[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie zdołali.Potym wszystkim, co się stało, byli zbyt podnieceni, aby usiąść i spo-kojnie oddać się rozmowie.Zdzierając ubrania, rzucili się na dużemałżeńskie łoże.To był krótki i gorący seks.Oboje jednocześnie przeżyli silnyorgazm.Ona, wbijając palce w jego ramiona, wygięła się w łuk,jakby pragnąc go całego w sobie pomieścić, on wykonał jeszczejedno pchnięcie i nagle przenieśli się w inny wymiar.Kiedyotworzyła oczy, wciąż wstrząsał nią dreszcz.Colbym również.Oboje leżeli zdyszani, mokrzy od potu.Roześmiała się cicho, po czym jęknęła, usiłując wyprostowaćramię.- Boli? - spytał przepraszająco.- Tak, ale co tam! - Z szelmowskim błyskiem w oku objęłaColby'ego za szyję.- Nie wychodz ze mnie - szepnęła kusząco. - Nie wiem, czy dam radę.Dał, i to bez trudu.Przez chwilę słyszał w uchu głos Sariny,która mówiła, że go kocha, że nigdy nie przestała go kochać, apotem ogarnęło go uczucie takiej błogości, takiego szczęścia, żemiał ochotę się rozpłakać.Długo leżeli na zmiętej pościeli, nie mogąc złapać tchu.- Eksplozja.- Fajerwerki.- Widziałem gwiazdy.- Ja też.- Sarino.- Potarł brodą o jej włosy.- Pamiętasz te papieryunieważniające małżeństwo, które twój adwokat przysłał misiedem lat temu?- Faktycznie, było coś takiego - szepnęła.- Zupełnie mi towyleciało z głowy.- Wiesz, nie podpisałem ich.Chwilę trwało, zanim przetrawiła tę informację.- Nie?- Nie.Napotkała jego oczy.- Skoro nie podpisałeś, to znaczy.- %7łe unieważnienie nie doszło do skutku dokończył za nią.-%7łe wciąż jesteśmy mężem i żoną.%7łe moje małżeństwo z Maureentak naprawdę nigdy nie zostało zawarte.Usiadła zszokowana.- Nie rozumiem.Jak.? Skąd.?- Przed śmiercią pierwszy mąż Maureen sporządził testament.Postawił warunek: jeśli Maureen wyjdzie ponownie zamąż, nie dostanie w spadku ani grosza.A facet miał co nieco nakoncie.Więc Maureen poprosiła przyjaciela, żeby udał pastora iudzielił nam ślubu.Nie pokazała mi naszego aktu małżeństwa.Pewnie gdybym go zobaczył, z miejsca bym się zorientował, że tojakaś nędzna podróbka.- Czyli ty i ja.nadal jesteśmy małżeństwem? - spytałaoszołomiona.- Tak.Od siedmiu lat.- Boże! - Wybuchnęła śmiechem, po chwili rozpłakała się, apotem jednocześnie śmiała się i płakała.- To niesamowite!- Od paru dni zastanawiałem się, jak ci to powiedzieć -przyznał.- Nie byłem pewien, jak zareagujesz.Zwłaszcza że twójstosunek do Rodriga wydawał mi się.- Uwielbiam Rodriga, ale nie mogłabym się w nim zakochać.To tylko mój partner.- Twój były partner - rzekł stanowczym tonem Colby.Zmartwiła się.- Ale.- %7ładnych ale.Od czasu do czasu Rodrigo może wpadać donas z wizytą.Bernardette przepada za nim.On za nią chyba też.- Dziękuję, kochany jesteś.- Wiem.- Odsłonił w uśmiechu zęby.- Myślę, że będziemy bardzo szczęśliwi - zamruczała,przytulając się do męża. - Na pewno, maleńka.Na pewno.Hunterowie przyjechali z Nikki obejrzeć nową posiadłośćprzyjaciół.- Strasznie mi przykro z powodu Bernie - powiedziałskruszony Phillip Hunter.- Zazwyczaj bywam bardziej ostrożny.- Nie czyń sobie wyrzutów - pocieszył go Colby.- Prędzej czypózniej Dominguez znalazłaby sposób, żeby ją porwać.To cwanababa.Kto by się spodziewał, że zgarnie dzieciaka w biały dzień, wdodatku w miejscu publicznym.- To prawda.Mimo to czuję się głupio.Swoją drogą, wiesz,gdzie w naszym magazynie ukryli narkotyki?- Znalezliście je?- Znalezliśmy miejsce, nie narkotyki.Pamiętasz, jak psyobwąchiwały ścianę? Okazało się, że przemytnicy postawili przedwłaściwą ścianą ścianę z dykty, a następnie ją pomalowali.To byłaświetna robota.Jednym z ludzi, których Vance ochraniał, byłstolarz.- A niech to.- Colby pokręcił ze śmiechem głową.- A co zVance'em?- Został aresztowany i oskarżony o współudział.Sarinapowinna się ucieszyć.- Ucieszy się.- Dominguez leży w szpitalu, pilnowana dwadzieścia czterygodziny na dobę.Wkrótce, pod obstawą policji, ona i jej kumpleopuszczą Jacobsville. - Im prędzej, tym lepiej.Ta baba chciała zabić Bernardette.Gdyby nie Grier, nie wiem, jak by to się skończyło.- Tak, dzięki Bogu za Griera.- Niesamowite, że człowiek z taką przeszłością potrafi sięustatkować, zamieszkać w małym miasteczku.- W pewnym momencie trzeba zapomnieć o tym, co siękiedyś robiło - rzekł Hunter.- I zacząć żyć normalnie.- Niektórzy mają z tym problem - zauważyła Sarina,dołączając do nich.- Słyszałeś, Phillipie, że po rozmowie z Colbymjeden z przemytników przyleciał do szeryfa, błagając go oratunek?- Przecież musiałem się dowiedzieć, dokąd zabraliBernardette.Ale od dziś obiecuję poprawę - oznajmił uroczyścieColby, przykładając rękę do serca.Wybuchnęli śmiechem.Nagle Bernardette, która bawiła się zNikki, poderwała się z ziemi i przybiegłszy do Colby'ego, wzięła goza rękę.- Tatusiu, muszę ci coś powiedzieć - rzekła z poważną miną.- Dobrze, aniołku.Co takiego? Dziewczynka odciągnęła gona koniec tarasu i pchnęła na huśtawkę.Sama usiadła obok.- Tylko mi nie przerywaj, dobrze? - poprosiła.- Bonauczyłam się tego na pamięć i muszę powiedzieć jednym ciągiem.- Dobrze - przyrzekł zaintrygowany.- Więc słuchaj.Zaczęła mówić w języku Apaczów.Colby zbladł.Znał te słowa.Przed wieloma laty ojciec mu je napisał.A on wyrzucił list,nie doczytawszy go do końca.Teraz słuchał Bernardette uważnie.Słowa wypowiadane przez córkę miały uzdrowicielską moc;usuwały mgłę sprzed oczu i wskazywały drogę, którą powinienpodążać, drogę do ojca, jakiego znał przed wieloma laty.Bernardette zawahała się tylko raz, przy samym końcu.- Jesteś moim synem - kontynuowała po chwili.- Bezwzględu na to, co będziesz w życiu robił, zawsze będę cię kochał.Widzę cię, gdy zamykam oczy i wędruję ku ciemnościom, wktórych czeka na mnie twoja matka.Tak jak ojciec przebaczadziecku, tak wielki duch wybacza wszystkim swoim dzieciom,nawet mnie.Zawsze będę czuwał nad tobą, nad twoimi dziećmi inad dziećmi twoich dzieci.I zawsze będę cię kochał.Spostrzegłszy łzy spływające z oczu ojca, dziewczynkazamilkła.Podniosła rączkę i paluszkami otarła mu policzki.- Spytałam dziadka, kiedy mam ci to powtórzyć.Powiedział,że wyczuję właściwy moment.To był ten właściwy moment,prawda, tatusiu?- Tak, aniołku - szepnął, przyciskając usta do jej czoła.- Tobył ten właściwy moment.- Kocham cię, tatusiu.Zamknąwszy oczy, przytulił córkę do piersi.Pamiętałsamotność, jaka mu od dawna towarzyszyła, ból, jakiegodoświadczał, i cierpienie, jakie zadawał.Odbył długą drogę, alewreszcie wyszedł na prostą.Teraz czekała go jasna przyszłość, z córką i żoną u boku.- Jesteś smutny, tatusiu?Ponad główką dziecka popatrzył na Sarinę, która spoglądałana niego wilgotnymi od łez oczami.- Nie, aniołku.Jestem bardzo szczęśliwy.- Pocałował córkę wpoliczek.- Ja też cię kocham.Z całego serca.- A mamusię?- Mamusię też [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl