[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczekuje się od nich, dajmy na to, że będą kierować dużymi ze-społami ludzkimi i oni czynią to: kierują dużymi zespołami ludzkimi, oczekuje się od nich, żebędą wznosić skomplikowane konstrukcje i oni wznoszą skomplikowane konstrukcje, ocze-kuje się od nich, że zreperują telewizor i oni reperują telewizor.Ode mnie oczekuje się odro-binę czegokolwiek i ofiarowanie komukolwiek odrobiny czegokolwiek nie bardzo mi wy-chodzi.Nawet kota powitać mi się nie udało.Wiem, że nie ma co popadać w infantylny zapałantropomorfizacyjny, wiem, że kot nie oczekiwał chleba i soli, bram triumfalnych, komitetówpowitalnych, wiem to wszystko, mam dojrzałą, ontologiczną świadomość, że kot to jest kot,ale przecież świadomość nie daje pocieszenia, przeciwnie, poczucie klęski pogłębia, bo żebytak całkiem przyjścia kota nie zauważyć.Markotno mi było i wstyd.I dopiero gdy mgły się podniosły, gdy kot się całkiem z tumanumojej rozpaczy wyłonił, wyrzuty sumienia mi przeszły jak ręką odjął.Dobrzem uczynił, żemtego kota od razu nie zauważył, zaoszczędzonych mi zostało choć kilka dni potwornegowstrząsu, chyba instynkt albo i Pan Bóg mnie prowadził.Co za kocia morda! Co za pysk! Ilefałszu! Jakie zwyrodnienie! Quel monstre! Podnoszę się, wracam do świata, a tu nade mnąkolebie się koci łeb jak fałszywa latarnia.Kolebie się i uśmiecha obłudnie.Koty jak powszechnie wiadomo są z natury fałszywe i mordy kocie pełne są, bez wy-jątku, fałszywego wyrazu.I ten to ma, pysk mu powleka grymas obłudy.Ale coś w nim jestjeszcze w dodatkowym stopniu zdegenerowanego, jakiś dodatkowy cynizm, jakaś zbrodni-czość znaczniejsza od przeciętnej kociej zbrodniczości.Aasi się serwilistycznie, przeciąga,ziewa i z tym ziewnięciem dolatuje mnie mdły obłok klasycznego zapachu.Chryste Panie,70przecież od tego bydlaka Chanelem zajeżdża! Włosy mi dęba stanęły, ręce na nowo trząść sięzaczęły i gdyby nie to, że to nie kot, a kotka, to bym tego kota grubym słowem do mniejszo-ści erotycznej zaliczył.Przecież ja cię, bestio pomyślałem sobie ja cię, bestio, w Tygo-dniku Powszechnym obsmaruję, ja zaraz jadowity tekst pt.Kot na równi pochyłej napiszę isuchego miejsca na tobie nie zostawię! Powstrzymałem się przed tą jedyną znaną mi formąludzkiej aktywności, powstrzymałem się, ale już wiedziałem, już byłem w domu.Wszak ten kot to Francuz, uświadomiłem sobie z całą mocą, ten kot z Francji przyjechał ioprócz naturalnego, kociego zbójectwa jest w nim jeszcze dodatkowe francuskie zwyrodnie-nie.Patrzyłem na tego fircyka, patrzyłem na tę paryską kreaturę, patrzyłem na to biedne zwie-rzę z racji samej swej geograficznej proweniencji upadłe, spoglądałem nań uporczywie, jakbysamą jego występnością urzeczony, spoglądałem i z wolna, z wolna ohyda jęła się przeradzaćw fascynację.Widziałem w jego oczach otchłań czarną jak Noc św.Bartłomieja, z jego iskrzącej sierściwyskakiwały płomienie stosu Joanny d'Arc, a może stosu Wielkiego Mistrza Templariuszy,miauczał, i słychać było łoskot Wielkiej Rewolucji, pręgi na jego grzbiecie były radykalne jakterror jakobinów, stąpał z nadmierną ostrożnością, krok jego był krokiem kolaborantów zVichy, krył się w zakamarkach mieszkania jakby wciąż zawstydzony aferą Dreyfusa, na fi-rankę wspinał się z determinacją kata prowadzącego na szafot Bogu ducha winnego monar-chę, wypowiadał przedmiotom wojnę i natychmiast kapitulował jak marszałek Petain w tysiącdziewięćset czterdziestym.Nie mogłem pohamować tej wizji, ale też widziałem: widziałem,jak w kocich wnętrznościach obracają się najczarniejsze karty dziejów jego ojczyzny.Zrozu-miałem, że kot naznaczony jest Francją, tak jak my, Polacy, Polską, i gotowość do czynuwstąpiła w serce moje.Sezon dawania sprawozdań z własnego nieudacznictwa minął bezpowrotnie, dalej wpraw-dzie nikt niczego ode mnie nie oczekiwał, ale pojawił się upadły francuski kot i mogłem tro-chę sentymentalnie i trochę dziecinnie pomyśleć, że ten kot jako pierwszy czegoś istotniej-szego po mnie się spodziewa.To by się nawet logicznie zgadzało, bo przecież i moje oczeki-wania w stosunku do tego kota były znaczne, gdybym powiedział, że czekałem na niego jakna zbawienie, przesadziłbym istotnie, ale istotnie czekałem, liczyłem, że to domowe zwierzęukoi moją rozpacz, trwało lato mojej rozpaczy, tonący w deszczu Kraków, miasto mojej roz-paczy, był jak gipsowy odlew miasta na dnie oceanu.I łaknąc ukojenia, zapragnąłem i kotu dać ukojenie, i milczałem bezradnie, stałem na kru-chej jak linia Maginota granicy niedorzeczności.Bo przecież niedorzecznością absolutną by-łoby tłumaczenie temu, nawet tak tragicznie naznaczonemu historią, kotu, że przybył do Pol-ski, niedorzecznością byłoby opowiadanie mu o Polsce, niedorzecznością byłoby kojenie goPolską.Kotu nie Polska jest potrzebna, a whiskas.Kocie, przybyłeś do Polski gdybym takprzemówił kocie, przybyłeś do kraju reform, do kraju, co się wyzwolił z moskiewskiegojarzma, widzisz, mon cher chat, jesteś na ziemiach, na których zrodził się najpiękniejszy ruchspołeczny od czasów Spartakusa; gdybym tak przemówił, to nawet gdybym w tak zbudowa-nym monologu istotnej prawdy dotknął, ja, kocie, wiem, że tobie nie niepodległa Polska jestpotrzebna, tylko whiskas, ale jednak nie mogę nie zauważyć, że whiskas jest dostępny w skle-pach dzięki niepodległości Polski, nawet gdybym ten ciekawy paradoks zauważył (whiskasniepodległy a whiskas zachodni) i nawet gdyby udało mi się w całej wypowiedzi stylistycznąrównowagę utrzymać, to przecież zbłazniłbym się i ośmieszył.Kot jako postać literacka jaknajbardziej, ale kot jako medium, jako słuchacz metafor publicystycznych złe rozwiązanie,fałszywy kierunek, artystyczne fiasko.I wtedy pojąłem, że niczego nie trzeba kotu mówić, on i tak swoje słyszy.Siedzi w swejniebywałej kształtności na środku pokoju i wytęża uszy aksamitne jak obicia foteli w Wersa-lu.Siedzi i słucha [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Oczekuje się od nich, dajmy na to, że będą kierować dużymi ze-społami ludzkimi i oni czynią to: kierują dużymi zespołami ludzkimi, oczekuje się od nich, żebędą wznosić skomplikowane konstrukcje i oni wznoszą skomplikowane konstrukcje, ocze-kuje się od nich, że zreperują telewizor i oni reperują telewizor.Ode mnie oczekuje się odro-binę czegokolwiek i ofiarowanie komukolwiek odrobiny czegokolwiek nie bardzo mi wy-chodzi.Nawet kota powitać mi się nie udało.Wiem, że nie ma co popadać w infantylny zapałantropomorfizacyjny, wiem, że kot nie oczekiwał chleba i soli, bram triumfalnych, komitetówpowitalnych, wiem to wszystko, mam dojrzałą, ontologiczną świadomość, że kot to jest kot,ale przecież świadomość nie daje pocieszenia, przeciwnie, poczucie klęski pogłębia, bo żebytak całkiem przyjścia kota nie zauważyć.Markotno mi było i wstyd.I dopiero gdy mgły się podniosły, gdy kot się całkiem z tumanumojej rozpaczy wyłonił, wyrzuty sumienia mi przeszły jak ręką odjął.Dobrzem uczynił, żemtego kota od razu nie zauważył, zaoszczędzonych mi zostało choć kilka dni potwornegowstrząsu, chyba instynkt albo i Pan Bóg mnie prowadził.Co za kocia morda! Co za pysk! Ilefałszu! Jakie zwyrodnienie! Quel monstre! Podnoszę się, wracam do świata, a tu nade mnąkolebie się koci łeb jak fałszywa latarnia.Kolebie się i uśmiecha obłudnie.Koty jak powszechnie wiadomo są z natury fałszywe i mordy kocie pełne są, bez wy-jątku, fałszywego wyrazu.I ten to ma, pysk mu powleka grymas obłudy.Ale coś w nim jestjeszcze w dodatkowym stopniu zdegenerowanego, jakiś dodatkowy cynizm, jakaś zbrodni-czość znaczniejsza od przeciętnej kociej zbrodniczości.Aasi się serwilistycznie, przeciąga,ziewa i z tym ziewnięciem dolatuje mnie mdły obłok klasycznego zapachu.Chryste Panie,70przecież od tego bydlaka Chanelem zajeżdża! Włosy mi dęba stanęły, ręce na nowo trząść sięzaczęły i gdyby nie to, że to nie kot, a kotka, to bym tego kota grubym słowem do mniejszo-ści erotycznej zaliczył.Przecież ja cię, bestio pomyślałem sobie ja cię, bestio, w Tygo-dniku Powszechnym obsmaruję, ja zaraz jadowity tekst pt.Kot na równi pochyłej napiszę isuchego miejsca na tobie nie zostawię! Powstrzymałem się przed tą jedyną znaną mi formąludzkiej aktywności, powstrzymałem się, ale już wiedziałem, już byłem w domu.Wszak ten kot to Francuz, uświadomiłem sobie z całą mocą, ten kot z Francji przyjechał ioprócz naturalnego, kociego zbójectwa jest w nim jeszcze dodatkowe francuskie zwyrodnie-nie.Patrzyłem na tego fircyka, patrzyłem na tę paryską kreaturę, patrzyłem na to biedne zwie-rzę z racji samej swej geograficznej proweniencji upadłe, spoglądałem nań uporczywie, jakbysamą jego występnością urzeczony, spoglądałem i z wolna, z wolna ohyda jęła się przeradzaćw fascynację.Widziałem w jego oczach otchłań czarną jak Noc św.Bartłomieja, z jego iskrzącej sierściwyskakiwały płomienie stosu Joanny d'Arc, a może stosu Wielkiego Mistrza Templariuszy,miauczał, i słychać było łoskot Wielkiej Rewolucji, pręgi na jego grzbiecie były radykalne jakterror jakobinów, stąpał z nadmierną ostrożnością, krok jego był krokiem kolaborantów zVichy, krył się w zakamarkach mieszkania jakby wciąż zawstydzony aferą Dreyfusa, na fi-rankę wspinał się z determinacją kata prowadzącego na szafot Bogu ducha winnego monar-chę, wypowiadał przedmiotom wojnę i natychmiast kapitulował jak marszałek Petain w tysiącdziewięćset czterdziestym.Nie mogłem pohamować tej wizji, ale też widziałem: widziałem,jak w kocich wnętrznościach obracają się najczarniejsze karty dziejów jego ojczyzny.Zrozu-miałem, że kot naznaczony jest Francją, tak jak my, Polacy, Polską, i gotowość do czynuwstąpiła w serce moje.Sezon dawania sprawozdań z własnego nieudacznictwa minął bezpowrotnie, dalej wpraw-dzie nikt niczego ode mnie nie oczekiwał, ale pojawił się upadły francuski kot i mogłem tro-chę sentymentalnie i trochę dziecinnie pomyśleć, że ten kot jako pierwszy czegoś istotniej-szego po mnie się spodziewa.To by się nawet logicznie zgadzało, bo przecież i moje oczeki-wania w stosunku do tego kota były znaczne, gdybym powiedział, że czekałem na niego jakna zbawienie, przesadziłbym istotnie, ale istotnie czekałem, liczyłem, że to domowe zwierzęukoi moją rozpacz, trwało lato mojej rozpaczy, tonący w deszczu Kraków, miasto mojej roz-paczy, był jak gipsowy odlew miasta na dnie oceanu.I łaknąc ukojenia, zapragnąłem i kotu dać ukojenie, i milczałem bezradnie, stałem na kru-chej jak linia Maginota granicy niedorzeczności.Bo przecież niedorzecznością absolutną by-łoby tłumaczenie temu, nawet tak tragicznie naznaczonemu historią, kotu, że przybył do Pol-ski, niedorzecznością byłoby opowiadanie mu o Polsce, niedorzecznością byłoby kojenie goPolską.Kotu nie Polska jest potrzebna, a whiskas.Kocie, przybyłeś do Polski gdybym takprzemówił kocie, przybyłeś do kraju reform, do kraju, co się wyzwolił z moskiewskiegojarzma, widzisz, mon cher chat, jesteś na ziemiach, na których zrodził się najpiękniejszy ruchspołeczny od czasów Spartakusa; gdybym tak przemówił, to nawet gdybym w tak zbudowa-nym monologu istotnej prawdy dotknął, ja, kocie, wiem, że tobie nie niepodległa Polska jestpotrzebna, tylko whiskas, ale jednak nie mogę nie zauważyć, że whiskas jest dostępny w skle-pach dzięki niepodległości Polski, nawet gdybym ten ciekawy paradoks zauważył (whiskasniepodległy a whiskas zachodni) i nawet gdyby udało mi się w całej wypowiedzi stylistycznąrównowagę utrzymać, to przecież zbłazniłbym się i ośmieszył.Kot jako postać literacka jaknajbardziej, ale kot jako medium, jako słuchacz metafor publicystycznych złe rozwiązanie,fałszywy kierunek, artystyczne fiasko.I wtedy pojąłem, że niczego nie trzeba kotu mówić, on i tak swoje słyszy.Siedzi w swejniebywałej kształtności na środku pokoju i wytęża uszy aksamitne jak obicia foteli w Wersa-lu.Siedzi i słucha [ Pobierz całość w formacie PDF ]