[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wciągnęła ostro powietrze. Skąd macie. zamilkła zaskoczona.Siedział przed nią nagi, mającna sobie jedynie ręcznik owinięty wokół bioder, a mimo to udało mu sięniepostrzeżenie wyciągnąć broń. Mam nóż zawsze w zasięgu ręki, nawet w łóżku.Ale najpierw szukanoby go pod poduszką.Są inne miejsca, gdzie można ukryć coś takiego.Gdzie można ukryć? Płatny morderca? Kim ty jesteś, że są ludzie, którzychcieliby cię widzieć martwym? Gdzie? Oczekujecie ode mnie, że złożę moje życie w waszych rękach, Lijanas?Potrząsnęła głową, ale zdała sobie sprawę, czego właśnie zażądała. Nie chcę już tego wiedzieć!Ku jej zaskoczeniu na jego ustach zakręcił się na chwilę uśmiech. Sztylet tkwił w wewnętrznej stronie ramy łóżka - przeciągnąłostrzem po dłoni, nim zdążyła go powstrzymać.W miejscu cięcia pojawiłysię kropelki krwi, zacisnął dłoń, aż między kciukiem i palcem wskazującym wypłynęła krew, potem przycisnął do tego usta, zanim spojrzałjej w oczy.- Daję wam moje słowo, przypieczętowane krwią, Lijanas,uzdrowicielko, że zadbam o to, byście cali i zdrowi mogli wrócić do domu,kiedy mój król nie będzie już potrzebował waszych usług. Głupiec z was! zrugała go, zeskoczyła z łóżka i przyniosła kawałekpłótna i gojącego balsamu ze swej apteczki.Kiedy znowu odwróciła się do240niego, miał dłoń zawiniętą w swój ręcznik, by powstrzymać krwawienie,i przyglądał się jej. Dlaczego? Chcieliście. Niczego nie chciałam! A na pewno nie tego, żebyście się okaleczali.Wiem przecież, że dotrzymujecie słowa chwyciła nadgarstek Mordana,wycierając krew z jego dłoni.Obok świeżego cięcia zauważyła bladąlinię bardzo podobnej, już dawno wygojonej rany.Wyrwał jej dłoń, nimzdążyła ją posmarować balsamem. To nie jest konieczne, Lijanas, to zadrapanie wygoi się i bez waszejmaści. Jak możecie być tego tacy pewni? Przez ponad połowę mojego życia nie było dnia, żebym nie miał jakiegoś otarcia, stłuczenia albo kontuzji, i nigdy nikt się tym nie zajmował.Mimo to wszystko zagoiło się na widok niedowierzającego spojrzeniaLijanas, uśmiechnął się. Musicie się pogodzić z tym, że zostałem obdarzony krzepką naturą i ciałem, które dobrze się goi.A teraz wystarczy!Jestem zmęczony.Jeśli zechcecie skorzystać z mojej rady, także i wy trochęodpocznijcie.Ta noc nie była dla was zbyt przyjemna - schylił się, wbiłsztylet na dawne miejsce, rzucił się na poduszki i naciągnął na ramionakołdrę, życząc jej dobrego snu.Lijanas patrzyła na niego zaskoczona przez kilka uderzeń serca, potemposzła na swoją stronę łóżka i zaplotła włosy w luzny warkocz, nim zdjęłaszatę i w koszuli wśliznęła się pod wełnianą kołdrę.O spaniu nie byłojednak mowy.Przez jakiś czas obserwowała Mordana, jak rzucał się naboki, aż znalazł sobie wreszcie pozycję do spania, która mu odpowiadała,a jego oddech stał się głębszy i równiejszy.Jednak nie mogła oderwaćwzroku od jego twarzy.Kiedy spał, wyglądał zupełnie inaczej.Srogie liniewokół ust wygładziły się, ciągle lekko zmarszczone brwi rozluzniły i niecouniosły.Twarz zatopił w poduszce, skrywając stronę ze skórzaną klapkąw płótnie.Nie było w nim nic groznego ani ponurego.Jakby nie był brutalnym wojownikiem Kier, który oczekiwał, że jego rozkazy będą wykonywane bez sprzeciwu i bezzwłocznie, lecz po prostu tylko wyczerpanymmłodym mężczyzną, pogrążonym w głębokim, spokojnym śnie.Czarnykosmyk opadł mu na twarz.Chętnie by go odgarnęła, ale nie była pewna,czy się nie obudzi, gdy tylko wyciągnie rękę w jego stronę.241Ułożyła policzek na poduszce i zamknęła oczy.Teraz, kiedy obiecałjej, że wróci cała i zdrowa do Anschary, nie bała się już, że zostanie nazawsze w Turasie.Od wielu dni przeczesywali bez powodzenia Góry Słone, poszukującjakiegoś śladu, który mogli zostawić Kierowie ze swoim jeńcem.Tropiciele śladów nie znalezli ani opuszczonego obozu, ani kawałka materiału,ani nic podobnego.I również na skałach kopyta rumaków ashentai niezostawiły żadnych śladów.Oni sami natomiast stracili na tym terenie nie do przebycia, dwakonie, które wdepnęły w szczelinę skalną i połamały sobie nogi tak, żetrzeba było je zabić.Gorsze jednak stawało się to, że kończyły się imzapasy wody i prowiant.Podobnie jak już nie raz w ostatnich dniach, książę Ahmeer stał nawyłomie skalnym, z cuglami swego wyczerpanego konia w dłoni, i obserwował, jak słońce powoli zniża się nad połyskującą Pustynią Słoną.Najpierw założyli, że Krwawy Wilk" ze swymi ludzmi i swym jeńcembędzie się przemieszczał brzegiem solnej pustyni, u podnóża Gór Słonych.Jednak w połowie dnia dotarli do szerokiej szczeliny w solnej pokrywie,która uniemożliwiała dalszą drogę, chyba że odważyłoby się wejść głębiejw pustynię.A o to nie podejrzewał Ahmeer nawet samego pierwszegodowódcy wojsk Haffrena.Zawrócili więc, szukając drogi wśród GórSłonych, zakładając, że Kierowie wybrali tę trasę.Jeden z tropicieli, których dała mu Eliazanar, podszedł do niegoi chrząknął. Mój książę, nie możemy dłużej zostać w górach.Potrzebna namwoda i prowiant. Nie! Ruszymy dopiero, kiedy znajdziemy jakiś ślad tych przeklętychzwierząt.- Ahmeer zacisnął pięść na rękojeści swego miecza, tak że mężczyzna dostrzegł w jego jasnych, szarych oczach, błyski. Wybaczcie mi, mój panie, ale to nierozsądne.Przeczesaliśmy góry:nie ma tu Krwawego Wilka"! I raczej wątpliwe, czy kiedykolwiek tubył.Musielibyśmy znalezć jakieś ślady.Sądzę raczej, że faktycznie wybrałdrogę przez pustynię.242Na myśl, że Kierowie ciągnęli jego narzeczoną przez ten palący żar,Ahmeer jęknął.Wiele razy widywał kobiety, których skóra była spalonaod słońca i soli nie była już jasna i miękka, lecz brązowa i szorstka.Tropiciel mówił dalej. Jeśli poszedł przez pustynię, na pewno musiał zajechać do Cavallina,żeby uzupełnić wodę i prowiant.Możliwe więc, że tam znajdziemy jakąśwskazówkę, w którym kierunku faktycznie zmierza i dokąd wiezie wasząnarzeczoną.Przez chwilę Ahmeer patrzył na mężczyznę, potem skinął głową. Masz rację! Poinformuj pozostałych: wyruszamy do Cavallina.Dowieczora powinniśmy dotrzeć do miasta w skale [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Wciągnęła ostro powietrze. Skąd macie. zamilkła zaskoczona.Siedział przed nią nagi, mającna sobie jedynie ręcznik owinięty wokół bioder, a mimo to udało mu sięniepostrzeżenie wyciągnąć broń. Mam nóż zawsze w zasięgu ręki, nawet w łóżku.Ale najpierw szukanoby go pod poduszką.Są inne miejsca, gdzie można ukryć coś takiego.Gdzie można ukryć? Płatny morderca? Kim ty jesteś, że są ludzie, którzychcieliby cię widzieć martwym? Gdzie? Oczekujecie ode mnie, że złożę moje życie w waszych rękach, Lijanas?Potrząsnęła głową, ale zdała sobie sprawę, czego właśnie zażądała. Nie chcę już tego wiedzieć!Ku jej zaskoczeniu na jego ustach zakręcił się na chwilę uśmiech. Sztylet tkwił w wewnętrznej stronie ramy łóżka - przeciągnąłostrzem po dłoni, nim zdążyła go powstrzymać.W miejscu cięcia pojawiłysię kropelki krwi, zacisnął dłoń, aż między kciukiem i palcem wskazującym wypłynęła krew, potem przycisnął do tego usta, zanim spojrzałjej w oczy.- Daję wam moje słowo, przypieczętowane krwią, Lijanas,uzdrowicielko, że zadbam o to, byście cali i zdrowi mogli wrócić do domu,kiedy mój król nie będzie już potrzebował waszych usług. Głupiec z was! zrugała go, zeskoczyła z łóżka i przyniosła kawałekpłótna i gojącego balsamu ze swej apteczki.Kiedy znowu odwróciła się do240niego, miał dłoń zawiniętą w swój ręcznik, by powstrzymać krwawienie,i przyglądał się jej. Dlaczego? Chcieliście. Niczego nie chciałam! A na pewno nie tego, żebyście się okaleczali.Wiem przecież, że dotrzymujecie słowa chwyciła nadgarstek Mordana,wycierając krew z jego dłoni.Obok świeżego cięcia zauważyła bladąlinię bardzo podobnej, już dawno wygojonej rany.Wyrwał jej dłoń, nimzdążyła ją posmarować balsamem. To nie jest konieczne, Lijanas, to zadrapanie wygoi się i bez waszejmaści. Jak możecie być tego tacy pewni? Przez ponad połowę mojego życia nie było dnia, żebym nie miał jakiegoś otarcia, stłuczenia albo kontuzji, i nigdy nikt się tym nie zajmował.Mimo to wszystko zagoiło się na widok niedowierzającego spojrzeniaLijanas, uśmiechnął się. Musicie się pogodzić z tym, że zostałem obdarzony krzepką naturą i ciałem, które dobrze się goi.A teraz wystarczy!Jestem zmęczony.Jeśli zechcecie skorzystać z mojej rady, także i wy trochęodpocznijcie.Ta noc nie była dla was zbyt przyjemna - schylił się, wbiłsztylet na dawne miejsce, rzucił się na poduszki i naciągnął na ramionakołdrę, życząc jej dobrego snu.Lijanas patrzyła na niego zaskoczona przez kilka uderzeń serca, potemposzła na swoją stronę łóżka i zaplotła włosy w luzny warkocz, nim zdjęłaszatę i w koszuli wśliznęła się pod wełnianą kołdrę.O spaniu nie byłojednak mowy.Przez jakiś czas obserwowała Mordana, jak rzucał się naboki, aż znalazł sobie wreszcie pozycję do spania, która mu odpowiadała,a jego oddech stał się głębszy i równiejszy.Jednak nie mogła oderwaćwzroku od jego twarzy.Kiedy spał, wyglądał zupełnie inaczej.Srogie liniewokół ust wygładziły się, ciągle lekko zmarszczone brwi rozluzniły i niecouniosły.Twarz zatopił w poduszce, skrywając stronę ze skórzaną klapkąw płótnie.Nie było w nim nic groznego ani ponurego.Jakby nie był brutalnym wojownikiem Kier, który oczekiwał, że jego rozkazy będą wykonywane bez sprzeciwu i bezzwłocznie, lecz po prostu tylko wyczerpanymmłodym mężczyzną, pogrążonym w głębokim, spokojnym śnie.Czarnykosmyk opadł mu na twarz.Chętnie by go odgarnęła, ale nie była pewna,czy się nie obudzi, gdy tylko wyciągnie rękę w jego stronę.241Ułożyła policzek na poduszce i zamknęła oczy.Teraz, kiedy obiecałjej, że wróci cała i zdrowa do Anschary, nie bała się już, że zostanie nazawsze w Turasie.Od wielu dni przeczesywali bez powodzenia Góry Słone, poszukującjakiegoś śladu, który mogli zostawić Kierowie ze swoim jeńcem.Tropiciele śladów nie znalezli ani opuszczonego obozu, ani kawałka materiału,ani nic podobnego.I również na skałach kopyta rumaków ashentai niezostawiły żadnych śladów.Oni sami natomiast stracili na tym terenie nie do przebycia, dwakonie, które wdepnęły w szczelinę skalną i połamały sobie nogi tak, żetrzeba było je zabić.Gorsze jednak stawało się to, że kończyły się imzapasy wody i prowiant.Podobnie jak już nie raz w ostatnich dniach, książę Ahmeer stał nawyłomie skalnym, z cuglami swego wyczerpanego konia w dłoni, i obserwował, jak słońce powoli zniża się nad połyskującą Pustynią Słoną.Najpierw założyli, że Krwawy Wilk" ze swymi ludzmi i swym jeńcembędzie się przemieszczał brzegiem solnej pustyni, u podnóża Gór Słonych.Jednak w połowie dnia dotarli do szerokiej szczeliny w solnej pokrywie,która uniemożliwiała dalszą drogę, chyba że odważyłoby się wejść głębiejw pustynię.A o to nie podejrzewał Ahmeer nawet samego pierwszegodowódcy wojsk Haffrena.Zawrócili więc, szukając drogi wśród GórSłonych, zakładając, że Kierowie wybrali tę trasę.Jeden z tropicieli, których dała mu Eliazanar, podszedł do niegoi chrząknął. Mój książę, nie możemy dłużej zostać w górach.Potrzebna namwoda i prowiant. Nie! Ruszymy dopiero, kiedy znajdziemy jakiś ślad tych przeklętychzwierząt.- Ahmeer zacisnął pięść na rękojeści swego miecza, tak że mężczyzna dostrzegł w jego jasnych, szarych oczach, błyski. Wybaczcie mi, mój panie, ale to nierozsądne.Przeczesaliśmy góry:nie ma tu Krwawego Wilka"! I raczej wątpliwe, czy kiedykolwiek tubył.Musielibyśmy znalezć jakieś ślady.Sądzę raczej, że faktycznie wybrałdrogę przez pustynię.242Na myśl, że Kierowie ciągnęli jego narzeczoną przez ten palący żar,Ahmeer jęknął.Wiele razy widywał kobiety, których skóra była spalonaod słońca i soli nie była już jasna i miękka, lecz brązowa i szorstka.Tropiciel mówił dalej. Jeśli poszedł przez pustynię, na pewno musiał zajechać do Cavallina,żeby uzupełnić wodę i prowiant.Możliwe więc, że tam znajdziemy jakąśwskazówkę, w którym kierunku faktycznie zmierza i dokąd wiezie wasząnarzeczoną.Przez chwilę Ahmeer patrzył na mężczyznę, potem skinął głową. Masz rację! Poinformuj pozostałych: wyruszamy do Cavallina.Dowieczora powinniśmy dotrzeć do miasta w skale [ Pobierz całość w formacie PDF ]