[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale dziś, przy kierowniku, nie ma co próbować, tak skuje mordę, \e potem tylko na izbęchorych.Szybciej, szybciej pod ganek, wśród tych jednakowych czarnych waciaków trzeba pociemku sprawdzić, czy sto czwarta jest tu jeszcze.Ale brygady akurat naparły (nie ma wyjścia, ju\ niedługo wydzwonią koniec dnia),pchają się jak do szturmu na twierdzę, ju\ zdobyły pierwszy schodek, drugi, trzeci, czwarty,wdarły się na ganek!- Stójcie, k.wy! - drze się Kulawy, podniósł pałkę na najbli\szych.- Stać! Bo mordęrozkwaszę!, Z tyłu, jak to z tyłu, prawda, popychają, ale i ci na przedzie nie bardzo sięopierają, mają nadzieję, \e ich wepchną do stołówki.Kulawy chwycił oburacz swoją lagę, wysunął ją przed pierś jak opuszczony szlaban ijak nie skoczy, jak nie popchnie tych na przedzie! Fagas, pomocnik Kulawego, te\ naparł nalagę, nawet kierownik nie brzydzi się powalać rąk, te\ chwycił.Ruszyli ostro, a siły mają nieprzebrane, mięso przecie jedzą - odepchnęli.Poprzewracali tych z przodu na tych z tyłu, z góry na dół, zwalili ich jak snopy.- Kulasie pieprzony.twoja mać! - krzyczą z tłumu, ale chowają się za plecamiinnych.Ci z ostatnich szeregów poprzewracali się w milczeniu i podnoszą się milczkiem,byle szybciej, zanim ich zadepczą.Schodki opustoszały.Kierownik stołówki wrócił na ganek, a Kulas stanął nanajwy\szym stopniu i poucza:- Poustawiajcie się piątkami, baranie głowy, ile razy trzeba wam powtarzać?!Przyjdzie pora, to wpuszczę!Szuchow dostrzegł tu\ koło ganku jakby głowę Sieńki Klewszina, ucieszył się, zacząłsię przepychać łokciami w tamtą stronę.Gdzie tam, plecy przy plecach, nie da rady, nieprzeciśniesz się.- Dwudziesta siódma! - krzyczy Kulawiec.- Przechodzić!Dwudziesta siódma wyskoczyła na schodki i czym prędzej do drzwi.A za nią znowuwszyscy pobiegli po stopniach, ci z tyłu naciskają.Szuchow tak\e pcha z całych sił.Trzęsiesię ganek, lampa nad gankiem poskrzypuje.- Znowu, ścierwa? - wścieka się Kulawy.I lagą kogo popadnie po plecach, po rękach,spycha, zwala jednych na drugich.Znów oczyścił schodki z ludzi.Szuchow zobaczył z dołu, \e koło Kulasa stanął Pawło.Tu brygadę przyprowadzaPawło, Tiurin nie będzie się pospolitował w tym tłoku.- Sto czwarta, piątkami ustaw się! - krzyczy z góry Pawło.- A wy się odsuńcieprzyjaciele!Takiego wała, jak przyjaciele się odsuną!- Puść\e, bałwanie! Jestem z tamtej brygady - szarpie kimś Szuchow.Tamten chętnie by puścił, ale i jego ścisnęli ze wszystkich stron.Tłum się kołysze, dusi, byle dostać swoją bałandę.Nale\ną im bałandę.Więc Szuchow spróbował inaczej, złapał za lewą poręcz, objął oburacz słup ganku izawisł nad ziemią.Kopnał kogoś w kolano, dostał po \ebrach, sklęli go, ale ju\ dał nura,oparł nogę na parapecie ganku, przy najwy\szym schodku, czeka.Zobaczyli go nasi, podalirękę, wciągnęli.Kierownik stołówki na odchodnym obejrzał się w drzwiach:- Dawaj, Kulas, jeszcze dwie brygady!- Sto czwarta! - krzyknął Kulawiec.- A ty gdzie się pchasz, ścierwo?!- Sto czwarta! - krzyczy Pawło, przepuszcza swoich.- Ufff! - Szuchow wdarł się do stołówki.Nie czekając, a\ Pawło mu powie, zaczął sięrozglądać za wolnymi tacami.W stołówce jak zawsze - kłęby pary buchają od drzwi, ludzie siedzą jeden przydrugim, jak pestki w słoneczniku, snują się między stołami, trącają jeden drugiego, ktośprzepycha się z pełną tacą.Ale Szuchow przywykł do tego przez tyle lat, oczy ma bystre,widzi, \e Sz-#208 niesie na tacy tylko pięć misek, to znaczy, \e to ju\ ostatnia taca brygady.Bo jeśli nie, czemu niesie niepełną?Dogonił go, szepcze mu z tyłu do ucha:- Braciszku! Zamawiam tacę po tobie!- Ju\ tam jeden czeka na nią przy okienku, obiecałem mu.- Kij mu w oko, niech sobie czeka, na drugi raz będzie lepiej pilnował.Dogadali się.Tamten doniósł, gdzie miał donieść, zdjął miski z tacy, Szuchow chwycił tacę, alenadbiegł tamten, który miał ją obiecaną, i złapał z drugiej strony.Chudy, drobniejszy ni\Szuchow.Szuchow przysunął mu tacą, tamten poleciał a\ pod słup, puścił.Szuchow tacę podpachę i do okienka.Pawło stoi w kolejce, martwi się, \e nie ma tac.Ucieszył się:- Iwan Denisycz! - i odpycha zastępcę brygadzisty dwudziestej siódmej brygady, którystał przed nim.- Przepuść! Co stoisz po pró\nicy? U mene podnosy je!Patrzeć, a tu i Hopczyk, smyk jeden, niesie tacę.- Zagapili się - śmieje się - a ja ściągnąłem.Z Hopczyka będzie jeszcze zek jak się patrzy.Za jakieś trzy lata poduczy się,podrośnie - wró\ą mu, \e będzie robił co najmniej w magazynie, przy chlebie.Drugą tacę Pawło kazał wziąć Jermołajewowi, potę\nemu Sybirakowi (te\ dostałdychę za niewolę).Hopczyka posłał wypatrywać, przy którym stole kończą wieczerzać.Szuchow oparł skraj swojej tacy na ladzie okienka, czekał.- Sto czwarta! - melduje do okienka Pawło.Okienek jest pięć.Trzy ogólne, w których wydają brygadom, jedno dla tych, którzydostają według listy (dziesięciu chorych na wrzód \ołądka i wszyscy z buchalterii, pouwa\aniu) - w piątym oddaje się naczynia.Biją się tam ci, co wylizują miski.Okienka sąnisko, nieco powy\ej pasa.Nie widać przez nie kucharzy, tylko ręce i chochle.Kucharz ma białe, wypielęgnowane, owłosione, ogromne łapska.Zupełnie jak bokser,a nie jak kucharz.Wziął ołówek, odhaczył u siebie na liście na ścianie:- Sto czwarta! Dwudziestu czterech!Pantielejew widocznie przywlókł się do stołówki.Taki on i chory, suka.Kucharz sięgnął po wielką, chyba trzylitrową chochlę i zaczął mieszać, mieszać wkotle.Kocioł dopiero co nalany, prawie pełny, bucha z niego para.Teraz kucharz wziąłchochlę na trzy czwarte litra, zaczął czerpać, zanurzając nie nazbyt głęboko.- Raz, dwa, trzy, cztery.Szuchow wypatrzył, które miski zostały napełnione, zanim jeszcze gęste osiadło nadnie kotła, a które potem samą ju\ lurą, jałowizną [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Ale dziś, przy kierowniku, nie ma co próbować, tak skuje mordę, \e potem tylko na izbęchorych.Szybciej, szybciej pod ganek, wśród tych jednakowych czarnych waciaków trzeba pociemku sprawdzić, czy sto czwarta jest tu jeszcze.Ale brygady akurat naparły (nie ma wyjścia, ju\ niedługo wydzwonią koniec dnia),pchają się jak do szturmu na twierdzę, ju\ zdobyły pierwszy schodek, drugi, trzeci, czwarty,wdarły się na ganek!- Stójcie, k.wy! - drze się Kulawy, podniósł pałkę na najbli\szych.- Stać! Bo mordęrozkwaszę!, Z tyłu, jak to z tyłu, prawda, popychają, ale i ci na przedzie nie bardzo sięopierają, mają nadzieję, \e ich wepchną do stołówki.Kulawy chwycił oburacz swoją lagę, wysunął ją przed pierś jak opuszczony szlaban ijak nie skoczy, jak nie popchnie tych na przedzie! Fagas, pomocnik Kulawego, te\ naparł nalagę, nawet kierownik nie brzydzi się powalać rąk, te\ chwycił.Ruszyli ostro, a siły mają nieprzebrane, mięso przecie jedzą - odepchnęli.Poprzewracali tych z przodu na tych z tyłu, z góry na dół, zwalili ich jak snopy.- Kulasie pieprzony.twoja mać! - krzyczą z tłumu, ale chowają się za plecamiinnych.Ci z ostatnich szeregów poprzewracali się w milczeniu i podnoszą się milczkiem,byle szybciej, zanim ich zadepczą.Schodki opustoszały.Kierownik stołówki wrócił na ganek, a Kulas stanął nanajwy\szym stopniu i poucza:- Poustawiajcie się piątkami, baranie głowy, ile razy trzeba wam powtarzać?!Przyjdzie pora, to wpuszczę!Szuchow dostrzegł tu\ koło ganku jakby głowę Sieńki Klewszina, ucieszył się, zacząłsię przepychać łokciami w tamtą stronę.Gdzie tam, plecy przy plecach, nie da rady, nieprzeciśniesz się.- Dwudziesta siódma! - krzyczy Kulawiec.- Przechodzić!Dwudziesta siódma wyskoczyła na schodki i czym prędzej do drzwi.A za nią znowuwszyscy pobiegli po stopniach, ci z tyłu naciskają.Szuchow tak\e pcha z całych sił.Trzęsiesię ganek, lampa nad gankiem poskrzypuje.- Znowu, ścierwa? - wścieka się Kulawy.I lagą kogo popadnie po plecach, po rękach,spycha, zwala jednych na drugich.Znów oczyścił schodki z ludzi.Szuchow zobaczył z dołu, \e koło Kulasa stanął Pawło.Tu brygadę przyprowadzaPawło, Tiurin nie będzie się pospolitował w tym tłoku.- Sto czwarta, piątkami ustaw się! - krzyczy z góry Pawło.- A wy się odsuńcieprzyjaciele!Takiego wała, jak przyjaciele się odsuną!- Puść\e, bałwanie! Jestem z tamtej brygady - szarpie kimś Szuchow.Tamten chętnie by puścił, ale i jego ścisnęli ze wszystkich stron.Tłum się kołysze, dusi, byle dostać swoją bałandę.Nale\ną im bałandę.Więc Szuchow spróbował inaczej, złapał za lewą poręcz, objął oburacz słup ganku izawisł nad ziemią.Kopnał kogoś w kolano, dostał po \ebrach, sklęli go, ale ju\ dał nura,oparł nogę na parapecie ganku, przy najwy\szym schodku, czeka.Zobaczyli go nasi, podalirękę, wciągnęli.Kierownik stołówki na odchodnym obejrzał się w drzwiach:- Dawaj, Kulas, jeszcze dwie brygady!- Sto czwarta! - krzyknął Kulawiec.- A ty gdzie się pchasz, ścierwo?!- Sto czwarta! - krzyczy Pawło, przepuszcza swoich.- Ufff! - Szuchow wdarł się do stołówki.Nie czekając, a\ Pawło mu powie, zaczął sięrozglądać za wolnymi tacami.W stołówce jak zawsze - kłęby pary buchają od drzwi, ludzie siedzą jeden przydrugim, jak pestki w słoneczniku, snują się między stołami, trącają jeden drugiego, ktośprzepycha się z pełną tacą.Ale Szuchow przywykł do tego przez tyle lat, oczy ma bystre,widzi, \e Sz-#208 niesie na tacy tylko pięć misek, to znaczy, \e to ju\ ostatnia taca brygady.Bo jeśli nie, czemu niesie niepełną?Dogonił go, szepcze mu z tyłu do ucha:- Braciszku! Zamawiam tacę po tobie!- Ju\ tam jeden czeka na nią przy okienku, obiecałem mu.- Kij mu w oko, niech sobie czeka, na drugi raz będzie lepiej pilnował.Dogadali się.Tamten doniósł, gdzie miał donieść, zdjął miski z tacy, Szuchow chwycił tacę, alenadbiegł tamten, który miał ją obiecaną, i złapał z drugiej strony.Chudy, drobniejszy ni\Szuchow.Szuchow przysunął mu tacą, tamten poleciał a\ pod słup, puścił.Szuchow tacę podpachę i do okienka.Pawło stoi w kolejce, martwi się, \e nie ma tac.Ucieszył się:- Iwan Denisycz! - i odpycha zastępcę brygadzisty dwudziestej siódmej brygady, którystał przed nim.- Przepuść! Co stoisz po pró\nicy? U mene podnosy je!Patrzeć, a tu i Hopczyk, smyk jeden, niesie tacę.- Zagapili się - śmieje się - a ja ściągnąłem.Z Hopczyka będzie jeszcze zek jak się patrzy.Za jakieś trzy lata poduczy się,podrośnie - wró\ą mu, \e będzie robił co najmniej w magazynie, przy chlebie.Drugą tacę Pawło kazał wziąć Jermołajewowi, potę\nemu Sybirakowi (te\ dostałdychę za niewolę).Hopczyka posłał wypatrywać, przy którym stole kończą wieczerzać.Szuchow oparł skraj swojej tacy na ladzie okienka, czekał.- Sto czwarta! - melduje do okienka Pawło.Okienek jest pięć.Trzy ogólne, w których wydają brygadom, jedno dla tych, którzydostają według listy (dziesięciu chorych na wrzód \ołądka i wszyscy z buchalterii, pouwa\aniu) - w piątym oddaje się naczynia.Biją się tam ci, co wylizują miski.Okienka sąnisko, nieco powy\ej pasa.Nie widać przez nie kucharzy, tylko ręce i chochle.Kucharz ma białe, wypielęgnowane, owłosione, ogromne łapska.Zupełnie jak bokser,a nie jak kucharz.Wziął ołówek, odhaczył u siebie na liście na ścianie:- Sto czwarta! Dwudziestu czterech!Pantielejew widocznie przywlókł się do stołówki.Taki on i chory, suka.Kucharz sięgnął po wielką, chyba trzylitrową chochlę i zaczął mieszać, mieszać wkotle.Kocioł dopiero co nalany, prawie pełny, bucha z niego para.Teraz kucharz wziąłchochlę na trzy czwarte litra, zaczął czerpać, zanurzając nie nazbyt głęboko.- Raz, dwa, trzy, cztery.Szuchow wypatrzył, które miski zostały napełnione, zanim jeszcze gęste osiadło nadnie kotła, a które potem samą ju\ lurą, jałowizną [ Pobierz całość w formacie PDF ]