie stangret zatrzymał konie.Judith domyśliła się, że chodzi mu o Prudence.Czyżby jej się pogorszyło? Stanbrzemiennej damy był zapewne niepokojący, skoro wezwano rodzinę.Judith zciężkim sercem szła za Danem.Oglądała się na chłopców, powłóczących nogamize zmęczeniaDan stał już w drzwiach salonu i przywoływał ją niecierpliwym gestem.Po jegominie poznała, że niepotrzebnie się martwili.Wkrótce sama zobaczyła, żegościem nie był hrabia Brandon, tylko jego żona Amelia.Sebastian, jak zwykleuprzejmy i pełen atencji, bawił ją rozmową.Judith weszła do środka.Tuż za niąwlekli się chłopcy.Popatrzyła na Dana i po minie poznała, że kamień spadł mu zserca.- Amelio, panny Aveton i Dana nie muszę ci przedstawiać.Zbliżcie się, chłopcy.Skinął na synów, którzy podeszli i ukłonili się ciotce.- Widzę, że rosną jak na drożdżach.Niedługo będziesz tu miał prawdziwyregiment dorodnych młodzieńców.Sebastian taktownie udał, że nie słyszy tej uwagi.- Amelia przyjechała zapytać o zdrowie Prudence.Z radością mogłem jejzakomunikować, że, zdaniem lekarza, wszystko przebiega prawidłowo, niemamy więc powodów do obaw.- Pójdę do niej.- Hrabina sięgnęła po szal i woreczek.-Kobieta w odmiennymstanie nie powinna ulegać kaprysom i fanaberiom ani wylegiwać się w pościeli.Zamierzam udzielić jej kilku dobrych rad i spodziewam się, że przyjmie je zwdzięcznością.- Przykro mi, moja droga, ale odwiedziny są wykluczone -odparł stanowczoSebastian.- Prudence nie może teraz przyjmować gości.Wspomnę jej potem, żebyłaś u nas i pytałaś, jak się czuje.- A to ciekawe! - Hrabina obrzuciła go badawczym spojrzeniem.- W takim raziezastanawiam się, co tutaj robi ta młoda dama.Od pani Aveton, jej macochy,słyszałam, że ma podobno dotrzymywać towarzystwa twojej żonie i bawić jąrozmową.- Owszem.Wczoraj spędziły razem dużo czasu i jutro zapewne również takbędzie.Dziś Judith zgodziła się łaskawie pójść z naszymi chłopcami na wystawę.Jestem wdzięczny, że była uprzejma mnie odciążyć.- Trzeba było wysłać z chłopcami guwernera albo lokaja, skoro ten młodydżentelmen nie jest w stanie poradzić sobie z nimi bez cudzej pomocy.- Brałem pod uwagę taką możliwość, ale postanowiłem zrobić inaczej.Martwiszmnie, Amelio.Cóż to za ogólniki? Dziwne sformułowanie: ten młodydżentelmen? Skąd wahanie w twoim głosie? Zapomniałaś jego imienia? Przecieżto Dan, mój przybrany syn.Czy masz kłopoty z pamięcią?Na twarzy zirytowanej hrabiny Amelii pojawiły się brzydkie czerwone plamy.Nie mogła dłużej ignorować Dana.Wbrew swym uprzedzeniom zmuszona byłaprzywitać go lekkim skinieniem głowy.Odpowiedział na gest nienagannymukłonem.Judith była poważnie zaniepokojona.Od razu odgadła, jakie są prawdziwepowody odwiedzin Amelii.Pani Aveton pod żadnym pretekstem nie mogławprosić się na Mount Street, ubłagała więc przyjaciółkę, żeby się tam rozejrzała,a następnie zdała jej szczegółową relację.Obie miały nadzieję, że ten zwiaddostarczy im tematu do plotek.Prudence i Amelia nie darzyły się sympatią.Judith była świadoma, że hrabinadopiero teraz, w dziewiątym miesiącu niełatwej ciąży szwagierki zainteresowałasię jej samopoczuciem.Przedtem ani razu nie pofatygowała się na Mount Street.Wniosek był oczywisty: przyjechała na przeszpiegi.Zamierzała donieść paniAveton, co się dzieje u Wentworthów i jak spędza czas jej pasierbica.Amelia zapewne nie posiadała się z radości, gdy Judith weszła z Danem dosalonu.Wieść o ich wspólnej wyprawie do gabinetu figur woskowych takżestanowiła dla obu plotkarek smakowity kąsek.Judith doskonale wiedziała, że niebyło w niej żadnych dwuznacznych podtekstów, a jednak dręczyło ją poczuciewiny.Błysk tryumfu w zmrużonych oczach Amelii nie poprawił jej humoru.Półgłosem wypowiedziała jakąś wymówkę i zamierzała opuścić salon, gdydrzwi otworzyły się szeroko i lokaj zaanonsował:- Panna Grantham!Leciwa dama z godnością przynależną jej podeszłemu wiekowi zbliżyła się doSebastiana, a jej władczy sposób bycia sprawił, że hrabina została usunięta wcień.- Jak się miewasz, drogi chłopcze? - zagadnęła pana domu, podając mu dłoń,którą ucałował z szacunkiem.- Znakomicie, jak łaskawa pani sama dostrzega.- Szeroko uśmiechniętySebastian podsunął miłemu gościowi krzesło.- Co do pani, w ogóle nie muszępytać.Bije od pani energia.Każde z nas mogłoby pozazdrościć takiej witalności.- Och, pozory mylą, drogi chłopcze.Wcale nie jest ze mną tak dobrze, alepociągnę jeszcze parę latek - odparła panna Grantham, sadowiąc się wygodnie.Rozejrzała się po salonie.- W pani wieku należy bardziej na siebie uważać - oznajmiła cierpko Amelia.-Doszły mnie wieści, w które nie chcę wierzyć.Mówiono, jakoby wybierała siępani do Turcji.Przecież to dziki kraj! Mam nadzieję, że powtórzono mi plotki,które pani teraz zdementuje.To niezbyt rozsądne.- Dzięki za rady, Amelio, ale obejdę się bez nich.Jeśli zechcę poznać twojezdanie, sama o nie zapytam.Wieści są prawdziwe.Za tydzień wyruszam.- Proszę z nas nie kpić, panno Grantham - wdzięczyła się fałszywie Amelia.-%7łarty to urocza rozrywka, ale nie wolno natrząsać się z przyjaciół [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Przestań udawać zgrzybiałą staruszkę.Pamiętaj, że Prudence jest od ciebieniewiele starsza, a przecież ani ci w głowie traktować ją niczym seniorkę rodu.- Naturalnie! - przytaknęła skwapliwie.Niech sobie myśli, że poczuła się dotknięta, bo wzięto ją za starszą, niż była wrzeczywistości.Rzecz jasna, nie to ją zaniepokoiło.Poczuła się wytrącona zrównowagi, bo w oczach starszej pani wyglądali z Danem jak małżeństwo.Zerknęła na niego ukradkiem, ale nie dostrzegła oznak niepokoju czywzruszenia.Lekko uśmiechnięty, pomagał chłopcom wsiąść do powozu.W lodziarni Guntera słodkie kule zniknęły błyskawicznie.Gdy Dan szykował siędo zamówienia kolejnych porcji, Judith dała mu kuksańca.- Wystarczy - szepnęła.- Chłopcy mieli dość atrakcji jak na jeden dzień.Dostaniemy burę, jeśli po powrocie do domu od nadmiaru łakoci będą bolały ichżołądki.Dan wybuchnął śmiechem.- Z własnego dzieciństwa nie przypominam sobie takich kłopotów.- Co nie znaczy, że innym też są oszczędzone.Chyba nie chcesz, żeby Crispinowizrobiło się niedobrze.Zapewne miałoby to fatalne skutki dla jego wyjściowychspodenek.- Jak zwykle masz rację - odparł Dan, wzruszając ramionami.- W takim razieodwiezmy nasze kochane potworki do domu i oddajmy je stęsknionymrodzicom.Gdy zmęczona, ale szczęśliwa gromadka skręciła w Mount Street, Danzmarszczył brwi na widok powozu, stojącego przed wejściem.- Brandonprzyjechał z wizytą - rzekł zdumiony.- Rzadko bywa u nas o tej porze.Wyskoczył z powozu, ledwie stangret zatrzymał konie.Judith domyśliła się, że chodzi mu o Prudence.Czyżby jej się pogorszyło? Stanbrzemiennej damy był zapewne niepokojący, skoro wezwano rodzinę.Judith zciężkim sercem szła za Danem.Oglądała się na chłopców, powłóczących nogamize zmęczeniaDan stał już w drzwiach salonu i przywoływał ją niecierpliwym gestem.Po jegominie poznała, że niepotrzebnie się martwili.Wkrótce sama zobaczyła, żegościem nie był hrabia Brandon, tylko jego żona Amelia.Sebastian, jak zwykleuprzejmy i pełen atencji, bawił ją rozmową.Judith weszła do środka.Tuż za niąwlekli się chłopcy.Popatrzyła na Dana i po minie poznała, że kamień spadł mu zserca.- Amelio, panny Aveton i Dana nie muszę ci przedstawiać.Zbliżcie się, chłopcy.Skinął na synów, którzy podeszli i ukłonili się ciotce.- Widzę, że rosną jak na drożdżach.Niedługo będziesz tu miał prawdziwyregiment dorodnych młodzieńców.Sebastian taktownie udał, że nie słyszy tej uwagi.- Amelia przyjechała zapytać o zdrowie Prudence.Z radością mogłem jejzakomunikować, że, zdaniem lekarza, wszystko przebiega prawidłowo, niemamy więc powodów do obaw.- Pójdę do niej.- Hrabina sięgnęła po szal i woreczek.-Kobieta w odmiennymstanie nie powinna ulegać kaprysom i fanaberiom ani wylegiwać się w pościeli.Zamierzam udzielić jej kilku dobrych rad i spodziewam się, że przyjmie je zwdzięcznością.- Przykro mi, moja droga, ale odwiedziny są wykluczone -odparł stanowczoSebastian.- Prudence nie może teraz przyjmować gości.Wspomnę jej potem, żebyłaś u nas i pytałaś, jak się czuje.- A to ciekawe! - Hrabina obrzuciła go badawczym spojrzeniem.- W takim raziezastanawiam się, co tutaj robi ta młoda dama.Od pani Aveton, jej macochy,słyszałam, że ma podobno dotrzymywać towarzystwa twojej żonie i bawić jąrozmową.- Owszem.Wczoraj spędziły razem dużo czasu i jutro zapewne również takbędzie.Dziś Judith zgodziła się łaskawie pójść z naszymi chłopcami na wystawę.Jestem wdzięczny, że była uprzejma mnie odciążyć.- Trzeba było wysłać z chłopcami guwernera albo lokaja, skoro ten młodydżentelmen nie jest w stanie poradzić sobie z nimi bez cudzej pomocy.- Brałem pod uwagę taką możliwość, ale postanowiłem zrobić inaczej.Martwiszmnie, Amelio.Cóż to za ogólniki? Dziwne sformułowanie: ten młodydżentelmen? Skąd wahanie w twoim głosie? Zapomniałaś jego imienia? Przecieżto Dan, mój przybrany syn.Czy masz kłopoty z pamięcią?Na twarzy zirytowanej hrabiny Amelii pojawiły się brzydkie czerwone plamy.Nie mogła dłużej ignorować Dana.Wbrew swym uprzedzeniom zmuszona byłaprzywitać go lekkim skinieniem głowy.Odpowiedział na gest nienagannymukłonem.Judith była poważnie zaniepokojona.Od razu odgadła, jakie są prawdziwepowody odwiedzin Amelii.Pani Aveton pod żadnym pretekstem nie mogławprosić się na Mount Street, ubłagała więc przyjaciółkę, żeby się tam rozejrzała,a następnie zdała jej szczegółową relację.Obie miały nadzieję, że ten zwiaddostarczy im tematu do plotek.Prudence i Amelia nie darzyły się sympatią.Judith była świadoma, że hrabinadopiero teraz, w dziewiątym miesiącu niełatwej ciąży szwagierki zainteresowałasię jej samopoczuciem.Przedtem ani razu nie pofatygowała się na Mount Street.Wniosek był oczywisty: przyjechała na przeszpiegi.Zamierzała donieść paniAveton, co się dzieje u Wentworthów i jak spędza czas jej pasierbica.Amelia zapewne nie posiadała się z radości, gdy Judith weszła z Danem dosalonu.Wieść o ich wspólnej wyprawie do gabinetu figur woskowych takżestanowiła dla obu plotkarek smakowity kąsek.Judith doskonale wiedziała, że niebyło w niej żadnych dwuznacznych podtekstów, a jednak dręczyło ją poczuciewiny.Błysk tryumfu w zmrużonych oczach Amelii nie poprawił jej humoru.Półgłosem wypowiedziała jakąś wymówkę i zamierzała opuścić salon, gdydrzwi otworzyły się szeroko i lokaj zaanonsował:- Panna Grantham!Leciwa dama z godnością przynależną jej podeszłemu wiekowi zbliżyła się doSebastiana, a jej władczy sposób bycia sprawił, że hrabina została usunięta wcień.- Jak się miewasz, drogi chłopcze? - zagadnęła pana domu, podając mu dłoń,którą ucałował z szacunkiem.- Znakomicie, jak łaskawa pani sama dostrzega.- Szeroko uśmiechniętySebastian podsunął miłemu gościowi krzesło.- Co do pani, w ogóle nie muszępytać.Bije od pani energia.Każde z nas mogłoby pozazdrościć takiej witalności.- Och, pozory mylą, drogi chłopcze.Wcale nie jest ze mną tak dobrze, alepociągnę jeszcze parę latek - odparła panna Grantham, sadowiąc się wygodnie.Rozejrzała się po salonie.- W pani wieku należy bardziej na siebie uważać - oznajmiła cierpko Amelia.-Doszły mnie wieści, w które nie chcę wierzyć.Mówiono, jakoby wybierała siępani do Turcji.Przecież to dziki kraj! Mam nadzieję, że powtórzono mi plotki,które pani teraz zdementuje.To niezbyt rozsądne.- Dzięki za rady, Amelio, ale obejdę się bez nich.Jeśli zechcę poznać twojezdanie, sama o nie zapytam.Wieści są prawdziwe.Za tydzień wyruszam.- Proszę z nas nie kpić, panno Grantham - wdzięczyła się fałszywie Amelia.-%7łarty to urocza rozrywka, ale nie wolno natrząsać się z przyjaciół [ Pobierz całość w formacie PDF ]