[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pochlebiało mu, że z nim rozmawiał, żartował z obwisłych pośladków jednegoz dygnitarzy albo rzucał sprośne uwagi o czekających wzdłuż trasy kobietach.Na widok Antoniusza szeptały i chichotały, prowokując się nawzajem dowystąpienia i podstawienia mu nadgarstków pod uderzenie.Z jaką swobodąMarek z nimi flirtował!Kiedy Antoniusz zauważył, że Lucjusz trzyma się z boku, zaczął zachęcać godo większej aktywności. Rusz no się, chłopcze! Obiegnij którąś wokoło, warcz na nie i wyj powilczemu, one to uwielbiają! Widzę, że się krępujesz patrzeć im w oczy, a tutrzeba jak najbezczelniej mierzyć je wzrokiem od stóp do głów! Wyobrazsobie, że jesteś wilkiem i wybierasz najtłustszą owcę. Ależ, Marku, jakże mam. No, no, tylko bez ociągania! Słyszałeś, co mówił twój wuj, młody człowieku?To twój religijny obowiązek! Biegnij po prostu za mną i rób to co ja.Niech cidoda odwagi ten twój amulet!Lucjusz wziął głęboki wdech i zrobił, co mu kazano.Mając Antoniusza zainstruktora, niezle sobie radził! Poczuł siłę swych nóg, pewnie niosących gonaprzód, i rześkość powietrza chwytanego w płuca.Widział uśmiechniętetwarze dziewcząt zebranych wzdłuż trasy i odpowiadał uśmiechem.Strzeliłrzemieniem w powietrzu, odrzucił głowę i zawył.Poddał się ogarniającej go euforii i nagle pojął święty charakter rytuału.Kiedy wcześniej biegał w Luperkaliach, wypełniał po prostu niezrozumiałyobowiązek, nie czując szczególnej atmosfery.Na czym dziś polegała różnica?Hmm.Po pierwsze, był już mężczyzną, a poza tym miał przy boku samegoMarka Antoniusza, a jego wuj Gajusz został niekwestionowanym władcąRzymu i głosił odrodzenie dawnych wartości.Lucjusz wyraznie czuł, jakpulsuje w nim owa potężna siła płodności ziemi, uzewnętrzniona wodwiecznej tradycji Luperkaliów.Kiedy pierwszy raz smagnął rzemykiemprzegub jakiejś roześmianej trzpiotki, było to jak olśnienie: oto nawiązałduchową łączność z czymś świętym, czego nigdy przedtem nie doświadczył.Odczucie to miało i swój fizyczny objaw.Od czasu do czasu czuł przyjemnedrżenie i ciężar między nogami.Zerknął ukradkiem na przyrodzenieAntoniusza i zobaczył, że jego znamienity przyjaciel też jest lekko podniecony.Konsul dostrzegł tę przemianę Lucjusza i zaśmiał się. Dobrze, młody człowieku! Tak trzymać!Skończyli pierwsze okrążenie i biegli z powrotem w stronę Forum, gdzie podRostrą zebrał się jeszcze większy tłum.Ludzie chcieli być świadkamizakończenia biegu, po którym miało nastąpić wielkie ucztowanie.Kiedybiegacze mijali mównicę, Cezar nie wstał z tronu, ale podniósł rękę w geściepozdrowienia. Zaczekaj tu na mnie, Lucjuszu.Antoniusz odłączył się od grupy i kilkoma skokami wbiegł na Rostrę.Niewiadomo skąd nie miał przecież żadnej sakwy wydobył złoty diademowinięty liśćmi laurowymi.Uniósł go wysoko w górę, żeby widać go było zdaleka; przyklęknął przed Cezarem, po czym wstał i zawiesił koronę wpowietrzu nad jego głową.Ten gest zaskoczył wszystkich.Każdy wiedział, że to nie była część rytuałuLuperkaliów.Niektórzy się roześmieli, inni jęli wiwatować, rozległy się teżjednak sporadyczne gwizdy i okrzyki dezaprobaty.Cezar stłumił cisnący musię na usta uśmiech; z bardzo poważną miną podniósł dłoń i powstrzymałAntoniusza przed włożeniem mu korony na głowę.Tłum wybuchnął aplauzem.Juliusz siedział nieruchomo, rzucając tylkobadawcze spojrzenia, jakby studiował ludzkie reakcje.Po chwili gestemnakazał Antoniuszowi dołączyć z powrotem do biegaczy. O co w tym właściwie chodziło? zapytał zaintrygowany Lucjusz, gdykonsul zszedł z Rostry, niedbale trzymając w ręku odrzuconą przez Cezarakoronę. Oślepił mnie blask bijący od łysiny twojego wuja.Pomyślałem, żeprzydałoby się czymś ją przykryć. Marku, nie żartuj sobie ze mnie. Myślisz, że to żart? Dla mężczyzny w wieku Cezara nie ma nicpoważniejszego niż łysina. Marku!Antoniusz nie zamierzał jednak niczego więcej wyjaśniać.Warknął, zawył ipodskoczył ku gromadce młodych kobiet, które natychmiast jęły piszczeć zpodniecenia.Zapominając o wszystkim, Lucjusz pobiegł za nim, chcąc znówpoczuć euforię, jakiej doświadczył podczas pierwszego okrążenia.Kiedy po raz drugi mijali Rostrę, tłum jeszcze zgęstniał.Antoniusz znowuznalazł się na podwyższeniu i powtórzył ten sam teatralny gest koronacji.Grupa najbliżej stojących zaczęła skandować: Ukoronuj go! Ukoronuj go! , aleinni odpowiadali: Nigdy króla, nigdy korony! Nigdy króla, nigdy korony!Spektakl został odegrany tak samo jak za pierwszym razem: Antoniusz nibypróbował umieścić diadem na czole Cezara, ten jednak łagodnie go odtrącił,opędzając się jak od natrętnej muchy.Tłum zareagował nawet bardziejżywiołowo niż przedtem.Wiwaty przeplatały się z przekleństwami, ludzietupali i wymachiwali rękami.Po chwili Antoniusz zszedł z Rostry i dołączył dogrupy biegaczy. Marku, co się dzieje? spytał Lucjusz.Antoniusz odchrząknął. Cezar jest moim dowódcą.Pomyślałem, że narażony na atak jego łysyplacek wymaga strategicznej osłony. Marku, to nie jest śmieszne!Antoniusz potrząsnął głową i się zaśmiał. Nie ma nic śmieszniejszego niż łysina twojego wuja!Kończyło się ostatnie, trzecie okrążenie.Pod Rostrą kłębił się teraz jeszczewiększy tłum; oprócz tych, którzy przybyli z pobudek religijnych orazzwykłych amatorów darmowej uczty, z całego miasta ciągnęli gapie poruszenirozchodzącą się lotem błyskawicy wieścią o incydencie z koroną i jejodrzuceniem przez Cezara.Kiedy tym razem Antoniusz wszedł na Rostrę,wrzawa wybuchła ze zdwojoną siłą.Przekrzykujące się frakcje nie szczędziłygardeł. Ukoronuj go! Ukoronuj go! Precz z monarchią, precz z koroną!Po raz trzeci powtórzyła się scena z próbą nałożenia Cezarowi diademu ijego stanowczym protestem.Aplauz był potężny.Po chwili jednak GajuszJuliusz wstał i wzniósł obie ręce w uciszającym geście.Na oczach całegoRzymu wziął diadem od Antoniusza i uniósł go wysoko nad głowę.Tłumzamarł w napięciu: wszystkim się zdawało, że dyktator zamierza sam sięukoronować. Obywatele! krzyknął. My, Rzymianie, znamy tylko jednego króla.Jest nimJowisz, władca ludzi i bogów.Marku Antoniuszu, zabierz ten diadem! Zanieś godo jego świątyni i złóż na ołtarzu w imieniu moim i ludu rzymskiego!Rzekłbyś, tysięczne gromy przetoczyły się nad Forum tak ogłuszający byłryk, jaki na te słowa wydarł się z niezliczonych gardeł.Cezar raz jeszcze musiałuciszać zebranych. Stwierdzam, że Luperkalia odprawiliśmy rzetelnie i zgodnie z tradycją.Ateraz pora na ucztę!Lucjusz stał pod Rostrą zdezorientowany, wpatrując się w wuja.Niewiedział, co myśleć o scenie, której był świadkiem, ani o reakcji tłumu.Wydawało mu się, że ci, którzy krzyczeli: Ukoronuj go! , najgłośniejwiwatowali, kiedy Cezar odepchnął koronę jakby samo odrzucenie symboluwładzy monarszej dawało mu do niej prawo.Ci, którzy protestowali, terazprzyjęli jego gest równie owacyjnie jak frakcja przeciwna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Pochlebiało mu, że z nim rozmawiał, żartował z obwisłych pośladków jednegoz dygnitarzy albo rzucał sprośne uwagi o czekających wzdłuż trasy kobietach.Na widok Antoniusza szeptały i chichotały, prowokując się nawzajem dowystąpienia i podstawienia mu nadgarstków pod uderzenie.Z jaką swobodąMarek z nimi flirtował!Kiedy Antoniusz zauważył, że Lucjusz trzyma się z boku, zaczął zachęcać godo większej aktywności. Rusz no się, chłopcze! Obiegnij którąś wokoło, warcz na nie i wyj powilczemu, one to uwielbiają! Widzę, że się krępujesz patrzeć im w oczy, a tutrzeba jak najbezczelniej mierzyć je wzrokiem od stóp do głów! Wyobrazsobie, że jesteś wilkiem i wybierasz najtłustszą owcę. Ależ, Marku, jakże mam. No, no, tylko bez ociągania! Słyszałeś, co mówił twój wuj, młody człowieku?To twój religijny obowiązek! Biegnij po prostu za mną i rób to co ja.Niech cidoda odwagi ten twój amulet!Lucjusz wziął głęboki wdech i zrobił, co mu kazano.Mając Antoniusza zainstruktora, niezle sobie radził! Poczuł siłę swych nóg, pewnie niosących gonaprzód, i rześkość powietrza chwytanego w płuca.Widział uśmiechniętetwarze dziewcząt zebranych wzdłuż trasy i odpowiadał uśmiechem.Strzeliłrzemieniem w powietrzu, odrzucił głowę i zawył.Poddał się ogarniającej go euforii i nagle pojął święty charakter rytuału.Kiedy wcześniej biegał w Luperkaliach, wypełniał po prostu niezrozumiałyobowiązek, nie czując szczególnej atmosfery.Na czym dziś polegała różnica?Hmm.Po pierwsze, był już mężczyzną, a poza tym miał przy boku samegoMarka Antoniusza, a jego wuj Gajusz został niekwestionowanym władcąRzymu i głosił odrodzenie dawnych wartości.Lucjusz wyraznie czuł, jakpulsuje w nim owa potężna siła płodności ziemi, uzewnętrzniona wodwiecznej tradycji Luperkaliów.Kiedy pierwszy raz smagnął rzemykiemprzegub jakiejś roześmianej trzpiotki, było to jak olśnienie: oto nawiązałduchową łączność z czymś świętym, czego nigdy przedtem nie doświadczył.Odczucie to miało i swój fizyczny objaw.Od czasu do czasu czuł przyjemnedrżenie i ciężar między nogami.Zerknął ukradkiem na przyrodzenieAntoniusza i zobaczył, że jego znamienity przyjaciel też jest lekko podniecony.Konsul dostrzegł tę przemianę Lucjusza i zaśmiał się. Dobrze, młody człowieku! Tak trzymać!Skończyli pierwsze okrążenie i biegli z powrotem w stronę Forum, gdzie podRostrą zebrał się jeszcze większy tłum.Ludzie chcieli być świadkamizakończenia biegu, po którym miało nastąpić wielkie ucztowanie.Kiedybiegacze mijali mównicę, Cezar nie wstał z tronu, ale podniósł rękę w geściepozdrowienia. Zaczekaj tu na mnie, Lucjuszu.Antoniusz odłączył się od grupy i kilkoma skokami wbiegł na Rostrę.Niewiadomo skąd nie miał przecież żadnej sakwy wydobył złoty diademowinięty liśćmi laurowymi.Uniósł go wysoko w górę, żeby widać go było zdaleka; przyklęknął przed Cezarem, po czym wstał i zawiesił koronę wpowietrzu nad jego głową.Ten gest zaskoczył wszystkich.Każdy wiedział, że to nie była część rytuałuLuperkaliów.Niektórzy się roześmieli, inni jęli wiwatować, rozległy się teżjednak sporadyczne gwizdy i okrzyki dezaprobaty.Cezar stłumił cisnący musię na usta uśmiech; z bardzo poważną miną podniósł dłoń i powstrzymałAntoniusza przed włożeniem mu korony na głowę.Tłum wybuchnął aplauzem.Juliusz siedział nieruchomo, rzucając tylkobadawcze spojrzenia, jakby studiował ludzkie reakcje.Po chwili gestemnakazał Antoniuszowi dołączyć z powrotem do biegaczy. O co w tym właściwie chodziło? zapytał zaintrygowany Lucjusz, gdykonsul zszedł z Rostry, niedbale trzymając w ręku odrzuconą przez Cezarakoronę. Oślepił mnie blask bijący od łysiny twojego wuja.Pomyślałem, żeprzydałoby się czymś ją przykryć. Marku, nie żartuj sobie ze mnie. Myślisz, że to żart? Dla mężczyzny w wieku Cezara nie ma nicpoważniejszego niż łysina. Marku!Antoniusz nie zamierzał jednak niczego więcej wyjaśniać.Warknął, zawył ipodskoczył ku gromadce młodych kobiet, które natychmiast jęły piszczeć zpodniecenia.Zapominając o wszystkim, Lucjusz pobiegł za nim, chcąc znówpoczuć euforię, jakiej doświadczył podczas pierwszego okrążenia.Kiedy po raz drugi mijali Rostrę, tłum jeszcze zgęstniał.Antoniusz znowuznalazł się na podwyższeniu i powtórzył ten sam teatralny gest koronacji.Grupa najbliżej stojących zaczęła skandować: Ukoronuj go! Ukoronuj go! , aleinni odpowiadali: Nigdy króla, nigdy korony! Nigdy króla, nigdy korony!Spektakl został odegrany tak samo jak za pierwszym razem: Antoniusz nibypróbował umieścić diadem na czole Cezara, ten jednak łagodnie go odtrącił,opędzając się jak od natrętnej muchy.Tłum zareagował nawet bardziejżywiołowo niż przedtem.Wiwaty przeplatały się z przekleństwami, ludzietupali i wymachiwali rękami.Po chwili Antoniusz zszedł z Rostry i dołączył dogrupy biegaczy. Marku, co się dzieje? spytał Lucjusz.Antoniusz odchrząknął. Cezar jest moim dowódcą.Pomyślałem, że narażony na atak jego łysyplacek wymaga strategicznej osłony. Marku, to nie jest śmieszne!Antoniusz potrząsnął głową i się zaśmiał. Nie ma nic śmieszniejszego niż łysina twojego wuja!Kończyło się ostatnie, trzecie okrążenie.Pod Rostrą kłębił się teraz jeszczewiększy tłum; oprócz tych, którzy przybyli z pobudek religijnych orazzwykłych amatorów darmowej uczty, z całego miasta ciągnęli gapie poruszenirozchodzącą się lotem błyskawicy wieścią o incydencie z koroną i jejodrzuceniem przez Cezara.Kiedy tym razem Antoniusz wszedł na Rostrę,wrzawa wybuchła ze zdwojoną siłą.Przekrzykujące się frakcje nie szczędziłygardeł. Ukoronuj go! Ukoronuj go! Precz z monarchią, precz z koroną!Po raz trzeci powtórzyła się scena z próbą nałożenia Cezarowi diademu ijego stanowczym protestem.Aplauz był potężny.Po chwili jednak GajuszJuliusz wstał i wzniósł obie ręce w uciszającym geście.Na oczach całegoRzymu wziął diadem od Antoniusza i uniósł go wysoko nad głowę.Tłumzamarł w napięciu: wszystkim się zdawało, że dyktator zamierza sam sięukoronować. Obywatele! krzyknął. My, Rzymianie, znamy tylko jednego króla.Jest nimJowisz, władca ludzi i bogów.Marku Antoniuszu, zabierz ten diadem! Zanieś godo jego świątyni i złóż na ołtarzu w imieniu moim i ludu rzymskiego!Rzekłbyś, tysięczne gromy przetoczyły się nad Forum tak ogłuszający byłryk, jaki na te słowa wydarł się z niezliczonych gardeł.Cezar raz jeszcze musiałuciszać zebranych. Stwierdzam, że Luperkalia odprawiliśmy rzetelnie i zgodnie z tradycją.Ateraz pora na ucztę!Lucjusz stał pod Rostrą zdezorientowany, wpatrując się w wuja.Niewiedział, co myśleć o scenie, której był świadkiem, ani o reakcji tłumu.Wydawało mu się, że ci, którzy krzyczeli: Ukoronuj go! , najgłośniejwiwatowali, kiedy Cezar odepchnął koronę jakby samo odrzucenie symboluwładzy monarszej dawało mu do niej prawo.Ci, którzy protestowali, terazprzyjęli jego gest równie owacyjnie jak frakcja przeciwna [ Pobierz całość w formacie PDF ]