[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Długieceglane ściany starożytnych magazynów, rozmieszczonych niegdyś wzdłuż brzegu Tybru,ciągnęły się po obu stronach zapomnianego łuku.Orvieti wiedział, że monument zostałporzucony zaledwie dziesięć lat po zbudowaniu.Właśnie dlatego niewolnicy jerozolimscy mogliskorzystać z okazji.Orvieti zbliżył się do łuku, jak to tylko było możliwe, i stanął w wodzie między pilastrami.Trawertyn na wewnętrznych ścianach filarów został wypolerowany piaskiem w starożytności.Twórcy graffiti nie próbowali ukryć, skąd pochodzą.%7łydowscy niewolnicy wyryli w kamieniujońskich pilastrów wizerunki świętych przedmiotów: rogów barana, liści palmowych oraz małychsiedmioramiennych symboli.Orvieti stanął przed łukiem i skierowawszy latarkę do góry, ujrzałnad centralnym architrawem najważniejszą inskrypcję.Bez trudu odczytał wers hebrajskiegotekstu.Przetłumaczył go na głos, jak gdyby to mogło mu pomóc uwierzyć: Jest drzewo życia dla tych, którzy wyciągają po nie ręce.Prąd przyspieszył; Orvieti chwycił się narożnika łuku, by utrzymać się na nogach.Przebierałnogami dobry metr nad podłożem, zaciskając palce na żłobieniach kolumny.Musi być jakieś wejście, myślał.Drzwi.Pokancerowaną zaciśniętą pięścią rąbnął w powierzchnię kolumny, nasłuchując odgłosu. Proszę wyszeptał, szukając wzrokiem złączeń. Otwórz bramę. Jednak wodanieubłaganie się podnosiła.Azy, które spłynęły do ust zaciśniętych na ustniku, miały słony smak. Tyle mi już odebrałeś.Błagam.To były pierwsze słowa modlitwy, jakie wypowiedział od sześćdziesięciu lat.Modlił się,przywarłszy całym ciałem do drewnianych drzwi w getcie.Rozkrzyżował ręce w progu, agestapowcy walili w nie kolbami.Dzieci kuliły się w kącie, a żona Orvietiego gładziłauspokajająco ich włosy.Orvieti trzymał mocnymi dłońmi klamkę na wypadek, gdyby gospodarzdomu dał napastnikom klucze.Nagle pocisk rozdarł drewno i prawą dłoń archiwisty.Palcespadły na podłogę.To był ostatni widok, jaki Orvieti zapamiętał.Jego palce na podłodze u jegostóp.Woda podnosiła się, latarka i zbiornik z tlenem kołysały się na powierzchni.Dłonie archiwistyprzesuwały się po krzywiznach kolumn.Wyczuł pod palcami zagłębienie na wewnętrznej ścianiełuku. Jest drzewo życia dla tych, którzy wyciągają po nie ręce powtórzył niczym mantrę.Woda wyniosła Orvietiego pod wygięte sklepienie łuku, prąd przycisnął go dopłaskorzezbionego listowia na powierzchni architrawu. Drzewo życia powtórzył i zamilkł.Nagle wszystko wydało się absurdalną, dziecinną bajką.Jeńcy jerozolimscy byli pokonani,niczym się od ciebie nie różnili.Poddawszy się losowi, Orvieti opuścił ręce.Jego głowazanurzyła się pod wodę.Wtedy zrozumiał: dla tych, którzy wyciągają po nie ręce.Wyskoczył z wody, jego dłonie jęłyprzesuwać się gorączkowo po reliefach.Namacał rzezbiony marmurowy konar, uchwycił się go i odepchnął nogami od wygięcia łuku,sięgając po resztki energii ukryte w zwiotczałych mięśniach.Odepchnął się mocniej.Drżał,wysilając zmęczone ciało, które zniosło tak wiele.Właśnie wtedy, tuż przedchwilą, w której miał wydać tchnienie ostatecznej rezygnacji, usłyszał ten dzwięk.Nagły zgrzyt kamienia ocierającego się o kamień.Fragment kasetonowego sklepienia łukuzaczął się przesuwać.Duży kamienny blok spadł do wody obok Orvietiego i znikł, a wpowierzchni łuku ział czarny otwór.Orvieti znieruchomiał na chwilę, przytłoczony szczęściem i wyczerpaniem.Woda sięgała jużprawie do otworu.Archiwista wspiął się do suchej attyki.Padł na kamienną posadzkę czarnej jak smoła attyki, wciągając głębokie hausty powietrza zezbiornika.Attyka miała co najmniej sześć metrów wysokości, jej boczne ściany pozostawałyniewidoczne.Zaczerpnąwszy tchu, Orvieti poświecił latarką.Zakurzona posadzka była zupełniesucha.Woda nie dostała się przez otwór, przez który się wczołgał, mimo że jej poziom wciąż siępodnosił.Orvieti uświadomił sobie geniusz twórcy tego wnętrza.Budowniczowie z Jerozolimypotajemnie wydrążyli attykę łuku zgodnie ze starożytną zasadą architektoniczną, mówiącą, żewoda nie wyprze powietrza z zamkniętego zbiornika.Attyka została wydrążona w jednymkamieniu tak, by pozostała sucha przez tysiące lat.Zbiornik Orvietiego czknął, sygnalizując, że w środku pozostała resztka tlenu.Archiwistawstał i zaczął przemierzać kamienne wnętrze.Wzdłuż ścian stało dwadzieścia ozdobnychfilarów, a w sklepieniu tkwiło dziesięć poczerniałych miedzianych taśm.Orvieti wiedział, żesłużyły do wieszania haftowanych kotar.W jednej chwili rozpoznał układ pomieszczenia.Dziedziniec Zwiątyni Jerozolimskiej.Podszedł do wewnętrznej zachodniej ściany łuku, minął kolumny i zobaczył wykuteprostokątne wejście.Po drzwiach został stos drewnianej papki.Nad wejściem widniały dwawersy tekstu, jeden po łacinie, a drugi po grecku. %7ładen cudzoziemiec niech tędy nie przejdzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Długieceglane ściany starożytnych magazynów, rozmieszczonych niegdyś wzdłuż brzegu Tybru,ciągnęły się po obu stronach zapomnianego łuku.Orvieti wiedział, że monument zostałporzucony zaledwie dziesięć lat po zbudowaniu.Właśnie dlatego niewolnicy jerozolimscy mogliskorzystać z okazji.Orvieti zbliżył się do łuku, jak to tylko było możliwe, i stanął w wodzie między pilastrami.Trawertyn na wewnętrznych ścianach filarów został wypolerowany piaskiem w starożytności.Twórcy graffiti nie próbowali ukryć, skąd pochodzą.%7łydowscy niewolnicy wyryli w kamieniujońskich pilastrów wizerunki świętych przedmiotów: rogów barana, liści palmowych oraz małychsiedmioramiennych symboli.Orvieti stanął przed łukiem i skierowawszy latarkę do góry, ujrzałnad centralnym architrawem najważniejszą inskrypcję.Bez trudu odczytał wers hebrajskiegotekstu.Przetłumaczył go na głos, jak gdyby to mogło mu pomóc uwierzyć: Jest drzewo życia dla tych, którzy wyciągają po nie ręce.Prąd przyspieszył; Orvieti chwycił się narożnika łuku, by utrzymać się na nogach.Przebierałnogami dobry metr nad podłożem, zaciskając palce na żłobieniach kolumny.Musi być jakieś wejście, myślał.Drzwi.Pokancerowaną zaciśniętą pięścią rąbnął w powierzchnię kolumny, nasłuchując odgłosu. Proszę wyszeptał, szukając wzrokiem złączeń. Otwórz bramę. Jednak wodanieubłaganie się podnosiła.Azy, które spłynęły do ust zaciśniętych na ustniku, miały słony smak. Tyle mi już odebrałeś.Błagam.To były pierwsze słowa modlitwy, jakie wypowiedział od sześćdziesięciu lat.Modlił się,przywarłszy całym ciałem do drewnianych drzwi w getcie.Rozkrzyżował ręce w progu, agestapowcy walili w nie kolbami.Dzieci kuliły się w kącie, a żona Orvietiego gładziłauspokajająco ich włosy.Orvieti trzymał mocnymi dłońmi klamkę na wypadek, gdyby gospodarzdomu dał napastnikom klucze.Nagle pocisk rozdarł drewno i prawą dłoń archiwisty.Palcespadły na podłogę.To był ostatni widok, jaki Orvieti zapamiętał.Jego palce na podłodze u jegostóp.Woda podnosiła się, latarka i zbiornik z tlenem kołysały się na powierzchni.Dłonie archiwistyprzesuwały się po krzywiznach kolumn.Wyczuł pod palcami zagłębienie na wewnętrznej ścianiełuku. Jest drzewo życia dla tych, którzy wyciągają po nie ręce powtórzył niczym mantrę.Woda wyniosła Orvietiego pod wygięte sklepienie łuku, prąd przycisnął go dopłaskorzezbionego listowia na powierzchni architrawu. Drzewo życia powtórzył i zamilkł.Nagle wszystko wydało się absurdalną, dziecinną bajką.Jeńcy jerozolimscy byli pokonani,niczym się od ciebie nie różnili.Poddawszy się losowi, Orvieti opuścił ręce.Jego głowazanurzyła się pod wodę.Wtedy zrozumiał: dla tych, którzy wyciągają po nie ręce.Wyskoczył z wody, jego dłonie jęłyprzesuwać się gorączkowo po reliefach.Namacał rzezbiony marmurowy konar, uchwycił się go i odepchnął nogami od wygięcia łuku,sięgając po resztki energii ukryte w zwiotczałych mięśniach.Odepchnął się mocniej.Drżał,wysilając zmęczone ciało, które zniosło tak wiele.Właśnie wtedy, tuż przedchwilą, w której miał wydać tchnienie ostatecznej rezygnacji, usłyszał ten dzwięk.Nagły zgrzyt kamienia ocierającego się o kamień.Fragment kasetonowego sklepienia łukuzaczął się przesuwać.Duży kamienny blok spadł do wody obok Orvietiego i znikł, a wpowierzchni łuku ział czarny otwór.Orvieti znieruchomiał na chwilę, przytłoczony szczęściem i wyczerpaniem.Woda sięgała jużprawie do otworu.Archiwista wspiął się do suchej attyki.Padł na kamienną posadzkę czarnej jak smoła attyki, wciągając głębokie hausty powietrza zezbiornika.Attyka miała co najmniej sześć metrów wysokości, jej boczne ściany pozostawałyniewidoczne.Zaczerpnąwszy tchu, Orvieti poświecił latarką.Zakurzona posadzka była zupełniesucha.Woda nie dostała się przez otwór, przez który się wczołgał, mimo że jej poziom wciąż siępodnosił.Orvieti uświadomił sobie geniusz twórcy tego wnętrza.Budowniczowie z Jerozolimypotajemnie wydrążyli attykę łuku zgodnie ze starożytną zasadą architektoniczną, mówiącą, żewoda nie wyprze powietrza z zamkniętego zbiornika.Attyka została wydrążona w jednymkamieniu tak, by pozostała sucha przez tysiące lat.Zbiornik Orvietiego czknął, sygnalizując, że w środku pozostała resztka tlenu.Archiwistawstał i zaczął przemierzać kamienne wnętrze.Wzdłuż ścian stało dwadzieścia ozdobnychfilarów, a w sklepieniu tkwiło dziesięć poczerniałych miedzianych taśm.Orvieti wiedział, żesłużyły do wieszania haftowanych kotar.W jednej chwili rozpoznał układ pomieszczenia.Dziedziniec Zwiątyni Jerozolimskiej.Podszedł do wewnętrznej zachodniej ściany łuku, minął kolumny i zobaczył wykuteprostokątne wejście.Po drzwiach został stos drewnianej papki.Nad wejściem widniały dwawersy tekstu, jeden po łacinie, a drugi po grecku. %7ładen cudzoziemiec niech tędy nie przejdzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]