[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaborczym gestemposiadacza objął ją jeszcze mocniej, alenie mógł wpłynąć na rozwój wydarzeń.Musiał oddać kobietę, której pragnął, jej własnemu mę\owi.A w dodatkuuczynić to z uśmiechem.Rozdział 27Tom wypuścił Ronnie z objęć i uśmiechnął się do pani Hilley, choć Lewiswłaśnie wziął \onę w ramiona.Ledwo jednak zdą\yli wykonać dwa tanecznekroki, muzyka umilkła.Ronnie na szczęście oderwała się od Lewisa i odeszłana bok, tam, gdzie stały dzieci Lewisa z Kennym, jego \oną i dziewczynąToma.Tom szedł za Lewisem.Ronnie nie musiała się nawet oglądać, aby tozauwa\yć.Wyczuwała jego obecność koniuszkami nerwów.Dziewczyna okazała się ładna - Ronnie zresztą niczego innego się niespodziewała.Miała na sobie jasnoniebieską satynową suknię z niewielkimdekoltem i prostą spódnicą do kostek.Kreacja - mimo i\ bez rękawów - nieodsłaniała zbyt wiele ciała.Przyozdabiał ją sznur pereł.Jasne włosyostrzy\one na pazia sięgały podbródka, nos był mały, podbródek kwa-dratowy.Za największy atut swej rywalki Ronnie uznała usta, za jejnajsłabszy punkt - niezbyt du\e oczy.Stały zbyt daleko od siebie, by zdołałaocenić ich kolor, ale mogła się zało\yć, \e są niebieskie.Niebieskooka blondynka w niebieskiej sukni.Bezpieczna, przewidywalna inudna.Tom zasłu\ył sobie stanowczo na kogoś lepszego.śona Kenny'ego te\ miała jasne włosy, ale dłu\sze i bardziej kręcone,pasujące do jej obfitych kształtów.Jej kreacja na ramiączkach, zrozkloszowaną spódnicą, składała się wyraznie z dwóch części: czarnej góry ibiałego dołu.Pani Goodman wyglądałaby na pewno lepiej w swojej kreacji,gdyby kolory uło\ono odwrotnie.Kenny mówił do niej coś, co wyraznie jąbawiło.Rękę trzymała zaborczo na ramieniu mę\a.Marsden patrzył na Ronnie i ojca z krzywym uśmieszkiem i błyskiem w oku.Ronnie doskonale wiedziała, co on o niej sądzi - zdawała sobie równie\sprawę z tego, \e pasierb chętnie by się z nią przespał.Wydawało się to jednak równie prawdopodobne jak przybycie kosmitów.Ronnie gardziła Marsdenem tak samo głęboko, jak on nią.Nie, nawetbardziej, gdy\ w najmniejszym stopniu go nie po\ądała.śona Marsdena, Evangeline - podzielająca zdanie mę\a we wszystkichkwestiach - na widok Ronnie zmarszczyła swój mały, kartoflowaty nosek,zupełnie tak, jakby wyczuła jakiś niemiły zapach.W spojrzeniu Syda krył się szczery, niemy podziw, Joanie zerknęła na niązazdrośnie, a potem, gdy przeniosła wzrok na Toma, w jej oczach błysnęłapodejrzliwość.Ronnie pamiętała, \e Joanie i Tom byli kiedyś zaręczeni.Byćmo\e córka Lewisa pozostała szczególnie uwra\liwiona na punkcieeksnarzeczonego.Mo\e nawet wyczuwała to szczególne napięcie, te iskry,jakie przeskakiwały z Toma na Ronnie? Iskry tak gorące, \e w powietrzuniemal unosił się swąd.Lewis dogonił \onę w chwili, gdy ju\ dołączyła do grupy.Kiedy objął ją wtalii, miała ochotę strząsnąć jego rękę, ale zwalczyła z uśmiechem tę pokusę.Doszło do tego, \e ledwo mogła ścierpieć jego dotyk.- Witaj, tato.- Joanie poło\yła ojcu rękę na ramieniu i cmoknęła go wpoliczek.- Przykro mi, \e nie widziałam krojenia tortu.Ale i tak \yczę ciwszystkiego, wszystkiego najlepszego- Dziękuję, kochanie.Gdzie się podziewałaś?Lewis miał wiele wad jako mą\, ale wszystkie swoje dzieci traktował bardzotroskliwie i czule.Naprawdę kochał całą swoją trójkę i mógł liczyć na ichwzajemność.- Carter znowu zachorowała na zapalenie ucha.Wiesz, jak to jest zmaluchami.Czteroletnia Carter była córką Joanie.- Biedactwo.- Poznałaś ju\ panią Hilley? - spytał Tom, podchodząc swobodnie do Dianę.Stał dokładnie na wprost Ronnie - choć na nią nie patrzył - i trzymał rękę nałokciu dziewczyny.Ronnie zupełnie nie mogła zrozumieć, dlaczego a\ tak bardzo ją to razi.Wszyscy przywitali się z panią Hilley.- Dianę, Ann - poznajcie pana senatora i panią Honneker.To Dianę Albright i\ona Kenny'ego - Ann Goodman - kontynuował prezentację Tom.- Bardzo mi miło.- Ronnie uścisnęła im dłonie.- A więc to jest dama twojego serca.- Przywitawszy się z Ann, Lewisotaksował wzrokiem Dianę.- Widzę, \e masz świetny gust - dodał,odwracając się do Toma.- Dziękuję, senatorze - odparła Dianę ze śmiechem.Tom wykrzywił tylkowargi.Zupełnie wbrew własnej woli - Quinlan absolutnie na to nie zasługiwał -Ronnie poczuła nagłe ukłucie zazdrości.- Zwietnie mi się pracowało z pani mę\em - powiedziała do Ann.- Mówi tak, bo jestem ciepłe kluchy - zachichotał Kenny.- Bardzo miłe ciepłe kluchy - dodała Ronnie.- Ale za to Tom to prawdziwy twardziel - odezwał się Lewis.- Dlatego go zatrudniliśmy - przypomniał Marsden.- Ja opisałbym siebie chyba nieco inaczej - powiedział Tom.- Zapytajmy Ronnie.- Joanie popatrzyła złośliwie na macochę.- Jak sądzisz?Tom to twardziel?Joanie najwyrazniej coś knuła.Ronnie dałaby wiele za to, by wiedzieć, czycórka Lewisa czegoś się domyśla.Zerknęła na Toma, zastanawiając się nadpytaniem Joanie.Nie potrafiła zachowywać się swobodnie w jegotowarzystwie.W czarnym smokingu wyglądał niezwykle apetycznie - jasnewłosy lśniły mu tak pięknie w świetle latarni, oczy były bardziej niebieskieni\ zwykle.Z wyrazu jego twarzy nie potrafiła nic odczytać - mo\e jedynielekkie napięcie i ostro\ność.Bardzo pragnęła się do niego uśmiechnąć, ale pokonała tę chęć.- Zdecydowanie tak - odparła stanowczo, świadoma, \e jakiekolwiekwahanie byłoby powa\nym błędem.Skrzywił lekko usta.- Dzięki.- Nie ma za co.Ich spojrzenia zetknęły się na chwilę, a potem Tom skierował całą swojąuwagę na panią Hilley, wypytując ją uprzejmie o rodzinę.Ronnie popatrzyła na panią Goodman.- A pani mą\ to wcale nie \adne ciepłe kluchy, tylko d\entelmen w ka\dymcalu.- To on nam wtrynił tego przeklętego kundla - mruknął Lewis.- Dał wam psa? - zdziwiła się Ann.- Wielkiego brytana.Ten zwierzak ma na imię Davis, ale Ronnie naprawdęgo lubi.Na widok przera\onej miny Ann, Ronnie wybuchnęła śmiechem.- Jestem bardzo wdzięczna Kenny'emu za Davisa.Chyba gdzieś tutaj biega.- Zamknąłem go w piwnicy - odezwał się Marsden.- Selma twierdzi, \e interesował się bufetem.- Selma na pewno ma rację.- Ronnie śmiała się i gawędziła, ale byładojmująco świadoma obecności Toma, stojącego nie dalej ni\ metr od niej.Od czasu do czasu Quinlan zerkał w jej kierunku.Przez krótką chwilę czułana sobie \ar tego spojrzenia, a potem zwracał się ponownie ku pani Hilley.Ani na sekundę nie przestawał ściskać łokcia Dianę.No ale w końcu Lewisobejmował ją w talii.Wiele dałaby za to, by wiedzieć, czy Toma to denerwuje.Ona nie mogłapatrzeć na tę dłoń na łokciu Dianę.- Psa wymyślił Tom.Ja tylko wykonałem brudną robotę -rzekł Kenny.- On zawsze potrafił wrabiać ludzi w brudną robotę - mruknęła Joanie ipopatrzyła na Marsdena z uśmiechem.- Pamiętasz, jak zgubił notatki zchemii przed egzaminem? Musiałeś dzwonić do profesora i kłamać, \epojechał do domu, bo jego matkę potracił samochód i umiera?- Oczywiście, \e pamiętam - zaśmiał się Marsden.- Nie zaczynajcie opowiadać o szkole, bo zaraz się wam zrewan\uję.Cała trójka wymieniła znaczące spojrzenia, a potem uśmiechy.Ronnie natychmiast sobie uświadomiła, \e Marsden i Joanie są przecie\starymi przyjaciółmi Toma, o czym zdarzało się jej zapominać.O czym wolała zapomnieć.- Znasz Toma tak długo? - spytała grzecznie Dianę.- Dziesięć lat.Pracowałam kiedyś z.- urwała, patrząc przepraszająco naToma.- Sandrą - dokończył sucho.- Wszystko w porządku, Dianę.Mo\esz mówić omojej byłej \onie.Ronnie nie wiedziała, \e eks-mał\onka Toma miała na imię Sandra [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Zaborczym gestemposiadacza objął ją jeszcze mocniej, alenie mógł wpłynąć na rozwój wydarzeń.Musiał oddać kobietę, której pragnął, jej własnemu mę\owi.A w dodatkuuczynić to z uśmiechem.Rozdział 27Tom wypuścił Ronnie z objęć i uśmiechnął się do pani Hilley, choć Lewiswłaśnie wziął \onę w ramiona.Ledwo jednak zdą\yli wykonać dwa tanecznekroki, muzyka umilkła.Ronnie na szczęście oderwała się od Lewisa i odeszłana bok, tam, gdzie stały dzieci Lewisa z Kennym, jego \oną i dziewczynąToma.Tom szedł za Lewisem.Ronnie nie musiała się nawet oglądać, aby tozauwa\yć.Wyczuwała jego obecność koniuszkami nerwów.Dziewczyna okazała się ładna - Ronnie zresztą niczego innego się niespodziewała.Miała na sobie jasnoniebieską satynową suknię z niewielkimdekoltem i prostą spódnicą do kostek.Kreacja - mimo i\ bez rękawów - nieodsłaniała zbyt wiele ciała.Przyozdabiał ją sznur pereł.Jasne włosyostrzy\one na pazia sięgały podbródka, nos był mały, podbródek kwa-dratowy.Za największy atut swej rywalki Ronnie uznała usta, za jejnajsłabszy punkt - niezbyt du\e oczy.Stały zbyt daleko od siebie, by zdołałaocenić ich kolor, ale mogła się zało\yć, \e są niebieskie.Niebieskooka blondynka w niebieskiej sukni.Bezpieczna, przewidywalna inudna.Tom zasłu\ył sobie stanowczo na kogoś lepszego.śona Kenny'ego te\ miała jasne włosy, ale dłu\sze i bardziej kręcone,pasujące do jej obfitych kształtów.Jej kreacja na ramiączkach, zrozkloszowaną spódnicą, składała się wyraznie z dwóch części: czarnej góry ibiałego dołu.Pani Goodman wyglądałaby na pewno lepiej w swojej kreacji,gdyby kolory uło\ono odwrotnie.Kenny mówił do niej coś, co wyraznie jąbawiło.Rękę trzymała zaborczo na ramieniu mę\a.Marsden patrzył na Ronnie i ojca z krzywym uśmieszkiem i błyskiem w oku.Ronnie doskonale wiedziała, co on o niej sądzi - zdawała sobie równie\sprawę z tego, \e pasierb chętnie by się z nią przespał.Wydawało się to jednak równie prawdopodobne jak przybycie kosmitów.Ronnie gardziła Marsdenem tak samo głęboko, jak on nią.Nie, nawetbardziej, gdy\ w najmniejszym stopniu go nie po\ądała.śona Marsdena, Evangeline - podzielająca zdanie mę\a we wszystkichkwestiach - na widok Ronnie zmarszczyła swój mały, kartoflowaty nosek,zupełnie tak, jakby wyczuła jakiś niemiły zapach.W spojrzeniu Syda krył się szczery, niemy podziw, Joanie zerknęła na niązazdrośnie, a potem, gdy przeniosła wzrok na Toma, w jej oczach błysnęłapodejrzliwość.Ronnie pamiętała, \e Joanie i Tom byli kiedyś zaręczeni.Byćmo\e córka Lewisa pozostała szczególnie uwra\liwiona na punkcieeksnarzeczonego.Mo\e nawet wyczuwała to szczególne napięcie, te iskry,jakie przeskakiwały z Toma na Ronnie? Iskry tak gorące, \e w powietrzuniemal unosił się swąd.Lewis dogonił \onę w chwili, gdy ju\ dołączyła do grupy.Kiedy objął ją wtalii, miała ochotę strząsnąć jego rękę, ale zwalczyła z uśmiechem tę pokusę.Doszło do tego, \e ledwo mogła ścierpieć jego dotyk.- Witaj, tato.- Joanie poło\yła ojcu rękę na ramieniu i cmoknęła go wpoliczek.- Przykro mi, \e nie widziałam krojenia tortu.Ale i tak \yczę ciwszystkiego, wszystkiego najlepszego- Dziękuję, kochanie.Gdzie się podziewałaś?Lewis miał wiele wad jako mą\, ale wszystkie swoje dzieci traktował bardzotroskliwie i czule.Naprawdę kochał całą swoją trójkę i mógł liczyć na ichwzajemność.- Carter znowu zachorowała na zapalenie ucha.Wiesz, jak to jest zmaluchami.Czteroletnia Carter była córką Joanie.- Biedactwo.- Poznałaś ju\ panią Hilley? - spytał Tom, podchodząc swobodnie do Dianę.Stał dokładnie na wprost Ronnie - choć na nią nie patrzył - i trzymał rękę nałokciu dziewczyny.Ronnie zupełnie nie mogła zrozumieć, dlaczego a\ tak bardzo ją to razi.Wszyscy przywitali się z panią Hilley.- Dianę, Ann - poznajcie pana senatora i panią Honneker.To Dianę Albright i\ona Kenny'ego - Ann Goodman - kontynuował prezentację Tom.- Bardzo mi miło.- Ronnie uścisnęła im dłonie.- A więc to jest dama twojego serca.- Przywitawszy się z Ann, Lewisotaksował wzrokiem Dianę.- Widzę, \e masz świetny gust - dodał,odwracając się do Toma.- Dziękuję, senatorze - odparła Dianę ze śmiechem.Tom wykrzywił tylkowargi.Zupełnie wbrew własnej woli - Quinlan absolutnie na to nie zasługiwał -Ronnie poczuła nagłe ukłucie zazdrości.- Zwietnie mi się pracowało z pani mę\em - powiedziała do Ann.- Mówi tak, bo jestem ciepłe kluchy - zachichotał Kenny.- Bardzo miłe ciepłe kluchy - dodała Ronnie.- Ale za to Tom to prawdziwy twardziel - odezwał się Lewis.- Dlatego go zatrudniliśmy - przypomniał Marsden.- Ja opisałbym siebie chyba nieco inaczej - powiedział Tom.- Zapytajmy Ronnie.- Joanie popatrzyła złośliwie na macochę.- Jak sądzisz?Tom to twardziel?Joanie najwyrazniej coś knuła.Ronnie dałaby wiele za to, by wiedzieć, czycórka Lewisa czegoś się domyśla.Zerknęła na Toma, zastanawiając się nadpytaniem Joanie.Nie potrafiła zachowywać się swobodnie w jegotowarzystwie.W czarnym smokingu wyglądał niezwykle apetycznie - jasnewłosy lśniły mu tak pięknie w świetle latarni, oczy były bardziej niebieskieni\ zwykle.Z wyrazu jego twarzy nie potrafiła nic odczytać - mo\e jedynielekkie napięcie i ostro\ność.Bardzo pragnęła się do niego uśmiechnąć, ale pokonała tę chęć.- Zdecydowanie tak - odparła stanowczo, świadoma, \e jakiekolwiekwahanie byłoby powa\nym błędem.Skrzywił lekko usta.- Dzięki.- Nie ma za co.Ich spojrzenia zetknęły się na chwilę, a potem Tom skierował całą swojąuwagę na panią Hilley, wypytując ją uprzejmie o rodzinę.Ronnie popatrzyła na panią Goodman.- A pani mą\ to wcale nie \adne ciepłe kluchy, tylko d\entelmen w ka\dymcalu.- To on nam wtrynił tego przeklętego kundla - mruknął Lewis.- Dał wam psa? - zdziwiła się Ann.- Wielkiego brytana.Ten zwierzak ma na imię Davis, ale Ronnie naprawdęgo lubi.Na widok przera\onej miny Ann, Ronnie wybuchnęła śmiechem.- Jestem bardzo wdzięczna Kenny'emu za Davisa.Chyba gdzieś tutaj biega.- Zamknąłem go w piwnicy - odezwał się Marsden.- Selma twierdzi, \e interesował się bufetem.- Selma na pewno ma rację.- Ronnie śmiała się i gawędziła, ale byładojmująco świadoma obecności Toma, stojącego nie dalej ni\ metr od niej.Od czasu do czasu Quinlan zerkał w jej kierunku.Przez krótką chwilę czułana sobie \ar tego spojrzenia, a potem zwracał się ponownie ku pani Hilley.Ani na sekundę nie przestawał ściskać łokcia Dianę.No ale w końcu Lewisobejmował ją w talii.Wiele dałaby za to, by wiedzieć, czy Toma to denerwuje.Ona nie mogłapatrzeć na tę dłoń na łokciu Dianę.- Psa wymyślił Tom.Ja tylko wykonałem brudną robotę -rzekł Kenny.- On zawsze potrafił wrabiać ludzi w brudną robotę - mruknęła Joanie ipopatrzyła na Marsdena z uśmiechem.- Pamiętasz, jak zgubił notatki zchemii przed egzaminem? Musiałeś dzwonić do profesora i kłamać, \epojechał do domu, bo jego matkę potracił samochód i umiera?- Oczywiście, \e pamiętam - zaśmiał się Marsden.- Nie zaczynajcie opowiadać o szkole, bo zaraz się wam zrewan\uję.Cała trójka wymieniła znaczące spojrzenia, a potem uśmiechy.Ronnie natychmiast sobie uświadomiła, \e Marsden i Joanie są przecie\starymi przyjaciółmi Toma, o czym zdarzało się jej zapominać.O czym wolała zapomnieć.- Znasz Toma tak długo? - spytała grzecznie Dianę.- Dziesięć lat.Pracowałam kiedyś z.- urwała, patrząc przepraszająco naToma.- Sandrą - dokończył sucho.- Wszystko w porządku, Dianę.Mo\esz mówić omojej byłej \onie.Ronnie nie wiedziała, \e eks-mał\onka Toma miała na imię Sandra [ Pobierz całość w formacie PDF ]