[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ma wrażenie, że jej własny duch uniósł się w noc, osobny i ciemnopłynny, ledwiemieszczący się w ciele.To stare, znane i nieprzyjemne uczucie.%7łeby się ukoić, rozmyśla o bo-haterkach opowieści stryja kobietach wojowniczkach, które miały za zadanie rozwiązać nie-rozwiązywalne, śmiertelne zagadki.Te kobiety podbijają pałace i armie, łamią zaklęcia ciszy ibezruchu, mieszają w głowach sfinksom i dżinom, znają siedem rodzajów uśmiechu, a na ko-niec, właśnie rozwiązawszy łamigłówkę, odrzucają maskę i mężowskie szaty, broń, pióro, iznowu po prostu są sobą.Sirine chciałaby być taką kobietą i z takich czerpie natchnienie, alemartwi się, że nie ma ich bystrości umysłu ani wytrzymałości.Ale Króla Babara nie interesują nastroje, w jakich budzi się Sirine.Dla niego świat jesttym, czym jest: czystą szczęśliwością, póki może być z kimś, kogo kocha.Wyczekuje na deli-katne poruszenia świadomości w pokoju, po czym skacze na łóżko, obok Sirine, która najpierwcałuje go w fioletowawy pysk, a potem się ubiera.RLW drodze do łazienki słyszy głosy: jeden, mruczący, unoszący się i opadający, należy dojej stryja, drugi, sprytny i bystry, brzmi jak głos Aziza.Rozmawiają wewnątrz stryjowskiej bi-blioteki i kiedy Sirine tam wchodzi, w powietrzu unosi się ostry zapach kardamonu i kawy.Wydaje się emanować z perskich dywanów i z grzbietów nieprzeczytanych książek, a nie tylkoz brązowego dzbanka na kawę na środku stołu. Witaj, habibti mówi stryj. Pamiętasz naszego słynnego przyjaciela poetę.Sirine krzyżuje ramiona i szeroko uśmiecha się do Aziza. Nie wyglądasz mi na rannego ptaszka.Aziz usadowił się na zbyt głębokich poduszkach aksamitnego fotela przy kominku stryj nazywa go swoim rozkładającym fotelem.Sirine zauważa, że Aziz trzyma przed sobąwielki talerz z piramidą jej cukrowych ciasteczek graiba. Wcale nie jest rano, jest po prostu bardzo, ale to bardzo pózno.Jeszcze się nie kła-dłem.Po tej przekąsce o północy mam zamiar iść do domu i spać aż do kolacji: Aziz właśnie tłumaczył, jak to bliskowschodnia polityka jest odwieczną zagadką. Nigdy nie wiedziałem, kiedy mam się przymknąć oświadcza Aziz. Myślałem,że pisanie wierszy mnie tego nauczy, ale jestem żałosnym przypadkiem. Witamy w klubie stwierdza stryj. W Klubie %7łałosnych Przypadków. Ach, tak, to ten klub przytakuje Sirine.Nalewa sobie pół filiżanki kawy i siadaobok ich foteli, na pokrytym skajem tapczanie. Co się stało? Cóż, właściwie to nic się nie stało odpowiada Aziz. Rozmawiamy o życiu uni-wersyteckim.Stryj przytakuje i muska pozłacany brzeg porcelanowej filiżanki. Bardzo uprzejmie i miło powiadomiłem pewną kobietę na moich zajęciach z arabskiejpoezji, że musi przestać twierdzić, jakoby współczesny islam był religią wrogów kobiet.Przy-najmniej na czas zajęć musi przestać. Naprawdę? I co ona na to powiedziała? Z początku wcale się nie odzywała, tylko rzuciła we mnie długopisem.A potemoświadczyła, że próbowałem ją uciskać.Ja! Aziz! Oto ja, największy na świecie feminista imiłośnik kobiet. Jedno nie musi się.równać drugiemu. Stryj sięga do talerza Aziza i strzepuje tro-chę cukru z proszkowatego ciasteczka graiba.RL Ja tylko zwróciłem uwagę, że w islamskiej poezji istnieje tradycja używania postaciidealnej kochanki jako hołdu dla boskiej miłości.Innymi słowy, seksowna poezja miłosna wrzeczywistości mówi o niebie.I na odwrót. Tnie powietrze gestem dłoni. Jestem niewin-ny zapewnia. Niewinny jak małpa zielona rzuca stryj.On i Aziz spoglądają na siebie.Aziz za-pada się w aksamitny fotel ze śmiechem, który jest na wpół warczeniem, a na wpół sapaniem. Ja nie jestem profesorem! zapewnia Aziz. Nigdy nie twierdziłem, że jestem!Ktoś przeczytał moją książeczkę i do mnie zadzwonił, mówiąc, żebym tu przyjechał opowiadaćstudentom różne rzeczy.Przez połowę zajęć sam nie wiem, co mówię.Rzucam jakieś myśli imam nadzieję, że ktoś złapie z tego jedną albo dwie.Dla mnie to jedynie słowa.Kiedy siadamdo pisania, chcę tylko, żeby rzeczy były jasne i czyste.To jak patrzenie przez okno. Biedny Aziz mruczy stryj. Ciągle czyści okna. Jesteś muzułmaninem? pyta Sirine.Aziz wzrusza ramionami. A kto to wie? Jestem Aziz, jestem rozległy, mieszczę w sobie wielość.Nie da sięmnie sklasyfikować.Ja tylko uważam, że islam dostał w tym kraju za swoje.No w porządku, topatriarchalizm i ucisk i jeszcze dziesięć milionów innych rzeczy.Religia powinna właśnie takabyć! Ale jak Amerykanie w mojej grupie mają się czegoś nauczyć, kiedy ta kobieta wrzeszczyjak terrorystka? No cóż wtrąca stryj jeśli ta kobieta na zajęciach z poezji. Rana podpowiada Aziz. Rana? Ona jest Arabką? dopytuje się stryj.Aziz podnosi ręce. Nie mam pojęcia, kim ona może być. No więc gdyby ta Rana Cośtam naprawdę wierzyła w swoje przekonania, to nie po-zwoliłaby, żeby ktoś taki jak ten mały poeta wytrącił ją z równowagi. Nikt jej tam nie trzyma zrzędliwie stwierdza Aziz.Zjada następne ciastko i machapalcem w stronę Sirine. Tak, tak ciągnie. Ty mnie rozumiesz.Każdy, kto potrafi robićtakie ciastka, rozumie mnie.Niesamowite, jak to działa.Większość kobiet zna prawdziwegoAziza.Zawsze to czułem.Widzą coś w głębi mnie.Ty też, prawda? Nie bądz skromna, czytaszwe mnie jak w książce. Może jak w broszurce rzuca stryj.RLSirine wzrusza ramionami, ale pochlebia jej to słynny poeta uważa, że ona go rozu-mie.Aziz wstaje, bierze dłoń Sirine i zgina się w pasie, aż jest niemal równoległy z podłogą.Przymyka oczy i całuje jej rękę tak czule, że Sirine czuje strumyczek ciepła pod skórą.Stryj sięga ze swojego siedzenia, łapie Aziza za tył koszuli i z powrotem ciągnie na fotel. Ty rozumiesz zapadłszy się, stwierdza Aziz.Jego winogronowoczarne oczy wyda-ją się płynne. Wybawiłaś mnie i muszę się zastanowić, jak ci zadośćuczynić. Och, doprawdy mówi Sirine, uśmiechając się do własnych kolan, żeby wyglądaćskromnie.Na grzbiecie swojej dłoni dostrzega mały odcisk pocałunku z cukru pudru. Właśnie przytakuje do Aziza stryj. Prawdę mówiąc, żadne zadośćuczynienie niebędzie konieczne, jeśli łaska.Ale Aziz tylko mruga do Sirine i nadgryza ciastko.W restauracji jest mały ruch, więc Um-Nadia wysyła Mireille i Sirine na cośrodowy po-południowy targ rolny w Westwood.Dwie kobiety przepatrują stoły i kramy pełne lśniącychpomidorów, czarnookich słoneczników, granatów pełnych nasion czerwonych niby krew.Po-wietrze pachnie jak pęknięty owoc.%7łar toczy się wokół, opróżnia ulice, faluje nad samocho-dami.Obie kobiety zapełniają torby guzkowatymi kulami dyń, i jeszcze jedną torbę czosnkiemi jedną ogórkami. Najlepsze włoskie orzechy w mieście zachęca Sirine młody, opalony pomocnik zfarmy. Są świeżutkie, doskonałe i smakują jak masło.Sirine wygina brwi. No myślę, za taką cenę?Mężczyzna uśmiecha się, zęby ma niemożliwie białe. Hej, dobry towar musi kosztować.Mireille mruga do niego.Dzisiaj ma sztuczne rzęsy swojej matki, które trochę drżą. Wezmiemy kilo oświadcza łobuzersko [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Ma wrażenie, że jej własny duch uniósł się w noc, osobny i ciemnopłynny, ledwiemieszczący się w ciele.To stare, znane i nieprzyjemne uczucie.%7łeby się ukoić, rozmyśla o bo-haterkach opowieści stryja kobietach wojowniczkach, które miały za zadanie rozwiązać nie-rozwiązywalne, śmiertelne zagadki.Te kobiety podbijają pałace i armie, łamią zaklęcia ciszy ibezruchu, mieszają w głowach sfinksom i dżinom, znają siedem rodzajów uśmiechu, a na ko-niec, właśnie rozwiązawszy łamigłówkę, odrzucają maskę i mężowskie szaty, broń, pióro, iznowu po prostu są sobą.Sirine chciałaby być taką kobietą i z takich czerpie natchnienie, alemartwi się, że nie ma ich bystrości umysłu ani wytrzymałości.Ale Króla Babara nie interesują nastroje, w jakich budzi się Sirine.Dla niego świat jesttym, czym jest: czystą szczęśliwością, póki może być z kimś, kogo kocha.Wyczekuje na deli-katne poruszenia świadomości w pokoju, po czym skacze na łóżko, obok Sirine, która najpierwcałuje go w fioletowawy pysk, a potem się ubiera.RLW drodze do łazienki słyszy głosy: jeden, mruczący, unoszący się i opadający, należy dojej stryja, drugi, sprytny i bystry, brzmi jak głos Aziza.Rozmawiają wewnątrz stryjowskiej bi-blioteki i kiedy Sirine tam wchodzi, w powietrzu unosi się ostry zapach kardamonu i kawy.Wydaje się emanować z perskich dywanów i z grzbietów nieprzeczytanych książek, a nie tylkoz brązowego dzbanka na kawę na środku stołu. Witaj, habibti mówi stryj. Pamiętasz naszego słynnego przyjaciela poetę.Sirine krzyżuje ramiona i szeroko uśmiecha się do Aziza. Nie wyglądasz mi na rannego ptaszka.Aziz usadowił się na zbyt głębokich poduszkach aksamitnego fotela przy kominku stryj nazywa go swoim rozkładającym fotelem.Sirine zauważa, że Aziz trzyma przed sobąwielki talerz z piramidą jej cukrowych ciasteczek graiba. Wcale nie jest rano, jest po prostu bardzo, ale to bardzo pózno.Jeszcze się nie kła-dłem.Po tej przekąsce o północy mam zamiar iść do domu i spać aż do kolacji: Aziz właśnie tłumaczył, jak to bliskowschodnia polityka jest odwieczną zagadką. Nigdy nie wiedziałem, kiedy mam się przymknąć oświadcza Aziz. Myślałem,że pisanie wierszy mnie tego nauczy, ale jestem żałosnym przypadkiem. Witamy w klubie stwierdza stryj. W Klubie %7łałosnych Przypadków. Ach, tak, to ten klub przytakuje Sirine.Nalewa sobie pół filiżanki kawy i siadaobok ich foteli, na pokrytym skajem tapczanie. Co się stało? Cóż, właściwie to nic się nie stało odpowiada Aziz. Rozmawiamy o życiu uni-wersyteckim.Stryj przytakuje i muska pozłacany brzeg porcelanowej filiżanki. Bardzo uprzejmie i miło powiadomiłem pewną kobietę na moich zajęciach z arabskiejpoezji, że musi przestać twierdzić, jakoby współczesny islam był religią wrogów kobiet.Przy-najmniej na czas zajęć musi przestać. Naprawdę? I co ona na to powiedziała? Z początku wcale się nie odzywała, tylko rzuciła we mnie długopisem.A potemoświadczyła, że próbowałem ją uciskać.Ja! Aziz! Oto ja, największy na świecie feminista imiłośnik kobiet. Jedno nie musi się.równać drugiemu. Stryj sięga do talerza Aziza i strzepuje tro-chę cukru z proszkowatego ciasteczka graiba.RL Ja tylko zwróciłem uwagę, że w islamskiej poezji istnieje tradycja używania postaciidealnej kochanki jako hołdu dla boskiej miłości.Innymi słowy, seksowna poezja miłosna wrzeczywistości mówi o niebie.I na odwrót. Tnie powietrze gestem dłoni. Jestem niewin-ny zapewnia. Niewinny jak małpa zielona rzuca stryj.On i Aziz spoglądają na siebie.Aziz za-pada się w aksamitny fotel ze śmiechem, który jest na wpół warczeniem, a na wpół sapaniem. Ja nie jestem profesorem! zapewnia Aziz. Nigdy nie twierdziłem, że jestem!Ktoś przeczytał moją książeczkę i do mnie zadzwonił, mówiąc, żebym tu przyjechał opowiadaćstudentom różne rzeczy.Przez połowę zajęć sam nie wiem, co mówię.Rzucam jakieś myśli imam nadzieję, że ktoś złapie z tego jedną albo dwie.Dla mnie to jedynie słowa.Kiedy siadamdo pisania, chcę tylko, żeby rzeczy były jasne i czyste.To jak patrzenie przez okno. Biedny Aziz mruczy stryj. Ciągle czyści okna. Jesteś muzułmaninem? pyta Sirine.Aziz wzrusza ramionami. A kto to wie? Jestem Aziz, jestem rozległy, mieszczę w sobie wielość.Nie da sięmnie sklasyfikować.Ja tylko uważam, że islam dostał w tym kraju za swoje.No w porządku, topatriarchalizm i ucisk i jeszcze dziesięć milionów innych rzeczy.Religia powinna właśnie takabyć! Ale jak Amerykanie w mojej grupie mają się czegoś nauczyć, kiedy ta kobieta wrzeszczyjak terrorystka? No cóż wtrąca stryj jeśli ta kobieta na zajęciach z poezji. Rana podpowiada Aziz. Rana? Ona jest Arabką? dopytuje się stryj.Aziz podnosi ręce. Nie mam pojęcia, kim ona może być. No więc gdyby ta Rana Cośtam naprawdę wierzyła w swoje przekonania, to nie po-zwoliłaby, żeby ktoś taki jak ten mały poeta wytrącił ją z równowagi. Nikt jej tam nie trzyma zrzędliwie stwierdza Aziz.Zjada następne ciastko i machapalcem w stronę Sirine. Tak, tak ciągnie. Ty mnie rozumiesz.Każdy, kto potrafi robićtakie ciastka, rozumie mnie.Niesamowite, jak to działa.Większość kobiet zna prawdziwegoAziza.Zawsze to czułem.Widzą coś w głębi mnie.Ty też, prawda? Nie bądz skromna, czytaszwe mnie jak w książce. Może jak w broszurce rzuca stryj.RLSirine wzrusza ramionami, ale pochlebia jej to słynny poeta uważa, że ona go rozu-mie.Aziz wstaje, bierze dłoń Sirine i zgina się w pasie, aż jest niemal równoległy z podłogą.Przymyka oczy i całuje jej rękę tak czule, że Sirine czuje strumyczek ciepła pod skórą.Stryj sięga ze swojego siedzenia, łapie Aziza za tył koszuli i z powrotem ciągnie na fotel. Ty rozumiesz zapadłszy się, stwierdza Aziz.Jego winogronowoczarne oczy wyda-ją się płynne. Wybawiłaś mnie i muszę się zastanowić, jak ci zadośćuczynić. Och, doprawdy mówi Sirine, uśmiechając się do własnych kolan, żeby wyglądaćskromnie.Na grzbiecie swojej dłoni dostrzega mały odcisk pocałunku z cukru pudru. Właśnie przytakuje do Aziza stryj. Prawdę mówiąc, żadne zadośćuczynienie niebędzie konieczne, jeśli łaska.Ale Aziz tylko mruga do Sirine i nadgryza ciastko.W restauracji jest mały ruch, więc Um-Nadia wysyła Mireille i Sirine na cośrodowy po-południowy targ rolny w Westwood.Dwie kobiety przepatrują stoły i kramy pełne lśniącychpomidorów, czarnookich słoneczników, granatów pełnych nasion czerwonych niby krew.Po-wietrze pachnie jak pęknięty owoc.%7łar toczy się wokół, opróżnia ulice, faluje nad samocho-dami.Obie kobiety zapełniają torby guzkowatymi kulami dyń, i jeszcze jedną torbę czosnkiemi jedną ogórkami. Najlepsze włoskie orzechy w mieście zachęca Sirine młody, opalony pomocnik zfarmy. Są świeżutkie, doskonałe i smakują jak masło.Sirine wygina brwi. No myślę, za taką cenę?Mężczyzna uśmiecha się, zęby ma niemożliwie białe. Hej, dobry towar musi kosztować.Mireille mruga do niego.Dzisiaj ma sztuczne rzęsy swojej matki, które trochę drżą. Wezmiemy kilo oświadcza łobuzersko [ Pobierz całość w formacie PDF ]